27.10.2019

Duch z Raynham Hall

Stare fotografie mają w sobie to coś, co niektórzy nazywają duszą, używając oczywiście przenośni podkreślającej sentyment do utrwalonych obrazów sprzed wielu lat, kiedy jeszcze nikt nie marzył o technologii cyfrowej. Dusza wszakże jest wciąż elementem sporu pomiędzy nauką konwencjonalną a parapsychologią – nikt duszy nie widział, więc istnieć nie może, ale z drugiej strony nie jest to dowodem, że nie istnieje. Problem pogłębia się wtedy, kiedy na starych fotografiach utrwalony zostaje obraz ducha, a wszelkie próby udowodnienia fałszerstwa spełzają na niczym.


Zdjęcie ducha z Raynham Hall z 1936 r.
Brown Lady Foto: H. C. Provand/I. Shira
Zdjęcie bezpośrednio po lewej zostało zrobione we wrześniu w 1936 roku. Ma ono na celu ukazanie ducha „Brązowej Damy”, która nawiedza Raynham Hall w Anglii. Obraz jest powszechnie uważany za jedno z najlepszych i najbardziej przekonujących ze wszystkich znanych zdjęć duchów. W wielu publikacjach jest przedstawiany jako rzeczywisty fotograficzny dowód istnienia duchów.

Według legendy „Brown Lady of Raynham Hall” (Brązowa Dama z Raynham Hall) to duch lady Dorothy Walpole (1686–1726), siostry sir Roberta Walpole'a, powszechnie uważanego za pierwszego premiera Anglii. Była drugą żoną Charlesa Townshenda, który był znany ze swojego gwałtownego temperamentu. Historia mówi, że gdy Townshend odkrył, że jego żona dopuściła się przedmałżeńskiej zdrady z lordem Whartonem, uwięził ją w rodzinnym majątku w Raynham Hall w Norfolk w Anglii. Nigdy nie pozwolił jej opuścić swojej celi, nawet, by zobaczyć swoje dzieci. Pozostała tam aż do śmierci w 1726 roku. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano ospę. Mało kto jednak w to wierzył, a z czasem zaczęły krążyć pogłoski sugerujące, że Dorothy Walpole złamała kark, upadając ze schodów. Oczywiście Townshend miał rzekomo jej w tym pomóc.

W ciągu następnych dwóch wieków duch Lady Townshend widziany był wielokrotnie. Ukazując się w Raynham Hall, świadczyło to, że nigdy nie opuściła swego miejsca uwięzienia nawet po śmierci. W 1835 roku zauważył ją pułkownik Loftus. Odwiedzał dom na święta Bożego Narodzenia i pewnej nocy szedł do swojego pokoju, gdy zobaczył postać stojącą przed nim w korytarzu. Postać miała na sobie brązową sukienkę. Próbował zobaczyć, kim była ta kobieta, ale ta tajemniczo zniknęła. W następnym tygodniu pułkownik Loftus ponownie zobaczył tę samą postać. Tym razem jednak lepiej jej się przyjrzał. Powiedział, że była arystokratyczną kobietą. Miała na sobie tę samą brązową satynową sukienkę, a jej skóra lśniła bladym blaskiem, ale ku jego przerażeniu oczy miała wyłupione.

Kolejnego doniesienia o obejrzeniu „Brązowej Damy” dokonał w 1836 r. kapitan Frederick Marryat, przyjaciel pisarza Charlesa Dickensa i autor serii popularnych powieści morskich, który postanowił spędzić noc w pokoju, w którym najczęściej widywano zjawę. Przyjrzał się obrazowi Dorothy i czekał na nią, ale tej nocy się nie pojawiła. Kilka dni później jednak szedł korytarzem na górze z dwoma przyjaciółmi, gdy nagle zobaczyli brązową kobietę. Niosła latarnię i minęła ich, gdy kulili się za drzwiami. Według Marryat'a uśmiechnęła się do nich w „diabelski sposób”. Cokolwiek miałoby to oznaczać.

19 września 1936 r. kapitan Hubert C. Provand, londyński fotograf pracujący dla magazynu Country Life i jego asystent, Indre Shira, robili zdjęcia w Raynham Hall, by zobrazować artykuł o tajemniczej zjawie. Jak się okazało, udało im się uchwycić obraz Brązowej Damy, która schodziła ze schodów. Zdjęcie zostało opublikowane w Country Life 16 grudnia 1936 r. i pomimo licznych prób udowodnienia fałszerstwa, nigdy nikomu się to nie udało.

Inne słynne zdjęcia ducha przedstawia lorda Combermere'a, który zmarł w 1891 r. Ciekawostką może tu być fakt, że Lord Combermere był gubernatorem Barbados. A Barbados słynie z tego, że w tamtejszych grobowcach dzieją się rzeczy, które przeczą ludzkiej logice, o czym szerzej w notce Tajemnice grobów w Barbados.

14.10.2019

La Pava – Twarze z Bélmez

O cudach zazwyczaj jest głośno, kiedy świadkom ukazuje się postać historyczna lub religijna. Ale czy to oznacza, że tylko znane postacie jak Jezus lub Matka Boska posiadają licencję do objawiania się? Jak się okazuje – nie. Przypadek samoistnie pojawiających się twarzy z Bélmez jest tego dobitnym dowodem.


Twarz z Bélmez w Hiszpanii
Twarz z Bélmez Foto: YouTube
Bélmez de la Moraleda to gmina w Hiszpanii, w prowincji Jaén, w Andaluzji, o powierzchni 49,44 km². Na ogół spokojna, gdzie mieszkańcy żyją własnym życiem. Zapewne o tej otoczonej gajami oliwnymi miejscowości nikt by do dzisiaj nie słyszał, gdyby nie pojawiające się w tajemniczy sposób budzące grozę twarze w domu pod numerem 5 przy Calle Real.

7.10.2019

Wzmożona aktywność asteroid – NASA ostrzega

W 2018 roku NASA ostrzegła, że nastąpił dramatyczny wzrost liczby obiektów w pobliżu Ziemi. W krótkim czasie zidentyfikowano ponad 18 000 pobliskich obiektów, a liczba ta ciągle rośnie o około kilkadziesiąt tygodniowo. Spotęgowana wykrywalność nowych potencjalnie niebezpiecznych obiektów dla Ziemi nie jest skutkiem nowych technologii, ale czegoś, czego NASA nie potrafi wyjaśnić.


Wizja asteroidy lecącej ku Ziemi
Foto: YouTube
Każdy z nas przeżył już co najmniej kilka zapowiadanych końców świata i zapewne jeszcze kilka przeżyjemy. Przywykliśmy do tego, że co jakiś czas ktoś ogłasza kolejny koniec świata, a my, słusznie zresztą, traktujemy taką informację z przymrużeniem oka. Informacje płynące z NASA nie mają nic wspólnego z zapowiedziami zagłady. Wręcz przeciwnie. NASA uspokaja, że nowe wykryte obiekty, które, pomimo że znajdują się w pobliżu Ziemi, to jest małe prawdopodobieństwo kolizji bardzo dużej asteroidy z naszą planetą. Jedyne, co może niepokoić, to zintensyfikowana liczba nowo wykrytych obiektów. Mówiąc wprost, wkraczamy w strefę, która objawia się, jak na razie przynajmniej, wzmożoną aktywnością asteroid.

Dlaczego mamy cztery pory roku wie każdy z nas. Ziemia obiega Słońce w ciągu jednego roku gwiazdowego, czyli 365 dni 6 godzin 9 minut i 9,54 sekund, przebywając w tym czasie drogę równą 939 887 974 km. Pozornie to bardzo dużo, ale jest to ruch cykliczny i wiemy, czego mamy się spodziewać w różnych miesiącach. Nikogo zatem nie dziwią upały w lipcu i mrozy w styczniu. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni i wiemy, że śnieg będzie padał w grudniu, a nie w lipcu choćby tylko dlatego, iż w grudniu śnieg padał rok temu, dwa lata temu, trzy lata temu... itd. Chociaż dziś już nie jest to takie pewne, gdyż całkiem możliwe, że zmiany klimatyczne idą w parze ze wzmożoną aktywnością asteroid, ale to już inny temat. Zanudzam co? Pewnie do tej pory tak, ale...

Oczywiście wiem, że wszyscy wiedzą, iż Ziemia wykonuje ruch obrotowy wokół Słońca, które nie stoi w miejscu, lecz wraz z Układem Słonecznym krąży wokół centrum Galaktyki. Orbita Słońca wokół Galaktyki przypuszczalnie jest eliptyczna, z dodatkiem perturbacji pochodzących od ramion spiralnych Galaktyki. To bardzo ważne, gdyż istnieje hipoteza, że przejścia Słońca przez ramiona spiralne o wyższej gęstości zbiegają się z masowymi wymieraniami na Ziemi, być może ze względu na wzrost liczby upadków ciał niebieskich wskutek bliskich przejść gwiazd. Tego już pamiętać nie możemy, ale doświadczyć tego mogły dinozaury. Pełne okrążenie centrum Galaktyki (rok galaktyczny) trwa około 225–250 mln lat i szacuje się, że dotychczas Słońce okrążyło je 20–25 razy. Jak wiemy, w co wkraczamy, krążąc wraz z Ziemią wokół Słońca, tak wiedzieć nie możemy, w co wkraczamy, krążąc wraz ze Słońcem wokół centrum Galaktyki.

Czy mamy czego się obawiać? Poniższa symulacja zaprezentowana przez NASA Jet Propulsion Laboratory mówi sama za siebie, a trzeba zwrócić uwagę, że video nie obejmuje roku 2019.


Pomińmy wszystkie wykryte obiekty i ustalmy zagrożenie na podstawie liczby bliskich przelotów obok Ziemi. Bliski przelot to dość duże zagrożenie, gdyż nigdy do końca nie można być pewnym, iż obiekt ominie Ziemię. Dla przykładu warto tu przytoczyć asteroidę 2019 SP3, która kilka dni temu niemal otarła się o Ziemię. W roku 2014 odnotowano 31 bliskich przelotów planetoid. W roku 2015 – tylko(?) 24. Rok 2016 to już przynajmniej 45 bliskich przelotów. W 2017 roku było już ich minimum 53. W roku 2018 Ziemię o włos minęły 73 potencjalnie niebezpieczne obiekty. Pamiętajmy, że planetoida 2018 AH została wykryta dopiero... kiedy już minęła Ziemię. A w tym roku? O tym głośno się nie mówi, a NASA uspokaja. Oceńmy więc sami, czy najsłynniejsza medialnie asteroida Apophis faktycznie minie Ziemię w bezpiecznej odległości w kwietniu 2029 roku.