7.02.2018

Tragiczne skutki wprowadzenia zakazu handlu przez PiS



Hipokryzja (od gr. ὑπόκρισις hypokrisis, udawanie) – fałszywość, dwulicowość, obłuda. Zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i czerpać z tego własne korzyści.


Zakaz handlu w niedziele i święta – przepis, stosowany w niektórych krajach, zakazujący otwierania placówek handlowych w niedziele i święta. Obowiązuje m.in. w Niemczech (także w innych krajach niemieckojęzycznych – Austrii, Szwajcarii), gdzie nazywany jest Sonntagsruhe.


Znak oznaczający, że handel jest zabroniony
Zakaz handlu

Hipokryzja i zakaz handlu w niedziele i święta są bliźniaczymi braćmi jednych rodziców, gdzie wpaja się narodowi, że zakaz handlu w niedziele i święta ma być troską o pracowników pracujących w niedziele w obcych supermarketach. Można zatem śmiało powiedzieć, że tak uzasadniając wprowadzenie zakazu handlu, jest najzwyklejszą hipokryzją.


30 stycznia 2018 r., prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o zakazie handlu w niedziele i święta, co raczej nikogo nie zdziwiło. O całkowity zakaz handlu walczył tak zwany jeszcze związek zawodowy NSZZ Solidarność, z przewodniczącym, Piotrem Dudą na czele. Oficjalnie, z podkreśleniem słowa oficjalnie, Solidarności chodziło o dobro pracowników, pracujących w niedziele. Ależ to szlachetne ze strony Solidarności, ale będzie miało znaczenie podkreślenie słowa „oficjalnie”, o czym będzie mowa dalej, gdzie może okazać się, że niedzielni pracownicy są tu jedynie narzędziem w prywatnej wojnie Solidarności z supermarketami. Tu też ma znaczenie przytaczanego słowa hipokryzja. O tym jednak napomknę dalej.


Argumenty zwolenników wprowadzenia zakazu handlu 




Najczęstszym argumentem o słuszności wprowadzenia zakazu handlu, który słyszę, jest to, że taki zakaz stosowany jest w innych krajach europejskich, wysokorozwiniętych i bogatych jak Niemcy, Francja, Belgia czy Wielka Brytania.

Obalam ten argument następująco.

W Niemczech językiem urzędowym jest język niemiecki. Czy chcemy w Polsce zmiany języka urzędowego na język niemiecki tylko dlatego, że jest on językiem urzędowym w Niemczech? Nie.

W Niemczech od dawna obowiązuje waluta euro, która wprowadzona w Polsce jako kraju biednym, byłoby tragedią. Czy chcemy wprowadzenia w Polsce waluty euro tylko dlatego, że obowiązuje ona w Niemczech?. Nie.

Niemieckie władze zaprosiły do Niemiec miliony imigrantów muzułmańskich. Czy chcemy muzułmańskich imigrantów w Polsce tylko dlatego, że mają oni raj na ziemi w Niemczech? Nie.

I wreszcie na koniec najważniejsze. W Niemczech najniższa stawka godzinowa wynosi 8,84 euro, co w przeliczeniu na złotówki wynosi około 36 złotych na godzinę pracy. W Polsce mamy najniższą stawkę 13 złotych na godzinę brutto. Jest różnica? Oczywiście jest, ale jednak nie walczymy o podobną stawkę w Polsce taką, jaka obowiązuje w Niemczech. Walczymy jednak o zakaz handlu w niedziele tylko dlatego, że taki zakaz stosowany jest w Niemczech. Podobne przykłady możemy zastosować do każdego kraju rozwiniętego w zachodniej Europie. Czy będzie to Francja, Belgia, Luksemburg lub Wielka Brytania.

A teraz zapytajmy pracowników niemieckich i francuskich supermarketów w Polsce, czy też chcieliby zarabiać 36 złotych na godzinę, jak to zarabia najmniej zarabiający Niemiec. Dlaczego nie podajemy tego za przykład? Dlaczego o to nie walczy Solidarność w Polsce? I koniecznie postawione musi być tu pytanie, dlaczego polski naród nigdy nie walczy o to, co mu się należy, ale zawsze chętnie walczy o to, co jest tematem ogromnej propagandy?

A tak na marginesie dodać jeszcze należy do powyższego, że dzięki zakazowi handlu w niedziele w Polsce, pracownicy niemieckich i francuskich supermarketów będą zarabiali jeszcze mniej niż dotychczas. Dlaczego? Wyjaśnimy to sobie niżej.

Obalony zostaje tym samym mit, że komuś, kto chce tego zakazu handlu, chodzi o dobro pracowników, gdyż dobrem dla pracownika jest praca z gwarancją wysokich wynagrodzeń oraz przywilejami związanymi za pracę w niedziele i święta. Czy Solidarność o to walczy? NIE, gdyż od czasu wygrania wyborów przez PiS, Solidarność siedzi cicho w każdej sprawie naruszania praw pracowniczych oraz samych zarobków. Dla Solidarności już sama propozycja najniższej stawki godzinowej 12 zł jest hańbą, gdyż stawka wzrosła do 13 zł na godzinę. Czyli więcej niż żądała Solidarność. Czy rząd robi coś w kwestii poprawy prac pracowników oraz samych ich zarobków? NIE.  A tu nie chodzi o wszystkich pracowników pracujących w niedziele i święta, ale o pracowników tylko i wyłącznie obcych supermarketów. Jeśli kasjerka z Lidla zwolni się z Lidla a, przyjmie do budki z hot dogami, kwiaciarni czy będzie sprzedawała kościelne bałwany, nie będzie już chroniona przez szlachetną Solidarność, bo Solidarności chodzi tylko o dobro pracowników supermarketów. Coś tu nie gra i z daleka śmierdzi prywatną wojną Solidarności z Lidlem. A może faktycznie Piotr Duda prowadzi wojnę z Lidlem i supermarketami? Wiemy jedynie, że Duda wraz z Solidarnością zwyczajnie olewa pracowników wszelkiej maści, nic nie robiąc z umowami śmieciowymi, które legalnie omijają Kodeks Pracy. Nie ma takich już? Ależ są, co udowodniłem w artykule Kłamstwa dobrej zmiany PiS.

Tragedia związana z zakazem handlu w niedziele i święta


Trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie, że rzeczą nieuniknioną jest, iż zakaz handlu w niedziele i święta to miliardowe straty. W samej Francji, po zamknięciu tylko 14 sklepów Castoramy i Leroy Merlin, zatrudnieni w tych sklepach pracownicy w liczbie ponad 7 tys. osób, stracili znacznie na własnych zarobkach. Dlatego też francuscy pracownicy w kwestii pracy w niedziele, stoją często po stronie pracodawcy. To jest Francja, pamiętajmy, gdzie zarobki są bardzo wysokie w porównaniu do polskich zarobków głodowych.

A gdzie straty dla firm, tam straty dla pracowników i zawsze wyższe ceny towarów, by te straty zminimalizować. To jest pewniejsze niż śmierć, podatki i olewanie praw pracowniczych przez Solidarność, która tak na marginesie od wyborów w 2015 r., siedzi cichutko jak sługa rządu.

Jak to przedstawia się w Polsce?

Według danych GUS (Główny Urząd Statystyczny), handel detaliczny generuje 690 mld złotych obrotu rocznie. Zdecydowana większość przypada na sklepy wielkopowierzchniowe, które są objęte zakazem handlu w niedziele i święta. W sektorze handlu zatrudnionych jest około miliona osób, z czego około 400 tys. pracowników w centrach handlowych. Co najmniej tyle osób właśnie straci na zarobkach, gdyż liczba godzin pracy zmniejszy się o godziny niedzielne i świąteczne. Strata firm oznacza stratę zarobków, nawet gdy nie wynika to ze strat samych firm, ale wynika tylko i wyłącznie w związku ze zmniejszeniem liczby godzin pracy. Odsyłam tu do powyższego porównania zarobków Polaka i Niemca, gdzie Polak jest zarobkowym biedakiem, a mimo to jeszcze na tym straci. Niemiec 36 zł na godzinę, Polak 13 zł na godzinę. Biorąc pod uwagę oczywiście najmniej zarabiającego i Niemca, i Polaka.

Według raportu PwC (PricewaterhouseCoopers), spadek zatrudnienia w handlu detalicznym wyniesie co najmniej 36 tysięcy osób, a spadek obrotów – minimum 9,6 miliarda zł. Co jest jednoznaczne z tym, że rząd i Solidarność, zamiast stwarzać miejsca pracy, przyczynia się do likwidacji etatów.

Straty skarbu państwa wyniosą około 1,8 miliarda zł.

Niemal 6-krotnie wzrosną koszty przypadające na pojedynczego najemcę w niedzielę. Mówiąc prościej, otwieranie obiektów handlowych będzie nieopłacalne dla nikogo.

Czy te dane wyssałem sobie z palca, by stawać po stronie przeciw zakazowi handlu? Ależ skąd! Proszę Czytelników o zapoznanie się osobiście z pełnym raportem PwC; Skutki zakazu handlu w niedziele.

Dodać tu należy teraz, kto zapłaci za straty firmom objętym zakazowi handlu. Odpowiedź jest prosta – Konsument, czyli my wszyscy.

Obecnie doświadczamy wzrostu cen towarów na skutek zwykłej plotki o opodatkowaniu supermarketów. Placówki te uchroniły się przed opodatkowaniem, ale już liczyły straty z tym związane, co efekt odczuwamy w postaci wzrostu cen. A drożeje wszystko i to niemal każdego dnia.

Zakaz handlu w niedziele i święta to już nie plotka, ale realne straty supermarketów. A straty zawsze się minimalizuje, podwyższając ceny towarów. Bądźmy zatem pewni, że od marca ceny we wszystkich sklepach mocno zostaną podwyższone. Jednocześnie bądźmy też pewni, że ceny w sklepach, które nie są objęte zakazem handlu, również poszybują w górę, gdyż te sklepy będą chciały wykorzystać swobodę łatwego, bezkonkurencyjnego zarobku. Za wszystko zatem zapłacimy my jako konsumenci oraz my jako pracownicy supermarketów. Straci skarb państwa, czyli budżet oraz polska złotówka. Inflacja nastąpić musi. Poza tym tragedią dla najbiedniejszych Polaków będzie sytuacja, gdy wojna Solidarności i rządu z supermarketami przybierze taką postać, że te zdecydują się wycofać z Polski. A taki scenariusz wcale nie jest utopią.

Na koniec słów kilka o wojnie Solidarności z supermarketami

I tu właściwie dużo pisać nie trzeba, by zrozumieć nienawiść Solidarności do supermarketów, co poskutkowało wojną pomiędzy tymi instytucjami.

Solidarność wojnę tę rozpoczęła już w 2014 roku, gdy to ogłoszono bojkot Lidla, choć sam konflikt zaczął się rok wcześniej. Pomyślałem wówczas, wreszcie Solidarność zaczęła dbać o dobro pracowników, ich warunki pracy oraz płacy. Ale gdy zagłębiłem się w temat, jakże wielce się rozczarowałem. Wykorzystywani pracownicy przez Lidl nie byli tu kwestią sporną. Kasjerki w pampersach, głodowe pensje pracowników, umowy o pracę legalnie nielegalne – to wszystko sprawy mało istotne dla Solidarności.

Co więc było przyczyną wojny?

Oświadczenie Piotra Dudy, który wypowiada wojnę Solidarności z Lidlem w Polsce
P. Duda wypowiada wojnę supermarketom

Wojna rozpętała się o zwolnionych krawaciarzy, członków Solidarności z Lidla. Mamy zatem kolejną ściemę Solidarności, że tej instytucji wcale nie chodzi o dobro pracownika, ale o dobro działacza Solidarności.

Reasumując. Rząd ma powody do wojny z obcymi supermarketami, gdyż te nie pozwoliły się opodatkować. Solidarność ma powody do wojny z obcymi supermarketami, gdyż związkowcy zostali wywaleni z placówek obcych supermarketów. Wojna więc jest, czego konsekwencją jest cios zadany w postaci ustawy o zakazie handlu w niedziele i święta. Kto za tę wojnę zapłaci? My wszyscy, zwykli ludzie, konsumenci i pracownicy, gdyż my wszyscy zajmujemy w tej wojnie miejsce dokładnie pomiędzy młotem a kowadłem.
 

9 komentarzy:

  1. ostatnio rozmawialam z Pania pracujaca w Biedronce, ktora powiedziala, ze przez zakaz handlu w niedziele beda musieli po PÓŁNOCY w niedziele przychdozic do pracy bo to juz przeciez PONIEDZIALEK i szykowac wszystko na nowy tydzien. BOMBA ! :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie pracodawca może legalnie traktować pracownika jak niewolnika, byle tylko pracownik zgodził się podpisać umowę cywilnoprawną. Kodeks Pracy wówczas ma taką wartość, jaką ma papier toaletowy, gdyż pracownik na to się zgadza. Pytanie tylko, czy w takich sytuacjach pracodawca jest pracodawcą, a pracownik pracownikiem. I dla kogo pisany jest Kodeks Pracy, skoro jest prawo, które zezwala olewać Prawo Pracy.

      Usuń
  2. Bo niestety obecnie najpierw wprowadza się przepisy a potem myśli czemu obecna władza na Wiejskiej wielokrotnie dała przykład. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Władza myśli. Tego odebrać im nie można. Ale myśli zawsze na swoją korzyść, a swą mistrzowską retoryką wpaja narodowi, że wszystko to dla jego dobra. Póki naród tego nie pojmie, będzie coraz gorzej a władza zawsze znajdzie wymówkę w czynnikach trzecich. Oczywiście naród wymówki władzy zawsze grzecznie łyka.

      Usuń
  3. Zgadzam się w każdym słowie! Hipokryzja po całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie dobrze tylko wtedy, gdy zgodzi się z tym cały, oszukiwany naród. A to utopia.
      Dzięki i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. ... bo PiS to partia obłudników wybrana przez obłudników https://www.facebook.com/tarnowskiandrzej

    OdpowiedzUsuń
  5. porownujac najnizsze zarobki (36zl w Niemczech i 13zl w Polsce), powinno sie rowniez podac kilka przykladow cenowych w obu krajach np. chleb w Niemczech kosztuje okolo 3 Euro (9zl) w Polsce natomiast 3 zl, 20dkg szynki w Niemczech kosztuje okolo 5 Euro (100zl za kg) natomiast w Polsce podobna okolo 35zl za kilogram..........przykladow moznaby mnozyc, ale po co skoro mozna tlumowi ciemnote wciskac.......?.........pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń