Dlaczego następuje noc po dniu, wszyscy wiemy doskonale. Wiemy też, dlaczego cyklicznie zmieniają się pory roku oraz to, że rok to jedno okrążenie Ziemi wokół Słońca. Nasz Układ Słoneczny jednak to mały trybik w ogromnym mechanizmie, gdzie Słońce wraz ze wszystkimi planetami naszego układu, również podlega silniejszym wpływom centrum Drogi Mlecznej, naszej Galaktyki. Możemy jedynie wyobrażać sobie potęgę czegoś, co znajduje się w centrum Galaktyki, co zmusza nasz Układ Słoneczny do podróży w nieznane. A jeśli przyjąć pewne teorie za słuszne, okazać się może, iż centrum Galaktyki nie zawsze jest takie spokojne, jak się wydaje, tym bardziej że teorie te mówią o cyklicznych zjawiskach, które powinny przebudzić się w czasach obecnych, a które odpowiadają za katastrofy w przeszłości.
Centrum Galaktyki Foto: NASA/JPL-Caltech/ESA/CXC/STScI |
Patrząc na nocne niebo, łatwo możemy zlokalizować gwiazdozbiór Strzelca. Dlaczego jest on dla nas tak ważny? Otóż dlatego, że patrząc w tym kierunku, patrzymy w stronę centrum naszej Galaktyki. Oczywiście gołym okiem niczego szczególnego nie dostrzeżemy, ale mamy już pewne wyobrażenie, w którym kierunku znajduje się ta potężna siła, której podlega cały nasz Układ Słoneczny. Istnieją teorie mówiące, że w centrum Drogi Mlecznej znajduje się tajemnicza, niezbadana Czarna Dziura, czyli obiekt o takiej masie ciała, że nawet światło nie może z niego uciec. Nie jest to potwierdzone ostatecznie, zatem niczego nie możemy przesądzać, wiemy natomiast, że w centrum naszej Galaktyki istnieje coś, co emanuje niewyobrażalnie potężną siłę, która cyklicznie daje o sobie znać niczym Słońce podczas zjawiska nazywanego koronalnym wyrzutem masy (CME). Bardziej szczegółowo o burzach słonecznych, które wywołują burze magnetyczne niebezpieczne dla nas, opisałem w notce Burza magnetyczna a upadek cywilizacji.
Dr Paul A. LaViolette jest autorem teorii, która mówi, że fale kosmicznego promieniowania o wysokiej intensywności przemieszczają się bezpośrednio na naszą planetę z odległego źródła w naszej Galaktyce, co potwierdzają dane naukowe. Jest także pierwszym, który odkrył wysokie stężenia pyłu kosmicznego w polarnym lodzie z epoki lodowcowej, co wskazuje na wystąpienie globalnej kosmicznej katastrofy w czasach pradawnych. Odkrycie to zostało potwierdzone dziesięć lat później w 1993 r. Dzięki danym z sondy kosmicznej Ulysses i przez obserwacje radarowe z Nowej Zelandii, dokonał prognozy na temat przemieszczania się pyłu międzygwiezdnego do Drogi Mlecznej.
Powyżej wymienione odkrycia i sama teoria mają ze sobą ścisłe powiązania, gdyż sugerują, że katastrofa sprzed około 12 000 lat, została wywołana, lub precyzyjniej będzie stwierdzić zapoczątkowana, przez bombardowanie Drogi Mlecznej promieniowaniem pochodzącym z centrum Galaktyki, a na podstawie badań lodowców można wywnioskować, że podobne fale kosmicznego promieniowania o potężnej intensywności następują cyklicznie. Nie znamy przyczyny cyklicznej aktywności czegoś, co znajduje się w centrum Galaktyki, ale wiemy, że jak Słońce przechodzi swoje jedenastoletnie cykle, tak też co kilkanaście tysięcy lat coś zaczyna emanować silnym promieniowaniem kosmicznym wprost z centrum Drogi Mlecznej. Dr P. LaViolette zjawisko to nazwał Galaktyczną Superfalą i na podstawie badań lodowcowych obliczył, że cykliczność promieniowania wskazuje na to, że żyjemy w czasach dużego ryzyka wystąpienia kolejnej Galaktycznej Supefali, która w dalekiej przeszłości, być może była odpowiedzialna za liczne, następujące po sobie co tysiące lat, globalne katastrofy na Ziemi. Nie oznacza to, że kolejna Galaktyczna Superfala nadejdzie jutro czy za rok. Sugerować jedynie może, o ile teoria jest słuszna, że nasza cywilizacja wkrótce może paść jej ofiarą po raz kolejny.
Do tej pory zdawano sobie sprawę, że jądro Galaktyki ma swoje okresy humorów oraz że co jakiś czas następuje przebudzenie i uwolnienie siły trylion, trylionów, trylionów, trylionów silniejszej, niż najsilniejsza znana nam burza słoneczna, a skutki eksplozji odczuwalne są w całej Drodze Mlecznej. Przypomnieć tu należy, iż nasza Galaktyka ma średnicę około 100 000 lat świetlnych i ok. 1000 lat świetlnych grubości, a Słońce oddalone jest od centrum Galaktyki o ok. 28 000 lat świetlnych. Odległości niewyobrażalne, ale na podstawie tych ogromnych odległości możemy sobie wyobrazić potęgę aktywności jądra, skoro wiemy, że promieniowanie kosmiczne odczuwalne jest w całej Galaktyce. Zdawano sobie zatem sprawę z niebezpieczeństwa aktywności centralnego obiektu Galaktyki, ale sądzono, że cykliczność zjawiska nie jest krótsza niż miliony lat. Paul A. LaViolette swymi badaniami rdzeni lodowych dowiódł, że aktywność jądra Drogi Mlecznej następuje nie co miliony lat, ale co ok. 10 000 lat. Dowiódł także, że ostatnia galaktyczna burza nastąpiła ok. 12 000 lat temu, co sprawia, o ile przyjąć stałą cykliczność, że właściwie kolejna Galaktyczna Superfala jest spóźniona.
Zagrożenie dla Ziemi wynikające z kolejnej Galaktycznej Superfali.
Położenie Ziemi na obrzeżu Galaktyki przed bombardowaniem promieniami kosmicznymi chroni nas w bardzo niewielkim stopniu. Centralna eksplozja, jak wcześniej było poruszane, dotyka całą Galaktykę. Najbardziej istotnym dla nas faktem jest to, że promieniowanie w silnym stopniu wpływa na aktywność słoneczną, wywołując słoneczne zderzenie protonowe (SPE). Coś w rodzaju protonowej burzy, co skutkuje efektem podobnym do zorzy polarnej, z tym że w zjawisko zaangażowane są protony, a nie elektrony. Silna burza protonowa ma związek z burzami geomagnetycznymi, które mogą powodować rozległe zakłócenia w sieciach elektrycznych. Poza tym Galaktyczna Superfala silnie wpływa na przebudzenie rozbłysków słonecznych o ogromnej intensywności, co już dla Ziemi jest katastrofalne w skutkach, gdyż silna burza słoneczna ma już bezpośredni wpływ na burze magnetyczne o ogromnym natężeniu. A to z kolei skutkuje zniszczeniem satelit, elektroniki oraz pozbawia nas energii. Zdestabilizowane Słońce bogatsze w silniejsze rozbłyski wpłynie destrukcyjnie na ziemską atmosferę i magnetosferę, a to sprawi znów, że Ziemia i wszystko, co na niej żyje, stanie się bezbronne przed wzmożonym promieniowaniem kosmicznym. Cywilizacja, jaką dzisiaj znamy, staje się z dnia na dzień historią. Efektem ostatniej eksplozji jądra Galaktyki, według LaViolette'a było to ok. 12 000 - 12 900 lat temu, była gwałtowna zmiana klimatu, która przyczyniła się do wyginięcia wielu gatunków zwierząt, łącznie z mamutami.
Jeśli za naszego życia jądro Galaktyki przebudzi swą aktywność wywołując Galaktyczną Superfalę, będziemy o tym wiedzieli z wyprzedzeniem kilku dni. Na niebie w okolicach gwiazdozbioru Strzelca, pojawi się intensywne, silne biało-niebieskie światło. Galaktyczna Superfala dotrze do Ziemi i Słońca dopiero za kilka dni, jako że promieniowanie kosmiczne nie osiąga prędkości światła. Co będzie później i co powinniśmy zrobić? Być może odpowiedź tkwi w starożytnych odkryciach i legendach. Być może ludzie z pradawnych, wysokorozwiniętych, zaginionych cywilizacji potrafili to przewidzieć, skoro zadziwiają dziś naukowców doskonałą wiedzą w wielu dziedzinach, w tym, jak najbardziej astronomii. Jeśli tak było, to nie trudno domyślić się, że odkrywane sieci tuneli pod ziemią były budowane w celach ochronnych. Być może legendarna Agharta była schronem dla ogromnej populacji ludzi pradawnej cywilizacji. Być może pod Piramidami nie tylko w Egipcie, kryją się sieci podziemnych, ochronnych tuneli. Przynajmniej naukowcy są zgodni co do tego, że pod Sfinksem takie tunele występują, a kwestia ich odkrycia jest kwestią czasu.
Czy teoria LaViolette'a jest słuszna? Tego wiedzieć z całą pewnością nie możemy. Wiemy jedynie, że od pradziejów cywilizacje rozwijały się i nagle znikały bez śladu, a zjawisko to zdaje się mieć charakter cyklicznej częstotliwości. Podobnie jak eksplozja jądra Galaktyki.
Może skończymy jak mamuty a po nas będzie coś ciekawszego :)
OdpowiedzUsuńCiężko powiedzieć, co może być ciekawszego od człowieka. Jak to trafnie ujął Mark Twain w słowach: „Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów zrezygnował".
Usuń