27.09.2020

Czarnookie Dzieci – Black-Eyed Kids

Z całego świata napływają doniesienia o czarnookich dzieciach (Black-Eyed Kids), które w świadkach budzą przerażenie. Dzieci zazwyczaj mają posiadać nie tyle czarne źrenice, ile oczy w całości czarne jak smoła, co jest nienaturalne. Wydaje się, że relacje tego typu mają znamiona typowych legend z dreszczykiem i nie są oficjalnie udokumentowane. Skąd jednak biorą się opowieści od ludzi, którzy uznawani są za trzeźwo myślących? Czy wszystkie relacje naocznych świadków mamy prawo wrzucić na półkę z urojeniami tylko dlatego, że wydają się brzmieć zbyt nieprawdopodobne?


Black-Eyed Kids
Czarnookie Dzieci Foto Pinterest

Najbardziej znanym spotkaniem z dziećmi o piekielnych oczach jest przypadek Briana Bethela, który jest redaktorem w gazecie Abilene Reporter-News z siedzibą w Abilene w stanie Teksas w Stanach Zjednoczonych. Latem 1996 roku Bethel pojechał do dawnej siedziby Camalott Communications, jednego z dostawców Internetu, aby zapłacić rachunek. Zajęty wypełnianiem czeku w aucie nie zwracał uwagi na to, co się działo na zewnątrz, Była spokojna ciepła noc, kiedy nagle do szyby jego auta zapukało dwoje chłopców w wieku 9-12 lat. Ubrani byli w bluzy z kapturami. Brian pomyślał, że chłopcy prawdopodobnie chcą od niego drobne, więc uchylił lekko szybę w aucie, by dowiedzieć się, czego chcą w środku nocy. Gdy na nich spojrzał, jak to sam opisał, natychmiast go niezrozumiały, niszczący duszę strach, nie mając pojęcia dlaczego. Nawiązała się rozmowa między redaktorem a jednym z chłopców, którego Brian opisuje jako uprzejmego o oliwkowej skórze i kędzierzawej głowie. Drugi z chłopców, rudowłosy, blady, piegowaty pozostał nieco w tyle. Chłopiec wyjaśnił, że z kolegą chcieli obejrzeć film „Mortal Kombat”, ale pieniądze zostawili w domu u matki i poprosili Briana, by ten uch podwiózł. Bethel wiedział, że ostatni seans tej nocy filmu "Mortal Kombat" dawno się rozpoczął i nawet gdyby ich podwiózł gdzieś, to wróciliby już po zakończeniu filmu. Ale nie to było najistotniejsze. Bethel opisuje, że bez żadnego powodu ciągle czuł nieuzasadniony strach, ale logika podpowiadała mu, że przecież nie miał powodu bać się dwóch młodych, uprzejmych chłopców. To tylko dwoje małych dzieci, których należy odwieźć do domu w środku nocy. Rozsądek brał górę, a ręką Bethel już naciskał zamek, by chłopców wpuścić do auta, gdy nagle dostrzegł, jak obaj chłopcy patrzyli na niego czarnymi jak węgiel oczami. Tego rodzaju oczy, które można obecnie zobaczyć na wizualizacjach twarzy kosmitów lub wampirach z horrorów klasy B. Bezduszne kule jak dwie wielkie połacie bezgwiezdnej nocy. Przerażenie wzięło górę i zamiast otworzyć drzwi, Bethel z wolna zaczął domykać uchyloną szybę od strony kierowcy, co strasznie zdenerwowało dotąd uprzejmych chłopców. Zaczęli uderzać w szybę pięściami z dziwnie brzmiącymi okrzykami:

Nie możemy wejść, dopóki nie powiesz nam, że wszystko w porządku. Wpuść nas!"

Przerażony Bethel czym prędzej nacisnął pedał gazu, by jak najszybciej uciec z miejsca kontaktu z chłopcami. Do dziś dziwi się, że w panicznej ucieczce nie otarł o samochody zaparkowane obok. Kiedy wyjechał z parkingu, raz jeszcze odwrócił się – nikogo na parkingu nie dostrzegł. Nawet gdyby chłopcy chcieli szybko uciec, tak krótka chwila nie pozwoliłaby im na to, aby niezauważeni uciekali z placu. Do dziś po latach Brian Bethel opisuje to zdarzenie jako najbardziej przerażające w jego życie i te nienaturalnie piekielne czarne oczy.

Relacja Bethela jest najbardziej medialnym opisem tego typu zdarzenia, gdyż będąc redaktorem gazety, opisał cały incydent, choć z dwuznaczną opinią redaktora naczelnego. Historię tę opowiedział również w wywiadzie wyemitowanym przez lokalną stację telewizyjną. Od tego czasu wiele podobnych relacji można uznać za coś w rodzaju plagiatu i zapewne tak jest. Ludzie lubią opowieści z dreszczykiem. Pytanie zasadnicze jednak brzmi, czy trzeźwo myślący redaktor, szanowany w swoim kręgu człowiek mógł zmyślić taką historyjkę?

"Dość łatwo mnie wyśledzić, więc nadal otrzymuję telefony, e-maile i zapytania od ludzi z całego świata, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tym, co widziałem, co myślę na temat chłopców, kim byli i co to spotkanie oznacza w jakimś kosmicznym sensie. Kontaktowali się ze mną wszyscy, od koreańskich stacji telewizyjnych planujących występy sylwestrowe po zwykłych ludzi, którzy po prostu chcieli porozmawiać. Mnie jednak najbardziej interesowali ludzie, którzy przeżyli coś podobnego, co mi się przytrafiło. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wiem, że nie zwariowałem i wiem, że inni doświadczają podobnych spotkań, ale po prostu boją się o tym mówić". – Oświadczył Brian Bethel w telewizyjnym wywiadzie.

Gdyby opowieść Bethela była jedyną tego rodzaju historią, śmiało moglibyśmy wrzucić ją na półkę z lokalnymi opowieściami z dreszczykiem, opowiadanymi przy ognisku. Tego typu relacji jest jednak dużo więcej, a opowieść Bethela świadkom takich zdarzeń jest całkowicie obca. Najczęściej spotykany scenariusz przedstawia się tak, że późnym wieczorem ktoś nagle puka do drzwi. Przed drzwiami stoją chłopcy o piekielnie czarnych oczach, którzy za wszelką cenę chcą, by zostali zaproszeni do środka pod byle pretekstem. Zdaje się, że te dwa czynniki są niezmienne; czarne oczy i potrzeba zaproszenia do środka, gdyż jakimś sposobem sami wtargnąć nie mają prawa. Bethel sam w wywiadzie wyznał, że gdyby wtedy wpuścił chłopców do auta, najprawdopodobniej dziś by go nie było.

Historie takie choćby nie wiadomo jak dziwnie brzmiały, na pewno zasługują na bliższe zbadanie. Nie mamy prawa doszukiwać się w nich urojeń świadka, tak samo, jak świadków sporadycznie widywanych cieni, które wciąż stanowią mroczną zagadkę.

20.09.2020

Przerwany postęp nauki

Wydawałoby się, że jak na współczesnego człowieka osiągnęliśmy szczyt możliwości rozwoju w każdej dziedzinie. Oczywiście wiele jest przed nami do odkrycia i wynalezienia, a do zdobycia szczytu daleka droga. Ale czy aby na pewno wspinamy się tym samym tempem bez zbłądzenia gdzieś po drodze? Wszystko wskazuje, że jednak musimy odrabiać utracone co najmniej 2 tys. lat nauki, które zabrał nam Kościół katolicki i ogólnie pojmowana religia.

Proces Giordano Bruno – tablica na pomniku filozofa na Campo de' Fiori w Rzymie
Proces Giordano Bruno

Osiągnięcia współczesnej nauki są zdumiewające. Cyfryzacja, medycyna, astronomia, podbój kosmosu... można wymieniać bez końca i zawsze będzie coś przeoczone, bo nie jesteśmy w stanie wymienić wszystkich dziedzin i wszystkich sukcesów współczesnej nauki. To, co kiedyś wydawało się magią, dziś jest wyjaśnione naukowo. Kurczą się dawniejsze cuda natury, bowiem coraz bardziej rozumiemy same prawa natury. Do doskonałości nam jednak daleko i błędem byłoby czuć dumę z obecnego stanu naszej wiedzy. Narcyzm odrzućmy precz, gdyż sięgając pamięcią w bardzo odległe czasy, możemy szybko zostać zawstydzeni, kiedy się dowiemy, że tak naprawdę wszystko to, co osiągnęliśmy w strefie nauki, jest tylko zwykłym plagiatem ściągniętym z wielkich umysłów starożytności. Aby nie być gołosłownym, powinienem w tym miejscu podeprzeć się faktami z czasów pradawnych, co poniżej czynię.

O rozmiarach i odległościach Słońca i Księżyca

Arystarch z Samos (ok. 310–230 p.n.e.) – grecki astronom pochodzący z wyspy Samos, jako pierwszy zaproponował heliocentryczny model Układu Słonecznego. W traktacie O rozmiarach i odległościach Słońca i Księżyca, posługując się metodą geometryczną, wylicza względne rozmiary i wzajemne odległości Słońca, Ziemi i Księżyca. Podawane przez niego wielkości są niedokładne z powodu błędnych obserwacji, ale model, na którym oparł wyliczenia, jest prawidłowy. Archimedes podał do wiadomości także, iż Arystarch twierdził, że Ziemia krąży wokół Słońca po obwodzie koła oraz wokół własnej osi. Wokół Słońca krążą także wszystkie planety, a ruch gwiazd stałych jest tylko ruchem pozornym. Źródło pisane, z którego czerpał tę wiedzę Archimedes, nie zachowało się do dziś. Stoik Kleantes, następca Zenona z Kition, za powyższe twierdzenia oskarżył Arystarcha o bezbożność. Może w tym przypadku nie Kościół katolicki, ale ogólnie pojmowana religia miała destrukcyjny wpływ na rozwój nauki.

Seleukos z Seleucji, żyjący i działający w II w. p.n.e. był zwolennikiem Arystarcha z Samos i jego teorii o obrocie Ziemi wokół Słońca. Uważał także, że nie istnieje sfera gwiazd stałych, a wszechświat jest nieskończony. Wypada tu wtrącić, iż Albert Einstein bardziej brał pod uwagę nieskończoność ludzkiej głupoty, a co do nieskończoności wszechświata miał wątpliwości. Kwestia ta jednak nie jest zbadana do dziś i nie miejmy złudzeń, że szybko otrzymamy odpowiedź na temat rozmiaru wszechświata. Według Plutarcha Seleukos wykazał prawdziwość teorii heliocentrycznej, jednak obecnie nie są znane źródła opisujące, na czym opierał się jego dowód. Niemniej jednak trzeba przyznać, że pradawni mędrcy wiedzieli jaki kierunek obrać wędrując po ścieżkach do poznania prawdy. O Seleukosie i jego badaniach wiemy dziś z pism Plutarcha, Strabona i Aetiosa.

Filolaos z Krotony w 450 r. p.n.e. twierdził, że Ziemia porusza się wokół Słońca. Kościół jak wiemy, za takie twierdzenia palił ludzi na stosach, bo miał inne zdanie. Oczywiście wiele lat po Filolaosie, który był twórcą nowej koncepcji Wszechświata, ale jednak takie są fakty. Filolaos centrum umieścił ogień, najczystszą substancję (układ pirocentryczny). Dokoła niego najbliżej krążyła Ziemia z hipotetyczną Przeciwziemią, dalej zaś rozmieszczone w harmonicznych odległościach sfery Księżyca, Słońca, planet i gwiazd stałych.

"Lubo powszechnie uczeni (filozofowie) utrzymują że ziemia stoi i nie rusza się, Filolaus jednak Pitagorejczyk przeciwnie twierdził, że ziemia bieg odbywa około ognia środkowego (t. j. słońca jako ogniska świata) po kole pochyłém jakie w biegu rocznym słońce, a miesięcznym księżyc opisują. Heraklides zaś pontycki i Ekfantus Pitagorejczyk wprawdzie pewny ruch ziemi przyznawali, lecz tylko taki, że się ona w przestrzeni przenosić i miejsca swego odmieniać nie może, ale że obwiedziona pasem nakształt koła obraca się od zachodu na wschód około własnego środka". Mikołaj Kopernik O obrotach ciał niebieskich

Heraklides z Pontu (IV w. p.n.e.), grecki filozof akademicki i astronom, pochodzący z Heraklei Pontyjskiej, uważany jest za poprzednika teorii heliocentrycznej. Uważał, że Ziemia obraca się wokół własnej osi (z zachodu na wschód), lecz pogląd ten nie był podbudowany teoretycznie i miał wyłącznie oparcie intuicyjne. Miejmy na uwadze jednak, że żył w IV w. p.n.e.

Eratostenes (ur. 276 p.n.e. w Cyrenie, zm. 194 p.n.e.) – grecki matematyk, astronom, filozof, geograf i poeta. Wyznaczył obwód Ziemi oraz oszacował odległość od Słońca i Księżyca do Ziemi. Twierdził, że, płynąc na zachód od Gibraltaru, można dotrzeć do Indii. Jako pierwszy zaproponował wprowadzenie roku przestępnego, czyli wydłużonego o jeden dodatkowy dzień w kalendarzu. Opracował katalog 675 gwiazd. Zdumiewające jak na swoje czasy, nieprawdaż? Eratostenes badał także dzieła Homera, wiedząc, że ten opisuje prawdziwe wydarzenia, ustalając datę zdobycia Troi na rok 1184 p.n.e., czyli nieodbiegającą od współczesnych szacunków oraz podał sposób znajdowania liczb pierwszych – sito Eratostenesa.

Hipparch z Nikei (ok. 190 p.n.e. - 120 p.n.e.) – grecki matematyk, geograf i astronom. Zmierzył odległość Ziemi od Księżyca, czas obiegu Ziemi wokół Słońca, kąt nachylenia ekliptyki do równika niebieskiego, mimośród orbity ziemskiej, odkrył zjawisko precesji, zmierzył szybkość przesuwania się punktu Barana, wprowadził południki i równoleżniki, wykonał atlas 1080 gwiazd, wprowadził wielkości gwiazdowe, stosowany do dziś sposób oceny jasności gwiazd.

Zdumiewające? A jakże, ale prawidłowe pytanie powinno brzmieć – co robił świat nauki przez ostatnie 2 tys. lat? Odpowiedzią jest wprowadzanie ciemnoty przez religie, a przede wszystkim krwawa działalność Kościoła katolickiego, który całe wieki palił na stosach ludzi nauki tylko dlatego, że Kościół miał władzę bezwzględną i z niej korzystał. Więcej na ten temat nadmieniłem w notce Piąte – Nie Zabijaj. Świat nauki nie był bezczynny przez ostatnie wieki. Nie należy mylić ciszy ze strachu przez katolickim ogniem z bezczynnością. Giordano Bruno został skazany przez Kościół katolicki pod zarzutem herezji i spalony żywcem na stosie w 1600 r. na Campo de' Fiori. Jego herezja polegała na twierdzeniu, że Wszechświat jest nieskończony oraz za twierdzenie, iż gwiazdy na niebie tak naprawdę są odległymi ciałami niebieskimi, takimi jak Słońce, otoczonymi przez swoje własne planety. To nie herezja, lecz czysta nauka! Galileusz, wł. Galileo Galilei (ur. 15 lutego 1564 w Pizie, zm. 8 stycznia 1642 w Arcetri) – włoski astronom, astrolog, matematyk, fizyk i filozof, prekursor nowożytnej fizyki, ledwo uniknął spalenia na stosie tylko dlatego, iż dowiedział się o potwornej śmierci Giordano Bruno. Galileusz, na podstawie swoich obserwacji, przekonał się o słuszności teorii heliocentrycznej Kopernika w czasie, gdy Kościół bronił fałszywej teorii geocentrycznej. Nie spodziewał się jednak, że każdy, kto ma inne zdanie, niż Kościół katolicki spłonie na stosie.

Dziś śmiało można stwierdzić, że tylko i wyłącznie dzięki Kościołowi katolickiemu mamy co najmniej aż 2 tysiące lat zaległości z nauką. Kto wie, co by dziś było, gdyby nie wprowadzana celowo przez Kościół ciemnota? Zdobyliśmy Księżyc. Wysyłamy sondy, które badają przestrzeń Układu Słonecznego. Ale mając 2 tys. lat zaległości, czy nie mamy prawa twierdzić, że do tej pory już dawno powinniśmy zdobyć Marsa w misjach załogowych? Dziura, którą wydrążył strach przed katolickim stosem, jest nie do załatania.

28.08.2020

Nuklearna zagłada Sodomy i Gomory

Wszystkim jest nam znana biblijna historia o zagładzie Sodomy i Gomory, która częściej interpretowana jest symbolicznie niż dosłownie. Stary Testament jednakże traktowany powinien być jako ważne źródło historyczne, skoro jest fundamentem poważnych religii. Uznać zatem powinniśmy, że jakiś kataklizm w tych miastach miał miejsce, ale czy bogowie użyli ognia i siarki dosłownie, czy może... broni nuklearnej?


Artystyczne dzieło "Zniszczenie Sodomy i Gomory", John Martin, 1832
Zniszczenie Sodomy i Gomory, John Martin, 1832
Biblijna opowieść o zagładzie Sodomy i Gomory znana jest nawet tym wiernym, którzy Starego Testamentu nie czytali z tego powodu, iż przedstawiciele Kościoła katolickiego często odnoszą się do katastroficznej przypowieści, stosując swego rodzaju ostrzeżenie. I to nie byle jakie ostrzeżenie, bo tak żywe, jak niegdyś w pradziejach, tak i dziś coraz częściej nagłaśniane. Z kart Biblii nie trudno się domyślić czym zawinili i rozgniewali Boga mieszkańcy Sodomy i Gomory. Dawniej termin sodomia stosowano w znaczeniu zoofilia, homoseksualizm i wszelkie inne perwersyjne zachowania seksualne, i w zasadzie termin ten działa potocznie do dziś. Współcześnie jest on tak stosowany przez środowiska nieprzychylne koncepcji praw osób LGBT. Przyczynę zagłady Sodomy i Gomory zostawmy jednak w spokoju. W dzisiejszym świecie mamy aż nadto hałasu i emocji w związku z popularnym skrótem LGBT. Nas interesuje sama zagłada Sodomy i Gomory, która nadeszła z nieba, jak to opisuje Biblia. Uznajmy jedynie, że mieszkańcy Sodomy i Gomory byli niegodziwi, rozpustni oraz pogardzali prawem boskim i ludzkim, co było dla biblijnego Boga nie do przyjęcia, więc postanowić owe miasta zniszczyć. Za namową Abrahama jednak zgodził się, że daruje życie jego mieszkańcom, jeśli wśród nich znajdzie się przynajmniej dziesięciu sprawiedliwych. W tym celu wysłał do Sodomy dwóch swoich aniołów, którzy spędzili noc w domu Lota. Przed nocą mężczyźni z miasta otoczyli dom Lota, by współżyć z jego gośćmi. Lot zaoferował im w zamian swoje dwie córki-dziewice, jednak oni odmówili. Wtedy zaryglował drzwi domu. Mieszkańcy miasta chcieli je wyważyć, więc aniołowie porazili napastników ślepotą. Lotowi nakazali, by wyprowadził z Sodomy najbliższych, bo rankiem miasto zostanie zniszczone. Z nastaniem świtu aniołowie wyprowadzili Lota, jego żonę i dwie córki za miasto i nakazali uciekać w góry bez oglądania się za siebie. Ciekawość żony Lota była jednak silniejsza i jak wiemy, za złamanie zakazu została zamieniona w słup soli.

Całą biblijną historię można by umieścić na półce z bajecznie brzmiącymi legendami, jako zbyt naciągane. Jednak dowody archeologiczne nie tylko wykazały, że miasta opisane w Księdze Rodzaju istniały, ale także potwierdziły biblijny opis ich zniszczenia. I tu sprawa zaczyna być bardzo interesująca, bowiem według Biblii Bóg zniszczył Sodomę ogniem i siarką wprost z nieba:
"Słońce wzeszło już nad ziemią, gdy Lot przybył do Soaru. A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Pana [z nieba]. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność. Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli. Abraham, wstawszy rano, udał się na to miejsce, na którym przedtem stał przed Panem. I gdy spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały obszar dokoła, zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym, jak gdyby z pieca, w którym topią metal". - Księga Rodzaju 19, 23-28
Żydowski historyk Józef Flawiusz tak opisuje scenerię okolic Morza Martwego, które odwiedził w I wieku n.e.:
"[...] kraina sodomicka w dawnych czasach była ziemią błogosławioną dla obfitości plonów i bogactwa miast, a teraz jest cała spalona. Została zniszczona wskutek bezbożności mieszkańców ogniem piorunów. Jeszcze dziś można widzieć ślady bożego ognia i cienie pięciu miast".
Jakby zatem potwierdzał jako naoczny świadek, że region okolic Morza Martwego dosięgnął kataklizm, którego przyczyną na pewno musiała być bardzo wysoka temperatura. Biblijna historia zniszczenia Sodomy i Gomory z nieba historykowi była znana. Jakże inaczej można nazwać w I wieku n.e. coś, co przyczyniło się do spalenia okolic, jeśli nie piorun, ogień i piekielna siarka, biorąc pod uwagę cały czas, że zagłada musiała nadejść z nieba. Tym bardziej naoczni świadkowie kataklizmu, żyjący około 2000 lat przed Flawiuszem (przyjmuje się, że zagłada Sodomy i Gomory miała miejsce w roku 1898 p.n.e.)? Rzeczy, których nie znali, określali nazwami rzeczy, które były im znane. To całkiem oczywiste, jak oczywiste jest, że obiekty latające widziane w tamtych czasach nazywano rydwanami bogów, w których bogowie zstępowali na ziemię w wielkim huku i trzęsieniu ziemi. Ale to już inny temat.

Ponadto Flawiusz na poparcie opowieści z Księgi Rodzaju twierdzi stanowczo, że widział na własne oczy słup soli, w który miała zamienić się żona Lota. W porządku dajmy mu wiarę, ale... cóż to za sól, której nie rozpuścił deszcz przez 2 tys. lat? Jak wiemy, woda w Morzu Martwym jest bardzo zasolona, która w 30% składa się z chlorku sodowego, czyli soli. Sól zawarta w wodzie oceanicznej nie przekracza 4%. Różnica ogromna.

Współcześni badacze biblijnej legendy próbowali znaleźć przyczynę zagłady w kataklizmie naturalnym, ale puzzle układanki wciąż do siebie nie pasowały. W rejonie Morza Martwego mógł nastąpić kataklizm stanowiący podstawę opowieści ze Starego Testamentu, jednak geolodzy, a w tym przypadku ich zdanie jest kluczowe, odrzucają tego typu kataklizm w czasie, kiedy żyli Abraham i Lot.

Kluczem do rozwiązania zagadki Sodomy okazała się... sól!
"Podczas odbudowy Hiroszimy okazało się, że całe połacie piaszczystej gleby samoczynnie przemieniły się w substancję przypominającą krzem z dużą zawartością krystaloidu. Z substancji tej wycinano niewielkie bloki, które sprzedawano turystom jako pamiątkę miasta – i atomowej katastrofy". I.M. Lewis "Footprints on the Sands of Time"
Autor powyższego cytatu stanowczo twierdzi, że gdyby słupy solne w rejonie Morza Martwego składały się tylko z soli, wówczas pierwsze opady deszczu zniszczyłyby nawet to, co widział Flawiusz, określając żoną Lota. Materia jednak którą określa się mianem soli w tym miejscu, jest solą szczególnego rodzaju. Jest to sól twarda, jaka powstaje jedynie na skutek reakcji nuklearnych, zachodzących przy wybuchu bomby atomowej! Opinię Lewisa potwierdza wielu naukowców. Wszystkie puzzle pasują do siebie tylko wtedy, kiedy oficjalnie uznamy, że bogowie nie zesłali na Sodomę i Gomorę z nieba ognia i siarki, ale byli na tyle zaawansowani, że użyli broni jądrowej!
"Zmiany atomowe gleby, na której prawdopodobnie stała żona Lota, oraz gleby w Hiroszimie są właściwie takie same! Obie gleby poddane zostały gwałtownej atomowej konwersji, która mogła być spowodowana tylko przez nagły proces rozszczepienia jądra atomowego. Jeśli dwa zdarzenia prowadzą do takich samych skutków, oba musiały zajść w takich samych warunkach. Trudno więc uniknąć przeświadczenia, że Sodoma uległa zniszczeniu takiemu jak Hiroszima [...]".
Dlaczego oficjalnie nie przyjmuje się wersji, która jest zgodna z wynikami badań? Prawdopodobnie nikomu na tym nie zależy, gdyż świat nauki, polityki i Kościoła w jakiś sposób jest ze sobą połączony. Najmniej na rozpowszechnianiu prawdy zależy Kościołowi, gdyż nadal może straszyć dzisiejszą sodomię w postaci LGBT bożą karą, a Tajemnicę Wiary skutecznie może tuszować przed owieczkami.

20.07.2020

Anomalne zmiany klimatyczne

Świat wokół nas zmienia się dosłownie na naszych oczach. Ogólnie przyjmuje się, że klimat na Ziemi ulega ociepleniu, ale to tylko jedna strona problemu, bowiem zjawisko to niesie za sobą szereg anomalii, których absolutnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Wiemy tylko, że jakiś czas temu rozpoczęła się reakcja łańcuchowa globalnych zmian bez możliwości zatrzymania procesu, który sprawia, że każdy kolejny dzień w obojętnie którym rejonie świata jest jedną wielką niewiadomą.


Skala potencjalnego globalnego ocieplenia
Fot. Wikimedia
O coraz bardziej drastycznych zmianach klimatycznych nie trzeba nikogo informować ani tym bardziej przekonywać. Każda część świata odczuwa zmiany na własnej skórze. Oczywiście są rejony bardziej dotknięte anomaliami, które przybierają różne formy, a inne są tymczasowo przez naturę oszczędzane. Zmian jednak doświadczamy wszyscy i wszyscy zmiany te ogólnie nazywają ociepleniem klimatu.

Panuje ogólne przekonanie, iż ocieplenie klimatu następuje na skutek działalności człowieka. Faktem jest, że człowiek w jakimś stopniu przyczynił się do procesu globalnego ocieplania. Ale błędem jest doszukiwanie się w człowieku głównego winowajcę. Trzeba stwierdzić jasno, że wokół nas dzieją się zjawiska pogodowe, których przyczyn tak naprawdę nie znamy. Istnieje wiele teorii na ten temat, jednak żadna nie wyjaśnia reakcji łańcuchowej coraz częściej występujących anomalii. Nie wiemy, kiedy i dlaczego pierwszy klocek domina został pchnięty. Możemy jedynie obserwować kolejne przewracające się klocki bez świadomości, co znajduje się na końcu ścieżki ułożonych przez naturę klocków domina. Możemy być pewni tylko tego, że każdy z tych klocków jest nieco większy od poprzedniego i że każdy kolejno przewrócony symbolizuje następną anomalię. Celowo nie nazywam zmian klimatycznych ociepleniem, gdyż jak się przekonamy, anomalne zmiany nie objawiają się jedynie coraz wyższymi temperaturami.

Warto w tym miejscu nawiązać do zimy z 2019 r., która niespodziewanie zaatakowała Stany Zjednoczone. Na przełomie stycznia i lutego wir polarny pojawił się nad środkowo-zachodnimi stanami, który przyniósł ekstremalnie niskie temperatury. W miejscowości Cotton w stanie Minnesota zanotowano około południa czasu lokalnego -48 stopni Celsjusza, a w Dakocie Północnej temperatura odczuwalna wyniosła aż -54 st. C. W Chicago na skutek siarczystego mrozu zaczęły pękać szyny kolejowe, co zmusiło służby do podgrzewania ich otwartym ogniem. Przy tak niskich temperaturach wystarczy wystawić gołą część ciała na jedyne 5 minut, by doznać dotkliwych odmrożeń. Ekstremalnie mroźna zima w Stanach Zjednoczonych nie była skutkiem działalności człowieka, ale zapewne małym, choć znaczącym trybikiem w wielkim procesie zmian klimatycznych. Wir polarny to układ niskiego ciśnienia, który znajduje się nad biegunem północnym. Dlaczego był winowajcą? Czasami na skutek gwałtownego ocieplenia na wysokości 10-50 kilometrów nad ziemią jego struktura ulega zakłóceniom. Wówczas następuje rozlanie się mas arktycznego powietrza z terenu podbiegunowego w niższe szerokości geograficzne. Dlaczego układ niskiego ciśnienia uległ gwałtownemu ociepleniu na wysokości 10-50 kilometrów? Cóż... czasem się zdarza, ale tak niskich temperatur w niektórych stanach USA nie notowano od 40 lat.

A tymczasem na Syberii gore. Odległe syberyjskie miasto Verkhoyansk znane jest z ekstremalnie niskich temperatur, które często spadają poniżej –50 ° Celsjusza. Tego roku jednakże Verkhoyansk nie zasłynął z kolejnego rekordu mrozu, ale z ekstremalnego upału. W maju 2020 r. zanotowano tam 38 stopni Celsjusza (100,4 ° Fahrenheita). Jak wiemy, w Europie tegoroczny maj był wyjątkowo chłodny, ale jak się okazuje nie dla terenów na północ od koła podbiegunowego. W niektórych częściach Syberii, zwłaszcza w północno-zachodniej Syberii, majowe temperatury były nawet o 10 stopni C wyższe od średniej. Anomalia była tak wyraźna, że fala upałów w regionie może być śmiało uznana, jako wydarzenie, które się zdarza raz na 100 000 lat. Oczywiście nie biorąc pod uwagę omawianej obecnej ery anomalnych zmian klimatycznych, oficjalnie nazywanej ociepleniem klimatu. Warto zauważyć, że tego lata i sama Moskwa, zazwyczaj chłodna, obdarzona została przez naturę rekordowymi upałami. Ale nie Moskwa jest tu istotnym czynnikiem, lecz to, że obecnie region Arktyki ociepla się dwa razy szybciej niż reszta planety. A to stanowi już prawdziwe zagrożenie dla całej Ziemi.
„Nie spodziewalibyśmy się, że przyroda wytworzy taką falę upałów w czasie krótszym niż 800 000 lat” - powiedział 14 lipca na konferencji prasowej klimatolog Andrew Ciavarella z brytyjskiego biura Met Office w Exeter w Anglii.
Dodać w tym miejscu wypada, że rekordowe upału powyżej koła podbiegunowego doprowadziły do serii klęsk żywiołowych, z czego najbardziej niebezpiecznymi dla Syberii były niespotykane na taką skalę pożary, a globalnie topnienie wiecznej zmarzliny, nie wspominając o negatywnym wpływie na zdrowie miejscowej ludności.

Z powodu globalnego ocieplenia co roku na Antarktydzie topnieniu ulega 118 megaton lodu, a na Grenlandii 200 megaton. Wideo poniżej ujawnia skalę topnienia lodowców, co prowadzić może do globalnej katastrofy klimatycznej.


Z ociepleniem klimatu powiązane zostały ekstremalne upały w Australii, które głównie przyczyniły się do katastrofalnych pożarów. Żywioł strawił około 11 milionów hektarów, zabijając co najmniej 34 osoby i niszcząc około 6000 budynków od początku lipca. Około 1,5 miliarda zwierząt również zginęło w pożarze. Naukowcy nadal liczą szkody i oceniają potencjał wyleczenia wielu rodzimych gatunków roślin i zwierząt. Komentarz wobec danych zbędny.

W ramach aktualizacji (17.08.2020 r.) anomalnych rekordów, należy dodać nowy rekord ciepła, który odnotowano 16 sierpnia 2020 r. w Arizonie w Dolinie Śmierci (Death Valley), gdzie termometry wskazały 130 stopni Fahrenheita, czyli 54,4 stopni Celsjusza. 10 lipca 1913 roku temperatura osiągnęła w tym miejscu 56,7 °C (134 °F), co jak do tej pory uznawane było za światowy rekord temperatury powietrza. Jednak są wątpliwości w prawidłowej ocenie wyniku z 1913 r. Niedzielne pomiary mogą być zatem uznane za nowy rekord.

Obecnie doświadczamy globalnej pandemii COVID-19, ale czy można powiązać ten żywioł z anomaliami klimatycznymi? Osobiście nie sądzę, by tak było, ale pewna grupa naukowców wcale tego nie wyklucza. Z anomaliami klimatycznymi na pewno można powiązać ekstremalne opady w pewnych regionach na Bliskim Wschodzie, których nie notowano od 40 lat, powodzie i podtopienia, huragany i trąby powietrzne oraz ogniowe czy coraz częściej notowane burze z obfitymi opadami gradu wielkości dużych jabłek. Nasilają się także relacje naocznych świadków o coraz częściej obserwowanych piorunach kulistych, co jest niewątpliwie bardzo rzadko występującym zjawiskiem.

Na pewno natura zachowuje się nienaturalnie, a przynajmniej nie tak, jak nas przyzwyczaiła. Co nas czego jutro? Jedna wielka zagadka! Biorąc pod uwagę anomalia klimatyczne, dzień jutrzejszy jeszcze nigdy nie był tak niepewny, jak dziś. Miejmy jedynie nadzieję, że nie spełni się treść III Tajemnicy Fatimskiej, biorąc pod uwagę jedynie scenariusz globalnej katastrofy klimatycznej.

10.07.2020

Ukrywana historia człowieka

Historia człowieka i Ziemi została napisana i zapieczętowana, a dziś jest ściśle chroniona przed jakimikolwiek korektami przez zaporę ogniową akademickiej nauki. Jakiekolwiek odkrycia przeczące napisanej historii należy, według ortodoksyjnej nauki przynajmniej, ukryć w zatęchłych piwnicach muzeów lub zniszczyć. Co, jednak jeśli liczne dowody świadczą, że tak pilnie chroniona historia jest dziurawa niczym Titanic? Dalej brnąć w kłamstwie, by nie padły korony autorytetów? Czy przyznać wreszcie, że historia wymaga grubej korekty, a kilka rozdziałów nawet napisania od nowa?


Karykatura Darwina i małpy z XIX w.
Karykatura Darwina z XIX w.  Fot: public domain
W 1840 r. Charles Lyell ustalił geologiczną chronologię, która do dziś jest uznawana za świętość. Od tamtej pory minęło aż 180 lat, co dla błyskawicznie rozwijającej się nauki w każdej dziedzinie jest niemal epoką. A mimo to, nikt nie ośmielił się przy nowoczesnej technologi uznać, że stan wiedzy sprzed 180 lat o Ziemi jest kulawy i wymaga co najmniej zabiegu, który tę ułomność wyleczy. Znikoma ilość ludzi na świecie zastanawia się nad takimi paradoksami, bowiem w dzisiejszym świecie prawda znajduje się na niższej półce, niż paradygmaty akademickiej nauki. Podobnie się ma fantastyczna historia Charlesa Darwina pt. "Dawno, dawno temu...", żyła sobie małpa, której znudziło się bezpieczne życie na drzewach i postanowiła poeksperymentować na mniej bezpiecznej ziemi. A że ciągnęło ją do wyzwań i była z tego dumna, zdecydowała wyprostować się, rezygnując z używania czterech kończyn, dających jej gwarancję szybkiej ucieczki przed drapieżnikami, ale co tam – duma ważniejsza niż życie. Oczywiście ironia, ale nie bez powodu. Dziurawą jak ser szwajcarski teorię ewolucji pomińmy w tym momencie, gdyż opisanie jej wymaga obszernej notki. A na to miejsca tu nie ma. O Darwinie wspominam, gdyż tematyka jego fantazji ma wiele wspólnego ze świętą nauką o Ziemi Charlesa Lyella. Geologiczna chronologia bezpośrednio warunkuje biologiczną, gdyż datowanie szczątków istot żywych, uzależnione jest od datowania warstw, w których zostały odnalezione. Prawidłowe datowanie znalezisk nigdy nie było łatwe, ale zawsze łatwo było o pomyłkę, oceniając wiek znaleziska tylko jedną metodą. Prawidłowa ocena wieku warstwy, w którym znalazł się badany obiekt w połączeniu z innymi metodami datowania, minimalizuje ryzyko pomyłki. A zapewniam, że z datowaniem znalezisk, które wymienię tylko w nakreślającej temat ilości, nudy nie będzie.

Trudno jednoznacznie wskazać konkretny rok początku epoki żelaza. Upowszechnienie żelaza w Egipcie przypada na schyłek okresu Nowego Państwa (XX dynastia — ok. 1200-1085 p.n.e.). Warto tę datę zapamiętać, nawet jeśli przyjmiemy, że faraon Tutanchamon zmarł w roku 1337 p.n.e. Co ma jedno z drugim wspólnego? Otóż to, że w grobowcu Tutanchamona znaleziono lśniący sztylet ze stalową klingą. Podkreślam, że rok 1337 p.n.e. to rok śmierci faraona, a nie wykucia sztyletu, który musiał zostać wykonany dużo wcześniej. Ale jak to możliwe, że Tutanchamon używał broni świadczącej o zaawansowanej technice obróbki metalu na długo przed nastaniem epoki żelaza? No dobrze. Różnica to jedyne półtora wieku. Aczkolwiek powinna być skorygowana, to nie czepiajmy się takich "drobnostek".

Szczyt kolumny z Delhi
 Fot: Dennis Jarvis
Inaczej przedstawia się sprawa z żelazem, a inaczej też ze stalą nierdzewną, która została opatentowana w 1912 r. przez niemieckich inżynierów Kruppa. Jak na złość śmietance akademickich autorytetów w Delhi stoi żelazna kolumna, która za nic w świecie nie chce zardzewieć. Od ponad 1600 lat stoi sobie dumnie w kompleksie Kutb w Delhi, drwiąc ze współczesnych uczonych, łamiących sobie umysły teoriami, dlaczego kolumna jest odporna na korozję. Oficjalnie przyjmuje się, że kolumna powstała między 402 i 415 r. n. e., jednakże należy w tym miejscu zaznaczyć, iż nie wszyscy uczeni się tym zgadzają. Hinduscy archeolodzy bowiem przeciwni są ustalaniu twardej daty powstania kolumny, gdyż sugerują, że kolumna może liczyć sobie nawet 4000 lat. Nawet jeśli przyjąć, że kolumna o wadze 6 ton pochodzi z początku V wieku, to i tak jest twardym orzechem do zgryzienia przez ortodoksyjną naukę, gdyż filar został wykonany z kutego żelaza o 98-procentowej czystości. Technologia zastosowana do odlania zagadkowego słupa z niemal czystego żelaza nie jest znana i nawet dziś trudno byłoby powtórzyć wyczyn starożytnych Hindusów.

W latach 1786-1788 francuscy robotnicy drążyli otwory w litym wapieniu. Po wydrążeniu otworu o głębokości 15 metrów odkryli komorę, w której znajdowały się monety, młotki, kilofy i inne narzędzia. Znaleziono także częściowo obrobione bloki kamienia, o czym informował wówczas na swych łamach "American Journal Science" z wnioskiem następującym:
"Oznacza to, że człowiek istniał, zanim utworzyła się ta skała, i to istniał już wtedy od bardzo dawna, gdyż osiągnął do tego czasu taki poziom cywilizacji, iż znał sztukę oraz obrabiał kamień i budował kamienne kolumny".
Absolutnie niepasujące do napisanej historii znalezisko zostało odkryte w 1889 r. Nampa w stanie Idaho, podczas wiercenia studni. Była to figurka przedstawiająca kobietę, wykonana bardzo wyrafinowaną techniką artystyczną. Figurka ma 4 cm wysokości, ale nie to budzi zakłopotanie dla akademickiej nauki. Znalezisko pochodzi z warstwy z okresu plio-plejstocenu, co oznacza, że liczy około 2 000 000 lat.

W stanie Illinois pewna kobieta rozbijała większe bryły węgla i układała mniejsze kawałki w koszu. Ku jej zdumieniu z jednej bryłki nagle wypadł złoty łańcuszek. Węgiel, w którym tkwił, pochodzi z okresu 260 000 000- 320 000 000 lat.

Inne znalezisko w bryle węgla notowane jest w stanie Oklahoma. W rozbijanym węglu znaleziono żelazny garnek. Węgiel pochodził z warstwy sprzed 312 000 000 lat.

Moneta sprzed 200 000 lat, ze zbioru Smithsonian Institution
Moneta z Illinois Fot: YouTube
W Smithsonian Institution znajduje się moneta wykopana na głębokości 38 metrów przez człowieka, który drążył studnię. Moneta ma kształt wieloboku, a napisy na niej nie są w żadnym znanym nam języku. Jednakowa grubość w każdym miejscu świadczy o technicznej obróbce monety. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie mały fakt. Urząd Geologiczny w stanie Illinois szacuje, że osady na głębokości 35 metrów powstały w okresie międzylodowcowym, pomiędzy 200 000 a 400 000 lat temu. Według akademickiej nauki pierwsze metalowe monety weszły w użycie w VIII wieku p.n.e. w Azji Mniejszej, a Homo sapiens sapiens (człowiek rozumny właściwy) pojawił się około 40 tys. lat temu. Cóż... ironicznie rzecz ujmując oprócz historii, należałoby też zmienić pogląd o najstarszym zawodzie świata. Skoro przed pojawieniem się człowieka istniała już finansjera – bankowcy górą.

W 1860 r.  profesor Giuseppe Ragazzini odkrył w Castenedolo ludzkie szczątki. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że szczątki zostały odkryte w osadach z trzeciorzędu (65 do 1,8 mln lat temu). W 1883 roku profesor Giuseppe Sergi potwierdził, że szkielety mężczyzny, kobiety i dwójki dzieci, należą do przedstawicieli ludzi współczesnych, a niebieskozielony ił pokrywający szczątki pochodzi z warstwy sprzed 3-4 milionów lat. Siłą rzeczy ludzie ci musieli także pochodzić z tego okresu.

Anomalii tego typu jest dużo więcej i nie sposób wymienić je wszystkie w jednej blogowej notce. Kontrowersyjny obiekt z Aiud, starożytny mechanizm z Antikythery czy też skamieniały mikrochip z Labińska. Dość jest światła dla tych, którzy chcą widzieć, że coś tu się dzieje co najmniej paradoksalnie. Nauka, zamiast dążyć do poznania i rozpowszechniania prawdziwej historii człowieka, czyni całkowicie na odwrót, nieodparcie przyjmując rolę strażnika prawdy przed ludzkim poznaniem.

5.07.2020

Projekt Majestic-12

Operacja Majestic-12 została ustanowiona specjalnym tajnym rozkazem prezydenckim 24 września 1947 r., na zalecenie Sekretarza Obrony Jamesa Forrestala i dr Vannevara Busha, Przewodniczącego Wspólnej Rady ds. Badań i Rozwoju. Celem projektu było wykorzystanie odzyskanych technologii obcych pojazdów latających, które uległy rozbiciu na Ziemi.


Odtajniona strona projektu Majestic-12
Odtajniona strona Majic-12 Foto: MJ 12
Projekt o kryptonimie Majestic-12 określa grupę ludzi, którzy zajmować się mieli badaniami technologi i działalności UFO (niezidentyfikowane obiekty latające), zwłaszcza tymi, które uległy awarii lub rozbiciu na Ziemi. W skład grupy wchodzić mieli:

Dr Vannevar Bush – przewodniczący projektu
Rear Adm. Roscoe H. Hillenkoetter
James Forrestal – zmarł w czasie trwania projektu, a po jego śmierci zastąpił go gen. Walter Bedell Smith
Nathan Twining
Gen. Hoyt Vandenberg
Dr Detlev Bronk
Dr Jerome Hunsaker
Adm. Sidney Souers
Gordon Gray
Dr Donald Menzel
Maj. Gen. Robert Montague
Dr Lloyd Berkener

Członkowie grupy Majic-12
Grupa Majic-12 Foto: YouTube
Rząd Stanów Zjednoczonych nigdy nie przyznał się do wdrażania w życie tegoż projektu. Co więcej, uczynił wszystko, by wszelkie przecieki informacji dotyczące Majestic-12 traktowane były jako teoria spiskowa. Ma to swoje uzasadnienie w incydencie w Roswell, gdzie w 1947 r. rozbić się miał niezidentyfikowany pojazd latający z załogą obcych istot na pokładzie. Pomimo wysiłków incydentu nie dało utrzymać się w tajemnicy, a technologią obcych zająć się miała powołana grupa w tymże czasie Majestic-12. Ściśle tajny projekt nie miał prawa mieć żadnego przecieku do opinii publicznej właśnie z powodu nieznanej nam technologi, o którą pilnie zabiegali Rosjanie.

Na podstawie autopsji obcych istot z katastrofy w Roswell oraz po zbadaniu uszkodzonego UFO, Majic-12 wyciągnęła wnioski publikując je w dokumencie PROJECT WHITE HOT INTELLIGENCE ESTIMATE, gdzie czytamy:
Badanie jednorodności wymiarowej nie może wyjaśnić, w jaki sposób statek utrzymuje obciążenia niezbędne do lotu.
Napęd pojazdu nie przypomina konwencjonalnie dziś używanego. AMC i ONR nie mają żadnych dostrzegalnych elementów wlotowych lub wylotowych. Statek został bez wątpienia zaprojektowany do działania poza atmosferą ziemską.
Niekonwencjonalne wnioski członków tej misji rozpoznawczej pozostają w tej chwili niepewne. Niektórzy członkowie wyrazili pogląd, że ULAT-1 może być produktem zaawansowanej cywilizacji z innej planety, która jest znacznie starsza od naszej i wykorzystała swoją wiedzę i intelekt do odbywania międzyplanetarnych podróży kosmicznych. Nie wiadomo dokładnie, czy członkowie załogi mieli na celu zbadanie naszej planety, czy też ich wizyta odbyła się z innych powodów. Jak dotąd nie zaobserwowano wrogich działań ani zamiarów, odkąd ujawnili swoją obecność na Ziemi.
W interesie bezpieczeństwa narodowego konieczne było zatrzymanie cywilnych świadków w celu przesłuchania, czego wymagają procedury wywiadu i stłumienia plotek, które mogłyby zaalarmować potencjalnych agentów szpiegowskich, o których wiadomo, że są w pobliżu.
W rozbitym pojeździe odkryto kilka ciał obcych istot.
Na zewnątrz wyglądają jak ludzie z jednym wyjątkiem, notatki z autopsji wspominają o rzadko obserwowanych cechach, co potwierdza założenie, że istoty te pochodzą z innej planety.(...)
Oczywiście takie informacje nie mogły przedostać się do wywiadu Sowietów. PART TWO TECHNICAL EVALUATION (PRELIMINARY) ULAT-1. Ocena techniczna rozbitego UFO:
1. Wytrzymałość na rozciąganie została oszacowana na ponad 50 000 funtów na cal kwadratowy. Testy ścinania nadają metalowi wskaźnik trwałości powyżej 175 000 funtów na cal kwadratowy, co czyni kadłub niezwykle wytrzymałym i odpornym na ciepło.
2. Symulacje przepływu statycznego i ciśnienia były imponujące. Niski profil proporcji 6-1 daje aerodynie wielką zaletę w pokonywaniu ograniczeń efektu warstwy granicznej w operacjach o wysokiej wydajności. (...)
5. Brak wlotów powietrza dla spalin.
6. Brak kabli
7. Nie ma identyfikowalnej elektroniki (okablowanie, zapłon, światła, przyrząd, przedział, silnik, silniki, lampy próżniowe, elektrozawory, generatory, grzejniki itp.)
8. Silnik neutronowy (poważnie uszkodzony). Wykryto ciężką wodę i pierwiastek deuteru (lekki wodór) jako główny zapalnik. Szereg cewek i ciężkich magnesów połączonych z silnikiem neutronowym za pomocą dziwnie rozmieszczonej grupy elektrod (faktycznie jeszcze nie zidentyfikowanych) wydaje się być siłą czynną. Zbadano jeden mały silnik. Jest zamknięty w czystej aluminiowej kapsule bezpośrednio pod główną komorą. Dołączono niewielki otwór wylotowy, który można było określić mianem mechanizmu helikoidalnego. Silnik pomocniczy może być przegubowy.
9. Nawigację i sterowanie silnikiem można aktywować poprzez manipulację dotykową. Oglądanie mogło zostać wykonane za pomocą obrazów telewizyjnych. Notacja symboliczna wydaje się być formą wskaźników lotu i kontroli. Sugerowano płaskie panele z nieznanego metalu, ponieważ odkryto i przeanalizowano urządzenie związane z działaniem aerodyny. Jego sposób działania i cel są nieznane.
W innej części dokumentu stwierdzono jednoznacznie, że nasz Układ Słoneczny nie jest wyjątkowy, a inteligentne życie na innych planetach jest pewne. Sugerowano, że odpowiednie finansowanie ziemskich projektów pozwoli na międzyplanetarne podróże szybciej, niż zainteresowane osoby sądzą. Stwierdzono także, iż istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że życie na naszej planecie nie rozwinęło się tak, jak to powszechnie się przyjmuje, ale na jakimś etapie rozwoju istot człekopodobnych, w dalekiej przeszłości mieszkańcy zaawansowanej w rozwoju cywilizacji pozaziemskiej pomogli homo sapiens genetycznie. Patrząc pod tym kątem, wyjaśnieniu uległaby ludzka krew z czynnikiem Rh-, która do dziś stanowi zagadkę dla nauki.

W świetle dokumentów zebranych przez Majestic-12 sprawą otwartą jest, czy projekt celowo napiętnowano klauzulą teorii spiskowych, czy informacje te, zwłaszcza w tamtych latach siłą rzeczy musiały zostać objęte pieczęcią TOP SECRET. Wiele najbardziej sensacyjnych i intrygujących dokumentów Majestic nie pochodzi z oficjalnych źródeł, takich jak Ustawa o wolności informacji (FOIA) lub biblioteki dokumentów rządowych. Z tego powodu kwestia autentyczności staje się sprawą najwyższej wagi, jeśli wierzyć w treść dokumentów.

Jeśli Majic-12 i incydent w Roswell jest tylko teorią spiskową, to co sądzić o zestrzeleniu przez Sowietów UFO na Syberii, o czym wiemy dzięki odtajnieniu akt przez CIA. Podczas tamtej misji zginęło w tajemniczych okolicznościach 23 sowieckich żołnierzy po użyciu broni, jakiej jeszcze nie znamy. Ofiary na Syberii nie są teorią spiskową, ale faktem potwierdzonym przez CIA i KGB.