22.12.2017

Tajemnica wiary ukrywana przed wiernymi



„Dość jest światła dla tych, którzy pragną widzieć,
a dość ciemności dla tych, którzy trwają w przeciwnym usposobieniu”.


Blaise Pascal



Tajne Archiwa Watykanu
Archivio Segreto Vaticano

Temat tego artykułu wart jest obszernego rozszerzenia, aczkolwiek sam w sobie krótki nie jest. Wylewne wprowadzenie pewnych informacji wynika z wielu ważnych przyczyn, lecz najistotniejszą jest jego powaga, dlatego też krócej nie można, bo jak można zminimalizować największą tajemnicę świata, Tajemnicę Wiary. Skrótowo zatem na tyle, ile to możliwe bez gubienia istoty przekazu, ale bez wdawania się też w szczegóły bardzo istotne.


Ograniczając się tylko do lekkich wyjaśnień pewnych rzeczy, nie wyrażam głośno własnego zdania, gdyż nie jest moim celem narzucać komukolwiek, w co ma wierzyć. To pozostawiam każdemu z osobna. Nie poruszam też obficie tematu okłamywania wiernych przez Kościół, albowiem opisałem to w artykule zatytułowanym Kłamstwa Kościoła. Aby przejść jednak dalej bez poświęcenia kilku zdań wyjaśniających, dlaczego Kościół katolicki tak bardzo skrupulatnie okłamuje swoich wiernych, ukrywa przed nimi i czego się boi, by nie wyszło szeroko na jaw, byłoby zbrodnią wobec tych, którzy poświecili w przeszłości wszystko, aby prawda była rozpowszechniona.

Ślepa wiara zawsze kojarzyła mi się z tajemnicą wiary, a ta skoro jest tajemnicą, musi być ślepa. Mogę zrozumieć jeszcze wojskowe, polityczne, strategiczne czy inne tego typu dokumenty opatrzone klauzulą „TOP SECRET”, ale coś takiego w religii dotyczące wiary? Nie! Tego być nie powinno, gdyż z miejsca rzuca się w oczy ściema, kamuflaż, iluzjonistyczna sztuczka ukrycia czegoś, by skutecznie oszukać całe masy ludzi, którym dziwnym trafem Kościół od tysiącleci zabraniał używania rozumu. Jeśli się tu mylę i zanim ktoś, coś mi zarzuci, niech odpowie na proste pytanie – czego Kościół boi się, nadając klauzulę „TOP SECRET” watykańskiej bibliotece? Co ukrywane jest w „zatęchłych” archiwach i bibliotekach watykańskich tak bardzo, że dostęp tam mają jedynie wybrani i jedynie pod pilnym nadzorem! Jakich tajemnic ujawnienia boi się Kościół i dlaczego, bardziej niż ognia piekielnego? Może dlatego, że piekło sam sobie wymyślił, aby mieć czym straszyć niewiernych? Kto to wie...?

Z pewnością każdy czytając Biblię w całości i z uwagą, używając przy tym rozumu, mam cały czas na myśli, nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż coś w tym wszystkim jest nie tak, jak powinno być. Coś jakby zbiór niedorzeczności zmieszany w jedną całość, coś urywającego się w pół zdania lub coś, czego brakuje, a być powinno. Kościelni teologowie oczywiście mają na to swoje wyjaśnienia złej interpretacji Biblii, ale tu nie chodzi o interpretację. Kler zresztą zawsze chciał, aby Pismo Święte nie było ogólnie dostępne. Wtedy bowiem kler ma tę przewagę, że ślepo wierzącym łatwo może narzucić własną interpretację jako właściwą. Obecna forma Biblii jest tak skonstruowana, że można ją tłumaczyć na wszelkie możliwe sposoby, od teologicznego poprzez psychologiczne aż do inspiracyjnego. W porządku, ale co zrobić z tekstami, które Kościół zna, ale nie chce zrozumieć, lub rozumie, ale nie chce, żeby wierni zrozumieli? Najlepiej odrzucić precz i więcej do nich oficjalnie nie wracać. Takie wyrzucone i budzące grozę wśród kapłanów teksty, to Księgi Apokryficzne, czyli zwoje znalezione często w tym samym miejscu i w tym samym czasie co księgi biblijne, ale które Kościół uznał, że nie powinny być dostępne dla wiernych. Księgi te jednak przetrwały, bo istnieje coś potężniejszego od Kościoła, co nigdy nie pozwoli zataić mu prawdy przed tymi, którzy jej szukają.

Każdy człowiek logicznie myślący, czytając Stary Testament, musiał z pewnością przy licznych fragmentach poczuć się co najmniej zawiedzionym, odnosząc wrażenie niedoinformowania lub jakby wyciętego tekstu. Takich wersetów w całej Biblii jest mnóstwo. Zatrzymajmy się przy jednym z nich, gdyż będzie miał on ogromne znaczenie w temacie tego rozdziału a tu notki.

Księga Rodzaju albo 1. Mojżeszowa, w zależności od przekładu, podaje chronologicznie żywot potomstwa Adama od jego trzeciego syna Seta, którego spłodził na podobieństwo i wyobrażenie swoje. Tak przy okazji ciekawa konkluzja, albowiem należy zwrócić uwagę tu, iż Bóg stworzył Adama na podobieństwo i wyobrażenie swoje.

Wróćmy jednak do tematu.

Dowiadujemy się dalej, że Adam po spłodzeniu Seta, miał liczne potomstwo synów i córek, a umarł w wieku 930 lat. Od razu zaznaczam, iż nie o wiek tu chodzi najbardziej, choć to również wymaga odrębnego wypracowania. Set, gdy miał 105 lat spłodził Enosa, potem dalsze potomstwo. Set podobnie jak Adam chodził po Ziemi z Bogiem i umarł w wieku 912 lat. Enos spłodził Kenana, potem dalsze potomstwo synów i córek i umarł w wieku 910 lat. Kenan spłodził Mahalaleela oraz jego braci i siostry i umarł, mając 905 lat. Mahalaleel spłodził Jareda i dalsze potomstwo i umarł w wieku 895 lat. Jared licząc sobie 162 lata, spłodził Henocha, potem dalsze potomstwo, chodził z Bogiem po Ziemi i umarł w wieku 962 lat. Henoch spłodził Matuzalema, mając 65 lat itd., itp... A ile miał lat, gdy umarł? Tu jest problem, gdyż Henoch chodził po Ziemi w przyjaźni z Bogiem przez 365 lat i nie umarł, jak jego przodkowie. Kościół najchętniej pozbyłby się nawet tej skromnej wzmianki o Henochu z Biblii:
„Henoch po urodzeniu się Metuszelacha żył w przyjaźni z Bogiem trzysta lat i miał synów i córki. Ogólna liczba lat życia Henocha: trzysta sześćdziesiąt pięć. Żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg.” - Księga Rodzaju 22-24 
Księga Henocha
Księga Henocha
Henoch dla Kościoła znikł również z kart Biblii. Dzieci na lekcjach religii, jak można przypuszczać, także nie dowiedzą się, kim był Henoch. Bezlitosny Jozue krwawo wypełniający wolę Boga, baaa... nawet rozkazy samego Boga, by po drodze do zdobycia ziemi obiecanej, wskazanej konkretnie przez niego (Kanaan), wybijać w pień co stanie żywego na drodze włącznie z kobietami, starcami, dziećmi i trzodą chlewną – o TAK! Ten dla Kościoła wart jest uwagi jako wielkiej wagi postać biblijna, wszak zastąpił Mojżesza, który tak przy okazji umarł w cierpieniach na skutek tajemniczej choroby niesłychanie podobnej do dzisiejszej popromiennej tuż po rozmowie twarzą w twarz z samym Bogiem na górze Synaj. Ale Henoch przepełniony mądrością, sprawiedliwy wódz swego narodu, dla Kościoła nic nie znaczy! A dlaczego? Dlatego, gdyż Pisma, które zostawił po sobie, a zostawił, o czym będzie mowa dalej, mogą i powinny nawet wywołać szok wśród wiernych większy, niż powyższe dostępne słowa o Jozue, które to każdy może przeczytać w dzisiejszej Biblii. Skutki takiego szoku są łatwe do przewidzenia – stanowcze osłabienie wpływu kleru!

Kościół zatem starał się za wszelką cenę, aby Henoch został zapomniany, a jego pisma nie trafiły do kanonu Ksiąg Starego testamentu. Na szczęście... uff, dzięki Bogu – Księgę Henocha przyjął do swej Biblii Kościół etiopski, uznając ją za natchnioną.

Henoch w swojej Księdze opisuje Aniołów występujących także w tradycyjnych tekstach, ale w innym zgoła świetle, bardziej przyziemnym i zrozumiałym dla naszego umysłu. W innym świetle opisuje bunt Aniołów, podaje ich w znacznie większej ilości wraz z ich imionami, a nawet samo swoje wzięcie przez Boga do siebie. Nie to ostanie, po którym dla swego ludu znikł, gdyż nie było to jedyne jego wzięcie. Dostaje swego rodzaju NIE poufne zadanie. Bóg polecił mu spisać wszystko, czego doświadczył w niebie i co ujrzał. Dokumentacja ta musiała być dość spora, albowiem Pisma podają liczbę 360 Ksiąg, które to w większości zaginęły, nie bez przyczyny oczywiście. Wszystko, co spisał Henoch, miał przekazać swemu synowi Matuzalemowi z wyraźnym poleceniem przekazywania tego przyszłym pokoleniom. Sam natomiast miał zacząć przygotowania do opuszczenia Ziemi wraz z Bogiem na bardzo długi czas.

Większość ksiąg z dokumentacji Henocha zaginęły, jak wcześniej wspomniałem lub nie zostały jeszcze odnalezione. Wszak działo się to przed potopem, o którym to Henoch został poinformowany, aby ostrzec swój lud. Księgi Henocha dziś znane to przekłady etiopskie i słowiańskie. W obu przypadkach na szczęście i znów dzięki Bogu, zasadnicza treść sprowadza się do tego samego znaczenia. Słowiański przekład zawiera dodatkowo jedynie informacje o tym, jak Henoch wszedł w kontakt z Bogiem, czy raczej jak wcześniej była mowa, z bogami: Księgi świętych przypowieści Henocha, mędrca i wielkiego pisarza, którego Bóg wziął do siebie i ukochał, aby ujrzał miejsce zamieszkania Najwyższego”.

Daremnie szukać podobnych tekstów tradycyjnej Biblii, jak również daremnie szukać konkretnego adresu zamieszkania Boga.

Na obronę wiarygodności Henocha, którego Kościół może uznać za zapomnianego lub mało znanego i niewiarygodnego dodam, że ten numer nie przejdzie. Henoch znany był w starożytnym Egipcie jako jeden z „inżynierów” budowniczych Wielkiej Piramidy pod imieniem Saurid, a wśród Arabów nazywany jest Idris, co oznacza pramędrzec. W języku hebrajskim słowo Henoch znaczy wtajemniczony.

Od dawien dawna Kościół propagował wiernym, narzucał wiedzę równą z niewiedzą historię i wyobrażenie tego, co chciał ukryć wymyślając przeróżne historyjki. Dla najmłodszych wiernych, a taki umysł wchłania wiedzę jak gąbka, najlepiej poprzez kolorowe obrazki rozdawane ochoczo w kościołach w nagrodę za uczestnictwo w mszy świętej oraz, również w nagrodę, eh jaki ten Kościół hojny, za wpuszczenie księdza po kolędzie. Na tych obrazkach uwieczniał w pięknych barwach cudownych aniołów. Wyobraźni wszak należy pomóc.

A co Henoch wie na temat aniołów?

Niech przemówi Księga wyklęta przez Kościół katolicki:

„Kiedy ludzie rozmnożyli się, urodziły im się w owych dniach ładne i piękne córki.Ujrzeli je synowie nieba, aniołowie, i zapragnęli ich. Jeden drugiemu powiedział: Chodźmy, wybierzmy sobie żony z córek ludzkich i spłódźmy sobie dzieci. Szemihaza, który był ich dowódcą, powiedział do nich: Obawiam się, że może nie zechcecie tego zrobić i że tylko ja sam poniosę karę za ten wielki grzech. Wszyscy odpowiadając mu rzekli: Przysięgnijmy wszyscy i zwiążmy się przekleństwami, że nie zmienimy tego planu, ale doprowadzimy zamiar do skutku. Następnie wszyscy razem przysięgli i związali się wzajemnie przekleństwami. Było ich wszystkich dwustu. Zstąpili na Ardis, szczyt góry Hermon. Nazwali ją górą Hermon, albowiem na niej przysięgali i związali się wzajemnie przekleństwami". - Księga Henocha 6, 1-6

Zadziwiające jest tu to, że szósty rozdział Księgi Rodzaju zaczyna się podobnie znaczeniowo, ale bez szczegółów. Tu mamy to coś z wielu co wydaje się być wycięte by poszło w zapomnienie. Mamy za to Potop i olbrzymów czy gigantów, którzy nagle, bez podania przyczyny w Biblii rozmnożyli się na ziemi jak grzyby po deszczu.

Henoch wyjaśnia nam to bardziej dobitnie:

"Ci i wszyscy pozostali, co byli z nimi, wzięli sobie kobiety, każdy z nich wybrał sobie jedną, zaczęli do nich chodzić i zaczęli nieczyste z nimi obcowanie. Nauczyli je czarów, zaklęć i przycinania korzeni i zapoznali je z roślinami. One poczęły i zrodziły wysokich na 300 łokci gigantów. Ci pochłonęli wszystkie zapasy żywności innych ludzi. Kiedy jednak ludzie nie mieli im już co dać, giganci zwrócili się przeciw nim i pożerali ich. Zaczęli niszczyć ptaki, dzikie zwierzęta, płazy i ryby, pożerać swoje własne mięso i spijać własną krew. A wtedy Ziemia zaczęła się uskarżać na niegodziwców". - Księga Henocha 7. 1-6.
Teraz bardziej staje się jasne, że to zdemoralizowana grupa bogów jest odpowiedzialna za gniew Boga, który widząc, co się dzieje i wiedząc dlaczego, postanowił zniszczyć owoc zbuntowanej części ...(?)

Być może Bóg, jakkolwiek byśmy już go nie nazwali to pozostańmy przy tej nazwie nadal, wiedział wcześniej co się dzieje, ale nie ingerował. Sprawa jednak musiała być poważna i musiała wymknąć się spod kontroli, gdyż inny apokryf, Księga Barucha, podaje nawet dokładną liczbę gigantów:

„I sprawił Bóg potop na Ziemię i zniszczył wszystko życie, a także 4 090 000 gigantów”. - Księga Barucha.

Coś zaczyna się pomału wyjaśniać. Nie tylko sama tajemnica wiary, ale także, a może przede wszystkim to, dlaczego wiele zwojów, papirusów i innych dokumentów znalezionych wraz z tymi „właściwymi”, Kościół odrzucił z kanonu świętości i nie włączył celowo do kart Biblii. Aniołowie z pięknych i kolorowych obrazków kościelnych, raczej nie powinny mieć powodów do buntu.
A oto anioły według Księgi Henocha:

„Oto imiona tych aniołów: pierwszym z nich jest Szernijaza, drugim Artakifa, trzecim Armen, czwartym Kokabiel, piątym Turiel, szóstym Ramiel, siódmym Daniel, ósmym Nukael, dziewiątym Barakiel, dziesiątym Azazel, jedenastym Armaros, dwunastym Batriel, trzynastym Basasael, czternastym Ananel, piętnastym Turiel, szesnastym Samsiel, siedemnastym Jedtarel, osiemnastym Tumiel, dziewiętnastym Turiel, dwudziestym Rumiel, dwudziestym pierwszym Azazel.

To są wodzowie aniołów oraz imiona setników, pięćdziesiątników i dziesiętników.
Imię pierwszego jest Jekon. To jest ten, który zwiódł wszystkie byty anielskie. Sprowadził ich na ziemię i uwiódł ich przy pomocy córek ludzkich.
Imię drugiego jest Asbeel. Ten podsunął zły plan świętym bytom anielskim i zwiódł je tak, że zanieczyścili swe ciała z córkami ludzkimi.
Imię trzeciego jest Gadrael. Ten pokazał wszelkie śmiertelne ciosy synom ludzkim. On
zwiódł Ewę i pokazał ludziom oręż śmierci - tarcze, pancerze i miecz do zabijania i wszelki śmiertelny oręż ludzi. To z jego podpuszczenia to wszystko przyszło na mieszkańców ziemi od owego czasu aż na wieki wieków.
Imię czwartego jest Penemue. Ten pokazał ludziom gorycz i słodycz oraz wyjawił im
wszystkie tajemnice wiedzy. Nauczył ludzi sztuki pisania atramentem i wyrobu papieru. Przez to wielu poszło na manowce od dawien dawna aż po dziś dzień.
Ludzie bowiem nie zostali stworzeni po to, aby wzmacniali swoją wiarę piórem i atramentem. Ludzie bowiem zostali stworzeni po to, aby stali się jak aniołowie, czyli sprawiedliwi i czyści, i aby ich nie dotknęła wszystko niszcząca śmierć. Jednakże z powodu owej nauki idą ku zagładzie i z powodu owej mocy niszczy ich śmierć.
Piąty ma na imię Kasdeja. Ten pokazał ludziom wszystkie złe ciosy duchów i demonów
oraz ciosy atakujące embrion w łonie matki tak, że następuje poronienie. Pokazał też ciosy atakujące duszę. Pokazał im ukąszenia węża i porażenia w południe”. - Księga Henocha 69, 2-12


Hmmm, ktoś tu nam coś ściemnia. Czyż Kościół nie obstaje przy tym, iż Ewę uwiódł wąż? Jak się okazuje, ten wąż ma imię Gadrael, i nie jest wężem a... aniołem, jednym z bogów. Pięknych aniołów Kościół ukrywa i nie bez celu, gdyż aniołowie ci jakimś dziwnym trafem mają ziemską hierarchię.

Apokryfy cytuję obszernie, gdyż wiem, że Kościół dołożył wszelkich starań, aby były one niedostępne. Ja przeciwnie. Uważam, iż każdy wierny powinien wiedzieć, co jest przed nim ukrywane. Resztę zostawiam samym wiernym, podkreślając jednak to, że Kościół ma tego dużo więcej w swych archiwach, co może ukryć. Wszak to nie takie wielkie jak watykańskie obserwatorium astronomiczne. Cóż może być w tych archiwach takiego, że Kościół wypatruje Boga w fizycznym niebie przez najnowsze teleskopy?

Chwila, co ja napisałem? Kościół zainwestował we własne obserwatorium astronomiczne? A jakże, i to bardzo drogie i bardzo nowoczesne.

Może warto tu teraz przytoczyć fragmenty wniebowzięcia Henocha:

„W pierwszym miesiącu 365 roku życia, pierwszego dnia pierwszego miesiąca, ja Henoch byłem w domu moim sam (...), i ukazało mi się dwóch nader wielkich mężów, jakich nigdy na Ziemi nie widziałem. A oblicza ich jaśniały jak słońca, oczy ich były niczym pochodnie płonące, z ust ich ogień wychodził; ich pióra wyglądu różnego, ich stopy purpurowe, ich skrzydła bardziej jaśniejące niźli Bóg, ich ramiona bielsze niźli śnieg. I stanęli u wezgłowia łoża mego i wezwali mnie imieniem moim. (…) I przemówili do mnie mężowie owi: Bądź dzielny, Henochu (…) wnijdziesz dziś z nami do nieba. I powiedz swoim synom i wszystkim dzieciom domu twojego, co mają zrobić bez ciebie na Ziemi w domu twoim, i żeby nikt ciebie nie szukał, aż Pan przywiedzie cie z powrotem ku nim. (…).

A teraz mój synu Matuzalemie, opowiem ci wszystko i zapiszę to dla ciebie; odkryłem wszystko przed tobą i przekazałem księgi, które tego dotyczą. Zachowaj, mój synu Matuzalemie, księgi otrzymane z ręki ojca i przekaż je przyszłym pokoleniom świata. (…)

Wtedy unieśli ludzie spojrzenia i ujrzeli zniżający się na niebie kształt rumaka, i rumak w burzy opuszczał się na ziemię. I powiedzieli ludzie Henochowi, co widzą, a Henoch im rzekł: To z mego powodu opuszcza się ten rumak. Nadszedł czas i dzień, że muszę od was odejść i nigdy was już nie zobaczę. A wtedy rumak był tuż i wszyscy ludzie widzieli go wyraźnie. Mówili: Pójdziemy z tobą do miejsca, do którego ty idziesz, tylko śmierć może nas rozłączyć. Ponieważ obstawali przy tym, aby pójść razem z nim, przestał do nich mówić i podążali za nim, i nie zawracali. I stało się, że Henoch w burzy wzniósł się do nieba na ognistych rumakach i w ognistym rydwanie”. 

Następnego dnia wyruszono szukać Henocha i ludzi mu towarzyszących, którzy pomimo zakazu nie chcieli się cofnąć:

„I szukali tego miejsca, z którego Henoch poszedł do nieba. I wtedy doszli tam, zobaczyli, że cała ziemia pokryta była śniegiem, a na śniegu były duże kamienie jakby też ze śniegu. A wtedy rzekli jeden do drugiego: Dalej, odgarnijmy śnieg, abyśmy zobaczyli, czy pod śniegiem nie ma ludzi, którzy przyszli tu z Henochem. I odgarnęli śnieg, i ujrzeli ludzi, którzy przyszli tu z Henochem, że leżą martwi. Szukali też Henocha, ale nie znaleźli go, albowiem poszedł do nieba (…) Stało się w roku sto trzynastym życia Lamecha, syna Matuzalema, że Henoch poszedł do nieba”.
Czy ojcowie Kościoła wstydzą się, że ich Bóg, który wszak stworzył niby cały świat, potrzebuje do przemieszczania się rydwanu, który nie jest też perpetuum mobile, albowiem potrzebuje sporej energii, aby wzbić się do nieba a obserwujący całe zajście z bliska ludzie niczego nie świadomi przypłacili życiem?

Przypomnę, że Eliasz potrzebował również materialnego wozu, aby wstąpić do nieba:

„I stało się, gdy oni szli przed się rozmawiając, oto wóz ognisty i konie ogniste rozłączyły obydwóch (z Elizeuszem). I wstąpił Elijasz w wichrze do nieba”. - 2 Królewska 2.11.
Tego z Biblii nie wycięto, ale i dobrze, dowodzi to jedynie, że nie tylko Henoch dostąpił takiego, materialnego zaszczytu materialnej podróży.

Henoch w swojej Księdza zapowiada dodatkowo sąd nad światem oraz dalej podaje dokładne dane astronomiczne, i to nie tylko dotyczące orbit Ziemi, Księżyca i Słońca. Cała mechanika nieba nie była mu obca. W końcu Bóg poinformował go, dokąd leci, a skąd w tamtych czasach mógł znać takie dane? Jeszcze przed potopem? Zadziwiające? Na pewno tak, ale co bardziej? Czy wiedza Henocha w tamtych czasach? Czy ukrywanie wiedzy, o wiedzy Henocha przez Kościół?

Henoch zapowiedział też przybycie na naszą planetę w przyszłości Mesjasza, tyle tylko, że nic nie wskazuje na to, iż tym Mesjaszem miał być Jezus. Poza tym zresztą sam Jezus, o czym mało kto wie, a ma to wyraźnie napisane w Biblii, zapowiada kogoś po sobie: „I potem ujrzą syna człowieczego przychodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą”. - Ewangelia św. Łukasza 21.27. Więc po co się upierać?

Obraz "Chrzest Chrystusa" namalowany przez Aert Gelder w 1710 roku
"Chrzest Chrystusa"
Czego zatem kościelni przywódcy wypatrują przez najnowocześniejsze teleskopy? Mesjasza? Być może...


Inne apokryfy takie jak: „Księga Barucha”, „4 Księga Ezdraszowa”, „Testamenty Dwunastu Patriarchów” czy „Księgi Sybilińskie”, przekazują nam dokładnie to samo przesłanie i też są naszpikowane niesamowitymi relacjami. Nie sposób je tu wszystkie przytoczyć. Jak wspomniałem na początku, temat ten jest rozszerzony i wkrótce dostępny w książce.

Na przyjście Odkupiciela oczekują wszystkie niemal religie świata. Jedynie chrześcijaństwo uznało Jezusa za Mesjasza. To właśnie dzięki temu Kościół katolicki urósł w potęgę i dostał „piórek”. Bez zbawiciela już narodzonego byłby zapewne niczym, a już na pewno nie miałby aż tylu wiernych, choć wiernych w milionach ma też z innego powodu, o czym będzie mowa gdzie indziej. Między innymi do tego służy właśnie manipulacja, selekcja i naciąganie tekstów oraz najwygodniejsze tłumaczenia z oryginalnych starożytnych języków.

Badania nad Biblią wykazały jednoznacznie, że Stary Testament wymieniany jest w Nowym Testamencie aż 321 razy. Na liczbę tę składają się aż 103 cytaty dosłowne, 100 wersetów niepodanych dosłownie oraz 118 odniesień do starotestamentowych rozmaitych epizodów. Jeśli wziąć stosunkowo niewielką zawartość Nowego testamentu, wówczas jest to zależność wprost uderzająca.

Uderzające jest też podobieństwo stylu życia i nauczania Jezusa z oświeconymi mistrzami innych religii wschodu, jak Budda czy Zaratustra, a wiedząc, że ci działali dużo wcześniej, nasuwa się pytanie – kto z kogo zapożyczał, dając sobie monopol do zbawiania ludzkości. Odpowiedzią może być bardzo negatywne nastawienie Kościoła do nauk niechrześcijańskich z automatycznym przypisaniem Jezusowi wszystkiego, co najlepsze, od oświeconych mistrzów wschodu. A przecież Nowy Testament nie wspomina absolutnie nic o Jezusie od wieku małego dziecka aż do 30-letniego dojrzałego mężczyzny.

To nie ludzkości potrzebna była śmierć Jezusa na krzyżu do zbawienia, ale Kościołowi potrzebny był Mesjasz. Należy to podkreślić z całą stanowczością.

Kto tępi inne religie działające w imię prawdy, pokoju i sprawiedliwości, ten tępi samego Chrystusa dając świadectwo swojej własnej tępoty. Islam też czerpie z mądrych nauk Jezusa i absolutnie nie wypiera się go: „To jest Jezus, syn Marii, słowo Prawdy, w którą powątpiewają”. - Koran, sura 19.

Islamiści zawsze uznawali Jezusa za mędrca, proroka, nauczyciela a jego nauki brali za klucz do zbawienia, ale... za Mesjasza go nie uznali, albowiem na świecie nic się nie zmieniło ani wówczas, ani dziś. Nadal góruje wyzysk, przemoc, niesprawiedliwość i bezsensowne wojny. Dzieje się tak, gdyż kościoły chrześcijańskie ubóstwiają samego Jezusa, a jego nauki zostały całkiem zapomniane gdzieś daleko w tyle.

Czego te nauki mogły dotyczyć? Mowa o pierwotnych naukach, oryginalnych przekazach, zanim kolejni papieże wraz z cesarzami rzymskimi nie objęli ich cenzurą, a tak właśnie było. Tajemnica wiary jest dzisiaj tajemnicą między innymi dlatego, że obecne teksty święte są jedynie cieniem prawdziwej, mądrej nauki Jezusa i innych mędrców starożytnych, jak i również proroków starotestamentowych. Wystarczy bowiem jedno zdanie konkretne przekształcić w formę przypowieści, i już mamy tysiące interpretacji.

Aby być jak najbliżej prawdy, rzeczą niezbędna jest sięgnąć po dzieła najwcześniejszych Ojców Kościoła. Bóg mi świadkiem, jak ciężko do nich dotrzeć, ale kto szuka ten znajdzie. I znalazłem, dzieła Orygenesa. Oczywiście wyklętego przez Kościół. A jakże, i to nie byle jak, bo aż 15 klątw bez ładu i składu zresztą. Pasuje jak najbardziej.

Orygenes żył w latach 185 do 254, a więc okres bardzo interesujący, bo właśnie wówczas selekcjonowano teksty nowotestamentowe. Poświęcił on życie, chroniąc oryginalnych treści Ewangelii. Jego dziesięciotomowe dzieło zatytułowane „Stromata”, zaginęło bez śladu, i wcale nie dziwi mnie to, gdyż Orygenes zajmował się w nim dokumentowaniem nauk chrześcijańskich zgodnych z doktrynami Platona czy Pitagorasa. W dziele „Contra Celsum”, Orygenes jednak stwierdza, co następuje:

„Czy nie zgadza się bardziej z rozumem to, iż każda dusza, dla jakichś tajemniczych przyczyn (…) wprowadzana jest w ciało stosownie do jej zasług i wcześniejszych uczynków? Czy nie jest racjonalnym, że dusze, które użyły swych ciał, aby dokonać jak najwięcej dobra, powinny mieć prawo do ciał obdarzonych możliwościami przewyższającymi ciała innych?” 
Czyżby zatem Biblia mówiła o reinkarnacji? Wszystko na to wskazuje, że tak, gdyż tylko wtedy niezrozumiałe wersety i przypowieści Jezusa nabierają prawdziwego sensu.

„(...) bom ja Pan, Bóg twój, Bóg zawistny w miłości, nienawidzący nieprawość ojców nad syny do trzeciego i do czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą”. - 5. Mojżeszowa 5,9.
Cóż to zatem za Bóg, który stawia sam siebie moralnie w takim świetle? Dlaczego za moje błędy czy grzechy mają cierpieć moje dzieci, wnuki i prawnuki? Ale jeśli zastąpić słowo pokolenie na wcielenie, wówczas wszystko zmienia postać rzeczy. Moje dzieci wówczas nie mają nic wspólnego z moimi grzechami, za które ja sam odpowiadam w innych wcieleniach, a one mają swoje własne „porachunki” z tym i poprzednim istnieniem. W nowym ciele mogę nawet nie pamiętać swojej winy, zna ją jakaś pamięć, którą trudno nazwać tak, aby każdy zrozumiał, która to nieuchronnie prowadzi mnie do sytuacji podobnej, ale już w taki sposób bym miał szansę zrozumieć swój błąd i go naprawić. Jeśli nie skorzystam, poczuję na własnej skórze coś w rodzaju kary, ale tylko w pewnym słowa tego znaczeniu. Jedynie tym sposobem dusza może osiągnąć doskonałość. „Jak ty czyniłeś, tak będą postępować wobec ciebie, odpowiedzialność za czyny twoje spadnie na twoją głowę”. - Księga Abdiasza 1.15.

Czyż nie podobne przesłania zostawił po sobie Swedenborg?

Orygenes w „Contra Celsum” pisze dalej:

„Niematerialna i niewidoczna ze swej natury dusza nie istnieje w żadnym materialnym miejscu nie posiadając ciała dopasowanego do natury tego miejsca. Skutkiem tego pozbywa się w swoim czasie ciała – które dawniej było jej niezbędne, ale już nie wystarcza w jej nowym stanie – i wymienia je na kolejne”.
Wszyscy wiemy doskonale, iż filozofia Jezusa opierała się głównie na zasadzie, zbierzesz to, co zasiejesz. Wiadomo również, że życie jednego człowieka jest zbyt krótkie, by zdążyć, zebrać wszystkie swoje plony, a siejemy dużo, tak dobra, jak i zła. Jezus nauczał o sianiu dobra, zła i o sprawiedliwości Bożej. Efekty tego obserwujemy w życiu codziennym na własne oczy.

Jeden człowiek rodzi się zdrowy w bardzo bogatej rodzinie. Żyje w wolnym i bez konfliktów kraju otoczony uczciwymi ludźmi. W późniejszym wieku również wszystko przychodzi mu z wielką łatwością. Drugi człowiek urodzony w tym samym czasie to jego całkowite przeciwieństwo, choć niby niczemu nie winny to jednak chory od urodzenia w bardzo biednej rodzinie. Aby przeżyć, musi od dzieciństwa samotnie walczyć z wrogim mu dookoła światem, gdzie głód, wojna i przemoc robi swoje. Co zatem jest z tym Bogiem? Ponoć jest sprawiedliwy i niby każdy rodzi się równy. Czy Bóg faworyzuje jednego z nich? Absolutnie, nie. Wiemy przecież doskonale, co za życia siał Hitler, Stalin czy sieją dzisiejsi politycy – a co siała, dajmy na to Matka Teresa z Kalkuty lub Ojciec Pio. Porównanie takie stanu rzeczy odnajdujemy w Liście do Rzymian 9, 11-14:
„Bo, gdy jeszcze się nie urodziły ani nie uczyniły nic dobrego czy podłego (…) powiedziano jej (Rebece): „Starszy będzie niewolnikiem młodszego”. Tak jak jest napisane: „Jakuba umiłowałem lecz Ezawa znienawidziłem”. Cóż więc powiemy? Czy u Boga jest nieprawość? Przenigdy!”.
Orygenes, jak wcześniej wspomniałem, poświęcił całe życie, aby chronić oryginalnych nauk Chrystusa. W „De principiis" przekazuje nam: "Każda dusza przychodzi na świat umocniona przez zwycięstwa, lub osłabiona przez klęski swoich poprzednich wcieleń. Jej miejsce na świecie zdeterminowane jest przez poprzednie zasługi, lub przewiny. Praca duszy na tym świecie determinuje miejsce, jakie zajmie w świecie przyszłym”.


Św. Jeremiasz (340-400), okrzyknął Orygenesa największym nauczycielem Kościoła od czasów Apostołów. Paradoksalnie jak już wiemy, Kościół Orygenesa wyklął. Św. Jeremiasz musiał zatem przyjmować prawdziwe nauki Jezusa, mówiące o reinkarnacji. Zresztą, przy szperaniu w pismach dawnych Ojców Kościoła, nasuwa się zadziwiająca rzecz. Do czasu Soboru w Nicei, który odbył się w 325 roku, niemal wszyscy Ojcowie Kościoła popierali ideę preegzystencji dusz, jako coś oczywistego. Ówczesne teksty Pisma nie były wówczas aż tak wypaczone, jak dziś. Czerpali ze źródeł najbliższych oryginałom i znali nauki Jezusa dosłowne. Św. Grzegorz (257-332), twierdził śmiało, że:
„absolutnie koniecznym jest, aby dusza została uzdrowiona i oczyszczona, a jeśli nie stanie się to za jej życia na ziemi, musi się dokonać w przyszłym wcieleniu”.
Święci Kościoła w tamtym okresie, przed Soborem w Nicei, doskonale rozumieli słowa Jezusa mówiącego: „Zaprawdę, zaprawdę ci mówię: Jeżeli ktoś nie narodzi się ponownie, nie może ujrzeć Królestwa Bożego (…). Co się narodziło z ciała jest ciałem, a co się narodziło z ducha jest duchem (…). Wiatr wieje gdzie chce, i słyszysz jego odgłos, ale nie wiesz skąd przychodzi i dokąd idzie. Tak jest z każdym, kto się narodził z ducha (…). Jeżeli wam mówię o sprawach ziemskich, a nie wierzycie, to jak uwierzycie, jeśli będę wam mówił o sprawach niebiańskich?”. - Ewangelia św. Jana 3, 3-12.

Faktem jest, że od Soboru w Nicei nauka o wędrówce dusz powoli przygasa. Pojawia się w to miejsce natomiast po raz pierwszy i niespodziewanie coś, co trwa do dziś – grzech pierworodny. Być może największe kłamstwo Kościoła i kłamstwo bardzo uzasadnione. Wierzący w reinkarnację jak to pierwotnie nauczał Jezus, wie doskonale, że do zbawienia potrzebuje jedynie żyć uczciwie w poszanowaniu bliźniego i wszystkiego dookoła. Nic poza tym, a już na pewno nie potrzebuje kapłana i budynku z cegły zwanego kościołem i co najważniejsze, za nic nie musi nikomu płacić, aby doskonalić duszę i przechodzić na wyższe egzystencje. Bez grzechu pierworodnego Kościół jest niczym, gdyż według Kościoła tylko katolicy mogą zmyć grzech pierworodny a w innej religii nie.

Wolter w „Słowniku filozoficznym” ocenia to następująco: „Odważyć się stwierdzić, że Bóg stworzył wszystkie kolejne pokolenia ludzkiego rodu tylko po to, aby ukarać nas pod pretekstem, że nasz najdawniejszy przodek zjadł pewien szczególny owoc, znaczy tyle, co oskarżyć Go o najbardziej absurdalne okrucieństwo. Ten świętokradczy zarzut jest tym bardziej niewybaczalny, że ani Pięcioksiąg, ani Ewangelie, czy to apokryficzne czy kanoniczne, ani żadne z pism Ojców Kościoła nie wspomina o grzechu pierworodnym”.

Logiczną nauką Jezusa o reinkarnacji zastąpiono grzechem pierworodnym, którego ani dziś, ani nigdy w przeszłości nikt nie potrafi wyjaśnić sensownie!

W roku 553 cesarz bizantyński Justynian zwołał Piąty Sobór Ekumeniczny w Konstantynopolu, na którym to potępione i zakazane zostały dzieła Orygenesa, a sam Orygenes zostaje wyklęty. Po tym Soborze wszystkie zapiski dotyczące reinkarnacji znikają nie tylko z kart ówczesnej Biblii. Sam temat reinkarnacji jest zastrzeżony, a głoszenie jej jest karane. Znając historię Justyniana I Wielkiego, nie trudno domyśleć się dlaczego. Wraz ze swoją żoną Teodorą wiedli, łagodnie mówiąc, niezbyt święty tryb życia. Oprócz uciech cielesnych prowadził krwawe wojny w Italii z Ostrogotami, w Azji z Persami oraz w Afryce z Wandalami, pragnąc odbudować rzymskie imperium. Musiał zatem i bał się chorobliwie potępienia w przyszłych ciałach. Łatwiej mu było zatem zmienić zasady wiary!

Nie musi również dziwić, dlaczego po śmierci tej pary tyranów, Kościół nie zmienił tego. Wyjaśnienie mamy wyżej.

Biblia, choć przerabiana na różne sposoby, a pamiętajmy, że mamy tu dwa aspekty kłamstw – materialne z najstarszych zapisków apokryficznych mówiące o materialnych bogach i aniołach (Księga Henocha) oraz o duchowym aspekcie doskonalenia i wędrówki dusz.

Cóż to więc za wielka tajemnica wiary, której Kościół nie potrafi sam wyjaśnić?

„Jeżeli kto ucha, niech słucha. Jeżeli kto iść w niewolę, odchodzi do niewoli. Jeżeli ktoś mieczem zabije, musi być mieczem zabity. Tutaj ma znaczenie wytrwałość i wiara świętych”. - Apokalipsa św. Jana 13, 9-10.

Każdy ma rozum dany przez Boga i niech każdy sam to oceni.

Odkopując zakopane tajemnice Kościoła, niemal każdego dnia przybywa nowych, zdumiewających i zaskakujących faktów, jak chociażby nigdy niepublikowana przez Kościół III Tajemnica Fatimska. Dlatego postaram się do tematu wrócić w oddzielnej publikacji. Wielu również jest ludzi, którzy próbują zwertować tajemnicze archiwa Watykanu.

Kościół zna Prawdę. Być może nieliczni wtajemniczeni, ale jednak zna i panicznie boi się rozpowszechnienia jej. Lekceważy nawet słowa skierowane wprost do niego: „Faryzeusze i skrybowie otrzymali klucze poznania i ukryli je. Nie weszli, ani nie pozwolili wejść tym, którzy tego chcieli”. - Koptyjska Ewangelia św. Tomasza.

Jezus poprzez Ewangelie św. Łukasza stwierdza dokładnie to samo, co powyższy apokryf:

„Biada wam uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”.

7 komentarzy:

  1. Bardzo mądry artykuł, szkoda, że ta wiedza nie jest powszechna a prawdą jest, że prawdziwa rozmowa z Bogiem nie potrzebuje pośredników i drugą przawdą jest, że grzeszymy żle robimy a fałszywi duchowni dają rozgrzeszenie które usypia nasze poczucie winy i oddziela od naszego ducha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cokolwiek zwiążesz na ziemi będzie związane w niebie... czyli nie rozwiązane oznacza: albo to zrozumieć, albo tak długo doświadczać aż do zrozumienia dojdzie. Lepiej nie tracie czasu na zbytki unikniecie wielu niepowodzeń i cierpienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dylemat wciąż aktualny – czy mowa o niebie duchowym, czy materialnym?
      Dylemat wciąż aktualny – czy zrozumieć to w życiu obecnym, czy też w kolejnych wcieleniach?

      Usuń
  3. Opowiem Wam coś. Zacznę od tego, że kiedyś byłem nie tyle co nie wierzący, ale było mi obojętne i nie chodziłem do kościoła. Poza tym za młodu byłem niegrzeczną osobą. Tak się stało w życiu, że pewne sytuacje doprowadziły w moim życiu do można powiedzieć załamania psychicznego, lecz nie była to depresja, raczej stany lękowe, smutek, zły humor,dziwne myśli itp. Od dawien dawna było we mnie takie przekonanie, że wiedziałem podświadomie, że kiedyś w tym kościele wyląduje bo on mi pomoże. Zdecydowałem się w końcu pójść do kościoła i się wypowiadać ze wszystkich grzechów. Poczułem wtedy wielką ulgę. W domu codziennie rano się modlilem, każda niedziela w kościele. To mi pomogło, czułem, że ktoś nade mną czuwa, wszystkie złe rzeczy minęły z czasem. Ostatnimi czasy zacząłem zauważać i słyszeć negatywne rzeczy na temat kościoła i księży, coraz większa nagonka i afery. W dodatku od roku czasu zacząłem interesować się tematyką prawdziwego powstania człowieka, starożytnych cywilizacji, rasy gadziej zamieszkiwujacej podziemia ziemii (np wielkie 800km dziury na biegunach, które są grubo strzeżone przez armię USA) itp. Nakierowało mnie to na filmy, artykuły o starożytnych kosmitach, gdzie przedstawione były dowody na istnienie bardziej zaawansowanych cywilizacji przed nami co wiązało się z opowieściami o kosmitach odwiedzających naszą ziemię, różnych kronikach, księgach opisujących np.Henocha, który mówi o prawdziwych dziejach ludzkości. Gdzie przedstawione w Biblii kontakty Boga z człowiekiem to po prostu spotkania z obcą cywilizacją. Ze biblia to po prostu polityczne narzędzie manipulacji ludźmi, mało co mające wspólnego z prawdą. Odsunąłem się od kościoła teraz, przestałem chodzić i wierzyć w te kłamstwa, które księża wmawiają nam, a zacząłem interesować się bliżej w/w sprawami. Wierzę również w reinkarnację i w Boga, tego prawdziwego stworzyciela świata, wszechświata.

    Zastanawia mnie również sprawa starożytnych cywilizacji opisujących kontakt z kosmitami. To tyczy się również przekazania kamiennych tablic z przykazaniami. Czy nie sądzicie, że te kamienne tablice miały na celu wprowadzenie pokoju w życiu ludzkości? Doprowadzenie do ładu, braku wojen i miłowaniu bliźniego?
    W różnych kronikach, księgach opisane jest, że bogami nazywali różnych obcych przybywających na ziemię, a aniołami Boga żołnierzy. Ze były bitwy,walki na niebie.

    Tak jak pisałem wyżej, wierzę w reinkarnację, nie możliwym jest aby człowiek, byt tak skonstruowany popada w nicość po śmierci. Ale czy te kamienne tablice przekazane przez Boga, który ponoć był stworzeniem obcym tycza się właśnie reinkarnacji? Watykan wie o wszystkim. Co z zapiskami w księgach o tym, że człowiek został "wyprodukowany" przez obcych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy ktoś mnie pyta, czy wierzę w Boga, nigdy nie odpowiadam TAK lub NIE, gdyż właściwie nie wiem, o co pytający pyta. Słowo Bóg (bogowie) jest zbyt pochopnie używane i zdecydowanie nadużywane. Zawsze pytany o wiarę w Boga muszę zadać dodatkowe pytania typu: o jakiego Boga chodzi, jak wyobrażasz sobie tego Boga, co o nim wiesz i skąd pochodzi ta wiedza... itd. Wyobraźmy sobie, że nagle obecna cywilizacja ulega zagładzie do tego stopnia, że ludzkość zostaje zdziesiątkowana i siłą rzeczy zmuszona do przetrwania w warunkach bez dobrodziejstw energetyki. Śmiało można powiedzieć, że bez energii nie ma cywilizacji. Ludzie, którzy przeżyli katastrofę opowiadają swoim potomkom o technologiach używając właściwych nazw, ale potomkowie zapamiętują dosłownie tylko nazwy, gdyż reszta to jedynie ich wyobrażenia. I nie ma co się dziwić, gdyż Jumbo Jet jest Jumbo Jetem tylko dla ludzi, którzy przetrwali i wiedzieli go na własne oczy. Kolejne pokolenia zmuszone są używać wyobraźni, ale cywilizacja nie odradza się z dnia na dzień. Kolejne pokolenia zaczynają wątpić, że faktycznie istniało kiedyś coś, co nazywane jest Jumbo Jetem. Dlaczego? Dlatego, że odkopana zostaje Statua Wolności, która jest naukowym dowodem na to, iż pradawna (nasza) cywilizacja uprawiała kult ognia. Była zatem zbyt zacofana, by produkować coś, co archeolodzy nazywają Jumbo Jetem. Jak więc brzmi naukowe wyjaśnienie Jumbo Jeta? To tylko mity, legendy i wyobraźnia przodków. Legendarni bogowie tacy jak Trump czy Putin nie mogli sami latać. Wątpliwe jest nawet, czy w ogóle istnieli. Ale skoro już przyjęto, że byli mitycznymi bogami, więc przypisano im możliwość latania na ogromnych ptakach, nazywanych Jumbo Jetem.

      "Co z zapiskami w księgach o tym, że człowiek został "wyprodukowany" przez obcych?". Być może odpowiedź tkwi w ludziach, którzy posiadają krew z czynnikiem Rh- minus, co opisałem w notce pt. "Tajemnica ludzi Rh- negatywnych".

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Świetny tekst. Pozwoliłam sobie na swoim blogu wrzuć link do tego artykułu. Do reszty artykułów dopiero się zabieram.
    Dzięki i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń