29.09.2018

Burza magnetyczna a upadek cywilizacji



Czy potężna burza magnetyczna może doprowadzić do globalnej katastrofy, która może zagrozić upadkiem cywilizacji? Pomimo że naukowcy uspokajają, twierdząc, iż mamy zabezpieczenia i systemy wczesnego ostrzegania, wszystko wskazuje na to, że jednak mamy czego się obawiać.


Koronalny wyrzut masy na Słońcu
Koronalny wyrzut masy Fot/NASA Flickr
Wieści o końcu świata dawno przeszły już w zbiór teorii spiskowych, pomimo że niejeden człowiek, może dzięki sile zabobonu, zawsze będzie brał je na poważnie. Być może i dobrze, gdyż na zimne trzeba dmuchać, a każde potencjalne zagrożenie zbadać. Każdy z nas przeżył już niejeden koniec świata i zapewne przeżyje jeszcze kilka. Czy to dla wywołania taniej sensacji, czy dla nieuczciwego zysku informacje o kolejnych datach następnych końców świata będą powtarzały się zawsze wtedy, gdy świat ochłonie po poprzednim, niespełnionym proroctwie. Przepowiadane daty kolejnych zniszczeń naszej planety bez żadnego uzasadnienia, zamknijmy zatem w zbiorze teorii spiskowych, gdzie ich miejsce, a zajmijmy się tym, co faktycznie może zagrozić naszej cywilizacji, ale jednocześnie bardzo często zagrożenia te ignorujemy. Prawdziwych zagrożeń może dlatego nie bierzemy na poważnie, gdyż ludzkość przesiąknięta jest licznymi fałszywymi proroctwami niespełnionych proroków.

Mówiąc o końcu świata, najczęściej wyobrażamy sobie coś, co całkowicie zniszczy naszą planetę, czyli zagłada totalna. Do wyboru mamy całą gamę gadżetów apokaliptycznych i całą gamę najczarniejszych scenariuszy. Od komet lub asteroid, które mają zniszczyć Ziemie, aż po bardziej przyziemne scenariusze jak globalne potopy czy katastrofalne w skutkach ochłodzenie klimatu. I nic w tym dziwnego, albowiem najbardziej obawiamy się znanych nam żywiołów. Nikt jednak nie bierze pod uwagę tego, że destrukcja cywilizacji może mieć całkiem inny wymiar, a jak się okazuje, jest on bardziej prawdopodobny niż nam się wydaje.

Człowiek po upadku z niewielkiej wysokości, najczęściej odniesie niewielkie obrażenia i szybko zapomni o incydencie. Gdy wejdzie wyżej i spadnie z większej wysokości, obrażenia będą już poważniejsze. Nieudana próba osiągnięcia jeszcze większej wysokości zakończy się co najmniej kalectwem, a nawet śmiercią. Porównanie to ma ogromne znaczenie, jeśli mówimy o końcu lub zagładzie cywilizacji. Musimy sobie uświadomić, na jakiej wysokości jest dzisiejszy człowiek, aby dostrzec skutki potencjalnego upadku.

Żyjemy w czasach ogromnie rozwiniętej technologii w niemal każdej dziedzinie. Wokół naszej planety krążą sztuczne satelity, dzięki czemu nie tylko mamy szybki przekaz informacji z jednego kontynentu na drugi, systemy precyzyjnej nawigacji, posiadamy komputery o ogromnej mocy obliczeniowej, elektronika i komputeryzacja odbija się w każdym aspekcie naszego życia i już nawet nie potrafimy wyobrazić sobie życia bez zwykłego smartfona, a co mówić o dobrodziejstwach nowoczesnych systemów nie tylko w fabrykach, ale nawet w naszych mieszkaniach. Dawno porzuciliśmy myśl o tym, jakby to było, gdyby zamiast ulicznych latarni płonęły pochodnie, a nasze domy oświetlały lampy naftowe. Co tu więcej pisać na ten temat, podczas gdy większość z nas nie potrafiłaby żyć bez codziennego logowania do ulubionego portalu społecznościowego, co sprawia, że nigdy nie wyobrazi sobie życia bez... Właśnie, życia bez dobrodziejstw naszego rozwoju cywilizacji, który nie miałby szans bytu bez ogromnej ilości energii, przekładanej na każdą dziedzinę życia codziennego pojedynczej jednostki, jak i całego światowego społeczeństwa.

Człowiek wszedł zatem bardzo wysoko, a upadek z takiej wysokości będzie z pewnością bardzo dramatyczny. Czy jednak do takiego upadku może dojść, i to niespodziewanie z dnia na dzień? Owszem, śmiało można powiedzieć, że zagrożenie jest bardziej realne, niż się nam to wydaje, ale wolimy nie przyjmować tego do wiadomości.

Burza magnetyczna z roku 1859 – Efekt Carringtona.


1 września 1859 r. angielski astronom amator Richard Christopher Carrington zaobserwował rozbłysk słoneczny, który, utworzył koronalny wyrzut masy (CME). Obłok dotarł do Ziemi po zaledwie 18 godzinach, podczas gdy zazwyczaj czas ten wynosi około 3–4 dni. Burza słoneczna zawsze niesie za sobą ogromne ryzyko dla Ziemi z tego powodu, że podczas rozbłysków słonecznych emitowane są ogromne ilości energii w postaci fal elektromagnetycznych (od gamma do radiowych) oraz strumienie cząstek (elektronów, protonów, jonów). Burza słoneczna z roku 1859 była najsilniejszą burzą odnotowaną przez człowieka, ale należy brać pod uwagę, że w akurat ta dziedzina badań naukowych jest bardzo młoda, co sprawia, że nie mamy możliwości zasięgnąć informacji z dalszej przeszłości. Burza słoneczna z 1859 r. była przyczyną jednej z najsilniejszych burz magnetycznych na Ziemi, które dotychczas odnotowano. W roku 1859 pod względem technologicznym człowiek stał kilkanaście pięter niżej, niż jesteśmy dziś. Burza magnetyczna z tamtego okresu, chociaż bardzo intensywna, zbytnio zagrozić cywilizacji nie mogła, a jednak zaburzenia ziemskiego magnetyzmu spowodowały awarie sieci telegraficznych w całej Europie i Ameryce Północnej. Zorza polarna widoczna była wówczas na całym świecie, a jak wiadomo jest to zjawisko zarezerwowane dla rejonów w pobliżu biegunów magnetycznych Ziemi, a sama zorza polarna ma silne pole magnetyczne o charakterze dipolowym (dwubiegunowym). Jak silne ma to znaczenie dla człowieka wysoko rozwiniętego może świadczyć to, że w roku 1859 dochodziło do samoczynnych zapłonów papieru w telegrafach, a pomimo odłączenia baterii, prąd był tak silny, że pozwalał na przesyłanie wiadomości telegraficznych.

Jakie istnieją zagrożenia, gdyby burza magnetyczna nastąpiła dzisiaj o podobnej intensywności co opisana wyżej? Burza wielkości tej z 1859 roku mogłaby zniszczyć cały system energetyczny krajów uprzemysłowionych. Naprawa wymaga wymiany spalonych transformatorów, których okres produkcji jest dość długi. Pamiętajmy, że mowa tu o spalonych transformatorach we wszystkich rozwiniętych krajach, a czasochłonna produkcja nowych transformatorów wymaga surowców i przede wszystkim energii, której przecież brak. Reakcja łańcuchowa zależnych od siebie czynników sprawia, że bez energii nie jesteśmy w stanie produkować energii, a problem nie jest lokalny, ale globalny. Podobna sytuacja miała miejsce w roku 1989, gdy znacznie słabsza burza magnetyczna zniszczyła transformatory wysokiego napięcia jedynie lokalnie, a wiedzieć należy, iż sieci energetyczne w Europie są ze sobą mocno powiązane, co grozi reakcją łańcuchową – awaria części sieci pociąga za sobą przeciążenie innych fragmentów i kolejne awarie. Burza z sierpnia 1989 roku zakłóciła działanie komputerów, powodując wstrzymanie handlu na giełdzie w Toronto, a 6 milionów mieszkańców pozostało bez energii. Skutki ekonomiczne były bardzo poważne, a burza magnetyczna wcale nie była aż tak intensywna.

A co z ochroną? Oprócz systemów wczesnego ostrzegania, które i tak na niewiele w takich okolicznościach się zdadzą, żadnej innej ochrony nie ma. Nie ma zapasów transformatorów i nie ma skutecznej ochrony przed kolejną, porównywalnie silną burzą magnetyczną, która została odnotowana w roku 1859. Bez energii nie ma cywilizacji takiej, do jakiej zostaliśmy przyzwyczajeni dziś.

Jakie jest ryzyko, że podobna burza magnetyczna nastąpi w przyszłości? Na podstawie badań azotanów w rdzeniach lodowców wiemy, że bardzo silne burze słoneczne nawiedzały Ziemię co około 500 lat. Burze słoneczne na Słońcu o takiej intensywności jak ta, która wywołała burzę magnetyczną na Ziemi w roku 1859, występują co około 150 lat. Słońce jednak jest niezbadane i praktycznie nic nie wiemy o reakcjach zachodzących w naszej gwieździe. Nawet jeśli niektórzy naukowcy przewidują, że częstotliwość tak silnych burz słonecznych występuje cyklicznie co 150 lat, to jak najbardziej żyjemy w okresie ogromnego ryzyka. Pamiętajmy jednak, że nauka o Słońcu dopiero raczkuje, a samo Słońce jest nieprzewidywalne. Pomimo że heliofizyka w ostatnim czasie bardzo się rozwinęła, wciąż nie jesteśmy w stanie niczego przewidzieć. Kolejna gigantyczna burza słoneczna ma prawo nastąpić bez ostrzeżenia każdego dnia.

Zagłada ludzkości nam nie grozi, ale na pewno nieprzewidywalny w skutkach chaos pod każdym względem. Nie będzie nie tylko Facebooka, ale także oszczędności na naszych kontach bankowych, a ludzie na całym świecie zaczną być uczestnikami takich wydarzeń, które dotknęły mieszkańców Canneto di Caronia w latach 2004 i 2014, które były skutkiem działania niewytłumaczalnie silnego pola elektromagnetycznego.

9.09.2018

Imigracyjna polityka PiS




Imigracyjna polityka partii Prawo i Sprawiedliwość najwyraźniej dąży do destabilizacji Polski oraz działa na niekorzyść Polaków we własnym kraju. Pytanie tylko, czy PiS robi to świadomie i celowo, czy raczej politycy sami nie wiedzą jakie piekło fundują własnym rodakom.


Imigranci masowo napływający do Europy
Imigranci Fot/YouTube
Wygrane wybory parlamentarne w roku 2015 partia Prawo i Sprawiedliwość zawdzięcza wielu czynnikom, które na to się złożyły. Rzecz jasna najbardziej na sukces PiS wpłynęły te obietnice, które nie zostały w ogóle spełnione lub zostały wypaczone w taki sposób, aby wyborca odczuł, że coś dostał, ale jednocześnie nie dostrzegł, iż w rzeczywistości niczego nie dostał, a kupił. A to już ogromna różnica. Nie oszukując się, choć wielu kibiców partii PiS odda życie za bezsensowny sprzeciw, Prawo i Sprawiedliwość wybory wygrała dzięki sile głosów najniższej klasy społecznej, czyli pracowników pracujących na umowach śmieciowych z szablonową stawką najniższą krajową aż do emerytury, przeciwników wysokich podatków za rządów PO/PSL oraz przeciwników polityki migracyjnej. W rzeczy samej na partię Prawo i Sprawiedliwość wyborcy głosowali także z innych powodów, chociażby tylko dlatego, by usunąć od władzy ośmioletnie rządy koalicji PO/PSL, to jednak powyższe trzy czynniki najmocniej wpłynęły na sukces PiS, gdyż wyborcy chcieli zmian głównie dla własnego dobra.

W najśmielszych snach nie spodziewali się jednak, że głosując na PiS otworzą Puszkę Pandory, oraz że doprowadzą do spełnienia przepowiedni dotyczących zalania świata (w tym przypadku Polski) żółtą rasą, które wieściła królowa Saby.

Nie oszukujmy się i powiedzmy to głośno – wyborca ma w czterech literach budżet państwa, a jedyny budżet, który go interesuje, to budżet własny. Wyborca głosujący na PiS spodziewał się przede wszystkim wyższych zarobków, pracy na legalnych, pełnowartościowych umowach o pracę z faktyczną stawką, a nie najniższą krajową, obniżenia kosztów pracy oraz podatków, i spodziewał się, że nie będzie musiał wyjeżdżać za chlebem do pracy do wyżej rozwiniętych krajów Unii Europejskiej. Podkreślam – Unii Europejskiej, a nie poza jej granicami. To ma duże znaczenie, gdyż Polacy obserwowali tragiczne skutki przyjmowania imigrantów spoza Unii Europejskiej przez kraje Europy Zachodniej. Polacy nie chcieli w Polsce ani uchodźców, ani też imigrantów zarobkowych, przybywających z krajów poza granicami UE.

Mijają trzy lata rządów PiS i co obserwuje wyborca? Umowy śmieciowe kwitną w najlepsze, wprowadzane są nowe „podatki” pod przykrywką innego ich nazewnictwa oraz z każdym miesiącem, tygodniem i dniem, wciąż nową liczbę imigrantów zarobkowych spoza granic Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że partia Prawo i Sprawiedliwość mocno potępiała politykę migracyjną i równie mocno podkreślała, że w Polsce imigrantów spoza Unii Europejskiej nie będzie.

Pomińmy kłamstwa dotyczące podatków i umów śmieciowych, a zajmijmy się kłamstwem w sprawie polityki migracyjnej.

Liczba imigrantów z Ukrainy nie zaskakuje już nikogo, gdyż to właśnie rząd PiS na nich jako pierwszych, skupił całą swą politykę migracyjną. Nie trzeba podawać za dowód statystyk, albowiem pracownicy z Ukrainy przeniknęli do firm w każdym mieście i stopniowo ta liczba zwiększa się z każdym miesiącem. Mało już jest firm w Polsce, w której nie pracują pracownicy z Ukrainy. Rząd jednak posunął się dalej w swej migracyjnej polityce i planowane są liczniejsze, masowe nabory rąk do pracy z Wietnamu, Indii, Filipin, Tajlandii oraz innych krajów w tym również tych, gdzie dominuje kultura muzułmańska. Religia i kultura jednak odgrywa tu znacznie mniejszą rolę, gdyż Polak powinien zwrócić uwagę na coś, co jest przed nim skutecznie ukrywane. Konsekwencje polityki masowej imigracji. A nowa ustawa o rynku pracy przewiduje, że fala migracyjna będzie liczona w milionach.

Wyimaginowany brak polskich pracowników.


Rząd PiS stwierdza w swych tłumaczeniach, że w Polsce brakuje rąk do pracy, a bezrobocie spada. Nie mówi jednak otwarcie dlaczego? Otóż tu należy podkreślić, że bezrobocie maleje, ale jedynie wirtualnie. Politycy PiS ukrywają, że pracownik mający na karku komornika czy firmę windykacyjną, dzięki temu, że PiS nic nie zrobił ze śmieciówkami, polski pracownik zmuszany jest do pracy na czarno. Gdyby PiS zlikwidował umowy śmieciowe, komornik pracownikowi pracującemu na umowie o pracę, zabierałby nieznaczną sumę, co opłacałoby się pracownikowi pracować legalnie. A tu trzeba koniecznie jasno powiedzieć, że zdecydowanie największa liczba dłużników, długi swe mają na skutek małych zarobków. Pracownik zarabiający najniższą krajową musi w końcu zaplątać się w pętle kredytowe w parabankach. Opisałem to szerzej w notce Demokracja orwellowska. Dodam tu jedynie, że jeśli dłużnik swoje dochody czerpie z umowy zlecenia bądź umowy o dzieło, komornik ma prawo zająć całą jego pensję. Takie umowy dla pracownika fizycznego są zwykłymi śmieciówkami i każdy normalny człowiek będzie unikał pracy na takich umowach z obawy, iż zostanie mu odebrany cały zarobek. Nikt z rządu nie bierze tego pod uwagę, mówiąc z uśmiechem o spadku bezrobocia. Zadłużony pracownik zmuszany jest taką polityką do pracy na czarno, a według polityków PiS bezrobocie zmalało. Ten pracownik jednak nadal jest pracownikiem, ale nierejestrowanym z tego powodu, aby komornik nie odebrał mu tego, co zarobił.

Czy się mylę? Czy ktoś, z kibiców partii Prawo i Sprawiedliwość stwierdzi, że takich pracowników jest znikoma ilość? Jak wynika z badań BIG Info Monitora i Biura Informacji Kredytowej liczba dłużników rośnie, a na koniec roku 2017 było ich ponad 2,5 mln. Oznacza to, że co najmniej 2 miliony Polaków odrzuci legalną pracę na śmieciówce zlecenie, śmieciówce o dzieło i każdej innej umowie cywilnoprawnej, na rzecz pracy na czarno.

Jasno z tego wynika, że spadek bezrobocia jest tylko wirtualną próbą zatuszowania faktów. Manipulacją, by porażka stała się publicznym sukcesem. Wystarczy jedynie dać gwarancję zadłużonemu pracownikowi, że komornik nie zabierze mu całej pensji a jedynie małą część, wówczas statystyki dotyczące bezrobocia diametralnie zmienią się na niekorzyść wyimaginowanych sukcesów partii PiS. Ale tu znowu jest kolejny dylemat. Aby było to możliwe, PiS musiałby przyznać się do porażki z umowami śmieciowymi, i zmienić je na umowy o pracę. To znowu wiąże się z obniżeniem kosztów pracy i zmusza do obniżki podatków. Można powiedzieć, cała reakcja łańcuchowa zależnych od siebie kłamstw czyni, iż PiS musi trzymać się swojej brudnej drogi. Tracą oczywiście Polacy i cała Polska, ale kogo z polityków to obchodzi? Ważniejszy wyimaginowany sukces.

Zagrożenie imigracyjne wynikające z zasiedleniem.


Nie jest tajemnicą, że pomimo licznych zapewnień polityków PiS, w Polsce istnieje bardzo duży problem z mieszkaniami. Inflacja, a co za tym stoi wzrost cen i podnoszenie podatków sprawia, że problem ten wciąż się pogłębia. Nie jest tajemnicą też, że w związku z powyższym podskoczyły ceny za wynajem mieszkań, a przecież Polacy we własnym kraju też chcą mieć mieszkanie. Z płacy minimalnej niestety Polaków nie stać na wynajem mieszkania. Mówiąc szczerze, to z płacy minimalnej Polaka nie stać na to, by nawet skromnie żyć, a co mówić o własnym mieszkaniu lub wynajęciu drogiego mieszkania. Inflacja sprawia, że te mieszkania będą jeszcze droższe.

Szacuje się, że już w Polsce jest 2-3 miliony Ukraińców, którzy mieszkać gdzieś muszą. Nowa ustawa o rynku pracy przewiduje na początek, że nowa fala imigrantów to ponad 3 miliony pracowników, którzy rzecz jasna też muszą gdzieś mieszkać. Rząd gdzieś zakwaterować ich musi, a tymczasem Polacy z całego kraju od całkiem niedawna donoszą, że istnieje coś w rodzaju eksmisji polskich rodzin z mieszkań komunalnych za niewielkie długi, wynikające tylko i wyłącznie z powodu głodowych zarobków w Polsce. Czy taka polityka ma na celu oczyszczenie mieszkań na rzecz nowych imigrantów? Pytanie to pozostawiam bez odpowiedzi i do oceny przez rodaków.

Zagrożenie ekonomiczne.


Faktem niezaprzeczalnym jest, że migracja ma na celu poprawę bytu imigrantów, a przez to ich rodzin w ich rodzimych krajach. Naturalne jest zatem, że imigrant pracujący w Polsce zawsze będzie wydawał minimum niezbędne do przeżycia, a większość swojego dochodu będzie wysyłał do swego kraju, skąd przybył. Znamy to wszyscy. Polacy z powodu głodowych pensji również emigrują za chlebem do krajów rozwiniętych w Unii Europejskiej. Znamy doskonale również scenariusz, jak to dzieje się z pracownikami z Ukrainy, którzy już pracują w Polsce. Zawsze minimum tu, a maksimum na wysyłkę. Dzięki temu nieświadomie wspieramy ukraińską gospodarkę, o czym ukraińskie media chwalą się na cały świat.

I co z tego wynika złego? Oczywiście fakt bardzo słabej złotówki w stosunku do euro. Żaden normalny Ukrainiec nie wysyła na Ukrainę taniej złotówki, ale kupuje tu w Polsce mocne euro, za które jest zdecydowanie większa przebitka. Przysyłane przez Polaków euro z Zachodu zaczyna wyrównywać się z euro, które Ukraińcy wysyłają na Ukrainę. Polacy nie chcą wracać do Polski, gdyż PiS niczym nie zachęca ich do powrotu, więc większość Polaków decyduje się więcej wydawać mocnych funtów w Wielkiej Brytanii i euro w krajach, gdzie ta waluta obowiązuje, niż wysyłać zarobione tam pieniądze do Polski. Napływ obcej i mocnej waluty się zmniejsza. Odpowiednio Ukraińcy pracujący w Polsce zarabiają więcej, co sprawia, że więcej wysyłają euro na Ukrainę. Odpływ euro jest wyższy, a to sprawia znowu, że euro w Polsce topnieje jak lód na wiosnę. Taki scenariusz odnotowujemy już dziś, jeszcze przed napływem nowej, wielomilionowej fali imigrantów. Czy trzeba tłumaczysz, co to oznacza w przyszłości, gdy nowi imigranci przybywający do Polski w milionach pomnożą wypływ mocnej waluty z Polski? W skrócie – bilans płatniczy zaczyna się chwiać, złotówka staje się coraz słabsza, wyczerpują się rezerwy walutowe, niekończąca się reakcja łańcuchowa podwyżek cen i podatków, odpływ inwestorów, a na koniec pozostaje ratowanie się nowymi, bardzo drogimi pożyczkami oraz finansowy krach. Grecja bis.

Ponawiam pytania postawione na początku notki, czy politycy partii Prawo i Sprawiedliwość nie mają świadomości, co czynią, czy raczej jest to celowe działanie? Nie bardzo przekonuje mnie, że politycy nie mają pojęcia o zagrożeniach. Analogicznie natomiast pozostaje druga, gorsza opcja, iż doprowadzają do tego celowo. A jeśli celowo, to jaki mają w tym cel? Destrukcja kraju? Komu na tym zależy i dlaczego? Może ma to taki sam cel jak polityka migracyjna na Zachodzie Europy? Destrukcja Europy? Niczego nie wykluczam, ale obserwując polskich polityków splatanych coraz częściej z politykami z Izraela, na myśl przychodzi tylko stare powiedzenie:
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
A kim jest ten trzeci? Odpowiedź może być ukryta między wierszami w zdaniu powyżej. Wystarczy tylko czujnie obserwować wydarzenia, które rozgrywają się w tle sztucznej mgły tematów zastępczych, które zawsze mają na celu ukrycie przed narodem spraw najistotniejszych.