20.05.2018

Diabelska Biblia - Codex Gigas





„Mając przed sobą księgę, 
nie powinniśmy zadawać sobie pytania, co ona zawiera, 
ale co chce powiedzieć”.

Umberto Eco




Jednym z najbardziej tajemniczych dzieł w historii jest bez wątpienia potężny rękopis Kodeks Gigas, nazywany czasami Diabelską Biblią dzięki części zawartości dzieła oraz dzięki prastarej legendzie związanej z Kodeksem Gigas, która ma pośredni związek z klątwą dotykającą późniejszych właścicieli Wielkiej Księgi.


Codex Gigas otworzony na stronie przedstawiającej wizerunek diabła
Fot. Kungl. biblioteket
Kodeks Gigas to właściwie najpotężniejszy manuskrypt świata o wymiarach ponad 1 metr wysokości, 50 cm szerokości i wadze 75 kg, zawierający głównie Biblię, tak Stary, jak i Nowy Testament, ale z pewnymi dodatkami, które tę księgę czynią tajemniczą i niezwykłą. Oprócz całej Biblii Kodeks zawiera encyklopedię Etymologiae Izydora z Sewilli, Antiquitates oraz De bello Judaico Józefa Flawiusza, Chronica Boemorum Kosmasa z Pragi, traktaty historyczne, etymologiczne i medyczne, kalendarz z nekrologiem, listę braci zakonnych z klasztoru w Podlažicach, magiczne formuły oraz wiele innych tekstów i... wizerunek samego diabła, co nadało jej nazwę Biblia Diabła. Właściwie to śmiało można powiedzieć, iż Kodeks Gigas wiąże się tylko z tajemniczością i niezwykłością. Od samego jej autora aż po całą zawartość i jej późniejsze dzieje aż do dziś.

Strona z Codex Gigas przedsatwiająca kalendarz
Kalendarz
Manuskrypt najprawdopodobniej napisany został w Czechach, w benedyktyńskim klasztorze w Podlažicach, w XIII wieku. Oficjalnie przyjmuje się datę ukończenia Księgi w roku 1230, na podstawie znalezionego w Kodeksie zapisu. Autor i dokładna data ukończenia dzieła jest jednak nieznana, jak również nie jest znany okres tworzenia Księgi. Badania nad pismem wykazały jednak, iż musiał ją pisać jeden człowiek, a dokładność w każdym znaku od pierwszej po ostatnią kartę jest wręcz uderzająca. Każda litera i każdy znak są niemal identyczne, jakby wyszły spod druku, pomimo iż Księga została napisana ręcznie. Tak doskonała jakość, staranność nad każdym znakiem i każdym rysunkiem wskazuje, że dzieło tak obszerne pisane przez jedną osobę, musiało trwać przez długie lata. A mimo to ani jedna literka nie wykazuje zniekształcenia wskazującego na zmęczenie, drżenie ręki czy coraz słabszego wzroku i zdrowia autora.

Kaligrafia jest doskonała od początku do końca, a doskonałość kaligrafii wskazuje na doskonałość skryby, który tworzyć musiał manuskrypt przez kilkadziesiąt lat. Wizerunek samego diabła w kartach Kodeksu oraz licznych formuł magicznych w jednej Księdze z tradycyjną Biblią wzbudziło legendę, iż autorem Kodeksu Diabła musiał być potępiony mnich, który zaprzedał duszę diabłu. Według mitu jeden z mnichów miał ciężko zgrzeszyć, za co skazano go na śmierć głodową w zamurowanym pomieszczeniu. Uprosił jednak opata by ten darował mu życie, ale w zamian miał stworzyć w jedną noc księgę z pełną wiedzą świata, która przyniesie chwałę klasztorowi. Siłą rzeczy nie dając rady dokonać takiego cudu w jedną noc, nad ranem miał wezwać samego diabła, któremu za pomoc zaprzedał duszę. Według bardziej humanitarnej wersji mnich ten sam miał poprosić o izolację od świata zewnętrznego w ramach pokuty, by w samotności móc poświęcić się stworzeniu najpotężniejszego rękopisu w dziejach świata. Dla nas może bez znaczenia jest, która wersja jest prawdziwa, ale nie dla samego autora Kodeksu Gigas, a honor uratowała mu korekta błędnie tłumaczonego łacińskiego słowa inclusus. Jak było naprawdę, nie wie dziś nikt.

Tajemnica powstania dzieła jest do dziś niewyjaśniona. Faktem jest, że Kodeks Gigas powstał, a późniejsze dzieje ludzi znajdujących się w jego sąsiedztwie dotykały niewyjaśnione tragedie, jakby Wielka Księga miała moc czynienia wokół siebie zła. Kilkadziesiąt lat wystarczyło, by Biblia Diabła zdobyła rozgłos w świecie pełnym przesądów, a sam klasztor zyskał dzięki niej faktyczny rozgłos. Niestety popadł w ruinę już na początku XIV wieku, co zmusiło opactwo bankrutującego klasztoru do sprzedania go innemu zakonowi Białych Mnichów, i wędruje do Sedlec. W nowym miejscu zamieszkania tajemniczej księgi zaczynają dziać się dziwne zbiegi okoliczności złych wydarzeń, a zakon zaczyna popadać w finansową ruinę, jak to miało miejsce w poprzednim klasztorze. Nie wiadomo czy ówczesny biskup z Sedlec wiąże tragiczne wydarzenia z Biblią Diabła, ale postanawia pozbyć się manuskryptu, odsyłając go z powrotem. Puszka Pandory została jednak rozpieczętowana, uruchamiając kolejną reakcję łańcuchową dramatu. Pandemia dżumy zebrała żniwo tysięcy niewinnych ofiar. Do dziś odwiedzając klasztor w mieście Sedlec można oglądać pamiątkę tamtych wydarzeń, a sam klasztor został zmieniony na muzeum, gdzie czaszki i kości zmarłych posłużyły jako materiał konstrukcyjny dla stworzenia niemal całego wystroju obiektu, w tym kapliczek, ołtarzy, żyrandoli.

Codex Gigas z wizerunkiem diabła
Wizerunek diabła
Dalsze znane dzieje Kodeksu Gigas to wiek XVI. Książę Rudolf II zafascynowany okultyzmem dowiaduje się o magicznej potędze Wielkiej Księgi oraz dowiaduje się, gdzie aktualnie Diabelska Biblia przebywa. Jako wpływowy monarcha wkupuje się w łaski opata zakonu i otrzymuje Biblię Diabła w prezencie. Rudolf z maniakalną dokładnością bada Wielką Księgę, szukając w niej magicznych mocy zaklęć nie dostrzegając zmian w własnej osobowości. Staje się aspołeczny, zaczyna popadać w paranoję, zaniedbuje swoje obowiązki, a najważniejszym punktem w życiu Rudolfa jest słynna Księga Diabła. Nietrudno domyślić się, iż taka zmiana czyni go niezdolnym do sprawowania władzy i zostaje strącony z tronu przez członków własnej rodziny, aż w końcu umiera niemal w samotności. Na naprawę królestwa było już za późno. Armia szwedzka pokonała zaniedbane królestwo Rudolfa, a Kodeks Gigas po raz kolejny zmienił właściciela i podróżuje do zwycięskiej Szwecji. Księgę otrzymuje córka Gustawa II Adolfa, Krystyna, która była królową Szwecji w latach 1632–1654 z racji tego, iż Gustaw nie miał potomka męskiego. W królewskiej bibliotece królowej Krystyny, Kodeks Gigas zajmuje czołowe miejsce wśród najcenniejszych dzieł. Królowa jednak w krótkim czasie również doznaje dziwnej przemiany. Abdykuje, przechodzi na katolicyzm i opuszcza Szwecję, ale co najdziwniejsze, nie zabiera ze sobą najcenniejszego manuskryptu, jakby chciała od niego uciec. Biblia Diabła pozostaje w zamku, w którym nagle, w roku 1697 dochodzi do wielkiego pożaru. Płonie dosłownie wszystko łącznie z bogatą zawartością cennej biblioteki. Co najdziwniejsze przy tak ogromnych zniszczeniach Biblia Diabła zostaje cudem uratowana z płomieni. Ogień pożarł wiele tomów drogocennego księgozbioru, pochłonął wiele ofiar bezpośrednio, jak również ofiar za karę dopuszczenia do pożaru, a sama Biblia Diabła przetrwała niemal nienaruszona.

Obecnie Diabelska Biblia jest przechowywana w Bibliotece Królewskiej w Sztokholmie. Tożsamość autora do dziś jest zagadką jak w przypadku innego tajemniczego manuskryptu, Księgi Wojnicza. I choć Manuskryptu Wojnicza nigdy nie udało się rozszyfrować, tak zapis w Kodeksie Gigas jest nam znany jak najbardziej, ale zagadką jest wciąż sens znaczeniowy całego dzieła, gdzie wizerunek diabła wraz z okultystycznymi zaklęciami, miesza się w jedno ze świętymi zapisami Biblii, która wszakże powinna być oddzielona. Czy autor w ten sposób chciał nam coś przekazać tajemniczego, co nie powinno być ujawnione zwłaszcza za czasów panowania kościoła? A może to, że kościół ma więcej wspólnego z diabłem, niż jesteśmy tego świadomi?

12.05.2018

Naturalny portal czasu





„Nigdy nie rób wczoraj tego, co powinieneś zrobić jutro. 
Jeśli w końcu Ci się uda, nie próbuj ponownie”. 

Robert A. Heinlein




Wszystko, co nie jest sprzeczne z prawami fizyki, musi być możliwe. Podróży w czasie nie wykluczają żadne prawa fizyki. Budowa portalu czasu jest poza naszym zasięgiem, ale nie oznacza to, że Natura sama nie stworzyła naturalnych portali czasu, w które człowiek nieświadomie wpada.


Zegary wskazujące inny czas dla obserwatora
Czwarty wymiar - Czas
Któż z nas nigdy nie zastanawiał się nad możliwością podróży w czasie? Temat tak popularny, a przy tym fantastyczny, że wręcz niemożliwy do zgłębienia, nie mówiąc już o tym, że podróże w czasie można uznać za coś realnego. Marzenia nic nie kosztują, ale zawsze kończą się stwierdzeniem, że podróż w czasie nie jest możliwa. A może jest możliwa, ale jeszcze tego nie odkryliśmy? Istnieje bowiem coś, co zmusza nas do głębszej analizy tematu i zastanowienia się jak to możliwe, że istnieje coś, co jest ogólnie przyjęte za niemożliwe?

Wyobraźnię i marzenia o podróżach w czasie rozbudził w ludzkości Herbert George Wells, który w 1895 roku napisał powieść science fiction pod tytułem "Wehikuł czasu" (The Time Machine). Książka szybko stała się światowym bestsellerem, a czytelnicy zafascynowani tematem, zaczęli zastanawiać się nad realnością pokonywania bariery czasu.

Jak najprościej zdefiniować zjawisko pokonania bariery czasu?


Podróż w czasie jest po prostu pojęciem ruchu między różnymi punktami w czasie w sposób analogiczny do ruchu między różnymi punktami w przestrzeni. Urządzenie znane jako "wehikuł czasu" z powieści Wellsa może nam pomóc w podróży w różnym czasie. Takiego urządzenia jeszcze nie zbudowano i pewnie prędko nikt nie zbuduje z przyczyn typowo technicznych. Nie osiągniemy bowiem w najbliższej przyszłości takiej technologi, aby zbudować pojazd, który będzie poruszał się z prędkością światła (około 300 000 km/s). A osiągnięcie takiej prędkości jest niezbędne, by odczuć podróż w czasie, bowiem nie mając świadomości, w czasie podróżujemy nawet dziś, ale na poziomie milionowych części sekund, co czyni ową podróż wręcz niemożliwa do odczucia. Czas bowiem jest tak złożonym czynnikiem, iż jego prędkość zależy od wielu czynników nawet tu na Ziemi, gdyż w dużej mierze zależny jest od siły grawitacji. Inaczej zatem zachowuje się dla człowieka stojącego na poziomie zero na biegunie, inaczej dla człowieka będącego na równiku, a jeszcze inaczej dla człowieka stojącego na szczycie najwyższego budynku na świecie oraz inaczej, co najważniejsze, dla człowieka pędzącego z zawrotną szybkością. Różnice są minimalne na poziomie nanosekund, ale jednak są. Dlatego by odczuć prawdziwy efekt różnicy czasowej, potrzeba prędkości zbliżonej do prędkości światła, która jest zawsze stała. Nawet osiągając tak zawrotną prędkość, jak prędkość światła, czyli niemal 300 000 km/s, pozostaje kwestia przeżycia załogi w takich warunkach. Ale nie wyprzedzajmy faktów.

Nauka twierdzi, iż wszystko, co nie jest sprzeczne z prawami fizyki, jest możliwe. Podroży w czasie nie wyklucza żadne prawo fizyki. Czy wobec tego podróże w czasie są możliwe, ale jeszcze nie znamy sposobu podróżowania?

Dzięki największym umysłom świata wiemy, że podróż w czasie okazuje się możliwa. Albert Einstein sformułował dwie teorie względności.

Szczególna teoria względności powstała już w roku 1905 i zmieniła sposób pojmowania czasu, przestrzeni i ruchu. Od czasu jej ogłoszenia, wzór E = mc² stał się jednym z najbardziej znanych wzorów na świecie. Dzięki szczególnej teorii względności, Albert Einstein udowodnił teoretycznie, że podróż w czasie jest jak najbardziej możliwa, ale tylko w jednym kierunku – w przyszłość.

Ogólna teoria względności zakłada zaś, że podróż w czasie możliwa jest tak w przyszłość, jak i w przeszłość. Oczywiście teoretycznie, gdyż problemy techniczne wciąż są dla nas nieosiągalne. Podróż w czas przeszły ponadto, usiany jest wieloma sprzecznościami z paradoksem dziadka włącznie, a na poparcie niemożliwości podróży w przeszłość podpowiada fakt, iż dziś nie znamy żadnego śladu odwiedzin kogoś z przyszłości. Paradoks dziadka naukowcy próbują obejść teoriami o światach równoległych, gdzie zabijając własnego dziadka, jednak nie zmieniamy biegu historii w świecie nam równoległym, ale tym obok nas, który nie koliduje ze światem w naszym wymiarze. Tak czy inaczej, pozostaje kwestia turystów z przyszłości, których nie obserwujemy dziś, ani nie obserwowaliśmy w przeszłości. O ile oczywiście nie istnieje coś, co nie pozwala nam ich dostrzec w sposób nam znany, a oni nie mają naturalnego prawa ingerowania w przebieg już ustalonych zdarzeń. W przeciwnym razie mógłby dojść kolejny paradoks – coś w rodzaju wieżowca z pominięciem kilku niższych pieter. Nietrudno wyobrazić sobie, że taka budowla metaforycznie porównana do historii, byłaby tragedią w przyszłości i całej drodze aż do szczytu po sam dach przyszłości. Tu może narodzić się kolejne pytanie, który rok jest szczytem w przyszłości? Im więcej wiemy, tym wiemy mniej.

Rzecz jasna na arenie od czasu do czasu pojawiają się ludzie, którzy twierdzą, że przybywają z przyszłości, jak chociażby osławiony John Titor, który twierdził, że urodził się w roku 1998, a w nasze czasy (2000 r.) przybył z 2036 roku. W roku 2000, na forach internetowych zaczął ujawniać się jako „TimeTravel_0” i bogato opisywał wydarzenia po drodze aż do roku 2036.

Z najważniejszych przepowiedni Johna Titora, choć tu bardziej powinno być użyte słowo wspomnień, należy wymienić wybuch III wojny światowej w 2015 roku, do którego nie doszło. Przynajmniej w naszym alternatywnym świecie, a sam przebieg wojny zdumiewająco podobny jest do tego, który ujawniła s. Łucja w III Tajemnicy fatimskiej. Lista jego przepowiedni poprzez wspomnienia z jego punktu widzenia jest dość długa, a niektóry punkty powinny budzić głębokie zainteresowanie pod wieloma względami. Faktem jednak jest, że John Titor nagle stwierdził, że kończy swą działalność w naszym świecie i znikł równie nagle, jak się pojawił. Do dziś jest zagadką nierozwiązaną, bowiem nikomu nie udało się udowodnić mu fałszu, jak również nikomu nie udało się potwierdzić jego prawdziwego pochodzenia. Być może gdyby nie było tak wielu oszustw na tej arenie, świat inaczej by dostrzegał pewne jednostki, biorąc je pod lupę.

Na tym poziomie wiemy, że nauka przyjmuje możliwość podróży w czasie, ale wiemy też, że świadomie w najbliższej przyszłości nie zbudujemy wehikułu czasu, a sama podróż w czasie jest wciąż czymś nieosiągalnym. Wedle tego uznajemy, że nikt nie może przenieść się w czasie, bo chociaż fizyka nie wyklucza takich możliwości, to jednak na razie jest to niemożliwe. Oczywiście cały czas mowa o świadomym podróżowaniu w czasie z zamysłem i pełnej kontroli. Ale jeśli nauka przyjmuje, że coś takiego jest możliwe, choć jeszcze tego nie potrafimy ujarzmić, to czy takie zjawisko nie ma prawa zaistnieć w naturalnych warunkach? Podkreślam słowo naturalnych. Skoro coś istnieć ma prawo, to oczywiste jest, że sama Natura tym bardziej powinna coś takiego tworzyć naturalnym biegiem zjawisk. 

Czy zatem istnieje coś, o czym nie wiemy, że istnieje?


Biblia opisuje młodego człowieka, który wyszedł za miasto na pewien krótki czas, a gdy wrócił, okazało się, że wszyscy na niego czekający ludzie już nie żyją. Nie pozabijani przez wrogów. Umarli naturalnie ze starości, bowiem jakieś warunki sprawiły, że zamiast godziny dla czekających minęło ponad siedemdziesiąt lat. Młody człowiek nie odczuł w najmniejszym stopniu tego długiego okresu. Dla niego czas biegł naturalnie i nie zestarzał się nawet o rok. Pytanie tylko, czy dla ludzi, którzy go oczekiwali, czas również przebiegał naturalnie? Dla kogo wystąpiła anomalia? Biblię oczywiście można tłumaczyć na wszelkie różne sposoby i zawsze od najwygodniejszej strony interpretatora. Gdzie potrzeba znaleźć fragmenty dosłowne, tam się je znajdzie choćby były największymi bzdurami, a gdzie potrzeba tłumaczyć symbolami, tak interpretowana będzie dosłownie. Mało kto traktuje Biblię w całości jako zapis historycznych faktów, więc rozumiem, że takie fragmenty jak opisane powyżej, zawsze będą tłumaczone jako bzdura i wkładane do jednej półki z Johnem Titorem.

Czasy biblijne to okres bardzo odległy i ciężko dziś dociekać, czy nie zadziałała tam jakaś anomalia naturalna, której wszakże żadne prawo fizyczne nie wyklucza. A co czasami nam bliższymi?

Wizja tunelu czasowprzestrzennego
Tunel czasoprzestrzenny
25 kwietnia 1977 roku, żołnierz armii chilijskiej Armando Valdes, na oczach swoich sześciu kolegów podczas pełnienia służby, nagle rozpłynął się w powietrzu. Zaskoczeni całą sytuacją koledzy wszczęli alarm. Zjawisko było tak nietypowe, że wśród żołnierzy bardziej dominował strach niż chęć szukania kaprala, którzy właściwie nie wiedzieli gdzie, mają go szukać. Po mniej więcej piętnastu minutach kapral Valdes pojawił się równie nagle, jak znikł, ale tak bardzo otumaniony, że nie był w stanie powiedzieć co się z nim działo. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, a jego zegarek wskazywał, że nie było go pięć dni.




W latach 80. naukowcy zainteresowali się przypadkiem pewnego pacjenta ze Szkocji uznanego za psychicznie chorego. Prawdziwego nazwiska nie podano do wiadomości z powodu żyjących do dziś potencjalnych potomków tego człowieka, więc bez wprowadzania w błąd zmyślonym, używanym i tak półoficjalnie nazwiskiem. Ogólnie pacjent został znaleziony na ulicy i zachowywał się, jakby nie wiedział gdzie jest, spanikowany, ubrany w starodawny, ale czysty strój i mówił obcym, dawno nieużywanym akcentem. Przesłuchania i opinia lekarzy zajmujących się nim wykazywały, iż ten twierdzi, że nie poznaje tego miejsca, w którym się znalazł, oraz że nie wie, jak znalazł się na ulicy. Twierdził, iż wyszedł z domu do ogrodu, gdy nagle ujrzał jakby załamanie, falowanie powietrza jakby pod wpływem zmiany temperatury. Później nie pamięta nic aż do czasu pojawienia się wśród tłumu ludzi w całkiem obcym miejscu. Człowiek ten przedstawił się z imienia i nazwiska, które w ogóle nie było zarejestrowane oraz podał datę urodzin z XVIII wieku, co stanowiło dla lekarzy kolejny dowód obłąkania. Naukowcy jednak do sprawy podeszli poważnie i sprawdzili dane, które ten człowiek podał. Okazało się, że człowiek o takim nazwisku żył w XVIII w. dokładnie w miejscu przez niego podanym. Oczywiście do wszelkiego typu takich spraw należy podchodzić ostrożnie, gdyż łatwo ulec pewnym subiektywnym przesądom. Najdziwniejsze w tym przypadku okazało się jednak, iż badania na występujące toksyny w organizmie tego człowieka, nie wykazały żadnych śladów zatruć dzisiejszym przemysłem. Mówiąc krótko, gdyby chciał świadomie kogoś oszukać tym incydentem, musiałby oddychać przez wiele lat wiejskim starym powietrzem oraz odżywiać się przez wiele lat tylko i wyłącznie ekologiczną żywnością. Co też ważne wnikliwe śledztwo naukowców wykazało, że człowiek ten pewnego dnia wyszedł z domu i nigdy nie powrócił. Sprawa nigdy nie została wyjaśniona.

Istnieją udokumentowane relacje o zniknięciach bez powrotu. W 1909 roku jedenastoletni chłopiec Olivier Thomas, w wieczór wigilijny wyszedł do studni po wodę. Do celu nie dotarł nigdy, czego dowodem były ślady urywające się w połowie drogi do studni. Zakrojona na szeroką skalę akcja poszukiwawcza nie przyniosła pozytywnych efektów. Ani ciała, ani żywego chłopca nigdy nie znaleziono.

Takich przypadków bardziej lub mniej udokumentowanych, można przytaczać mnóstwo. Każdego dnia nagle znika tysiące ludzi na całym świecie. Nie można wszystkiego przypisywać nieznanym siłom, anomaliom fizycznym czy porwaniom przez obcych. Wielu z zaginionych chce zniknąć, wielu jest mordowanych, wielu ma zaniki pamięci. Przyczyn jest bardzo dużo i nie każde zagadkowe zniknięcie jest niewytłumaczalne. Podchodząc do tematu z dystansem, trzeba jasno stwierdzić, że stanieją pewne tajemnicze zniknięcia bez odstawienia zwrotnego. Jak wędkarz, który czasem wypuszcza swą zdobycz a czasem nie.

Faktem jest, że istnieje coś, o czym absolutnie nie wiemy i nie zdajemy sobie sprawy, że coś takiego może w ogóle istnieć. A skoro wszystko jest możliwe, czego nie zaprzeczają prawa fizyki, to dlaczego ma to nie występować w naturze? Wszakże wszystko, co człowiek odkrywa, już to istnieje w naturalnym świecie. Naukowcy są o krok od wyjaśnienia i udowodnienia, że podróż w czasie jest możliwa, czemu więc natura ma być w tyle?