"Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego,
że wierzy w nie więcej osób."
Oscar Wilde
Małpki mądrości |
Na wstępie tego niezbyt eleganckiego, dla klasy rządzącej, artykułu, winien jestem krótkie wyjaśnienie, gdyż wiem, jaki panuje podział wśród narodu, który zamiast patrzeć na ręce obecnemu rządowi woli krytykować poprzedni, lub bezmyślnie wywyższać obecny. Artykuł zatem, dla niektórych elegancki nie będzie, ale jak mawiał Albert Einstein; "Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom."
Krawcem nie jestem, ale Polakiem z krwi i kości, pełnoprawnym wyborcą i co najważniejsze człowiekiem, który rozumie, iż naród jako narzędzie wyborcze ma kilka etapów traktowania polityków kandydujących w wyborach. Kilka etapów, gdzie jeden z nich to etap przedwyborczy, gdy chcemy, aby partia na którą oddajemy głos wygrała w wyborach. Ten okres można nazwać wolną amerykanką. Wszystkie chwyty dozwolone, gdyż mamy cel. Cel pozbycia się obecnego rządu i zastąpienia go ludźmi, na których głosujemy. Tu mogę zrozumieć nieustanną krytykę przeciwników i wychwalanie swoich zwolenników, byle zgodnie z prawem i pewnymi zasadami. Oczywiście bez kłamstw także. Jako wyborcy musimy w końcu komuś zaufać. Leonardo da Vinci twierdził, iż "doświadczenie dowiodło, że kto nigdy nie ufa, będzie oszukany", tak i ja komuś zaufać musiałem.
Jakiż ten Leonardo da Vinci był mądry, przewidując wieki temu, że dziś właśnie poczułem się oszukany. I jak nietrudno się domyślić przez Czytelników, wstęp ten jest jakoby przyznaniem się do głosowania na konkretną partię. A jako człowiek myślący i starający się patrzeć obiektywnie na świat rozumiem doskonale, iż dziś jest etap drugi, kolejny po przedwyborczym i dużo ważniejszy, w którym wyborcy nawet, albo przede wszystkim właściwie, powinni patrzeć na ręce rządzących. Nigdy odwrotnie. Na poprzednie rządy wpłynąć dziś nie możemy niczym, ale pilnując rządu obecnego zawsze mamy możliwość wpłynąć na tu i teraz oraz jutro. A to jest najważniejsze.
Reasumując ten wstęp, uważam, że jako wyborca partii rządzącej mam pełne prawo do krytyki partii, którą sam wybrałem. A krytyka jest wymagana zawsze wtedy, gdy jako wyborca widzę, że rząd nie sprawuje swej władzy tak jak powinien oraz odbiega od realizacji programu wyborczego, zastępując niespełnione obietnice manipulacyjną iluzją ich wykonania. Nie ma efektów, nie ma pochwał a pochlebstwo to potrawa, która smakuje wszystkim. Tym bardziej ludziom rządzącym. Tyle tylko, że to już jest kłamstwem. A kłamstw jest wiele i należy je piętnować oraz upubliczniać. A że jest ich wiele, zatem kolejno, stopniowo i nie wszystko na raz, gdyż jest tego zbyt wiele. Zatem od najważniejszych.
Kłamstwo zlikwidowania biedy
Najbardziej perfidnym, ohydnym i haniebnym kłamstwem partii rządzącej jest kłamstwo zlikwidowania biedy. Ot tak sobie nagle. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, z dnia na dzień tuż po wyborach, partia rządząca nagle i coraz częściej zaczyna wprowadzać kłamliwą propagandę likwidacji biedy. Stopniowo niczym ewolucyjna siła natury przekształciła biednych Polaków w bogatych. Ale ktoś zauważył, że jednak ludzie biedni są nadal. Błąd! To nie są ludzie biedni, ale niezaradni i chorzy. Słowo bieda zostaje całkowicie wycofywana z mediów publicznych (czyt. rządowych). Słowo bieda w Polsce już nie istnieje, jest zakazane a na ludzi niemających pieniędzy należy mówić niezaradni.
Czy się mylę? Sprawdźmy.
Prezydent Andrzej Duda w wypowiedzi sprzed wyborów parlamentarnych stwierdza:
„Zbyt wielu ludzi dzisiaj żyje w biedzie; zbyt wielu ludzi, zwłaszcza młodych, mówi, że w Polsce nie ma dla siebie żadnych szans rozwojowych, że nie ma płacy godnej, jeżeli w ogóle jest praca, bo najczęściej nie ma pracy poza wielkimi miastami.” - Wypowiedź z maja 2015 roku.
Zatem co najmniej do drugiej połowy 2015 roku, bieda w Polsce była ogromna, a młodzi nie mieli szans na godziwą płacę.
Andrzej Duda wygrywa wybory prezydenckie i nagle sytuacja zaczyna się zmieniać. Oczywiście to jeszcze nie pełnia sukcesu. Przed nami jeszcze okres oficjalnej biedy do końca października 2015 roku, czyli do wyborów parlamentarnych, które odbyły się 25 października.
Likwidacja biedy zaczyna się od 2016 roku, a prezydent Andrzej Duda, nagle stwierdza, że ubóstwo w Polsce spadło aż o 93 procent.
Andrzej Duda wygrywa wybory prezydenckie i nagle sytuacja zaczyna się zmieniać. Oczywiście to jeszcze nie pełnia sukcesu. Przed nami jeszcze okres oficjalnej biedy do końca października 2015 roku, czyli do wyborów parlamentarnych, które odbyły się 25 października.
Likwidacja biedy zaczyna się od 2016 roku, a prezydent Andrzej Duda, nagle stwierdza, że ubóstwo w Polsce spadło aż o 93 procent.
Coś zatem tu jest nie tak, jak powinno być, gdyż z jedynych działań mających na celu podwyższenie stopy życiowej Polaków, jest podwyższenie najniższej krajowej do 13 zł brutto na godzinę, co oczywiście praktycznie nic nie zmienia w życiu Polaków, którzy zarabiają najniższą krajową. A dodać tu należy, że na umowach z najniższą krajową, pracuje największa liczba Polaków oficjalnie zatrudnionych. Fakt faktem, że często ci ludzie mają płacone „pod stołem” wyższe stawki, jednak na takim procederze tracą dosłownie wszyscy. Państwo, czyli budżet, gdyż otrzymuje podatek od najniższej głodowej pensji, ZUS z tych samych przyczyn oraz najbardziej poszkodowany jest sam pracownik, który zazwyczaj nie ma nic do powiedzenia. Zarabia tylko i wyłącznie sam pracodawca, a od ustawodawcy do pracodawcy niewielka wiedzie droga. Albo się zgadza na pracę z najniższą głodową, albo zastąpi go pracownik z Ukrainy. Pamiętać należy, że dla pracownika z umową na najniższej głodowej, prawdziwa bieda zaczyna się, gdy zachoruje, przechodzi na rentę lub już na emeryturę. Wówczas wszystko ma liczone od tejże najniższej głodowej. Nie miejsce tu rozpisywać o tym, szerzej opisałem to w artykule Demokracja Orwellowska.
Może biedę tę zlikwidował rząd podwyższając kwotę wolną od podatku?
Sprawdźmy, gdyż ludzie często błędnie pojmują ten akt hojności rządu. Kwota wolna od podatku to kwota uzyskana rocznie, a nie miesięcznie, a z takim pojmowaniem sprawy spotykałem się często. Zatem by załapać się na ten akt luksusu, należy zarabiać mniej niż 8 tys. zł rocznie. 8 000 rocznie podzielić przez 12 miesięcy, daje nam dochód w diabelskiej liczbie 666 zł brutto na osobę, byśmy zostali łaskawie zwolnieni z podatku rozliczanego rocznie. Ktoś da radę przeżyć za 666 zł miesięcznie brutto, przy opłacaniu czynszy, gazu prądu? A gdzie jedzenie? Zatem podwyższenie kwoty wolnej od podatku nie zmienia kompletnie nic dla biednych, a tu należy podkreślić, że dla posłów kwota wolna od podatku wynosi 30 tys. zł. Należy coś zatem wybrać, albo mamy kraj równiejszych świń, albo zlikwidowanie biedy jest zwykłym kłamstwem.
Sprawdźmy, gdyż ludzie często błędnie pojmują ten akt hojności rządu. Kwota wolna od podatku to kwota uzyskana rocznie, a nie miesięcznie, a z takim pojmowaniem sprawy spotykałem się często. Zatem by załapać się na ten akt luksusu, należy zarabiać mniej niż 8 tys. zł rocznie. 8 000 rocznie podzielić przez 12 miesięcy, daje nam dochód w diabelskiej liczbie 666 zł brutto na osobę, byśmy zostali łaskawie zwolnieni z podatku rozliczanego rocznie. Ktoś da radę przeżyć za 666 zł miesięcznie brutto, przy opłacaniu czynszy, gazu prądu? A gdzie jedzenie? Zatem podwyższenie kwoty wolnej od podatku nie zmienia kompletnie nic dla biednych, a tu należy podkreślić, że dla posłów kwota wolna od podatku wynosi 30 tys. zł. Należy coś zatem wybrać, albo mamy kraj równiejszych świń, albo zlikwidowanie biedy jest zwykłym kłamstwem.
Pytając fanatycznych zwolenników PiS, jak to jest z tą biedą? Czy jest zlikwidowana faktycznie? Oczywiście, że tak, słyszę odpowiedź. Ale pytam zatem czym? Którą ustawą? Jaką zmianą? A takie pytania są najtrudniejsze, gdyż oczywiście nic takiego nie nastąpiło, więc słyszę często „że jestem albo ślepy, albo ruski troll, albo jestem z KOD”. W takich chwilach często czuję dumę, gdyż wiem, z jakim zacofaniem intelektualnym rozmawiam. Ale pomińmy intelektualne zacofanie fanatyków. Nikt jednak nie potrafi podać konkretnego argumentu powodującego likwidację biedy w Polsce. Nie potrafią podać takiego argumentu nawet sami politycy, którzy wykorzystują w tym celu jedynie program 500 plus. Zaznaczam jednak, że program 500 plus nie miał na celu likwidacji biedy, ale powstał z powodu niżu demograficznego. A podawać program 500 plus jako przyczyna likwidacji biedy to tak, jak twierdzić, że prezes banku korzystający z 500 plus sam zarabia miliony rocznie, ale jego dzieci przed wprowadzeniem programu 500 plus, żyły w skrajnej biedzie.
Poza tym co do programu 500 plus, to nikt łaski nie robi, że "daje" na dzieci. Dzieci nie pracują i nie utrzymają się same, ale dzieci są inwestycją przyszłości, co sprawia, że nikt nikomu nie daje nic za darmo. Te finansowane dziś dzieci kiedyś zaczną pracować i spłacać te 500 plus, które tak na marginesie, powinno być wprowadzone już wieki temu. Dziecko to inwestycja kraju, a nie narzędzie służące politykom do kłamstw w tematach likwidacji biedy.
Jeśli ktoś twierdzi, że bieda w Polsce jest zlikwidowana, zapraszam odwiedzić skupy makulatury lub metalu. Nie stracicie dużo czasu na obserwację. Przez skupy surowców wtórnych przewija się dziennie tysiące biednych Polaków, którzy nie mają za co żyć i nie mają siły przebicia kłamliwej propagandy zlikwidowania biedy w Polsce. A prawda jest taka, że co czwarty Polak żyje w skrajnej biedzie, że jest ponad 400 tys. bezdomnych Polaków i szacuje się, że ogólnie ponad 16 milionów polaków żyje w niedostatku.
Kłamstwo likwidacji umów śmieciowych
Pamiętam przekrzykujących się polityków z partii PiS w debatach w trakcie kampanii wyborczej, jak to skutecznie rozwiążą problem umów śmieciowych. Ależ to były koncerty popisów retorycznych, że poprzednie rządy nie potrafiły zlikwidować umów śmieciowych, a pracownik powinien zarabiać godziwe pieniądze. Jakież to było wtedy dla nich proste, a cała sprawa miała być załatwiona niemal od ręki, tuż po wygraniu wyborów.
Jak ta sprawa przedstawia się dziś?
Spotykam kolegę z zawodu spawacza, który posiada dwudziestoletnie doświadczenie w swym zawodzie. Bywał już na kontraktach w Norwegii, Hiszpanii i Niemczech. W czasie rozmowy absolutnie bez nawiązywania do polityki, w pewnym momencie rozmowy sam pierwszy stwierdził, że Polsce brakuje lat świetlnych do krajów zachodnich, a rozmowa zeszła na temat zarobków. Pierwszy stwierdził, że jak to możliwe, by on, spawacz, z tak dużym doświadczeniem pracował w Polsce za 2000 zł brutto, i dodatkowo na umowie, w której jest napisane, że jego jako pracownika nie obowiązuje Kodeks Pracy. Zdziwiłem się bardzo, myśląc, że te procedery zostały już rozwiązane. Sam zaproponował, że jeśli nie wierzę, to pozwoli mi wykorzystać jego umowę na dowód, że właśnie w Polsce nadal tak jest. Oczywiście nie chciał mieć kłopotów, więc bez danych personalnych.
Kolega spawacz stwierdził, iż takie umowy, której kopię przedstawiam poniżej, to dziś codzienność i jeśli nie zgodzi się na taką umowę, to nikt nigdzie go nie przyjmie. Na umowie jest wyraźnie wskazane, że pracownika nie obowiązuje Kodeks Pracy i co za tym idzie, w razie konfliktu z pracodawcą Sąd Pracy nie przyjmie sprawy. Pracownik, jeśli źle wykona swoją pracę musi zapłacić 2 tys. zł kary, a za każdą nieobecność pracodawca potrąca mu z wypłaty 250 zł, oraz jest również wskazana treść mówiąca o tym, że po wygaśnięciu umowy, bez pisemnej zgody tego pracodawcy pracownik nie ma prawa wykonywać pracy wskazanej przez pracodawcę. Aż złapałem się za głowę i pokazałem tę umowę znajomemu prawnikowi, który stwierdził, że to typowy kontrakt czy inaczej umowa cywilnoprawna, które stosuje się na innych szczeblach. Stanowiska wyższe, firma z firmą lub stanowisko, gdzie pracownik ma szczególne obowiązki i dostęp do tajemnic firmy. Ale na szczeblu pracowników fizycznych to typowe naciąganie pracownika, który właściwie pracownikiem nie jest, bo jak można być pracownikiem, jeśli pracownika nie interesują zapisy wynikające z Kodeksu Pracy? Prawnik ten stwierdził także, że od jakiegoś czasu coraz częściej spotyka się z ludźmi, którzy nie mając wyjścia, szukają pomocy u prawników, gdyż podpisali umowy cywilnoprawne. Ale stwierdził także, że to nie jest absolutnie wina i niedopatrzenie pracownika. Po prostu, jeśli pracownik nie przyjmie pracy na taką umowę, nie będzie jej miał wcale.
Ignorowany Kodeks Pracy |
Obok zapis w umowie o pracę, gdzie Kodeks Pracy jest całkowicie ignorowany, a pracownik nie może wnosić sprawy do Sądu Pracy.
Stawka najniższa krajowa dla doświadczonego spawacza |
Stawka dla spawacza z dwudziestoletnim doświadczeniem w wysokości najniższej krajowej. Jak nie przyjmie, zastąpi go pracownik z Ukrainy.
Kara finansowa zapisana w umowie |
Kara finansowa z góry ustalona w wysokości 2 tys. zł, co jest
równoznaczne z tym, iż pracownik za byle co nie otrzyma ostatniej
pensji.
Zakaz konkurencji, mający nastraszyć pracownika |
Zapisany w umowie zakaz do dalszej pracy pracownika, o ile nie otrzyma on pisemnego zwolnienia od obecnego pracodawcy. Ma to na celu zastraszenie pracownika, iż ten jest całkowicie pozbawiony dalszej pracy zarobkowej, jeśli ten nie dostosuje się do ewentualnych zasad. Oczywiście zgodnie z prawem i.... sprawiedliwością.
I tak na marginesie, gdyż wiem, że padną zarzuty, iż spawacz ten zapewne pochodzi z małego miasteczka, gdzie spawa zwykłe, małe, wiejskie konstrukcje. Otóż NIE. Spawacz ten zmuszony był do przyjęcia owej pracy i podpisania takiej umowy w jednej z firm podwykonawczych, które działają na terenie rafinerii w Gdańsku. A duże firmy nowych pracowników nie przyjmują do pracy, gdyż to im się nie opłaca. Pracownicy z firm podwykonawczych będą zawsze pracować tylko wtedy, gdy jest praca, a jak jej nie ma, idą na bezpłatny przestój.
Kłamstwo dekomunizacji
Dekomunizacji w Polsce nigdy nie było, nie ma i nie będzie nigdy. Polityków wszystkich partii chronią nie immunitety ale układ o nietykalności, na co sama partia rządząca całkiem niedawno dała dowód w Senacie, chroniąc senatora z ramienia PiS, Koguta. Szerzej temat o nietykalności polityków opisałem w artykule Układ o nietykalności a sztuczny konflikt PiS z Prezydentem.
Warto w tym miejscu podkreślić, że przytaczanie dowodu na jakąś formę dekomunizacji poprzez ustawę o dezubekizacji, jest całkowitą dezinformacją i nic kompletnie nie ma wspólnego z dekomunizacją. Dekomunizacja a dezubekizacja, to dwie odrębne rzeczy, i choć wydaje się to zagmatwane, to jednak ma to swój cel. Gdyby rząd chciał dekomunizować wszystkich, to zdecydowana większość starych twarzy, dziś wypudrowanych, którzy zasiadają w Sejmie czy Senacie, musiałaby zniknąć z życia publicznego. A kto podpisuje wyrok na samego siebie? Tu nie mowa o politykach jedynie partii rządzącej, ale mowa o wszystkich politykach. A sama dezubekizacja ogranicza się jedynie do części byłych polityków sprzed 1989 roku, którzy do dziś sprawują wysokie stanowiska rządowe, publiczne i co najważniejsze, wpływowe tak na finanse, jak i na same ustawy.
Ponadto sama ustawa dezubekizacyjna ma w sobie otwarte tylne furtki, które dostrzeże tylko ten, kto szuka innego wyjścia lub tylko ten, kto chce kogoś przez tę furtkę przepuścić. Mowa konkretnie o ludziach, którzy służyli w organach wymienionych w art. 13b. Ci ludzie bowiem, siłą rzeczy i tak nie mogą mieć nic obniżone, gdyż średnia ZUS dla nich zawsze było i jest górną granicą. Ale jest też tu inny problem. Mianowicie taki, że pracując krótki okres w okresie przewidującym dezubekizację a później długie lata po 1990 roku, podlegają oczywiście dezubekizacji. Zatem mamy paradoks, gdzie wystarczyło załapać się na miesiąc w starym systemie a później lata w nowym, człowiek taki do końca życia jest ubekiem. Jego kolega o rok młodszy już nie, gdyż nie załapał się na ten feralny miesiąc, który zaważył na jego koledze. I może to nie jest największym tu problemem, bowiem są większe w tej ustawie. Mianowicie ustawa przewiduje ochronę nawet starych, wysoko postawionych i sadystycznych ubeków. Warto ustawę przeczytać dokładnie jak odbywa się ochrona znajomych, kolegów znajomych, znajomych kolegów znajomych itd. A ustawodawca przewidział katalog otwarty "dowodów" na ochronę byłych ubeków.
Zostawmy jednak ubeków, gdyż omawiając ten temat, należy zadać pytanie rządzącym, dlaczego, skoro były prezydent Lech Wałęsa, ma udowodnione, a tak rząd twierdzi, współpracę ze SB, nie jest dziś karany? Odpowiedź tylko jedna. Prawo nie działa dla wszystkich jednakowo, ale jest uzależnione od stanowiska. Dekomunizując ludzi żyjących dziś, w Sejmie mielibyśmy dziś całkiem świeże twarze, absolutnie nieznane ludziom po pięćdziesiątce.
Dekomunizacja jest zatem zwykłym medialnym dla lansu politycznego kłamstwem, gdyż rząd potrafi dekomunizować dziś jedynie komunistów tuż po ich śmierci. A dlaczego? Bo żyjący komuniści, ale w tamtych latach wpływowi mają szafy. I to nie byle jakie szafy. Nie szafy na ciuszki, ale szafy na papierki. A ludzie rządzący nie wiedzą, na kogo owe papierki są napisane. Tak było z Jaruzelskim, Kiszczakiem i... tak zapewne będzie z Jerzym Urbanem, który również posiada piękną szafę nietykalności. Oczywiście życzę Jerzemu Urbanowi długiego życia, gdyż nie jestem zwolennikiem kopania umarłych, jak polski rząd.
Jako wyborca PiS, ale umiejący dostrzec złe strony partii, którą sam wybrałem, zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu. Zwłaszcza że za te wszystkie kłamstwa rząd przyznał sobie w nagrodę ponad 200 milionów złotych. Pytany poseł z ramienia PiS, Dominik Tarczyński, czy to w porządku wobec narodu przyznawać sobie tak wysokie nagrody, podczas gdy tej zimy zamarznie znaczna liczba ludzi bezdomnych, odparł, iż te nagrody to za mało za tak dobrą zmianę, którą w Polsce uczynili.
A skoro poseł PiS tak twierdzi, to mam pewność, że będę opisywał dalsze kłamstwa dobrej zmiany, i na pewno nigdy więcej nie popełnię błędu z dnia 25 października 2015 roku.
Do tematu zatem wrócę, gdyż kłamstwa wobec ludzi najbiedniejszych są najważniejsze, i tym kłamstwom należało zwrócić najwięcej uwagi.
A skoro poseł PiS tak twierdzi, to mam pewność, że będę opisywał dalsze kłamstwa dobrej zmiany, i na pewno nigdy więcej nie popełnię błędu z dnia 25 października 2015 roku.
Do tematu zatem wrócę, gdyż kłamstwa wobec ludzi najbiedniejszych są najważniejsze, i tym kłamstwom należało zwrócić najwięcej uwagi.