22.06.2018

Szafirowa Księga Adama




Pradawne przekazy żydowskie i wiele pism starożytnych podają informację o dość osobliwej Księdze, która w całości zapisana została na szafirze. Czymże ta księga mogła być, zwłaszcza że mądrość i obszerność tejże Księgi przekracza nawet zdolności naszej wyobraźni.


Wizja Szafirowej Księgi, znanej z pradawnych przekazów żydowskich
Szafirowa Księga
Jak powstał człowiek? Pytanie tak błahe w swej oczywistości, że każdy nawet boi się o to kogokolwiek zapytać. Świat uczonych akademickich z miejsca i pewną dozą ironii odpowie, że dziś nawet dziecko wie, iż człowiek pochodzi od małpy. Dawno, dawno temu, pewna małpa poczuła się tak bezpiecznie, że postanowiła zejść z drzewa, które do tamtej pory dawało jej szansę na szybką ucieczkę przed szybkimi drapieżnikami czyhającymi na nią na ziemi. Odważna małpa to była, nie ma to, jak prawdziwe wyzwanie oko w oko ze śmiercią. Będąc już na ziemi, postanowiła dać szansę swym licznym wrogom i dumnie zdecydowała, że już nie będzie używać czterech łap do szybkiej ucieczki przed nimi. Wyprostowała się zatem, drwiąc z szybkich drapieżników, uważając, że na dwóch nogach w o wiele wolniejszym biegu niż dotychczas, i tak nikt jej nie dogoni. Małpa zuch. Tym bardziej że z czasem postanowiła znowu rzucić wyzwanie samej naturze. Pomyślała, po co jej ta brzydka sierść? Co z tego, że chroni ją przed warunkami atmosferycznymi w mroźne zimy i upalne lata, podczas gdy to takie oklepane i niemodne? Przecież może zmieniać sierść do wyboru, koloru czy w zależności od warunków atmosferycznych, na skóry innych zwierząt. A trzeba przecież podobać się innym małpom i nie chodzić każdego dnia w tym samym. Małpa po zejściu z drzewa, wyprostowaniu się, zapanowaniu nad zawstydzonym drapieżnikiem, musiała myśleć o elegancji. I tak idąc dalej zgodnie ze scenariuszem uczonych, małpa zakazała mówić o sobie małpa, zamieniając to poniżające ją słowo na słowo człowiek.

Oczywiście taki scenariusz powstania człowieka wyśmieje każda religia, opierająca się na słowie objawionym w starych świętych pismach, a głównie Biblii. Dla kapłanów pytanie o powstaniu człowieka, jest równie błahe, jak dla uczonych akademickich. Przecież całą procedurę powstania człowieka wyjaśniają najstarsze pisma święte. Adam, jako pierwszy człowiek został ulepiony z gliny. Ot cała tajemnica wyjaśnia się w jednym zdaniu. Tyle o powstaniu człowieka możemy przeczytać w najświętszym piśmie, czyli w Biblii.

Wiedząc jednakże, że Biblia to nie cała historia pierwszego człowieka, albowiem Biblia składa się z tych pism, które kapłani uznali za stosowne włączyć w poczet pisma, mamy wiele tomów innych starożytnych pism, które do Biblii już się nie zmieściły. Wiele odrzucono jako Apokryfy, wiele uznaje się za objawione, ale jakby uznawane za zbyt mało odpowiednie, a jeszcze inne opisują zbyt wiele niezrozumiałych jak na tamte czasy, szczegółów. Z czasem powstało coś w rodzaju utartej Biblii jako główne słowo objawione i w pełni dosłownie prawdziwe, ale nie odrzucano jednocześnie tych jakoby pobocznych, które zachowały się w pamięci najstarszych wtajemniczonych tamtej epoki, a którzy wiedzę swą przekazywali mniej oficjalnie następnym pokoleniom. Z czasem też, gdzieniegdzie zaczęto je spisywać. Jednak z natury małej popularności, informacje w nich przechodziły w cień tych najbardziej oficjalnych, których znaczenia również nie rozumiano w pełni, ale kapłani mający dar przekonywania wiedzieli, co ma wyjść na piedestał, a co ma zostać ukryte w cieniu. Podkreślić należy, że w cieniu wcale nie oznacza, iż o nich zapomniano i uznano za nieistotne. Wszak dziś sami nie wiemy jak interpretować pewne mity tylko dlatego, że nie przechodzą przez filtry wiarygodności.

Ale czy człowiek ulepiony z gliny nie jest zbytnio mitologiczny? Dla Kościoła nie, gdyż do dziś oficjalnie, patrząc pod kątem religijnym, wpaja się ludziom, iż Adam jako pierwszy człowiek został ulepiony z gliny. Kapłański filtr informacji możliwych nie działał zatem najlepiej. Ale trzeba też brać pod uwagę, że skoro Biblia wyjaśnia akt stworzenia świata, musi być też wzmianka o powstaniu człowieka. Mamy więc w Biblii przepuszczone przez filtr pismo, które opisuje powstanie Adama z gliny. Informacja bardzo uboga, ale jest, jak jest również wzmianka o Ewie uformowanej z żebra Adama oraz o samym Raju, czyli miejscu zamieszkania Adama i Ewy jako pierwszych ludzi. Przez kapłański filtr nie przeszła informacja o tym, że pierwszą kobietą Adama była Lilith, a nie Ewa, ale pomińmy to, gdyż zatrzymując się przy każdym szczególe kapłańskiej cenzury, musielibyśmy każdy szczegół opisywać bardzo obszernie.

Skupmy się na samym Adamie, Raju, wygnaniu z Edenu oraz tajemniczej Szafirowej Księdze, którą to Adam otrzymał od samego anioła Raziela, jako pomoc naukowa w egzystencji po wygnaniu z przytulnego Raju. Pamiętać tu należy, że te informacje nie są wymyślone przez współczesnych ludzi, ale zaczerpnięte z dokładnie tych samych odnalezionych starożytnych pism, których przefiltrowaną treść częściowo mamy w Biblii. Informacje te wrzucono w poczet żydowskich mitów i legend, gdyż tysiące lat temu nie potrafiono ich racjonalnie wyjaśnić. Jak się wkrótce okaże, nie potrafimy ich wyjaśnić także dziś, w erze elektroniki, cyfryzacji i coraz doskonalszych procesorów.

Z Biblii dowiadujemy się, że Adam został ukarany wygnaniem z Raju i na tym praktycznie nasza biblijna wiedza się kończy. Starożytne pisma jednak nie są tak skąpe w informacje. Z przekazów z czasów pradawnych dowiadujemy się, że Adam po wygnaniu absolutnie nie dawał sobie rady, będąc już o krok od śmierci. Nie rozumiał położenia, w którym się znalazł i nie rozumiał do końca, za co został tak okrutnie jakby zdradzony przez swego Stwórcę i jego aniołów. Nie czuł się winny, ale opuszczony, co grubo podkreślają starożytne pisma. Każdego dnia wychodził nad rzekę, wołając o zmiłowanie i litość nad losem, ale bez skutków. Pozbawiony całkowicie nadziei wołając nad rzeką wypływającą z Edenu już trzeci dzień bez wytchnienia, nagle ukazał mu się anioł Raziel trzymający w ręce księgę. Raziel powiadomił Adama, iż jego prośby zostały wysłuchane i żeby się nie martwił, gdyż Pan, widząc jego tragiczne położenie, zdał sobie sprawę z tego, że Adam na wygnaniu długo nie przeżyje. Anioł Raziel poinformował Adama, że księga w jego rekach jest przeznaczona dla niego, aby dowiedział się z niej, co go czeka aż do dnia śmierci. Święta księga jednakże miała nie być przeznaczona dla Adama wyłącznie. Anioł Raziel nauczył Adama czytać święte znaki z księgi, odpowiednio poinstruował Adama o sposobie obchodzenia się z ową Księgą, ostrzegał o niebezpieczeństwach złego czytania znaków księgi oraz, aby przekazał całą tajemnicę świętej księgi swemu synowi, który ma postępować z księgą dokładnie jak on sam włącznie z przekazaniem księgi kolejnym pokoleniom.

Wszystko można zaliczyć w poczet legend i mitów, nawet jeśli znajdujemy zapisy o takich wydarzeniach w odnalezionych starożytnych pismach. Sprawa z tajemniczą Księgą od anioła Raziela jest jednak trochę bardziej zastanawiająca i z automatu wymuszająca inne podejście do tego typu relacji. Pamiętajmy, że wydarzenia opisywane w prastarych pismach to czasy powstania pierwszego człowieka. Według ludzi ze świata nauki i religii, pismo nie było wówczas jeszcze znane, gdyż sam człowiek miał być prymitywny, a pismo powstawało w toku długotrwałego procesu powstawania inteligencji. Gdy już powstało, pierwsze znaki zapisywano na skałach, pergaminach, skórach zwierzęcych czy nawet drewnie. A my cały czas mamy na uwadze pierwszego człowieka w ogóle na planecie Ziemia.

Święta Księga Raziela przekazana Adamowi zapisana była w całości na czystym szafirze, a treść tej Księgi można liczyć w gigabajtach danych. Oczywiście nic, przynajmniej jeszcze, nie sugeruję, ale jednak pewne przekazy zastanawiają.

Procesor
Procesor Fot: YouTube
Adam nauczył się z Szafirowej Księgi nazwać każdą rzecz po imieniu oraz znał od tej pory przeznaczenie każdej z tych rzeczy. Obojętnie co by to miało nie być, Adam z Księgi dowiadywał się co, jak, z czym i dlaczego. Dosłownie cytując starożytne przekazy, w księdze owej zapisane były wysokie znaki świętej mądrości, i siedemdziesiąt dwa rodzaje nauk były w niej zawarte, które z kolei dzieliły się na siedemdziesiąt sześć najwyższych tajemnic. W księdze ukrytych było również tysiąc pięćset kluczy niepowierzonych świętym Górnego Świata. Adam z Księgi dowiadywał się wszystkiego kolejno o sposobie przetrwania, sztuce uprawiania roli, kiedy i co siać i zbierać. Wiedział, kiedy przyjdzie pora sucha, deszczowa, zimna i gorąca, i wiedział, na co z góry się przygotować i jak. Stał się panem przestrzeni wokół niego oraz panem sytuacji. Po szybkim opanowaniu sztuki przetrwania, z Księgi Adam zaczął dowiadywać się o rzeczach, których prymitywny człowiek wiedzieć nie musi, aby przetrwać. Kogo z pierwotnych ludzi interesuje ruch ciał niebieskich? A jednak Adam czytał z Szafirowej Księgi pilnie i dowiadywał się wszystkiego o ruchu orbit planet, poznał drogi ruchu Aldebarana, Oriona i Syriusza. Wiedział, kiedy nastąpi zaćmienie Słońca oraz znał kosmiczne cykle, o których dowiadujemy się stosunkowo na bieżąco w miarę rozwoju nauki.

Adam, jak mu nakazał anioł Raziel, przekazał ową księgę swemu synowi Setowi i nauczył go obchodzenia się ze Świętą Księgą zapisaną na szafirze. Set całe życie korzystał z mądrości Księgi i zbudował dla niej złotą skrzynię, którą schował w miejscu według niebiańskich wskazówek. Złotą skrzynię z Szafirową Księgą odnalazł Henoch i tez nie przez przypadek, bowiem Henoch odnalazł Księgę dzięki sennej wizji. Dzięki kolejnym sennym wizjom Henoch nauczył się czerpać mądrość z Szafirowej Księgi i od tamtej pory wszelkie tajemnice świata były przed nim otwarte.
"Henoch znał się od tej chwili na porach roku, na planetach i gwiazdach, które każdego miesiąca oddawały swoje usługi, a także potrafił nazwać każdy obieg i znał anioły, które oddawały swe usługi".
Za sprawą anioła Rafaela, Szafirowa Księga znalazła się następnie w rękach Noego, który został ostrzeżony o zbliżającym się potopie. Pradawne legendy biblijne przekazują, że Noe właśnie za sprawą owej Księgi zapisanej na szafirze wiedział o zbliżającej się katastrofie, oraz dowiedział się, jak i z czego ma zbudować Arkę. Z Szafirowej księgi korzystał także już po potopie, a anioł Rafael poinstruował Noego, jak dalej ma korzystać z Szafirowej Księgi.
"Także gdy Noe wyszedł z arki, przez wszystkie dni swego żywota trzymał się księgi. W godzinie śmierci przekazał ją Semowi. Sem przekazał ją Abrahamowi. Abraham przekazał ją Izaakowi, Izaak przekazał ją Jakubowi, Jakub przekazał ją Lewiemu, Lewi przekazał ją Kehatowi, Kehat przekazał ją Amramowi, Amram przekazał ją Mojżeszowi, Mojżesz przekazał ją Jozuemu, Jozue przekazał ją Najstarszym, Najstarsi przekazali ją Prorokom, Prorocy przekazali ją Mędrcom i tak przechodziła z pokolenia na pokolenie, aż do króla Salomona".

Tego w Biblii nie znajdziecie, ale nie oznacza to, że tego nie ma w starożytnych pismach świętych, które wyeliminowano, klejąc kapłański pierwszy egzemplarz Biblii. Niczego nie dodaję tu od siebie, jedynie wiernie cytuję teksty z pradawnych przekazów.

Co dziś może zastanawiać w tego typu przekazach? Dosłownie wszystko. Pamiętajmy, że relacje te spisane zostały tysiące lat temu, gdyż pochodzą z tych samych niekiedy starożytnych pism, z których korzystano, redagując dzisiejszą Biblię. Dlaczego je pominiętą? Czy dlatego, że nie rozumiano przekazu? Wątpliwa sprawa, bowiem Biblia nie pominęła tajemniczej Arki Przymierza, która do dziś zastanawia naukowców, a co mówić prymitywnych ludzi w tamtych czasach.

Zastanawiająca jest również, a może przede wszystkim, forma samej Księgi, która wszak napisana została na twardym szafirze oraz ogrom treści co sprawia, że nikt nie jest w stanie nawet wyobrazić sobie takiej Księgi. Komu przyszło do głowy wymyślić księgę zapisaną na szafirze? Tysiące lat temu obszerne stosunkowo pisma tworzono na skórach zwierzęcych czy innych dostępnych materiałach. Ale nawet gdyby, i tak nie zmienia to faktu zapisu takich informacji oraz samej tajemnej wiedzy, o której w tamtych czasach nie miano pojęcia. A może tylko tak nam się wydaje? Może pierwszy człowiek wcale nie pochodzi od małpy ani nie został ulepiony z gliny, ale ktoś kiedyś pomógł człowiekowi stać się człowiekiem? Wszak krew człowieka z czynnikiem Rh- minus także jest zagadką.

Współczesny system binarny używany w informatyce
System binarny Fot: YouTube
Jeśli jednak na Szafirową Księgę spojrzeć z dzisiejszego punktu widzenia, można dostrzec coś więcej. Dzisiejsza nauka, rozwój technologiczny jest w stanie stworzyć księgę o małej objętości, ale zawierającą informacje liczone w terabajtach danych. Pamiętajmy, że informacje, które mamy zapisane na dyskach twardych w małym pudełku, dawniej trzeba było magazynować w ogromnych bibliotekach, wykorzystując tony tysięcy ksiąg. Oczywiście nadal nic nie sugeruję, ale skłaniam do zweryfikowania dawnych przekazów zapisanych w starożytnych pismach. Przeszłość bowiem, może okazać się nie taka, jaką sobie wyobrażamy.

Wypadki chodzą po ludziach, czemu maja zatem nie chodzić po rozwiniętych cywilizacjach?

2.06.2018

Czaszki z czystego kwarcu




Oryginalne kryształowe czaszki wciąż stanowią jedną z największych zagadek współczesnej nauki pomimo tego, że powstało mnóstwo podróbek, do których uczeni próbują zaliczyć także te autentyczne, gdyż pochodzenia ich nie potrafią wyjaśnić.


Kryształowa czaszka podczas przeprowadzania testów
Kryształowa czaszka
Dzisiejsza Nauka uznaje temat tajemnicy kryształowych czaszek za sprawę niemal zamkniętą, podając dowody na to, że kryształowe czaszki są dziełem ludzkich rąk i fałszerstwem dla zysku. Badania nad znanymi nam czaszkami dowiodły, iż te posiadają ślady narzędzi jubilerskich i musiały powstać stosunkowo niedawno. Tak to prawda, tyle tylko, że chodzi tu jedynie o te czaszki, które możemy oglądać w Muzeum Brytyjskim oraz inne liczne fałszerstwa. Tymczasem istnieją kryształowe czaszki, które zostały poddane naukowej analizie i wszelkim badaniom, ale Nauka szczelnie zamyka usta przed podaniem oficjalnego stanowiska na ich temat, jakby chciano nam przekazać w podtekście, że tych czaszek być nie powinno. Dla uczonych akademickich ważniejsze jest zachowanie prestiżu wśród zamkniętego grona ludzi wiedzących wszystko, niż ujawnienie całej prawdy o tym, że istnieją rzeczy, przy których nauka musi przyznać się do porażki.

Pradawna legenda o trzynastu czaszkach


Indiańska legenda przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie od tysięcy lat mówi, że na świecie istnieje 13 kryształowych czaszek naturalnej wielkości z ruchomą żuchwą u każdej z nich, które posiadają wiedzę i mądrość całej ludzkości, jak również przyszłych zdarzeń, w tym losów człowieka oraz całej Ziemi. Legenda ta żywa jest do dziś wśród potomków Majów, jak i Azteków, Indian Pueblo i Nawaho, Czirokezów i Seneka oraz wielu innych plemion indiańskich od Ameryki Południowej aż po najwyżej położone tereny dzisiejszej Kanady. Czaszki te rozproszone są po całym świecie i skryte przed ludzkim wzrokiem. Nieliczni indiańscy mędrcy wiedzą, gdzie znajdują się poszczególne czaszki, a wiedza ta trzymana jest w najgłębszej tajemnicy, bowiem oryginalne kryształowe czaszki same w sobie nie przejawiają mocy jako jednostki. Pojedynczo każda z nich jest jedynie trybikiem w całym mechanizmie potęgi, która ma być skumulowana dopiero wtedy, gdy wszystkich 13 oryginalnych kryształowych czaszek zostanie zebranych razem w jednym miejscu. Indiańskie legendy podają także, iż to nie człowiek jest tym, który ma decydować, kiedy i gdzie owych 13 czaszek ma się znaleźć w jednym miejscu. Przynajmniej nie człowiek bezpośrednio, bowiem kryształowe czaszki mają okazać swą mądrość ludzkości tylko wówczas, gdy ludzkość do tego dorośnie moralnie i duchowo, co nie jest sprzeczne z rozwojem technologicznym człowieka. Rozwój cywilizacji musi jednak być jakby zsynchronizowany z wartościami duchowymi, bowiem według Indian to nie ziemia należy do człowieka, ale człowiek do Ziemi. Tu akurat pełna zgodność, o ile kryształowe czaszki mają w sobie tak ogromną potęgę. Doskonale wiemy, że potęga dana w ręce człowieka może służyć w różnych celach. Wystarczy za przykład podać ujarzmienie energii jądrowej, która wykorzystywana jest tak w pozytywnym znaczeniu jako energia życiodajna, oraz jako najpotężniejsza broń masowego ludobójstwa.

Legenda legendą i można traktować ją nieco z przymrużeniem oka jak wszystkie legendy świata. Pamiętajmy jednak o dawnych podaniach, które dziś są rzeczywistością. Jeszcze całkiem niedawno wszyscy uznawali za baśnie otwierające się wrota po wypowiedzianym haśle "sezamie otwórz się". Uważajmy zatem na dawne legendy, by dzisiejsza nauka nie dowiodła nam, że to, co dawniej opowiadano jako ludowe podania, faktycznie miały więcej wspólnego z rzeczywistością niż się nam to wydaje. Dzisiejsi uczeni w wąskim gronie sami przyznają, iż wiele pradawnych hybryd mogły istnieć realnie, ale nie jako narodzone naturalnie, a genetycznie spreparowane mutanty.

Co wiemy dziś o znanych nam kryształowych czaszkach, które dumnie zamieszkują British Museum oraz Smithsonian? Otóż to bardzo ważne, gdyż nauka właśnie na ich podstawie ocenia wszystkie pozostałe. Badania wykazały, iż są one falsyfikatami wykonanymi w naszych czasach i analiza właśnie tych czaszek dowiodła, że są na nich ślady narzędzi jubilerskich. To jest fakt niezaprzeczalny i śmiało można potwierdzić, że kryształowe czaszki dostępne dla każdego w muzeach, są podrobione. Na podstawie badań tych konkretnych czaszek nauka wnioskuje, że wszystkie inne również muszą być podróbkami wykonanymi dla zysku. A to już błędne myślenie, bo rzeczywistość wygląda zgoła inaczej, bowiem te czaszki nie są jedynymi i nie można na ich podstawie wnioskować o wszystkich pozostałych. Czaszki z gablot muzealnych zostawmy zatem w spokoju, skoro już wiemy o nich wszystko, to zajmijmy się tymi czaszkami, od których uczeni umywają ręce.

Legenda współczesna



W latach 20. XX wieku, brytyjski archeolog i poszukiwacz przygód niczym filmowy Indiana Jones, Frederick Albert Mitchell-Hedges, przeczesywał tropikalne lasy Mezoameryki z nadzieją odnalezienia nieodkrytych śladów pradawnej kultury Majów, która właściwie pojawiła się na arenie dziejów nie wiadomo skąd około XXX wieku p.n.e., i co dziwniejsze równie nagle rozpłynęła się w historii jakby jednego dnia. Zagłębiając się w historię kryształowych czaszek, należy przywyknąć do łańcucha wciąż nowych zagadek, które rodzą kolejne zagadki od powstania gigantycznej cywilizacji Majów, aż po jej upadek z dnia na dzień, co jest do dziś jednym z najbardziej tajemniczych wydarzeń w całej historii starohiszpańskiej Ameryki.

Frederick Mitchell-Hedges po licznych trudach odnalazł wreszcie w Lubaantun w Belize (wówczas brytyjski Honduras), ruiny pradawnego miasta Majów i ze swą ekipą rozpoczął tam prace archeologiczne, oczyszczając budowle i tereny z porośniętych, zniszczonych przez czas ruin. W tychże ruinach odnaleziona została najsłynniejsza kryształowa czaszka o naturalnych wymiarach, od której rozpoczęła się trwająca do dziś światowa batalia na temat autentyczności kryształowych czaszek, a rozgłos po jej odnalezieniu sprawił, że od tego wydarzenia zaczęły powstawać masowo czaszki podrabiane dla samego zysku. Paradoksalne w tym wszystkim jest także to, że ta właśnie czaszka dająca początek wojnie naukowo fantastycznej, jest przez samych uczonych odpychana w głąb zapomnienia, a na piedestał zaczynają wypływać czaszki uznane za falsyfikaty. Podkreślić należy, że taki układ jest najwygodniejszy dla świata nauki, który za wszelką cenę chce udowodnić fałszerstwo wszystkich czaszek i skupia się tylko na tych podrabianych. Dla samej prawdy o oryginalnych czaszkach scenariusz taki jest brudnym zatajaniem faktów.

Odkrycie kryształowej czaszki przypisuje się adoptowanej córce Fredericka, Annie Mitchell-Hedges. Jednakże to akurat może być nieco naciągane, choć sama Anna nigdy nie zmieniła zdania, gdyż dziwnym zbiegiem okoliczności miała ją wypatrzeć samotnie, w dniu swoich siedemnastych urodzin. Możliwe zatem, iż Frederick znalazł ją wcześniej i łagodnie mówiąc, niejako nakierował na jej trop. Jak było naprawdę, to już mniej istotne. Faktem jest, że Anna Mitchell-Hedges była w posiadaniu owej czaszki na własność aż do jej śmierci w kwietniu 2007 r., i dzięki niej wiemy dziś to, co będzie opisane niżej, a nauka chce przed nami zatuszować. Anna Mitchell-Hedges bowiem udostępniała czaszkę z Lubaantun do wszelkich badań, gdy ją o to poproszono i nie trzymała jej nigdy w zamknięciu przed światem. Wręcz przeciwnie. Zgodna była co do tego, że jeśli komuś uda się potwierdzić lub zaprzeczyć autentyczność czaszki, przyjmie to za prawdę obojętnie jaka by nie była.

Badania oficjalne i uznane za nieoficjalne


Anna Mitchell-Hedges bez żadnych oporów zgodziła się poddać czaszkę testom, które miały potwierdzić autentyczność lub fałszerstwo. Badania przeprowadzono w firmie Hewlett-Packard w Kalifornii. Firma HP specjalizuje się w produkcji komputerów, serwerów, drukarek, urządzeń poligraficznych oraz posiada działy produkujące elektroniczny sprzęt pomiarowy, podzespoły oraz sprzęt medyczny i naukowy. Zatem jej pracownicy są wysokiej klasy specjalistami nie tylko w dziedzinie elektroniki, ale również krystalografii. A trzeba wiedzieć, że jedno z drugim ma bardzo wiele wspólnego, gdyż w elektronice zadanie swe spełnia tylko i wyłącznie czysty kwarc naturalny wyprodukowany przez samą Naturę przez okres milionów lat. Rzecz jasna dzisiaj stosuje się kwarc syntetyczny, ale jest on nadal kwarcem naturalnym pomimo tego, że uzyskiwany sztucznie w laboratoriach, gdzie po prostu stworzono mu warunki przyspieszające "naturalny" rozwój. Gdyby tego nie uczyniono, rozwój elektroniki byłby daleko w tyle z powodu tego, iż w naturze czysty kwarc występuje niezwykle rzadko w dużych bryłach. A do wykonania czaszki z czystego kryształu górskiego potrzeba ogromnej bryły, licząc straty podczas precyzyjnego szlifowania do kształtów naturalnej wielkości czaszki. Podstawą zatem było stwierdzić, czy kryształowa czaszka Anny Mitchell-Hedges, była wykonana z czystego kryształu górskiego. Podróbki zazwyczaj wykonane są z materiału zabrudzonego, którego w naturze jest bardzo dużo, gdyż podczas naturalnej reakcji wystarczy śladowe zanieczyszczenie aluminium lub żelaza, by kryształ uległ przebarwieniu lub zmatowieniu, co czyni go nadal kryształem, ale już zanieczyszczonym jak na przykład kwarc dymny. Ogólnie kwarc występuje naturalnie bardzo bogato, ale to właśnie zanieczyszczenia czynią go nawet pięknymi kamieniami, lecz całkowicie bez wartości jak małe ziarenka piasku. Duże bryły czystego naturalnego kryształu górskiego bez śladu zanieczyszczenia, to rzadkość. Podstawą zatem było zbadanie, z jakiego materiału wykonano czaszkę Anny Mitchell-Hedges.

Czaszkę zanurzono w alkoholu benzylowym o dokładnie takiej samej gęstości, współczynniku załamania i dodatkowych czynnikach jak czysty kwarc. Czaszka w alkoholu zniknęła całkowicie, co potwierdzało, że wykonana jest z unikalnej czystej bryły kwarcu pochodzenia tylko i wyłącznie naturalnego. Specjaliści z firmy HP nie mieli wątpliwości, że mają do czynienia z unikatem. Wykonano dodatkowe badania, wykorzystując spolaryzowane światło, by wyeliminować sztuczne warunki laboratoryjne podczas tworzenia kwarcu syntetycznego. Nie było wątpliwości, że czaszka wykonana jest z czystego kryształu górskiego, który w naturalnych warunkach potrzebuje milionów lat, aby stał się czystym kryształem górskim. Specjaliści wykazali także, że żuchwa czaszki wykonana była dokładnie z tego samego materiału co czaszka. Oceniono, że twardość tego kryształu ustępuje jedynie diamentowi i tylko i wyłącznie używając diamentowych narzędzi, "można" tak idealnie obrobić ogromną bryłę kryształu górskiego. Można napisane w cudzysłowie oznacza, że to jest wprost niewykonywalne, gdyż zajęłoby to komuś ponad rok pracy, a i tak kryształ uległby pewnemu skruszeniu. Ponadto dodatkowe badania wykazały, że na czaszce nie ma najmniejszych śladów obróbki, ani jednej rysy świadczącej o używaniu mechanicznych narzędzi co sprawia, że czaszka musiała być wykonana jakąś techniką ręczną przez długie lata mozolnej pracy.

Końcowy werdykt specjalistów z firmy Hewlett-Packard brzmiał: "Ta czaszka nie miała prawa powstać".

Testy zostały przeprowadzone także w British Museum, ale już nie tylko na czaszce Anny Mitchell-Hedges. Tej czaszki nieoficjalnie nikt nie brał w wątpliwość, ale oficjalnie też nikt nie chce potwierdzić jej autentyczności. Oczywiście używając słowa nikt, mam tu na myśli oficjalne stanowisko uczonych akademickich zamkniętych w zbiorze ludzi, którzy ustalili z góry wszystko, co miało być do ustalenia i nie przyjmują żadnych poprawek, nawet jeśli znajdą się dowody na potwierdzenie ich błędów. Takie dowody należy niezwłocznie zniszczyć, jak to miało miejsce na początku XX wieku, gdzie cały ładunek niewygodnych wykopalisk został zatopiony na pełnym morzu przez ludzi z Smithsonian Institute. Temat zakłamywania i niszczenia niewygodnych artefaktów, które istnieją, a istnieć nie powinny pomińmy tu, choć wart jest szerszego omówienia, a powróćmy tymczasem do głównego wątku.

Ceri Louis Thomas i Chris Morton, zainspirowani tematem kryształowych czaszek, przemierzyli niemal cały świat, węsząc informacje o czaszkach. Przekonali prywatnych właścicieli kilku czaszek do przekazania ich w celu zbadania autentyczności przez specjalistów z British Museum. Wszyscy zgodzili się chętnie niezależnie od tego, co wykażą badania a uczeni z British Museum zdecydowali o testach w terminie nie wcześniejszym niż pół roku tłumacząc to, iż muszą przygotować i opracować odpowiednie metody a stawka jest ogromna. Gdy nadszedł wyznaczony termin, osiem czaszek znalazło się w rękach specjalistów z British Museum. Testom objęto także czaszki z British Museum oraz Smithsonian, na których wykryto ślady narzędzi jubilerskich. Niechętnie, ale przyznano, że musiały być wykonane stosunkowo niedawno, choć wcale tak nie musi być. Na jednej z prywatnych czaszek wykryto ślady narzędzi, ale tylko w okolicach zębów, co również nie musi oznaczać, iż nie jest oryginalna. Dla innej czaszki określono czas pochodzenia na około XVI wiek. Co już było dla uczonych wielkim bólem, ale jednak uznano, że mimo stara jakieś błędy w datowaniu mogą występować. Problemem okazały się dwie ostatnie czaszki. British Museum odmówiło komentarza do tych czaszek i nie podano wyników testów. Dodać tu należy, iż testy wykonywane były w obecności właścicieli, gdyż ci wiedząc jak drogie są czaszki jeśli okażą się autentyczne, chcieli mieć je na oku przez tyle czasu ile to możliwe. Nie ma co im się dziwić. Podkreślam to, gdyż wyniki końcowe miały być gotowe po dwóch dniach od testów. I nagle, po odmówieniu podania wyników badać, specjaliści z londyńskiego muzeum stwierdzili, że te czaszki nie były nigdy poddawane żadnym testom! Po prostu samym świadkom testów wmówiono, że nigdy nie byli tam, gdzie byli. Specjaliści z British Museum odprawili z kwitkiem dwóch prywatnych właścicieli czaszek, podając im do wiadomości, że zarówno British Museum, jak i Smithsonian, nie chcą mieć nigdy więcej do czynienia z czaszkami z prywatnych kolekcji, nigdy takich nie badali i nigdy badać nie będą!

Czy ktoś widzi tu jakikolwiek sens? Co odkryli uczeni w tych dwóch czaszkach? Dlaczego boją się ujawnić wyniki testów, które odbyły się przy świadkach, twierdząc, że takich testów nigdy nie było? Czy odkryto, że czaszki pochodzą sprzed tysiącleci, a to nie pasuje do ustalonej teorii inteligentnego życia na Ziemi? A może odkryli, że czaszki w ogóle nie pochodzą z Ziemi lub że istnieją, a istnieć nie powinny? Może wiedzą doskonale jak wyglądała pradawna, wysokorozwinięta przeszłość, ale za nic w świecie nie przyznają się do trwania przez długie lata w błędzie? Takich pytań można zadawać wiele, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że eksperci odkryli coś, co nie powinno być podane do publicznej wiadomości.

20.05.2018

Diabelska Biblia - Codex Gigas





„Mając przed sobą księgę, 
nie powinniśmy zadawać sobie pytania, co ona zawiera, 
ale co chce powiedzieć”.

Umberto Eco




Jednym z najbardziej tajemniczych dzieł w historii jest bez wątpienia potężny rękopis Kodeks Gigas, nazywany czasami Diabelską Biblią dzięki części zawartości dzieła oraz dzięki prastarej legendzie związanej z Kodeksem Gigas, która ma pośredni związek z klątwą dotykającą późniejszych właścicieli Wielkiej Księgi.


Codex Gigas otworzony na stronie przedstawiającej wizerunek diabła
Fot. Kungl. biblioteket
Kodeks Gigas to właściwie najpotężniejszy manuskrypt świata o wymiarach ponad 1 metr wysokości, 50 cm szerokości i wadze 75 kg, zawierający głównie Biblię, tak Stary, jak i Nowy Testament, ale z pewnymi dodatkami, które tę księgę czynią tajemniczą i niezwykłą. Oprócz całej Biblii Kodeks zawiera encyklopedię Etymologiae Izydora z Sewilli, Antiquitates oraz De bello Judaico Józefa Flawiusza, Chronica Boemorum Kosmasa z Pragi, traktaty historyczne, etymologiczne i medyczne, kalendarz z nekrologiem, listę braci zakonnych z klasztoru w Podlažicach, magiczne formuły oraz wiele innych tekstów i... wizerunek samego diabła, co nadało jej nazwę Biblia Diabła. Właściwie to śmiało można powiedzieć, iż Kodeks Gigas wiąże się tylko z tajemniczością i niezwykłością. Od samego jej autora aż po całą zawartość i jej późniejsze dzieje aż do dziś.

Strona z Codex Gigas przedsatwiająca kalendarz
Kalendarz
Manuskrypt najprawdopodobniej napisany został w Czechach, w benedyktyńskim klasztorze w Podlažicach, w XIII wieku. Oficjalnie przyjmuje się datę ukończenia Księgi w roku 1230, na podstawie znalezionego w Kodeksie zapisu. Autor i dokładna data ukończenia dzieła jest jednak nieznana, jak również nie jest znany okres tworzenia Księgi. Badania nad pismem wykazały jednak, iż musiał ją pisać jeden człowiek, a dokładność w każdym znaku od pierwszej po ostatnią kartę jest wręcz uderzająca. Każda litera i każdy znak są niemal identyczne, jakby wyszły spod druku, pomimo iż Księga została napisana ręcznie. Tak doskonała jakość, staranność nad każdym znakiem i każdym rysunkiem wskazuje, że dzieło tak obszerne pisane przez jedną osobę, musiało trwać przez długie lata. A mimo to ani jedna literka nie wykazuje zniekształcenia wskazującego na zmęczenie, drżenie ręki czy coraz słabszego wzroku i zdrowia autora.

Kaligrafia jest doskonała od początku do końca, a doskonałość kaligrafii wskazuje na doskonałość skryby, który tworzyć musiał manuskrypt przez kilkadziesiąt lat. Wizerunek samego diabła w kartach Kodeksu oraz licznych formuł magicznych w jednej Księdze z tradycyjną Biblią wzbudziło legendę, iż autorem Kodeksu Diabła musiał być potępiony mnich, który zaprzedał duszę diabłu. Według mitu jeden z mnichów miał ciężko zgrzeszyć, za co skazano go na śmierć głodową w zamurowanym pomieszczeniu. Uprosił jednak opata by ten darował mu życie, ale w zamian miał stworzyć w jedną noc księgę z pełną wiedzą świata, która przyniesie chwałę klasztorowi. Siłą rzeczy nie dając rady dokonać takiego cudu w jedną noc, nad ranem miał wezwać samego diabła, któremu za pomoc zaprzedał duszę. Według bardziej humanitarnej wersji mnich ten sam miał poprosić o izolację od świata zewnętrznego w ramach pokuty, by w samotności móc poświęcić się stworzeniu najpotężniejszego rękopisu w dziejach świata. Dla nas może bez znaczenia jest, która wersja jest prawdziwa, ale nie dla samego autora Kodeksu Gigas, a honor uratowała mu korekta błędnie tłumaczonego łacińskiego słowa inclusus. Jak było naprawdę, nie wie dziś nikt.

Tajemnica powstania dzieła jest do dziś niewyjaśniona. Faktem jest, że Kodeks Gigas powstał, a późniejsze dzieje ludzi znajdujących się w jego sąsiedztwie dotykały niewyjaśnione tragedie, jakby Wielka Księga miała moc czynienia wokół siebie zła. Kilkadziesiąt lat wystarczyło, by Biblia Diabła zdobyła rozgłos w świecie pełnym przesądów, a sam klasztor zyskał dzięki niej faktyczny rozgłos. Niestety popadł w ruinę już na początku XIV wieku, co zmusiło opactwo bankrutującego klasztoru do sprzedania go innemu zakonowi Białych Mnichów, i wędruje do Sedlec. W nowym miejscu zamieszkania tajemniczej księgi zaczynają dziać się dziwne zbiegi okoliczności złych wydarzeń, a zakon zaczyna popadać w finansową ruinę, jak to miało miejsce w poprzednim klasztorze. Nie wiadomo czy ówczesny biskup z Sedlec wiąże tragiczne wydarzenia z Biblią Diabła, ale postanawia pozbyć się manuskryptu, odsyłając go z powrotem. Puszka Pandory została jednak rozpieczętowana, uruchamiając kolejną reakcję łańcuchową dramatu. Pandemia dżumy zebrała żniwo tysięcy niewinnych ofiar. Do dziś odwiedzając klasztor w mieście Sedlec można oglądać pamiątkę tamtych wydarzeń, a sam klasztor został zmieniony na muzeum, gdzie czaszki i kości zmarłych posłużyły jako materiał konstrukcyjny dla stworzenia niemal całego wystroju obiektu, w tym kapliczek, ołtarzy, żyrandoli.

Codex Gigas z wizerunkiem diabła
Wizerunek diabła
Dalsze znane dzieje Kodeksu Gigas to wiek XVI. Książę Rudolf II zafascynowany okultyzmem dowiaduje się o magicznej potędze Wielkiej Księgi oraz dowiaduje się, gdzie aktualnie Diabelska Biblia przebywa. Jako wpływowy monarcha wkupuje się w łaski opata zakonu i otrzymuje Biblię Diabła w prezencie. Rudolf z maniakalną dokładnością bada Wielką Księgę, szukając w niej magicznych mocy zaklęć nie dostrzegając zmian w własnej osobowości. Staje się aspołeczny, zaczyna popadać w paranoję, zaniedbuje swoje obowiązki, a najważniejszym punktem w życiu Rudolfa jest słynna Księga Diabła. Nietrudno domyślić się, iż taka zmiana czyni go niezdolnym do sprawowania władzy i zostaje strącony z tronu przez członków własnej rodziny, aż w końcu umiera niemal w samotności. Na naprawę królestwa było już za późno. Armia szwedzka pokonała zaniedbane królestwo Rudolfa, a Kodeks Gigas po raz kolejny zmienił właściciela i podróżuje do zwycięskiej Szwecji. Księgę otrzymuje córka Gustawa II Adolfa, Krystyna, która była królową Szwecji w latach 1632–1654 z racji tego, iż Gustaw nie miał potomka męskiego. W królewskiej bibliotece królowej Krystyny, Kodeks Gigas zajmuje czołowe miejsce wśród najcenniejszych dzieł. Królowa jednak w krótkim czasie również doznaje dziwnej przemiany. Abdykuje, przechodzi na katolicyzm i opuszcza Szwecję, ale co najdziwniejsze, nie zabiera ze sobą najcenniejszego manuskryptu, jakby chciała od niego uciec. Biblia Diabła pozostaje w zamku, w którym nagle, w roku 1697 dochodzi do wielkiego pożaru. Płonie dosłownie wszystko łącznie z bogatą zawartością cennej biblioteki. Co najdziwniejsze przy tak ogromnych zniszczeniach Biblia Diabła zostaje cudem uratowana z płomieni. Ogień pożarł wiele tomów drogocennego księgozbioru, pochłonął wiele ofiar bezpośrednio, jak również ofiar za karę dopuszczenia do pożaru, a sama Biblia Diabła przetrwała niemal nienaruszona.

Obecnie Diabelska Biblia jest przechowywana w Bibliotece Królewskiej w Sztokholmie. Tożsamość autora do dziś jest zagadką jak w przypadku innego tajemniczego manuskryptu, Księgi Wojnicza. I choć Manuskryptu Wojnicza nigdy nie udało się rozszyfrować, tak zapis w Kodeksie Gigas jest nam znany jak najbardziej, ale zagadką jest wciąż sens znaczeniowy całego dzieła, gdzie wizerunek diabła wraz z okultystycznymi zaklęciami, miesza się w jedno ze świętymi zapisami Biblii, która wszakże powinna być oddzielona. Czy autor w ten sposób chciał nam coś przekazać tajemniczego, co nie powinno być ujawnione zwłaszcza za czasów panowania kościoła? A może to, że kościół ma więcej wspólnego z diabłem, niż jesteśmy tego świadomi?

12.05.2018

Naturalny portal czasu





„Nigdy nie rób wczoraj tego, co powinieneś zrobić jutro. 
Jeśli w końcu Ci się uda, nie próbuj ponownie”. 

Robert A. Heinlein




Wszystko, co nie jest sprzeczne z prawami fizyki, musi być możliwe. Podróży w czasie nie wykluczają żadne prawa fizyki. Budowa portalu czasu jest poza naszym zasięgiem, ale nie oznacza to, że Natura sama nie stworzyła naturalnych portali czasu, w które człowiek nieświadomie wpada.


Zegary wskazujące inny czas dla obserwatora
Czwarty wymiar - Czas
Któż z nas nigdy nie zastanawiał się nad możliwością podróży w czasie? Temat tak popularny, a przy tym fantastyczny, że wręcz niemożliwy do zgłębienia, nie mówiąc już o tym, że podróże w czasie można uznać za coś realnego. Marzenia nic nie kosztują, ale zawsze kończą się stwierdzeniem, że podróż w czasie nie jest możliwa. A może jest możliwa, ale jeszcze tego nie odkryliśmy? Istnieje bowiem coś, co zmusza nas do głębszej analizy tematu i zastanowienia się jak to możliwe, że istnieje coś, co jest ogólnie przyjęte za niemożliwe?

Wyobraźnię i marzenia o podróżach w czasie rozbudził w ludzkości Herbert George Wells, który w 1895 roku napisał powieść science fiction pod tytułem "Wehikuł czasu" (The Time Machine). Książka szybko stała się światowym bestsellerem, a czytelnicy zafascynowani tematem, zaczęli zastanawiać się nad realnością pokonywania bariery czasu.

Jak najprościej zdefiniować zjawisko pokonania bariery czasu?


Podróż w czasie jest po prostu pojęciem ruchu między różnymi punktami w czasie w sposób analogiczny do ruchu między różnymi punktami w przestrzeni. Urządzenie znane jako "wehikuł czasu" z powieści Wellsa może nam pomóc w podróży w różnym czasie. Takiego urządzenia jeszcze nie zbudowano i pewnie prędko nikt nie zbuduje z przyczyn typowo technicznych. Nie osiągniemy bowiem w najbliższej przyszłości takiej technologi, aby zbudować pojazd, który będzie poruszał się z prędkością światła (około 300 000 km/s). A osiągnięcie takiej prędkości jest niezbędne, by odczuć podróż w czasie, bowiem nie mając świadomości, w czasie podróżujemy nawet dziś, ale na poziomie milionowych części sekund, co czyni ową podróż wręcz niemożliwa do odczucia. Czas bowiem jest tak złożonym czynnikiem, iż jego prędkość zależy od wielu czynników nawet tu na Ziemi, gdyż w dużej mierze zależny jest od siły grawitacji. Inaczej zatem zachowuje się dla człowieka stojącego na poziomie zero na biegunie, inaczej dla człowieka będącego na równiku, a jeszcze inaczej dla człowieka stojącego na szczycie najwyższego budynku na świecie oraz inaczej, co najważniejsze, dla człowieka pędzącego z zawrotną szybkością. Różnice są minimalne na poziomie nanosekund, ale jednak są. Dlatego by odczuć prawdziwy efekt różnicy czasowej, potrzeba prędkości zbliżonej do prędkości światła, która jest zawsze stała. Nawet osiągając tak zawrotną prędkość, jak prędkość światła, czyli niemal 300 000 km/s, pozostaje kwestia przeżycia załogi w takich warunkach. Ale nie wyprzedzajmy faktów.

Nauka twierdzi, iż wszystko, co nie jest sprzeczne z prawami fizyki, jest możliwe. Podroży w czasie nie wyklucza żadne prawo fizyki. Czy wobec tego podróże w czasie są możliwe, ale jeszcze nie znamy sposobu podróżowania?

Dzięki największym umysłom świata wiemy, że podróż w czasie okazuje się możliwa. Albert Einstein sformułował dwie teorie względności.

Szczególna teoria względności powstała już w roku 1905 i zmieniła sposób pojmowania czasu, przestrzeni i ruchu. Od czasu jej ogłoszenia, wzór E = mc² stał się jednym z najbardziej znanych wzorów na świecie. Dzięki szczególnej teorii względności, Albert Einstein udowodnił teoretycznie, że podróż w czasie jest jak najbardziej możliwa, ale tylko w jednym kierunku – w przyszłość.

Ogólna teoria względności zakłada zaś, że podróż w czasie możliwa jest tak w przyszłość, jak i w przeszłość. Oczywiście teoretycznie, gdyż problemy techniczne wciąż są dla nas nieosiągalne. Podróż w czas przeszły ponadto, usiany jest wieloma sprzecznościami z paradoksem dziadka włącznie, a na poparcie niemożliwości podróży w przeszłość podpowiada fakt, iż dziś nie znamy żadnego śladu odwiedzin kogoś z przyszłości. Paradoks dziadka naukowcy próbują obejść teoriami o światach równoległych, gdzie zabijając własnego dziadka, jednak nie zmieniamy biegu historii w świecie nam równoległym, ale tym obok nas, który nie koliduje ze światem w naszym wymiarze. Tak czy inaczej, pozostaje kwestia turystów z przyszłości, których nie obserwujemy dziś, ani nie obserwowaliśmy w przeszłości. O ile oczywiście nie istnieje coś, co nie pozwala nam ich dostrzec w sposób nam znany, a oni nie mają naturalnego prawa ingerowania w przebieg już ustalonych zdarzeń. W przeciwnym razie mógłby dojść kolejny paradoks – coś w rodzaju wieżowca z pominięciem kilku niższych pieter. Nietrudno wyobrazić sobie, że taka budowla metaforycznie porównana do historii, byłaby tragedią w przyszłości i całej drodze aż do szczytu po sam dach przyszłości. Tu może narodzić się kolejne pytanie, który rok jest szczytem w przyszłości? Im więcej wiemy, tym wiemy mniej.

Rzecz jasna na arenie od czasu do czasu pojawiają się ludzie, którzy twierdzą, że przybywają z przyszłości, jak chociażby osławiony John Titor, który twierdził, że urodził się w roku 1998, a w nasze czasy (2000 r.) przybył z 2036 roku. W roku 2000, na forach internetowych zaczął ujawniać się jako „TimeTravel_0” i bogato opisywał wydarzenia po drodze aż do roku 2036.

Z najważniejszych przepowiedni Johna Titora, choć tu bardziej powinno być użyte słowo wspomnień, należy wymienić wybuch III wojny światowej w 2015 roku, do którego nie doszło. Przynajmniej w naszym alternatywnym świecie, a sam przebieg wojny zdumiewająco podobny jest do tego, który ujawniła s. Łucja w III Tajemnicy fatimskiej. Lista jego przepowiedni poprzez wspomnienia z jego punktu widzenia jest dość długa, a niektóry punkty powinny budzić głębokie zainteresowanie pod wieloma względami. Faktem jednak jest, że John Titor nagle stwierdził, że kończy swą działalność w naszym świecie i znikł równie nagle, jak się pojawił. Do dziś jest zagadką nierozwiązaną, bowiem nikomu nie udało się udowodnić mu fałszu, jak również nikomu nie udało się potwierdzić jego prawdziwego pochodzenia. Być może gdyby nie było tak wielu oszustw na tej arenie, świat inaczej by dostrzegał pewne jednostki, biorąc je pod lupę.

Na tym poziomie wiemy, że nauka przyjmuje możliwość podróży w czasie, ale wiemy też, że świadomie w najbliższej przyszłości nie zbudujemy wehikułu czasu, a sama podróż w czasie jest wciąż czymś nieosiągalnym. Wedle tego uznajemy, że nikt nie może przenieść się w czasie, bo chociaż fizyka nie wyklucza takich możliwości, to jednak na razie jest to niemożliwe. Oczywiście cały czas mowa o świadomym podróżowaniu w czasie z zamysłem i pełnej kontroli. Ale jeśli nauka przyjmuje, że coś takiego jest możliwe, choć jeszcze tego nie potrafimy ujarzmić, to czy takie zjawisko nie ma prawa zaistnieć w naturalnych warunkach? Podkreślam słowo naturalnych. Skoro coś istnieć ma prawo, to oczywiste jest, że sama Natura tym bardziej powinna coś takiego tworzyć naturalnym biegiem zjawisk. 

Czy zatem istnieje coś, o czym nie wiemy, że istnieje?


Biblia opisuje młodego człowieka, który wyszedł za miasto na pewien krótki czas, a gdy wrócił, okazało się, że wszyscy na niego czekający ludzie już nie żyją. Nie pozabijani przez wrogów. Umarli naturalnie ze starości, bowiem jakieś warunki sprawiły, że zamiast godziny dla czekających minęło ponad siedemdziesiąt lat. Młody człowiek nie odczuł w najmniejszym stopniu tego długiego okresu. Dla niego czas biegł naturalnie i nie zestarzał się nawet o rok. Pytanie tylko, czy dla ludzi, którzy go oczekiwali, czas również przebiegał naturalnie? Dla kogo wystąpiła anomalia? Biblię oczywiście można tłumaczyć na wszelkie różne sposoby i zawsze od najwygodniejszej strony interpretatora. Gdzie potrzeba znaleźć fragmenty dosłowne, tam się je znajdzie choćby były największymi bzdurami, a gdzie potrzeba tłumaczyć symbolami, tak interpretowana będzie dosłownie. Mało kto traktuje Biblię w całości jako zapis historycznych faktów, więc rozumiem, że takie fragmenty jak opisane powyżej, zawsze będą tłumaczone jako bzdura i wkładane do jednej półki z Johnem Titorem.

Czasy biblijne to okres bardzo odległy i ciężko dziś dociekać, czy nie zadziałała tam jakaś anomalia naturalna, której wszakże żadne prawo fizyczne nie wyklucza. A co czasami nam bliższymi?

Wizja tunelu czasowprzestrzennego
Tunel czasoprzestrzenny
25 kwietnia 1977 roku, żołnierz armii chilijskiej Armando Valdes, na oczach swoich sześciu kolegów podczas pełnienia służby, nagle rozpłynął się w powietrzu. Zaskoczeni całą sytuacją koledzy wszczęli alarm. Zjawisko było tak nietypowe, że wśród żołnierzy bardziej dominował strach niż chęć szukania kaprala, którzy właściwie nie wiedzieli gdzie, mają go szukać. Po mniej więcej piętnastu minutach kapral Valdes pojawił się równie nagle, jak znikł, ale tak bardzo otumaniony, że nie był w stanie powiedzieć co się z nim działo. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, a jego zegarek wskazywał, że nie było go pięć dni.




W latach 80. naukowcy zainteresowali się przypadkiem pewnego pacjenta ze Szkocji uznanego za psychicznie chorego. Prawdziwego nazwiska nie podano do wiadomości z powodu żyjących do dziś potencjalnych potomków tego człowieka, więc bez wprowadzania w błąd zmyślonym, używanym i tak półoficjalnie nazwiskiem. Ogólnie pacjent został znaleziony na ulicy i zachowywał się, jakby nie wiedział gdzie jest, spanikowany, ubrany w starodawny, ale czysty strój i mówił obcym, dawno nieużywanym akcentem. Przesłuchania i opinia lekarzy zajmujących się nim wykazywały, iż ten twierdzi, że nie poznaje tego miejsca, w którym się znalazł, oraz że nie wie, jak znalazł się na ulicy. Twierdził, iż wyszedł z domu do ogrodu, gdy nagle ujrzał jakby załamanie, falowanie powietrza jakby pod wpływem zmiany temperatury. Później nie pamięta nic aż do czasu pojawienia się wśród tłumu ludzi w całkiem obcym miejscu. Człowiek ten przedstawił się z imienia i nazwiska, które w ogóle nie było zarejestrowane oraz podał datę urodzin z XVIII wieku, co stanowiło dla lekarzy kolejny dowód obłąkania. Naukowcy jednak do sprawy podeszli poważnie i sprawdzili dane, które ten człowiek podał. Okazało się, że człowiek o takim nazwisku żył w XVIII w. dokładnie w miejscu przez niego podanym. Oczywiście do wszelkiego typu takich spraw należy podchodzić ostrożnie, gdyż łatwo ulec pewnym subiektywnym przesądom. Najdziwniejsze w tym przypadku okazało się jednak, iż badania na występujące toksyny w organizmie tego człowieka, nie wykazały żadnych śladów zatruć dzisiejszym przemysłem. Mówiąc krótko, gdyby chciał świadomie kogoś oszukać tym incydentem, musiałby oddychać przez wiele lat wiejskim starym powietrzem oraz odżywiać się przez wiele lat tylko i wyłącznie ekologiczną żywnością. Co też ważne wnikliwe śledztwo naukowców wykazało, że człowiek ten pewnego dnia wyszedł z domu i nigdy nie powrócił. Sprawa nigdy nie została wyjaśniona.

Istnieją udokumentowane relacje o zniknięciach bez powrotu. W 1909 roku jedenastoletni chłopiec Olivier Thomas, w wieczór wigilijny wyszedł do studni po wodę. Do celu nie dotarł nigdy, czego dowodem były ślady urywające się w połowie drogi do studni. Zakrojona na szeroką skalę akcja poszukiwawcza nie przyniosła pozytywnych efektów. Ani ciała, ani żywego chłopca nigdy nie znaleziono.

Takich przypadków bardziej lub mniej udokumentowanych, można przytaczać mnóstwo. Każdego dnia nagle znika tysiące ludzi na całym świecie. Nie można wszystkiego przypisywać nieznanym siłom, anomaliom fizycznym czy porwaniom przez obcych. Wielu z zaginionych chce zniknąć, wielu jest mordowanych, wielu ma zaniki pamięci. Przyczyn jest bardzo dużo i nie każde zagadkowe zniknięcie jest niewytłumaczalne. Podchodząc do tematu z dystansem, trzeba jasno stwierdzić, że stanieją pewne tajemnicze zniknięcia bez odstawienia zwrotnego. Jak wędkarz, który czasem wypuszcza swą zdobycz a czasem nie.

Faktem jest, że istnieje coś, o czym absolutnie nie wiemy i nie zdajemy sobie sprawy, że coś takiego może w ogóle istnieć. A skoro wszystko jest możliwe, czego nie zaprzeczają prawa fizyki, to dlaczego ma to nie występować w naturze? Wszakże wszystko, co człowiek odkrywa, już to istnieje w naturalnym świecie. Naukowcy są o krok od wyjaśnienia i udowodnienia, że podróż w czasie jest możliwa, czemu więc natura ma być w tyle?

24.04.2018

Dno szamba fanatyzmu PiS





"Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. 
Z dalszych eksperymentów zrezygnował".

Mark Twain




W świetle wydarzeń związanych z protestem Opiekunów Niepełnosprawnych, poziom fanatycznych zwolenników partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość, osiąga najniższy poziom dna samego szamba.


Protest Rodziców Niepełnosprawnych w Sejmie
Protest Rodziców Niepełnosprawnych
Ciężko przechodzi mi ubrać to we właściwe słowa, ale niestety powyższe określenie jest jedyną eufemistyczną formą określenia tego stanu rzeczy. Łagodniejsza forma absolutnie nie byłaby tu na miejscu, a prawdę jakoś określić trzeba.

Przypomnijmy o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego odważyłem się nazwać rzeczy po imieniu.

W roku 2014 jeszcze za rządów partii Platformy Obywatelskiej będącej w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym, rodzice niepełnosprawnych dzieci czując ciężar wychowywania dzieci, które wymagają zwiększonego wysiłku wychowawczego, a co za tym idzie trudy finansowe, nie widząc innego wyjścia, postanowili zaprotestować w Sejmie o poprawę swojego bytu materialnego. Dziecko, jak i już dorosła osoba niepełnosprawna wymaga szczególnej opieki, co sprawia, że opiekun takiej osoby nie może podjąć pracy zarobkowej. A rodzic, opiekun, jak i sama niepełnosprawna osoba potrzebuje finansów na leczenie i samo życie. Najoczywistsza rzecz na ziemi i każdy się z tym zgodzi. Nic też dziwnego, że ludzie ci postanowili zaprotestować w samym centrum dowodzenia państwem, Sejmie, gdyż tylko protest w tym miejscu daje pewność, iż rząd i Polska zwróci uwagę na ich problem. Inne formy protestów w Polsce nie zdają egzaminu i każdy o tym wie.

Oczywiście jak to w polityce partie rządzące wówczas miały zadanie sprawić, że protest będzie trwał jak najkrócej, a protestujący zakończą protest z rozwiązaniem dla nich zadowalającym. Bez owijania w bawełnę – rząd musi obiecać jak najmniej, udając, że daje aż za dużo, a protestujący powinni to przyjąć myśląc, że ugrali aż nazbyt wiele. Taka jest polityka. Ale na tym polityka się nie kończy, gdyż gdzie rząd tam jest też opozycja. Partie opozycyjne oczywiście mają zgoła odmienne zadanie. Sprawić, by protestujący faktycznie ugrali więcej niż oczekują, a rząd by stracił jak najwięcej przy czym, dla opozycji wydłużający się czas protestu to rzecz pozytywna, gdyż wtedy łatwo wykazują, że rząd nie daje rady z problemem. Największą partią opozycyjną w tamtym okresie, była partia Prawo i Sprawiedliwość, którą popierała duża część społeczeństwa. Poparcie dla partii opozycyjnej wśród narodu to nic złego a wręcz przeciwnie. Każdy człowiek ma prawo popierać każdą partię, która według niego najbardziej nadaje się do rządzenia. Bez zwolenników danej partii, żadna partia nie ma prawa przetrwać nawet jako partia opozycyjna. Problem jednak powstaje wtedy, gdy wśród zwolenników danej partii znajdą się ludzie fanatycznie ją popierający. Fanatyzm już nie jest zdrowy, a nawet bardzo niebezpieczny. Fanatyzm nie ma sumienia, nie ma uczuć i nie ma rozumu. Jedyne co posiada to stworzony cel, ideę, wiarę w słuszność sprawy tępiąc po drodze wszystko, co jest temu przeciwne.

Wróćmy do protestu z 2014 roku, który właściwie zakończył się jedynie w Sejmie, gdy protestujący nie ugrali tego, czego się domagali. Pamiętajmy, że jest okres, kiedy rządzi Platforma Obywatelska z Polskim Stronnictwem Ludowym, a opozycją jest partia Prawo i Sprawiedliwość.

O co chodzi protestującym?

W zasadzie czy poprzedni protest, czy dzisiejszy to nie ma większego znaczenia, jeśli chodzi o postulaty, albowiem ogólnie wiadomo, że zawsze w takich przypadkach chodzi o pieniądze, a konkretnie ich brak. Rodzice domagają się wprowadzenia m.in. dodatku rehabilitacyjnego dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia. Po 18. roku życia niepełnosprawne dziecko może liczyć tylko na rentę socjalną, najniższą w kraju, w wysokości 865 zł brutto (ok. 740 zł na rękę) i 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego. Tracą też zasiłek z programu 500 Plus, który wypłacany jest do 18 roku życia.

List do prezydenta Andrzeja Dudy z postulatami protestujących
List do Prezydenta
Dryga strona listy protestujących do prezydenta Andrzeja Dudy
List do Prezydenta





















W 2014 roku z protestującymi spotykają się często i gęsto politycy opozycji partii Prawo i Sprawiedliwość. Spotkał się z nimi także Jarosław Kaczyński, a cała narodowa siła popierająca partię PiS, rzecz jasna kibicowała protestującym, podając liczne argumenty typu, że rząd PO/PSL zbyt skąpi na rodziców i opiekunów niepełnosprawnych dorosłych.

Komentarz na Twitterze z 2014 roku popierający protest rodziców niepełnosprawnych
Fot. Twitter
W portalach społecznościowych opinia publiczna wyrażała jasno politowanie dla niepełnosprawnych, padały wyzwiska na polityków partii rządzącej, a całe grupy ludzi popierających partię PiS ubolewały nad losem rodziców niepełnosprawnych.

Typowy i jeden z łagodniejszych komentarzy z roku 2014, mamy po lewej stronie.

W międzyczasie zmienia się rząd i ówczesna partia opozycyjna Prawo i Sprawiedliwość wygrywa wybory. Mamy rok 2018 i jak się okazuje, dla rodziców, opiekunów osób niepełnosprawnych nie zmienia się nic.

18 kwietnia 2018 roku, rodzice osób niepełnosprawnych rozpoczęli protest w Sejmie ponownie. Protestujący domagają się m.in. dodatku rehabilitacyjnego dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia, czyli tego samego co w 2014 roku. Swój apel rodzice wystosowali także do prezydenta, premiera oraz prezesa PiS.

Podkreślam to jeszcze raz. Zmiana nastąpiła tylko i wyłącznie na najwyższym szczeblu władzy, gdzie rządy przejęła partia Prawo i Sprawiedliwość, a dla protestujących nie zmieniło się nic kompletnie. To bardzo ważne w tym przypadku. Dlaczego? Zwróćmy uwagę na screen z komentarzem użytkownika popierającego protest w 2014 roku.

Teraz spójrzmy na komentarze tego samego użytkownika w czasie protestów tej samej grupy, ale z tą różnicą, że rządzi już partia, którą w 2014 roku popierał, będącą wówczas w opozycji a dziś rządzącą.


Wpis na Twitterze szkalujący niepełnosprawnych
Twitter
Drugi wpis na Twitterze szkalujący niepełnosprawnych
Twitter















Komentarz z mojej strony jest tu zbędny. Jeśli ktoś nie ma pojęcia, co oznacza powiedzenie „wylewać krokodyle łzy”, to ma teraz okazję wzbogacić swą wiedzę. Użytkownik ten sam, który płakał nad losem niepełnosprawnych w 2014 roku, dziś z nich szydzi.

Politycy partii PiS widzą te wpisy. W komentarzach są odnośniki do PiS oraz Pani Rafalskiej. Poza tym większość tych ludzi jest obserwowana przez polityków PiS, a wpis z downem osobiście wysłałem do ministra, który sam ma dziecko z zespołem downa.

Inne komentarze ludzi, którzy nie wykazują już absolutnie ludzkich cech, a w niepełnosprawnych widzą polityczną ustawkę.


Hejt na Twitterze
Twitter

Hejt z Twittera
Twitter









Hejt na Twitterze
Twitter

Hejt na Twitterze
Twitter








Hejt na Twitterze
Twitter

Hejt na Twitterze
Twitter








Hejt na Twitterze
Twitter

Hejt na Twitterze
Twitter









Hejt na Twitterze
Twitter

Hejt na Twitterze
Twitter








Hejt na Twitterze
Twitter






Za dużo tego jest, by przytoczyć wszystko.

Rozumiem, że zdaniem fanatyków partii PiS, niepełnosprawny urodził się niepełnosprawnym tylko dlatego, żeby wziąć udział w ustawce, gdy PiS dojdzie do władzy. Moje zdanie jednak jest inne. Hejtowanie matki niepełnosprawnego dziecka, która walczy o jego godne życie, jest poniżej godności nawet największego PiS-owskiego trolla. I to już obojętnie czy płatnego, czy z wyboru czy też ukrywającego się za anonimowym kontem pracownika biura poselskiego PiS. Może któryś ma ochotę zamienić się na zdrowie z jedną osobą, która tam siedzi na wózku inwalidzkim? Przy okazji zamieniając się na dochody z tego wynikające? Nikomu nie życzę źle, ale znam życie na tyle, że kto szydzi z choroby lub biedy, życie potrafi tak ułożyć scenariusz, że kiedyś sam tego doświadczy.

Przytaczając na wstępie słowa Marka Twaina: "Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą", nie było bezcelowe. Śmiało mogę stwierdzić, że w tych małpach jest więcej człowieczeństwa niż w ludziach, którzy dla partii oddaliby wszystko łącznie z honorem i ojczyzną, jak to dumnie nazwał swoje konto człowiek, który nazywa sam siebie patriotą. Takimi ludźmi się brzydzę i, pomimo że sam głosowałem na PiS, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

Dno szamba!

17.04.2018

Afera nagrodowa PiS





W przeszłych epokach wolność i równość były realizowane w sposób wysoce ułomny,
odnosiły się do stanów uprzywilejowanych.

Program Wyborczy PiS z 2014 r.




Obraz Jana Matejko "Stańczyk". Symbol zadumy nad czynami rządu, które doprowadzić mogą do tragedii.
Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie
Ideologia taniego państwa według partii Prawo i Sprawiedliwość powstała już w 2005 roku, kiedy to partia PiS starowała do wyborów parlamentarnych. Prawo i Sprawiedliwość w 2005 roku wybory wygrywa, i nadszedł czas wdrażania obietnic wyborczych w życie. Dobre chęci były, ale pamiętajmy, że dobre chęci to materiał, którym wybrukowane jest piekło.

Pierwotnie państwo miało być tańsze o 5 miliardów, a krótko potem zredukowano tę sumę do 3 miliardów. Sejm wówczas dobre chęci partii PiS przełknął i przyjął planowane cięcia wydatków na kancelarię prezydenta i premiera. Ścianą nie do przebicia okazał się Senat, który przywrócił poprzednie, wysokie wydatki na, między innymi należy podkreślić, prezydenta i premiera. Królestwo drogie być musi i od tego wara!

Partia rządząca Prawo i Sprawiedliwość, nie wzięła pod uwagę, że rozbudowa administracji kosztuje. A już na sam początek przybyło etatów sekretarzy i podsekretarzy stanu w ministerstwach.

Tanie państwo Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005 - 2007 upadło szybciej, niż powstało. Pozostała jedynie ideologia taniego państwa aż do wyborów w roku 2015. 25 października 2015 roku, partia Prawo i Sprawiedliwość wygrywa wybory kolejny raz i rządzi do dziś, a ideologia nie uległa zmianie. W kampanii wyborczej sprzed roku 2015, hasła Tanie Państwo jest podkreślane wszech i wobec, gdzie pojawiali się politycy partii Prawo i Sprawiedliwość, czarując naiwnych wyborców.

W programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości z roku 2014, przeczytać możemy głównie podsumowanie rządów Platformy Obywatelskiej w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym, skrótowo nazywam w cały tekście "rządy Tuska".
Jednocześnie toleruje się praktyką łamania prawa pracy przez pracodawców i zastępuje je prawem cywilnym. Rząd całkowicie lekceważy dialog społeczny, w tym ze związkami zawodowymi(...). Zakrawający wręcz często na drwinę z najbiedniejszej części społeczeństwa, reaguje się na rozszerzenie sfery nędzy, która w 2011 roku, licząc według realnych cen, rozszerzyła się do 11,4% społeczeństwa (...). Natomiast dochód na głowę w rodzinie trzyosobowej z dzieckiem korzystającej z zasiłku wynosi przeciętnie 560 zł, czyli 60% minimum socjalnego. Można mówić, że prowadzona w tej sferze polityka wskazuje na całkowity brak empatii. - Czytamy w programie PiS z 2014 r.
Jak wygląda empatia Prawa i Sprawiedliwości do społeczeństwa zwłaszcza tego biednego, opisałem w notce Demokracja Orwellowska, gdzie szczególnie podkreśliłem, że dziś w czasie rządów PiS, liczba ludzi bezdomnych stale rośnie (około 400 tys. na 2016 r.). Głodujących także. Szacuje się, że na 2017 rok, co dwudziesty Polak żyje w skrajnej nędzy. Udowodniłem także, iż w kwestii umów śmieciowych oraz cywilnoprawnych, nie nastąpiła absolutnie żadna zmiana.

A jeśli nie ma żadnej zmiany, wobec tego, za co politycy Prawa i Sprawiedliwości, przyznali sobie nagrody w iście astronomicznych kwotach?

Zacznijmy od służby zdrowia, by dojść drogą reakcji łańcuchowej do wszystkich nagród. Dlaczego tak ważna jest służba zdrowia? Nie ulega wątpliwości, że każdy potrzebuje zdrowia i każdy na ten cel płaci horrendalnie wysokie składki. Z wyżej cytowanego programu wyborczego PiS czytamy, jak to było za rządów PO/PSL: 
Sferą szczególnie zaniedbaną i znajdująca się w stanie „zaplanowanego kryzysu i bałaganu”, jest służba zdrowia.

Muszę zadać to pytanie – czy ktoś widzi jakąkolwiek poprawę w służbie zdrowia po niemal trzech latach rządów PiS? Pytanie to raczej retoryczne, ale zależy też, jak na nie odpowie rząd Prawa i Sprawiedliwości. A jak odpowiedział?

Minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł został zdymisjonowany. Ale czy za karę, że nie potrafił uzdrowić chorej służby zdrowia? Pytanie trudne, gdyż za karę nie otrzymuje się nagrody w wysokości 65 100 zł. Paradoks nagród za karę trawi partię Prawo i Sprawiedliwość w niemal każdej dziedzinie.

Po nitce do kłębka przypomnijmy nagrody, które w wielu przypadkach można uznać za karę, jak to było w przypadku ministra zdrowia:

Gliński Piotr - 72 100 zł 

Gowin Jarosław - 65 100 zł. Tu należy się zatrzymać wyjaśniając, że można to uznać za rekompensatę biedy, do której Gowin się przyznał, będąc ministrem w rządzie Tuska. Jako minister sprawiedliwości w rządzie Tuska, nic nie wiedział o całej masie afer za rządów PO/PSL, które systematycznie i nagminnie nagłaśniane były przez polityków PiS. Powstaje dodatkowe zatem pytanie, czy te afery to fakty? Czy może kłamstwa służące jako narzędzie wyborcze? Tak czy i inaczej, dzisiaj za rządów partii PiS, liczne afery rozpłynęły się niczym poranna mgła. Ewentualnie zostały zamiecione pod dywan, jeśli ktoś woli takie sformułowanie.

Morawiecki Mateusz - 75 100 zł 
Adamczyk Andrzej - 70 100 zł 
Bańka Witold - 72 100 zł 
Błaszczak Mariusz - 82 100 zł 
Gróbarczyk Marek - 65 100 zł 
Jurgiel Krzysztof - 65 100 zł 
Kamiński Mariusz - 65 100 zł 
Kempa Beata - 65 100 zł. Poza tym, Beata Kempa otrzymała, jak na tanie państwo przystało, całkiem nowe ministerstwo. 
Kowalczyk Henryk - 65 100 zł 
Macierewicz Antoni - 70 100 zł

Rafalska Elżbieta - 70 100 zł. Pani E. Rafalskiej specjalne anty podziękowania należą się od dzieci z domów dziecka, które nie dość, że nie mają własnego domu i własnej rodziny, to zostały zignorowane podczas rozdawania socjalu o nazwie 500+. Specjalne anty podziękowania także ze strony biednych rodzin, które nie mają dzieci, a więc i nie mają 500+, ale zmuszone zostały do fundowania programu 500+ dla dzieci biznesmenów, prezesów banków, polityków i innych oligarchów. Szerzej o skancerowanym programie 500+ oraz o kłamstwie zlikwidowaniu umów śmieciowych opisałem w notce Kłamstwa dobrej zmiany PiS.

Streżyńska Anna - 72 100 zł. Tu akurat mamy zgoła odmienną sytuację. Pani Anna Streżyńska, jako wyjątek otrzymała nagrodę w pełnym rozumieniu tego słowa. Nagroda słuszna i powinna wynosić dużo więcej. Niestety dla partii rządzącej, z powodów czysto partyjnych, gdzie minister musi mieć książeczkę partyjną, Polska straciła człowieka godnego swej nagrody.

Szyszko Jan - 70 100 zł
Tchórzewski Krzysztof - 70 100 zł 
Waszczykowski Witold - 72 100 zł 
Witek Elżbieta - 65 100 zł 
Zalewska Anna - 75 100 zł 
Ziobro Zbigniew - 72 100 zł 
Anders Anna Maria - 51 400 zł 
Lipiński Adam - 51 400 zł 
Małecki Maciej - 51 400 zł 
Naimski Piotr - 51 400 zł 
Pinkas Jarosław - 39 800 zł 
Schreiber Grzegorz - 51 400 zł 
Szefernaker Paweł - 51 400 zł 
Szrot Paweł - 56 400 zł 
Wąsik Maciej - 51 400 zł 
Wild Mikołaj - 39 800 zł 
Bochenek Rafał - 36 900 zł 
Dowiat-Urbański Dobrosław - 59 400 zł

Kapitan okrętu "tanie państwo według PiS", Pani Premier Beata Szydło, przyznała sobie nagrodę w wysokości 65 100 zł, za rok 2017. 

Dane zostały zaczerpnięte ze strony Sejmu.

Nagrody nagrodami i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że nagrody otrzymuje się za coś. A jak wyżej zostało wykazane, w przeważającej strefie życia społecznego, zmian nie ma. Co do tego, że owe nagrody zostały przyznane legalnie i zgodnie z prawem każdy musi się zgodzić. Ale tylko zgodnie z prawem według prawa pisanego. Kwestią sporną pozostaje jedynie, czy te nagrody nie przekraczają granic prawa moralnego i prawa niepisanego. Tanie państwo i społeczeństwo tak, ale tanie królestwo i szlachta, już nie!

Należy tu przypomnieć słowa Beaty Szydło, które wszyscy dobrze znamy:

"Jesteśmy dziś narodem, który pracuje najwięcej, a otrzymuje w Europie jedne z najniższych wynagrodzeń. To jest problem nie tylko rozwoju gospodarczego i myślenia o pracy, to przekłada się też na nasz problem demograficzny. Jeśli nie będzie tutaj szansy na myślenie o przyszłości polskich rodzin, to młodzi ludzie będą wyjeżdżali, tak, jak dzieje się to teraz" - mówiła Beata Szydło.
Co do wynagrodzeń, zapewne słowa te dotyczyły polityków partii Prawo i Sprawiedliwość. A co do pracy i ucieczki z kraju, reszty społeczeństwa. A jak się dzieje teraz? Polacy zostali z głodowymi pensjami na umowach śmieciowych, które miały zostać zlikwidowane i Polacy wciąż uciekają poza granice Polski. Górą jedynie ci, co przy korycie!

Każdy powie, nic nowego z nagrodami. Sprawa stara i wałkowana. Oczywiście tak, ale tylko co do tych już oficjalnie ujawnionych. Jak na tanie państwo przystało, pozostały "nagrody" dla tych polityków PiS, którzy nie są na pierwszej scenie politycznej. A też muszą za coś żyć.

I tu mamy główny punkt programu, ale na ścieżkach pobocznych. Radni z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Częściowo i jedynie dla przykładu kilka epizodów, które w pełnej krasie można przeczytać w portalu społecznościowym Twitter, pod hashtagiem #SamiSwoi:

Rafał Czepil, radny PiS z Dolnego Śląska - 274 000 zł m.in. z KGHM TFI. 
Leszek Dec, radny PiS z Podlasia - 179 000 zł z Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. 
Marek Duklanowski, radny PiS ze Szczecina - 177 000 zł z Polskich Terminali. 
Piotr Dytko, radny PiS z Dolnego Śląska - 296 000 zł z Centrum Badawczo - Rozwojowego Ceprus. 
Zdzisław Filip, radny PiS z Małopolski - 484 000 zł m.in. z Tauron Wydobycie. 
Jan Frania, radny PiS z Lubelszczyzny - 361 000 zł z Polskiej Grupy Energetycznej. 
Janusz Jagielski, radny PiS ze Szczecina - 211 000 zł m.in. z Zakładów Chemicznych Police. 
Andrzej Olborski, radny PiS z Lubelszczyzny - 126 000 zł z Zakładu Gospodarki Lokalowej. 
Jakub Opara, radny piS z Mazowsza - 362 000 zł z PL.2012. 
Włodzimierz Pietrus, radny PiS z Krakowa - 250 000 zł z Tauron Dystrybucja. 
Andrzej Pruszkowski, radny z Lubelszczyzny - 360 000 zł z Polskiej Grupy Energetycznej. 
Mariusz Różycki, radny PiS w Policach - 242 000 zł z Grupy Azoty. 
Mariusz Rusiecki, radny PiS z Łódzkiego - 142 000 zł m.in. z PKN Orlen. 
Krzysztof Skóra, radny PiS z Dolnego Śląska - 1,3 mln zł z KGHM. 
Łukasz Smółka, radny PiS z Małopolski - 205 000 zł z Gabinetu Politycznego Ministra Infrastruktury. 
Błażej Spychalski, radny PiS - 167 000 zł z Zakładu Gospodarki Ciepłowniczej. 
Grzegorz Strzelecki, radny PiS - 232 000 zł m.in. z Grupy Lotos. 
Martyna Wojciechowska, radna PiS z Mazowsza - 392 000 zł z Narodowego Banku Polskiego. 
Krzysztof Żochowski, radny PiS z Warmii i Mazur - 362 000 zł z Energa Kongregacja.

Ta mała część danych pochodzi z konta nowePSL, a wszystkie informacje dostępne są pod hashtagiem #SamiSwoi na Twitterze, gdzie PSL graficznie, pobieranie pieniędzy nazywa dwuznacznie "Przytuleniem".

Grafika, na której napisane jest, że radni z PiS "przytulili" łącznie ponad 9 mln zł.
Fot. nowePSL


Czy pieniądze te zostały wypłacone legalnie i zgodnie z prawem, tego nie kwestionuję. Ale kolejny raz należy zadać pytanie o prawo moralne i prawo niepisane. Czy tanie państwo ma polegać na taniej trzeciej klasie społecznej, dla której nie robi się absolutnie nic? Czy tanie państwo ma polegać na wypasionej szlachcie pierwszej klasy społecznej? Tej klasy, która dostała się do koryta i czyści z niego tyle, ile jest w stanie?

Skoro sytuacja polskiej gospodarki jest taka dobra, jak twierdzi premier Morawiecki, skoro mamy wysoki wzrost gospodarczy i nadwyżkę w budżecie państwa, to naturalnym jest, że coraz więcej środowisk usiłuje wyegzekwować podwyżki swoich wynagrodzeń. Gdzie podwyżki od samego dołu, które właściwie to one przede wszystkim sprawiają, że gospodarka rośnie?

Skoro jest aż tak dobrze w każdej dziedzinie, że szlachta polityczna pozwala sobie przyznawać astronomiczne nagrody, to dlaczego rząd systematycznie nakłada na nas coraz to nowe podatki? Coraz bardziej zaczyna przypominać to ogromne lodowce finansowe, o których topnieniu wie tylko rząd, ale nie informuje społeczeństwa wiedząc także, że czasu coraz mniej.

Chcąc ocenić tę politykę, trzeba uświadomić sobie, jaka jest jej realna stawka. Część tej świadomości mamy przedstawione wyżej. I być może problemu by nie było, gdyby nastąpiły realne zmiany w tych punktach, gdzie partia PiS wytykała błędy podczas  kampanii wyborczej władzy poprzedniej.