22.12.2019

Ukrywana technologia prekolumbijska

Oficjalnie wszyscy znamy historię krajów Ameryki Łacińskiej przed ich zniewoleniem przez Hiszpanię i Portugalię. Imperium Inków słynie z doskonałej znajomości chirurgii, rolnictwa, astronomii czy architektury, ale jednocześnie uznaje się, że Inkowie nie znali pisma i koła. Czy taka kolizja nie tworzy swoistego paradoksu?


Technologia prekolumbijska w Peru
Technologia prekolumbijska
Skoro zaczęliśmy od prymitywnych Inków oficjalnie nadal uznawanych za analfabetów, sprawdźmy dokonania kultury, która rzekomo nie znała jeszcze koła. Nadmienić tu jednak należy, iż Inkowie byli przedstawicielami najmłodszej kultury Ameryki Łacińskiej, co jest jednoznaczne, z tym że w świetle naukowego stereotypu, powinni być najmądrzejszą kulturą tuż sprzed europejskiej gorączki rabunku złota na masową skalę.  Rozwój wszak idzie w parze z czasem, a skoro Inkowie byli analfabetami, to ich przodkowie, lub poprzednicy, bo jedno z drugim nie musi się wiązać, musieli wykazywać się iście niewyobrażalną prymitywnością. Jak na ironię losu nas najbardziej będzie interesowała technologia tych najprymitywniejszych. Oczywiście nie grzeszę ironią, ale moimi atrybutami obronnymi są fakty, prawda i trzeźwe myślenie.

Odkrycie Machu Picchu przypisywane jest amerykańskiemu uczonemu, profesorowi Uniwersytetu Yale’a, Hiramowi Binghamowi, który trafił tam wraz ze swym przewodnikiem Melchorem Arteaga dopiero w 1911 r. Kłamstwo po raz pierwszy, bowiem niemiecki przedsiębiorca Augusto Berns, eksplorował Machu Picchu już w 1867 r., a miasto jest zaznaczone na mapach już od roku 1874. Istnieją też dokumenty świadczące o tym, że Augustin Lizarrag zwiedzał Machu Picchu w roku 1902. Dlaczego zatem przypisano kłamliwie miano odkrywcy Binghamowi? Odpowiedź jest prosta – wyprawę Binghama finansował Uniwersytet Yale i National Geographic z nastawieniem na rozgłos, sukces, zysk i... potrzebę napisania historii nie jaka zaistniała, ale jaką chciano napisać i rozpowszechniać. Świat przepełniony jest tego typu ewenementami, jak chociażby odkrycie Ameryki przez Europejczyków pomijając fakt, że wikingowie dotarli tam wieki wcześniej, patenty Edisona, który faktycznie był tylko cwanym biznesmenem kradnącym pomysły swoich pracowników, selekcjonowanie i niekiedy fałszowanie starych tekstów dla wygody i na korzyść Kościoła itd. Ale to już inny temat.

Cuzco
Oficjalnie uznaje się, że Machu Picchu wybudowano w 1450 r., co jest na tyle wątpliwe, że można taką informację wrzucić na półkę z kłamstwem odkrycia miasta przez Binghama. Dlaczego? Dlatego, że badania metodą radiowęglową wykazały, iż niektóre elementy miasta są starsze nawet o tysiące lat. Jakby tego było mało hiszpański prawnik i kronikarz Fernando Montesinos, który podróżując po Peru w XVII w., zbierał opowieści Inków z epoki przed barbarzyńskim najazdem Hiszpanów, podaje, że początki cywilizacji Inków sięgają około 950 roku p.n.e. Mamy zatem stare kroniki, w których Montesinos podaje szczegóły z chronologią władców podparte najnowszymi badaniami archeologicznymi, i... stanowczy głos ortodoksyjnej nauki mówiący, że imperium Inków trwało niespełna 200 lat. Machu Picchu o tyle jest ważnym w tym przypadku miejscem, gdyż Hiszpanie nigdy nie odnaleźli tego miasta, więc niczego nie mogli tam zniszczyć. A co mieli do zniszczenia? Może dowody wysoko rozwiniętej cywilizacji?

Głównym budulcem Machu Picchu jest twardy granit (7 w skali Mohsa), który jest niezwykle trudny w obróbce nawet przy dzisiejszej technologii. Warto tu przypomnieć, że Inkowie mieli nie znać koła i pisma. A jednak nie przeszkodziło im to w wycinaniu twardego granitu w doskonale równe linie i składaniu nawet 50 tonowych bloków w taki sposób, że nawet dzisiaj po burzy czasu nie da się w szczeliny wsunąć żyletki. Ponadto z nieznanych powodów zazwyczaj nie wycinali granitowych brył w równe bloki, ale dopasowywali je do siebie, stosując wieloramienne bryły. Jak tego mogli dokonać bez obliczeń, projektów, nie bojąc się nawet powiedzieć rysunków technicznych? Nie mogli, bo nie znali pisma i nawet koła. Tymczasem w Machu Picchu znajdujemy schody idealnie wycięte z jednej ogromnej bryły granitu. I wcale nie małe schody, bo o ponad stu stopniach. Co na to konserwatywna nauka? Skały zostały prawdopodobnie wycięte za pomocą tak zwanej techniki drewnianego klina: wywiercono w skałach otwory i wkładano do nich mokre drewniane kliny. Następnie konstruktorzy czekali, aż mokre drewniane kliny zamarzną. Lód o większej objętości niż woda wymusza na skale tworzenie się szczelin. Uwielbiam Latający Cyrk Monty Pythona, ale niestety wysiada on przy latającym cyrku konserwatywnej nauki. A jak wytłumaczyć uzyskanie idealnie gładkich powierzchni taką metodą oraz wieloramiennych brył, które musiały być dopasowane perfekcyjnie do sąsiadujących? Odpowiedzi brak.

Brama Słońca w Puma Punku
Brama Słońca
Odwiert, ale czym?
Zagadkowo przedstawia się także sprawa z tajemniczym Puma Punku w Boliwii, który znajduje się na wysokości około 3800 m n.p.m. Położenie obiektu jest bardzo istotne, bowiem w centralnym miejscu Puma Punku wznosiła się Brama Słońca, stojąca na ważącej 131 ton płycie z czerwonego piaskowca o wymiarach 7,81 × 5,17 × 1,07 m. Cała konstrukcja, ważąca około 450 ton składała się z wielu ściśle spasowanych monolitów o skomplikowanym kształcie, wymagającym stosowania wiedzy z zakresu geometrii wykreślnej. Boliwijski archeolog, naukowiec i historyk Arthur Posnanksy na podstawie orientacji astronomicznej przy uwzględnieniu zjawiska precesji obliczył, że budowla mogła powstać nawet 15 tysięcy lat temu. Grupa konserwatywnych naukowców trzymających władzę twierdzi jednak, iż nie jest to możliwe, podając wiek VI n. e., jako ostateczna granica narodzin budowli, a budowniczy mieli być równie prymitywni co w przypadku Machu Picchu. W porządku, ale w takim układzie powstaje pewna technologiczna kolizja. Nikt nie jest w stanie powtórzyć cudów budowlanych Puma Punku bez użycia dzisiejszych, nowoczesnych narzędzi, zwłaszcza że pewne elementy z charakterystycznymi wcięciami i otworami nie mogły powstać dla ozdoby, ale miały swoje przeznaczenie. Tu już nie tylko nie można się obyć bez wysoko rozwiniętej technologii, ale również nie jest możliwe, by powstało coś takiego bez perfekcyjnej wiedzy inżynierskiej. Wracając do masy elementów budowlanych o astronomicznej wadze. W tym przypadku jest pełna zgoda, iż budowniczowie dostarczali go z terenów w pobliżu jeziora Titicaca, odległego o 15 km od zabytku. Kto i w jaki sposób transportował tak masywne głazy? Kto zaprojektował tak skomplikowane elementy? Jaką technologią tak precyzyjnie obrabiano budulec? Labirynt pytań, a drogi do odpowiedzi brak.

Brak też odpowiedzi, w jaki sposób prymitywni mieszkańcy Ameryki Łacińskiej wykonali tak precyzyjne przedmioty, jak kryształowe czaszki lub figurki samolotów ze złota. O gigantycznych rysunkach na płaskowyżu Nazca, które widziane są jedynie z lotu ptaka, ewentualnie samolotu, już nawet nie wspominam. Cóż... mamy dwa wyjścia: oficjalnie uznajemy, że wpajana nam historia jest kłamstwem i piszemy ją od nowa, albo... dalej udajemy, że wszystko jest w porządku.

8.12.2019

Brat Jezusa, UFO i Madonna e San Giovanino

Istnieją dzieła sztuki, w których artysta najistotniejsze przedstawia na drugim planie. Z różnych powodów pragnie przekazać coś, co musi ukryć między wierszami. Pierwszoplanowy motyw często stanowi dymną zasłonę zakazanej informacji ukrytej w podtekście.


Dzieło Madonna e San Giovanino
Madonna e San Giovanino Foto: YouTube
Zdjęcie po lewej przedstawia dzieło nieznanego autora, zatytułowane Madonna e San Giovanino i jest wystawione w Palazzo Vecchio we Florencji. Obraz pochodzi z XV w. i wciąż jest tematem sporu o to, kto je namalował. Głównych podejrzanych jest kilku: Domenico Ghrirlandaio (1445-1494), Jacopo Sellaio (1441-1493), Sebastiano Mainardie (1466-1513) oraz Filippo di Tommaso Lippi (1406-1469).

Na pierwszym planie dzieła Maryja ma dłonie złożone do modlitwy i od strony bezwzględnej władzy kościelnej tamtych czasów jest wszystko w porządku. Ale, choć Kościół jeszcze nie ma się do czego doczepić, na tym porządek zostaje zachwiany, a w obraz zaczyna wkradać się ukryta tajemnica. Maryja z czułością spogląda na dwóch małych chłopców, z których jeden jakby próbował pomóc wstać drugiemu, a drugi patrząc na Maryję, wyciąga do niej lewą rączkę. Można śmiało przyjąć, że jednym z dzieci jest mały Jezus, ale kim jest drugie dziecko? Czyżby Jezus nie był jedynakiem? Dla Kościoła i znawców sztuki sprawa jest nadzwyczaj prosta: drugim dzieckiem ma być Jan Chrzciciel. Ale... takie wyjaśnienie jest tylko z pozoru proste, a już na pewno bardzo naciągane. Nie ma absolutnie żadnego dokumentu o Janie Chrzcicielu będącym jeszcze dzieckiem. Pojawia się on w Nowym Testamencie nagle już jako dorosła osoba. Poza tym Madonna e San Giovanino to nie jedyne dzieło, na którym artysta umieszcza Jezusa z braciszkiem. Jak się okazuje, podobny motyw jest dość częsty w dawnych dziełach sztuki. Tylko dla przykładu można tu podać obraz Perugina z 1490 roku Maryja z dzieciątkiem i drugim chłopcem, czy z 1506 roku dzieło Rafaela zatytułowane Madonna ze szczygłem. Zaś na obrazie z 1505 roku Madonna Terranuova, Rafael umieszcza aż trzech chłopców. W tym przypadku wyjaśnienie Kościoła jest jeszcze prostsze – oczywiście to nawiązanie do Trójcy Świętej. No jak można było o tym nie wiedzieć? Zapewne trzy zasady dynamiki Newtona zastąpiły fizykę Arystotelesa również ku czci Trójcy Świętej. Oczywiście to ironia, ale używam jej świadomie, gdyż z rodzeństwem Jezusa sprawa nie jest taka prosta i należy w tym przypadku liczyć się z tym, co ma do powiedzenia ezoteryka. Na podstawie tez austriackiego filozofa, wizjonera, gnostyka i antropozofa Rudolfa Steinera (1861-1925), Jezus faktycznie miał mieć rodzeństwo. Wiedza ta miała być bardziej powszechna w epoce renesansu, jednak Kościół skutecznie zatuszował fakty. A wiedzieć trzeba, że ówczesny Kościół miał do tego celu sprawdzone środki, co opisałem w notce Piąte – Nie zabijaj.

Steiner przytacza fragmenty Nowego Testamentu, gdzie mowa była o dwojgu dzieciach. Trzeba tu podkreślić, iż Biblia dla potrzeb i na zlecenie Kościoła była wiele razy przerabiana, co opisałem w notce Kłamstwa Kościoła. Według Steinera wzmianka o dwojgu dzieciach miała być w scenie Zwiastowania (Ewangelia według św. Łukasza) oraz w zapowiedzi narodzin syna, którą otrzymał Józef (Ewangelia według św. Mateusza). Przy czym istotne tu jest, że według Ewangelii Łukasza Dzieciątko Jezus pochodzi z linii Natana rodu Dawida, a według Ewangelii Mateusza Jezus pochodzić miał z linii Salomona. To bardzo istotne biorąc pod uwagę, że ewangelia Mateusza podaje motyw rzezi niewiniątek Heroda, przed którą Jezus z linii Salomona miał być uchroniony. A co to oznacza w praktyce? To, że Jezus z linii Natana urodzić się miał dopiero kilka miesięcy po narodzinach Jezusa z linii Salomona. Jakby tego było mało według zwojów z Qumran, które odkryte zostały stosunkowo niedawno, (1947 rok) nad Morzem Martwym wynika, iż lud żydowski oczekiwał dwóch, a nie jednego mesjasza. Oczywiście takie informacje są częściej tuszowane niż nagłaśniane, gdyż istnieje ryzyko powstania labiryntu niewygodnych dla Kościoła pytań. A to już może oznaczać dla Kościoła narodziny chaosu. Prawda może okazać się całkiem inna, niż ta wpajana nam przez setki lat, ale i tak Kościół rację musi mieć. Imperium Kościoła nie może pozwolić sobie na chaos. Zbyt bardzo się rozrósł – i obrósł piórka też.

Powiększenie obiektu w tle Madonny Foto: YouTube
Wróćmy jednak do dzieła Madonna e San Giovanino, gdyż na tym nie koniec tajemniczości obrazu. Za Madonną w tle widzimy niezidentyfikowany obiekt latający (UFO?), na który z ziemi wyraźnie przygląda się jakaś nieznana postać. Dla uwidocznienia, że nie jest to chmura lub naturalne zjawisko postać ta przysłania oczy, jakby obiekt go oślepiał niczym Słońce, a obok człowieka tego siedzi pies, który także spogląda w górę. Czyżby Madonna ze złożonymi dłońmi do modlitwy była jedynie pierwszoplanową mgłą maskującą prawdziwy sens dzieła? Autor obrazu w tamtych czasach musiał liczyć się ze stosem, jeśli Kościół dostrzegłby w obrazie to, co faktycznie chciał przekazać. Obiekt w tle Matki Boskiej (powiększone zdjęcie obiektu po prawej stronie) zbyt bardzo przypomina znane nam dziś zdjęcia UFO, a w XV wieku nie istniały żadne obiekty latające stworzone ludzką ręką. Co zatem faktycznie autor dzieła Madonna e San Giovanino chciał nam przekazać, ale boimy się pewne rzeczy nazwać po imieniu? W średniowiecznych kronikach znajdujemy mnóstwo relacji o niezidentyfikowanych obiektach latających. Szczegółowe opisy techniczne mitycznych statków latających znajdują się w staroindyjskich przekazach. Biblia opisuje podniebną podróż Eliasza, a Henoch w Księdze Henocha przedstawia szczegółowy opis opuszczenia Ziemi.
"Synu człowieczy, mieszkasz wśród ludu opornego, który ma oczy na to, by widzieć, a nie widzi, i ma uszy na to, by słyszeć, a nie słyszy, ponieważ jest ludem opornym".Księga Ezechiela 12,2.
Od nas samych zależy, czy pozbędziemy się klapek na oczach. My, którzy szczycimy się najinteligentniejszą formą życia na planecie Ziemia.