Jednym z najdziwniejszych przypadków zaginięcia, jakie kiedykolwiek zarejestrowano, jest sprawa Stevena Kubackiego, który niemal dosłownie zniknął na zamarzniętym jeziorze Michigan, by po piętnastu miesiącach pojawić się równie nagle, jak zaginął w odległości 1000 km od miejsca, gdzie urywały się jego ślady na śniegu.
Historia z pozoru fantastyczna, z tą tylko różnicą, że prawdziwa. W lutym 1978 roku Steven Kubacki, 24-letni wówczas student historii, wyruszył na samotną pieszą wycieczkę przez skute lodem jezioro Michigan. Zbyt długa nieobecność Stevena wywołała niepokój wśród jego bliskich znajomych i przede wszystkim jego najbliższej rodziny, która zgłosiła zaginięcie Stevena. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. 20 lutego na brzegu jeziora Michigan znaleziono narty zaginionego wraz z kijkami, a następnie plecak. Stevena jednak nie odnaleziono, a jedynie ślady na śniegu, który pokrywał zamarzniętą powierzchnię jeziora. Ze zdumieniem stwierdzono, że ślady nagle urywają się, jakby Kubacki rozpłynął się w powietrzu. Do ekipy ratunkowej dołączono śmigłowce, by zbadać cały rozległy teren. Bez skutku. Śladu zaginionego na przestrzeni setek kilometrów nie dostrzeżono. Uznano zatem najprostsze rozwiązanie, które nawet u niektórych członków ekipy ratunkowej budziły wątpliwości, iż Steven wpadł do jeziora w miejscu, gdzie kończyły się jego ślady. Tu trzeba wspomnieć, iż Steven Kubacki pomimo młodego wieku nie był amatorem podobnych wypraw. Miał za sobą kilka wypadów wspinaczkowych w Europie i potrafił ocenić stopień ryzyka. Poza tym zastanawiano się, dlaczego na brzegu porzucił plecak. Jedynym wytłumaczeniem było samobójstwo, w co rodzina Stevena absolutnie nie wierzyła. Jego bliscy znajomi również stanowczo odrzucali taki pomysł, twierdząc, iż Steven był pełen życia i miał bogate plany na przyszłość.
"Powiedzieli nam, że pod nogami Stevena załamał się lód i nasz syn utopił się w jeziorze. Absolutnie w to nie wierzyliśmy, a tym bardziej w samobójstwo" – mówił ojciec Stevena, John Kubacki
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Steven Kubacki nie dawał znaku życia. Nie było też odzewu po licznych ogłoszeniach w prasie. Nikt Stevena nie widział od czasu jego zaginięcia, co zmusiło do przyjęcia wersji, iż zaginiony nie żyje. Sprawę uznano za zamkniętą, pomimo że ciała nie odnaleziono.
Ale na tym nie koniec tajemnicy zniknięcia Stevena Kubackiego. Wręcz przeciwnie. Tajemnica dopiero zaczęła nabierać barw, kiedy w maju 1979 roku, 15 miesięcy po zaginięciu, Steven pojawia się równie nagle, jak zniknął, tyle tylko, że w Pittsfield w stanie Massachusetts oddalonym od miejsca zaginięcia o 1000 km. Przy sobie w plecaku miał pisma Konfucjusza, stare mapy, buty do biegania oraz koszulkę z maratonu w Wisconsin. Wiedział, że te rzeczy nie należą do niego, ale do kogo i skąd je miał – nie potrafił powiedzieć. Ubrania, które miał na sobie również nie były jego własnością. Nie potrafił odpowiedzieć na pytania, gdzie był i co robił przez 15 miesięcy. Nikt również nie potwierdził nigdzie jego obecności w okresie tychże miesięcy. Jedyne co Steven pamięta z dnia zaginięcia to przenikliwe zimno oraz coś, co sam nazwał „czarną dziurą”, cokolwiek miałoby to znaczyć.
To, gdzie Kubacki był, kiedy go szukano i co robił przez ponad rok swojej nieobecności, pozostanie tajemnicą na zawsze. Przyjmując nawet, że doznał nagłej utraty pamięci, to przecież musiałby trafić choćby do szpitala, gdzie rozpoznano by jego wizerunek. Jeśli żył nie znając własnej tożsamości, to skądś musiał brać pieniądze na życie. Gdzieś musiałby zostać odnotowany i rozpoznany. Ktoś musiał go w tym czasie widzieć. Nic... kompletna pustka tak w głowie Kubackiego, jak i otoczenia.
Dziś Steven Kubacki niechętnie wraca do tamtych wydarzeń. Nie ma co się dziwić, ale w całej tej tajemniczej sprawie jest jeszcze jeden, równie tajemniczy wątek. Zaginięcie Kubackiego na jeziorze Michigan nie jest odosobnionym przypadkiem. Jezioro Michigan bowiem samo w sobie jest jedną tajemnicą, a pewien obszar jeziora nazywany jest drugim Trójkątem Bermudzkim lub Trójkątem Michigan. Tajemnicze zaginięcia statków i ludzi notowano tam od lat, o czym więcej w notce Trójkąt Jeziora Michigan.