Co może mieć wspólnego szanowany, trzeźwo myślący astronauta z ogólnie wyszydzanymi teoriami i wiarą w istnienie inteligentnych form życia w Drodze Mlecznej poza naszą planetą oraz z pobytem obcej cywilizacji na Ziemi w czasach pradawnych? Wydawać by się mogło, że kompletnie nic. A jednak nikt nie może mieć większej wiedzy na temat pozaziemskich cywilizacji niż ludzie, którzy Ziemię opuścili.
Foto: NASA |
Jak ogólnie wiadomo, by zostać astronautą, należy przejść szereg rygorystycznych badań. Pod tym względem NASA dokonuje selekcji niezwykle skrupulatnie. Kosmos jest tylko dla najzdrowszych i najsilniejszych tak fizycznie, jak i psychicznie. Chcąc zostać astronautą, badań lekarskich sobie nie kupimy, jak to jest powszechnie stosowane w Polsce podczas badań wstępnych, okresowych czy wysokościowych. Podkreślmy zatem jeszcze raz – Kosmos tylko dla najsilniejszych i najzdrowszych tak fizycznie, jak i psychicznie.
Oficjalnie uznaliśmy za fakt, że misja Apollo 11 osiągnęła sukces, lądując na Księżycu. Oficjalnie uznaliśmy za fakt, że astronauci Neil Armstrong i Buzz Aldrin jako pierwsi ludzie zdobyli Srebrny Glob. Oficjalnie uznaliśmy za fakt, że miliony ludzi na całym świecie oglądali to wydarzenie w swoich telewizorach. A skoro tyle faktów uznaliśmy za fakt, to siłą rzeczy musimy uznać za fakt jeszcze jeden przemilczany szczegół – dwuminutową przerwę w transmisji, która nie wynikła z przyczyn technicznych. Dlaczego zdecydowano się przerwać transmisję? Z uwagi na ówczesną siłę propagandy w samym centrum zimnej wojny musiało to być coś, co przewyższało sowieckie upokorzenie. Długie lata ludzkość łagodnie trawiła informacje o problemach technicznych, ale... z czasem wszystko ulega zmianie w takim stopniu, jak zmianie uległ sam Neil Armstrong. Czy miało to jakiś związek z przerwą w transmisji? A może Neil Armstrong kogoś lub coś dostrzegł na Księżycu? To z pewnością tłumaczyłoby jednocześnie przerwę w transmisji oraz wewnętrzną przemianę astronauty po zakończeniu misji Apollo 11. Świat miał się dowiedzieć o lądowaniu na Księżycu, a nie o tym, co Armstrong tam widział i o czym meldował na bieżąco. Nonsens!
Nonsens? A może jednak nie, o ile weźmiemy pod uwagę miliony odtajnionych dokumentów CIA. Agencja zdecydowała się na odtajnienie dokumentów, aby stać się bardziej wiarygodną. Nastąpiło to po wielu pozwach przeciwko CIA i apelach ze strony zwolenników wolnego dostępu do informacji. Wśród odtajnionych dokumentów znajdują się także akta dotyczące badań zjawiska UFO – od samych obserwacji, po relacje z porwań. Naiwny jednak człowiek, który uważa, że CIA odtajniła cały komplet. Pomimo tego, cieszmy się z tego, co mamy. A co mamy, co może interesować nas w tym wątku? Wypowiedź Neila Armstronga, że w chwili lądowania na powierzchni Księżyca załoga lądownika Eagle nie była jedynymi obecnymi tam inteligentnymi istotami.
„Ich statki znacznie przewyższały nasz pod względem szybkości i technologii" – miał powiedzieć Armstrong.
Ogólnie wiadomo, że piloci samolotów pasażerskich milczą, jeśli dostrzegą na swym kursie Niezidentyfikowany Obiekt Latający, gdyż grozi to zawodową degradacją. A tymczasem Neil Armstrong melduje o UFO podczas lądowania na Księżycu? O czym zatem może meldować w chwili, kiedy stąpał po Księżycu, że zdecydowano się przerwać transmisję? Nieoficjalnie, według pracowników NASA, którzy zdecydowali się przerwać zmowę milczenia, miał zameldować, że na skraju krateru widzi inteligentne istoty oraz należący do nich sprzęt. Brzmieć to może jak tania teoria spiskowa, ale...
Po powrocie na Ziemię Neil Armstrong stał się całkiem innym człowiekiem. Do tej pory sceptyk co do istnienia inteligentnej formy życia w naszej części Kosmosu, nagle nabrał Dänikenowskiej pewności ich istnienia tak w naszym Układzie Słonecznym, jak i na samej Ziemi. Dużo czasu zaczął poświęcać na odnajdywaniu śladów pobytu obcej cywilizacji na Ziemi w zamierzchłej przeszłości. Jakby wiedział czego szukać i gdzie. Przekonany był, że Obcy zostawili na Ziemi ukryte informacje gdzieś w dżungli w Ekwadorze. Skąd mógł mieć nagle taką wiedzę? Nie odważę się na to pytanie odpowiedzieć wprost, ale...
W gęstej dżungli na wschodnim stoku Andów w prowincji Morona Santiago w Ekwadorze znajduje się jaskinia Cueva de los Tayos. Niejaki Juan Moricz twierdził, że zbadał Cueva de los Tayos w 1969 roku i odkrył tam stosy złota, starodawne artefakty oraz metalową bibliotekę. Wszystko to miało znajdować się w sieci wydrążonych sztucznych tuneli, które zostały stworzone przez zaginioną cywilizację. Wydawać się może, iż ludzi takich jak Moricz jest wiele i każdy z nich twierdzi, że coś, gdzieś w odludnym miejscu znalazł. Zazwyczaj takie relacje są ignorowane, ale nie tym razem. W roku 1976 zorganizowano największą i najdroższą ekspedycję naukową pod względem eksploracji jaskiń, by potwierdzić relację Moricza. W wyprawie wzięło udział ponad stu naukowców z różnych dziedzin oraz, a jakże, czołową postacią ekspedycji był astronauta Neil Armstrong. Oficjalnie w jaskiniach odkryto liczne i cenne artefakty, ale samej Złotej Biblioteki Obcych nie odnaleziono. Jeśli wierzyć Moriczowi, który stwierdził, że ekspedycja skupiła się na złym kompleksie jaskiń, należy uznać, iż Złota Biblioteka Obcych, jak również inne dowody technologii zaginionych cywilizacji, wciąż czeka swoje odkrycie. Oczywiście nieznanemu nikomu Moriczowi możemy bezkarnie zarzucić kłamstwo, ale najsławniejszy astronauta Armstrong? Co go pchnęło w tak trudną ekspedycję? Intuicja, ciekawość, wiara czy wiedza? A jeśli wiedza... ?
Wówczas tajemnica wiary ukrywana przed wiernymi nabiera klarownego znaczenia, a pradawne pisma takie jak Księga Henocha, nie bez powodu zostają odrzucane przez religijnych przywódców.