30.11.2017

Rękopis Wojnicza - zagadka wciąż tajemnicza




"Mądrości nie można przekazać.
 Wiedza, którą próbuje przekazywać mędrzec, brzmi zawsze jak głupota".

Herman Hesse






Rękopis Wojnicza
Rękopis Wojnicza
Na początku XV wieku, między rokiem 1404 a 1438, jeśli przyjąć dokładność badania oryginalnego dokumentu metodą datowania radiowęglowego, powstała księga nazywana dziś Rękopisem Wojnicza. Pergaminowa księga oprawiona w skórę, pierwotnie posiadała 136 dwustronnie zapisanych kart, z których do dziś w zbiorach Beinecke Rare Book & Manuscript Library Uniwersytetu Yale’a, zachowało się 120 kart.

Pomimo zwodniczej nazwy, Michał Wojnicz nie był jej autorem, ale odkrywcą, który odkupił oryginalny rękopis od jezuitów w 1912 roku. Dzięki czemu oryginał przetrwał do dziś z nazwą od jego nazwiska.

Prawdziwy autor manuskryptu jest do dziś nieznany. Ale nie tylko autor jest zagadką. Rękopis Wojnicza jest zagadką w niemal każdym aspekcie.

Rękopis Wojnicza
Rękopis Wojnicza
Dokument zapisany jest całkowicie nieznanym pismem i przedstawia wiele rysunków, które także stanowią zagadkę i nie ułatwiają odszyfrowania tajemniczego pisma ani sensu całego historycznego przekazu. A podkreślić należy, iż nad złamaniem szyfru rękopisu pracowało w XX wieku, wielu naukowców specjalizujących się w różnych dziedzinach.

Rękopis Wojnicza
Rękopis Wojnicza
Pierwsze próby rozszyfrowania rękopisu rozpoczęły się w 1921 roku, przez Williama Newbold'a z Uniwersytetu w Pensylwanii. W latach 50. nieoficjalnie nad rękopisem pracował zespół kryptologów z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, pod kierownictwem Williama F. Friedmana, który poniósł klęskę. W 2014 roku Stephen Bax, brytyjski językoznawca, przedstawił nową hipotezę, zgodnie z którą manuskrypt jest faktycznie zielnikiem lub podręcznikiem medycznym napisanym w jednym z języków indoeuropejskich, który w czasie jego powstania nie miał rozpowszechnionego alfabetu. W związku z czym autor dzieła posłużył się alfabetem wymyślonym przez siebie lub kogoś innego, który najprawdopodobniej został zapomniany. Bax jednak brał pod uwagę jedynie pewne fragmenty, dokładnie podpisy pod niektórymi rysunkami samych roślin, próbując następnie dopasować je do nazw w różnych językach indoeuropejskich.

Próby odszyfrowania Rękopisu Wojnicza trwają do dziś i do dziś wszystkie kończą się niepowodzeniem. Nikomu nie udało się złamać szyfru anonimowego autora dzieła, pomimo iż dziś żyjemy w świecie technologi cyfrowej i dysponujemy maszynami obliczeniowymi o ogromnych możliwościach.

Rękopis Wojnicza
Rękopis Wojnicza
Wraz z ciągłymi próbami rozszyfrowania tajemniczego pisma, nasuwają się pytania, na które również wciąż brak odpowiedzi. Co chciał nam przekazać autor tajemniczego dzieła, które nie powstało jednego dnia, ale było starannie tworzone przez długi okres czasu. Czy chciał przekazać coś nam, przyszłym pokoleniom, czy może raczej przekazać coś wybranej wąskiej grupie ludzi wtajemniczonych w pewne sprawy, które nie są do publicznej wiadomości? Wszak jeden z dawnych mędrców, żyjący w V wieku przed naszą erą, Herodot, który zyskał uznanie egipskich kapłanów, sam często przyznawał, iż poznał tajemnice zapieczętowanych ust i pewnych sekretów ujawniać mu nie wolno. W swych dziełach, bogatych często w różnorodne tajemnice, nagle ucinał treść, pisząc:
 "...ale o tym, jakkolwiek znam szczegóły tychże spraw, wolę zachować milczenie".
Pamiętajmy, że wciąż anonimowy autor Rękopisu Wojnicza, żył w czasach ogromnego wpływu, a nawet władzy Kościoła katolickiego, w których mądrzejsi ludzie od kościelnych kapłanów, bardzo często płonęli na stosach. Usprawiedliwione zatem wydaje się pisać pewne rzeczy szyfrem, jeśli nie miały zostać odczytane w czasach, których treść komunikatu nie dorosła do odczytania.

Rękopis Wojnicza
Rękopis Wojnicza
Pytanie tylko kolejne, czy nasze czasy są właściwe do poznania prawdziwej treści przekazu?

A może nie jesteśmy jeszcze potencjalnymi odbiorcami przekazu?

Być może też, szyfr jest tak prosty do złamania, że szukamy zbyt głęboko, a klucz do rozszyfrowania zagadki jest na samym wierzchu, ale wciąż niedostrzegalny.

Tak czy inaczej, zagadka wciąż pozostaje niewyjaśnioną zagadką. Podobną zagadką jest Tajemnicza Księga Diabła lub często nazywana Diabelską Biblią, która, pomimo że zaszyfrowana nie jest, to wciąż nie znamy prawdziwego przesłania ukrytej treści przekazu, w tej najpotężniejszej Księdze napisanej ręcznie.

Jeśli ktoś ma ochotę zmierzyć się z tajemnicą, zapraszam do pobrania Rękopisu Wojnicza w formacie PDF, i spróbowania własnych sił: Voynich Manuscript

26.11.2017

Przebudzenie superwulkanu Yellowstone


"Niemal każdy kataklizm poprzedzają znaki szczególne".

Raymond Radiguet




Czy zagraża nam wybuch największej i najgroźniejszej naturalnej bomby na świecie, Superwulkan Yellowstone?


Widok na Park Narodowy Yellowstone, pod którym znajduje się superwulkan Yellowstone
Park Narodowy Yellowstone
Położony w Stanach Zjednoczonych, na terenie stanów Wyoming, Montana i Idaho, Park Narodowy Yellowstone o powierzchni 8980 km², jest najstarszym parkiem narodowym na świecie. W roku 1978 został wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury i przyrody UNESCO. Ze względu na swą naturalną naturę, przyciąga ogromną liczbę turystów każdego roku. Szacuje się, że liczba zwiedzających przekracza 3 miliony osób corocznie. Fauna i flora niemal nienaruszoną działalnością człowieka bardzo przyciąga. W latach 70. wprowadzono nawet, celem nieingerowania w naturalny rozwój parku, politykę dopuszczającą na pożary lasów, które wywołane są naturalnymi czynnikami. Odkryto bowiem, że punktowe naturalne pożary w niczym nie zagrażają dużym zwierzętom, ani nawet roślinom, które w większości to profity znoszące pożary bez uszczerbku. Dodać tu należy, iż rejon Parku Narodowego Yellowstone, jest ostatnim i jedynym miejscem w Stanach Zjednoczonych, gdzie przetrwały do dziś dzikie bizony.

Mało jest już miejsc na Ziemi, gdzie natura jest naturą jak w Parku Narodowym Yellowstone. Piękne krajobrazy gór skalistych, wodospady, gorące źródła czy gejzery, czynią to miejsce niezwykłym i wyjątkowym. Ale niezwykłość tego miejsca nie kończy się na samym pięknie natury. Natura bowiem, czasem tak jak równie piękna, potrafi być bardzo niebezpieczna. Tak niebezpieczna nawet, jak potężna bomba zegarowa, która od czasu do czasu potrafi wybuchnąć ze skutkami o zasięgu globalnym.

Taka naturalna bomba jest naturalnym składnikiem przepięknego Parku Narodowego Yellowstone, nazywana superwulkanem Yellowstone. Park bowiem, usytuowany jest na rozległym wulkanicznym płaskowyżu, pod którym na głębokości 5,9-17 km znajduje się komora magmowa (dł. 72 km, szer. 30 km i głębokość 660 km). Za pomocą diagnostyki magneto tellurycznej ustalono, że 300 km pod ziemią również znajdują się silnie stopione skały.

Naukowcy są zgodni, że w przeciągu ostatnich dwóch milionów lat, dochodziło do trzech wielkich eksplozji superwulkanu Yellowstone. Szacuje się, że miały one miejsce w czasie około przed dwoma milionami lat, 1 300 000 lat temu oraz ostatnia potężna eksplozja około 640 000 lat temu.
Jakże to odległa historia. Nic nam zatem nie grozi.

Widok na wybuchający wulkan
Erupcja wulkanu
Otóż nic bardziej mylnego. Według naukowców przybliżone daty erupcji wulkanu pozwalają oszacować częstotliwość kolejnych eksplozji. Oczywiście nikt nie przewidzi ani dnia, ani siły kolejnej naturalnej katastrofy. Naukowcy jednak na podstawie wielu czynników potrafią wykryć ryzyko wybuchu, który według nich następuje systematycznie co około 700 tys. lat. Nie potrzeba używać wyższej matematyki, by wyliczyć, iż żyjemy w okresie wielkiego zagrożenia. Częstotliwość częstotliwością i na podstawie samej częstotliwości nie powinniśmy czuć się zagrożeni. Powinniśmy jednak czuć niepokój na podstawie ostatnich doniesień.

Geolodzy badający aktywność Yellowstone są zaniepokojeni ostatnią ogromną aktywnością sejsmiczną w rejonie superwulkanu. W czerwcu br., w zaledwie jednym tygodniu, wystąpiło tam około 500 trzęsień ziemi. I choć nie były one tak silne, to budzą obawę, iż może to świadczyć o przebudzeniu superwulkanu. Po czerwcowych trzęsieniach ziemi kolejne niepokojące nastąpiły w sierpniu br. Odnotowano ich aż 2300, z których najsilniejsze wynosiło około 4 stopni w skali Richtera. Naukowcy z Uniwersytetu w Utah, którzy monitorują aktywność rejonu Yellowstone od kilkudziesięciu lat, obawiają się, iż wielki superwulkan pod Parkiem Narodowym Yellowstone może rozpocząć erupcję znacznie szybciej, niż do tej pory sądzono. Zaś naukowcy z Arizona State University, którzy analizowali ślady poprzednich erupcji, stwierdzili, że strumienie świeżej magmy po przedostaniu się do komory magmowej, może jak najbardziej przebudzić aktywność superwulkanu.

Co prawda naukowcy uspokajają społeczność, iż katastrofa naturalna w najbliższym czasie jest mało prawdopodobna, to jednak wszyscy są zgodni co do tego, że wzmożona aktywność sejsmiczna w obrębie kaldery nie jest naturalna i budzi ogromne zaniepokojenie. 

Co może nam grozić w razie, jeśli do eksplozji dojdzie?

Antarktyda widziana z satelity
Antarktyda widok z satelity
Biorąc pod uwagę najgorsze scenariusze, może dojść nawet do globalnej, małej epoki lodowcowej, a przynajmniej bardzo dużego ochłodzenia klimatu na wiele lat. Wybuch Superwulkanu Yellowstone może także doprowadzić do zmian klimatycznych, opisanych przez siostrę Łucję w dalszych objawieniach ukrywanej przez Kościół, Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. Cywilizacja zapewne nie upadnie, zagrożenie dla życia na całej planecie jednak istnieje.

23.11.2017

Piąte - Nie Zabijaj



„A gdy otworzył czwartą pieczęć, słyszałem głos czwartego zwierzęcia mówiący:
Chodź a patrzaj! I widziałem, a o to koń płowy, a tego, który siedział na nim,
imię było śmierć, a piekło szło za nim”.


Apokalipsa św. Jana 6. 7-8




Piąte Przykazanie w Kościele katolickim brzmi – Nie Zabijaj. Jak na ironię, Kościół całe wieki Piąte Przykazanie łamał w najbardziej okrutny sposób.


Malleus Maleficarum (Młot na czarownice) autorstwa inkwizytora Heinricha Kramera
Młot na Czarownice
Życie, jak utrzymuje Kościół, jest darem od Boga. Bezcenność tego daru podkreśla to, iż Bóg w swej mądrości wie, co robi tworząc każde życie, i nikt nie może zarzucić mu pomyłki. Wszelkie życie zatem powołane do życia przez Boga, ma prawo i obowiązek żyć tak długo, aż umrze śmiercią naturalną... lub, aż Bóg nie zadecyduje inaczej.

W pierwszym biblijnym opisie stworzenia świata a później człowieka jest informacja nawet, czym człowiek i zwierzęta, mają się odżywiać:
 „I rzekł Bóg: Oto dałem wam wszelkie ziele, wydające z siebie nasienie, które jest na obliczu wszystkiej ziemi, i wszelkie drzewo, na którym jest owoc drzewa, wydające z siebie nasienie będzie wam ku pokarmowi. I wszelkiemu zwierzowi ziemskiemu, i wszystkiemu ptastwu niebieskiemu, i wszelkiej rzeczy ruchającej się na ziemi, w której jest dusza żywiąca; wszelka jarzyna ziela będzie ku pokarmowi; i stało się tak. I widział Bóg wszystko, co uczynił, a oto było dobre”.  -  1. Mojżeszowa 1. 29-31.
Jak wynika z powyższego opisu, Bóg miał inny plan na świat i przyrodę oraz cały łańcuch pokarmowy. Tak było na początku, biorąc pod uwagę to, że Biblia opisuje prawdziwe wydarzenia, choć słowo prawdziwe jest zbyt naciągane. Oczywiste jest także, iż w Biblii znajdują się późniejsze nakazy całkiem innej diety. Nam jednak chodzi o początek, gdyż nie można łączyć wydarzeń, które rozegrały się milion lat temu z tymi, które miały miejsce 10 000 lat temu na jednej stronie biblijnej. A podkreślić należy, że dziś to codzienność, gdy ktoś chce dowieść swej racji, przytaczając fragmenty Pisma z całkiem innej epoki. Początek to początek, a początkiem jest Genesis, Księga Rodzaju czy 1. Mojżeszowa. Jak kto woli.

Pomijając resztę, zajmijmy się jednak człowiekiem. Według powyższego opisu człowiek został stworzony wegetarianinem. Zdaje się, że dalsze wzmianki, zakazy i nakazy, wyjaśniłem to wyżej, co do jedzenia mięsa, zostały dodane na i skutek ingerencji samego człowieka oraz Jahwe, czyli jednego z bogów... tak à propos. Zresztą Bóg miłosierny, który nagle zmienia zdanie i żąda ofiar z niewinnych zwierząt, którym wszak stworzył system nerwowy odpowiadający za ból, cierpienie oraz strach?! Coś tu nie pasuje. Ten sam Bóg, który daje Mojżeszowi dziesięć przykazań, a wśród nich zakaz zabijania, nagle żąda ofiar, które wymagają zabijania?!

Piąte – Nie Zabijaj, wcale nie precyzuje, że chodzi tylko i wyłącznie o niezabijanie człowieka. Nie słyszałem o żadnym aneksie do dziesięciu przykazań danych Mojżeszowi, zatem Nie Zabijaj (świadomie), dotyczy każdego życia. Nie zabijaj, to nie zabijaj. Koniec i kropka.

Wyznawcy religii wschodnich jak buddyzm czy hinduizm, dobrze to rozumieją, zarzucając kościołom chrześcijańskim dopuszczanie do masowych rzezi zwierząt. Choć uwaga ta jest trafna i bardzo ważna, to jednak tematem tego rozdziału są zbrodnie popełnione na ludziach w imię Boga, na zlecenie Kościoła i, a jakże, przez sam Kościół.

Czy kiedykolwiek choć raz w życiu zastanawiał się ktoś, dlaczego dzisiaj jest katolikiem?


Większość zapewne nie wie i większość też będzie unikała odpowiedzi na to pytanie. Ci właśnie wierzą ślepo w każde słowo wygłoszone z ambony i ci właśnie przy odpowiedniej manipulacji kapłanów, mogą przerodzić się w groźnych fanatyków religijnych. Inni odpowiedzą, że ta wiara daje im jako jedyna zbawienie wieczne, cokolwiek miałoby to znaczyć i jakkolwiek mieliby to tłumaczyć. Dla nich jest tak najwygodniej, ktoś za nich umarł na krzyżu, zbyt uczciwi też być nie muszą, albowiem mają spowiedź, ze trzy razy w roku ostentacyjnie pościć, raz w roku podzielić się waflem i … byle do przodu. Ci są dewotami i są na równi niebezpieczni co fanatycy. Tym bardziej że udając narcystycznie wielką moralność, za plecami gotowi są oszukać, okraść i zdradzić bliźniego.

Jeśli ktoś poczuł się urażony powyższym akapitem, nie będę kłamał, że mi przykro. Ten temat nie jest dla fanatyków i dewotów. Temat ten jest dla tych, którzy uczciwie odpowiedzą na to pytanie, iż są katolikami dlatego, gdyż zostali w takiej wierze wychowani przez rodziców. Ta grupa właśnie jest największa i ta grupa ma całkowitą rację. Oczywiście nie krytykuję tego, to naturalna rzecz a każdy rodzic chce wychować swe potomstwo w wierze, w której sam tkwi, uznając ją za dobrą i właściwą. Nasi rodzice także zostali wychowani w takiej wierze przez swoich rodziców, czyli naszych dziadków, pradziadków, pra... pra... itd. Dla tej grupy posunę się dalej, aby przybliżyć prawdę, dlaczego nasi najdawniejsi pradziadkowie zostali katolikami.

Jeżeli ktoś jeszcze trwa w przeświadczeniu, że nasi najdawniejsi przodkowie zostali katolikami czy chrześcijanami dlatego, iż ci wybrali z własnej woli taką wiarę jako sprawiedliwą, uczciwą i miłosierną, niestety muszę bardzo mocno rozczarować. Tym bardziej że sceneria podczas wstępowania naszych pradziadów w poczet wiernych Kościoła katolickiego malowała się strachem, krwawą rzezią i bezprawiem. Prawda jest taka, że nasi pradziadowie nie mieli zbyt wielkiego wyboru, albowiem z wyborem oferowanym przez Kościół katolicki konkurowała jedynie śmierć. W czasach zgubnego rozkwitu Kościoła ten, kto nie został katolikiem, ten kończył swój żywot w cierpieniach. Tak było w każdym zakątku świata, gdzie dotarła przymusowa i śmiercionośna ewangelizacja. A pamiętajmy przy tym, iż Kościół od zawsze miał uzasadnienie w swym działaniu, gdyż mordował w imię Boga.

Dante Alighieri w dziele „Boska komedia”, na bramie wejścia do piekła umieścił napis brzmiący:
 „Przeze mnie droga w miasto utrapienia, przeze mnie droga w wiekuiste męki, przeze mnie droga w naród zatracenia (…). Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją...”.
Napis ten bliższy byłby prawdzie, gdyby był umieszczony nad wejściem do każdej placówki katolickiego Kościoła oraz samej stolicy papieskiej.

Aby rozszerzyć wiarę, co faktycznie było przykrywką do rozszerzenia władzy oraz zdobycia dóbr materialnych, Kościół uświęcił wyprawy krzyżowe, czyli tak zwane Krucjaty. Pierwsza taka wyprawa odbyła się w 1096 roku i miała na celu podbić ziemię świętą. Głównymi wrogami krzyżowców byli oczywiście muzułmanie i żydzi, ale krzyżowcy nie gardzili również krwią chrześcijańską. Pobłogosławiona armia barbarzyńców z krzyżami na płaszczach nie oszczędzała nikogo ani kobiet i ani dzieci. Krzyżowcy byli bezlitośni dla nikogo dokładnie tak, jak wymagali od nich bezwzględni przywódcy kościelni. Po zdobyciu Antiochii w 1098 roku, tortury, jakie zgotowali jeńcom, nie przyszłyby do głowy nawet najsłynniejszym autorom literatury grozy. Jak podają zebrane dokumenty, do ulubionych rozrywek krzyżowców należało palenie ludzi żywcem, wydłubywanie oczu, wyrywanie paznokci, nabijanie na pal oraz przecinanie ciał wzdłuż piłami dębowymi. Oczywiście wszystko w imię miłosiernego Boga, aby nie tylko nawrócić na „właściwą” wiarę błądzących, wszak powinni być wdzięczni, albowiem to dla ich dobra.

W roku 1212 Kościół zwerbował armię dzieci, tłumacząc to tym, iż dzieci jako jeszcze niewinne istoty bez grzechu, łatwo pokonają niewiernych. Oczywiście ta krucjata to niewypał dla Kościoła, a dla dzieci przebranych za boskich rycerzy śmierć i niewola. Odpowiedzialnym za masakrę nieletnich katolickich wojowników był ojciec święty Innocenty III. Cóż za papieska mądrość i mistrzostwo edukacyjne. Kościół jest mu dzisiaj niezmiernie wdzięczny za wbijanie, dosłownie i często na wylot, nauk o Bogu.

Szczególnie „wdzięczni” powinni być nawróceni katolicy mieszkający na terenie Francji. W roku 1208 bowiem Kościelni wojownicy spustoszyli całą południową część Francji, wycinając w pień wszystko, co przypominało niewiernego człowieka – kobiety, dzieci, starców, a także nawet katolików twierdząc, iż Bóg rozpozna wiernych nawet po śmierci. Warto tu dodać, że nawracający na „właściwą” wiarę święci katoliccy biskupi zrobili wszystko, by śmierć pradziadów dzisiejszych francuskich katolików nie nastąpiła zbyt szybko. Przed śmiercią wydłubywano im oczy, przypalano ich lub włóczono ich po ulicach miasta jako żywe tarcze dla łuczników. Po zakończeniu rzezi sukcesem nawrócenia niewiernych wysłano do papieża wiadomość o treści:
 „Bóg w swej nieskończonej mądrości, okazał mieszkańcom tego miasta swój słuszny gniew”.
  Papież był oczywiście w siódmym niebie.

Tortury stosowane przez inkwizycję kościoła katolickiego na niewiernych
Tortury stosowane przez księży
Brachium saeculare (łacińskie – ramię świeckie), to pierwowzór późniejszej świętej inkwizycji. Powołał ją do życia cesarz Gracjan już w roku 378. Od tego czasu właśnie wprowadzono kary śmierci, tortury i więzienia dla wszystkich jedynie za to, że odrzucali wiarę katolicką. System moralny zaczęto powoli przekształcać w system polityczny, umiejętnie wtłaczając w to imię Boga. Od tego czasu rzeki zabarwiały się na czerwono od krwi pogan, a sam Kościół katolicki stawał się potęgą. Ludzie przechodzący wówczas na wiarę katolicką, nie mieli żadnego pojęcia o miłości Boga czy do Boga. Mieli za to pojęcie o tym, co działo się z ludźmi, którzy na katolicyzm przejść nie chcieli. W takich przypadkach rzeczą oczywistą jest, iż wygrywa zdrowy rozsądek, zwłaszcza że to były dopiero początki prawdziwych prześladowań ludzi, którzy wyznawali inną wiarę niż katolicyzm.

Wyznających odmienne systemy religijne, fanatycy kościelni nazywali heretykami. Głównie do ich zwalczania powołano oficjalnie na początku XIII w. instytucję policyjnie-sądową Kościoła katolickiego, czyli słynną świętą inkwizycję, która to dopiero udowodniła, czyj Bóg jest najgroźniejszy. W okresie swojej działalności księża katoliccy jako sędziowie i kaci wymordowali bezlitośnie, ale w imię prawa, prawdy i Boga, miliony ludzi. I należy tu zaznaczyć, iż działała, wykonując pełne swoje uprawnienia aż do roku 1859.

Instytucja świętego officium początkowo zajmowała się przede wszystkim zwalczaniem (czyt. mordowaniem) albigensów, których doktryna nawoływała do idei ubóstwa, czynienia innym tego, co czyniliby sobie samym i nie uznawała absolutnie żadnych wojen i przemocy. Albigensi i katarzy, często utożsamiani jedni z drugimi, w tamtych czasach stanowiły wielkie zagrożenie dla Kościoła katolickiego, gdyż oba ruchy religijne zdobywały coraz to większe rzesze zwolenników. Śmiało można powiedzieć, że stanowiły główną konkurencję dla Kościoła. Katarzy odwracali się od Kościoła katolickiego, uznając go nie bez przyczyny zresztą, za dzieło szatana. Obydwa ruchy, albigensi i katarzy, uznawali ubóstwo za cnotę, uznając, że materialny poziom życia powinien być wyrównany dla każdego. Luksusowe życie katolickich klerów było dla nich nie do przyjęcia, podczas gdy dokoła wszędzie panowały epidemie chorób oraz skrajna nędza i głód. Kościół oczywiście nie mógł tego akceptować ani przeżyć, że coraz większa liczba ludzi odchodziła od kościoła w imię sprawiedliwości i równości. Powołana święta inkwizycja miała to krwawo zmienić. Pod kacerzami wiary zapłonęły stosy a słowa Inquisitio Haereticae Pravitatis Sanctum Officium, zaczęły budzić grozę i paniczny strach wszędzie tam, gdzie je usłyszano. Z wyłapaniem ukrywających się przeciwników kościoła nie było zbyt wielkich problemów. Płatnych i nie tylko, szpicli biskupów było wszędzie pełno. A że Kościół był bardzo bogaty, co nie zmieniło się nigdy, płacono hojnie za każdą informację o ukrywających się albigensach, katarach oraz ludzi z odmiennymi poglądami niż głosił Kościół katolicki. Konfidentom zapewniano anonimowość, co tym bardziej zachęcało ich do swej nieludzkiej działalności i łatwiej było im wmieszać się w różne struktury społeczne. Walka z herezją stała się jeszcze łatwiejsza, gdy ogłoszono anatemę, czyli wyklęcie przez kościół, na wszystkich ludzi utrzymujących bliższe stosunki z odstępcami. Takich ludzi pozbawiano wszelkich praw obywatelskich, jeśli oczywiście przeżyli, i pozbawiano ich wszelkiego mienia.

Jezus Chrystus zakazywał zabijania ludzi niezależnie od wyznawanej religii, w co wierzą i jakie mają poglądy. Mojżesz otrzymał kamienne tablice od samego Boga z dziesięcioma przykazaniami, wśród których było jedno – nie zabijaj. Św. Paweł mówił jedynie o napominaniu heretyków, a najsurowszą karą miało być jedynie wykluczenie ze wspólnoty. Zabicie wyznawcy innej religii uznawał za zbrodnię, której nie da się wymazać żadną pokutą. Te informacje można było i można nadal przeczytać w Biblii. Dlatego właśnie zakazano wówczas czytania, a tym bardziej posiadania w domach Pisma Świętego. Aby czytać teksty biblijne, trzeba było mieć specjalne pozwolenie od władz kościelnych. I oczywiście rzecz zrozumiała, trzeba było za takie pozwolenie zapłacić sumę często przekraczającą cenę połowy domu. Jak twierdził Kościół, było to konieczne, aby wyeliminować niewłaściwą interpretację Biblii i wzrost herezji. Oczywiście, przecież każdy wiedziałby wtedy, że Nowy testament potępia zabijanie, a katolicyzm ma więcej wspólnego z samym szatanem niż Bogiem miłosiernym, sprawiedliwego i przebaczającego błędy.

Nie dziwmy się zatem również, że Kościół powoływał do życia takie instytucje jak Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, w roku 1190, którego wszyscy znamy pod przyjętą nazwą Krzyżacy. Oficjalnie jego celem miała być opieka nad chorymi i pielgrzymami. Prawdziwy jednak cel Krzyżaków znamy z historii Polski oraz Europy i dzieł takich pisarzy jak Henryk Sienkiewicz, o ile ktoś nie zagłębiał się bardziej w krwawą historię Krzyżaków.

W roku 1323 kanonizowany został pewien anty mędrzec z Akwinu o imieniu Tomasz. Cytowałem wcześniej jego anty mądrości na temat kobiet. Przy tej okazji zacytuję go znowu: „Co się tyczy kacerzy, ci dopuścili się takiego grzechu, który usprawiedliwia to, iż nie tylko zostają wyklęci przez Kościół, ale także przez karę śmierci usunięci z tego świata”. W innych swoich anty dziełach doradza, aby osobniki takie zgładzić jako pasożytnicze zwierzęta.

Święty morderca? Nieźle brzmi. Podjudzanie do zabijania też jest zbrodnią. Zapewne kwestią czasu jest przeczytanie w raportach kościelnych o św. Hitlerze, św. Stalinie, św. Bushu, św. Putinie i wielu, wielu innych świętych, o których w pale nawet nie mieści się kościelnym mędrcom, a którzy to święci jawnie i oficjalnie, choć z tym oficjonalizmem można polemizować, przyczynili się do świętego zmniejszenia zaludnienia świata.

Dość duże szanse zostania świętym, chyba że już jest, a o tym nie wiem, ma papież Leon XIII, piastujący godność ojca świętego w latach 1878-1903, który śmiało pisał:
 „Kościół uważa, że kara śmierci jest szybkim i skutecznym środkiem do osiągnięcia celu, kiedy występują przeciw niemu buntownicy lub siewcy niezgody, zwłaszcza niepoprawni heretycy, których nie da się powstrzymać groźbą jakiejkolwiek kary przed mąceniem porządku kościelnego i podżegania innych do wszelkiego rodzaju przestępstw”.
Podobne poglądy głosili jego następcy, a należy zwrócić tu uwagę, iż to już nie jest starożytność, nie średniowiecze, ale nasze obecne czasy. Uwagę należy też zwrócić, iż do dziś nie ma ani jednego pisemnego dokumentu kościelnego, potępiającego stosowanie kary śmierci i samego zabijania. Jeśli takiego dokumentu nie ma, istnieje zatem do dziś przyzwolenie Kościoła do zabijania heretyków. Kościół zdaje się, do dziś kontynuuje politykę swoich poprzedników. Może nie tak krwawo, jak to było za inkwizycji, ale jednak...

Wróćmy zatem do czasów owej inkwizycji, bo jeśli Kościół nic z tym nie robi nawet słowem, istnieje ryzyko, że nadal nam grozi to, co było, gdyż nie było i nie jest rozliczone, potępione, ani zreformowane.

Kościół dążąc do rozszerzenia swej imperialistycznej władzy, oprócz tortur i kar śmierci na stosach i wszelkich innych tak zmysłowych, że scenarzystom serii filmów pt.: „Piła”, nawet nie przeszło do głowy, karał także dzieci heretyków, pozbawiając ich wszelkich praw. No, chyba że te wcześniej zadenuncjowały swoich rodziców, a o to właśnie na przyszłość chodziło. Wówczas takie dziecko stawiano za wzór do naśladowania i wywyższano ponad inne. Człowiekowi takiemu nie trzeba było nic udowadniać, gdyż niewinne dziecko oczywiście kłamać nie mogło. Człowiek nie miał wtedy szans na obronę, scenariusz był zawsze ten sam – proces, wyrok i stos. Do wszczęcia procesu wystarczyły zeznania dwóch świadków, aby kościelni kaci szykowali opał pod kolejny stos. Udowodnienie niewinności graniczyło z cudem i to bardzo drogim, majątkiem całego życia, a i wtedy również podejrzany nie miał zbyt wielkich szans. Za pieniądze mógł jedynie, jeśli miał szczęście, zamienić stos na dożywotnie lochy.

Jeden z inkwizytorów, dominikanin Bernard Gui, pozostawił po sobie zapiski, w których czytamy: „Jeżeli oskarżony jest podejrzany o znaczne wykroczenie, można wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, założyć jego winę”. Nic dodać, nic ująć.

Aby wpadło do kościelnych skarbców nieco grosza, od roku 1254 rozpoczęto procesy zmarłych już heretyków – oczywiście tylko tych zamożnych za życia. Ciała lub szczątki już ciał ekshumowano, winę niezaprzeczalnie udowadniano, zapadał wyrok i oczywiście stos. Najważniejsza jednak tu była kasa. Majątek pozostawiony spadkobiercom czy rodzinom takiego heretyka, oczywiście Kościół konfiskował zgodnie z kościelnym, katolickim prawem. Rodziny tak skazanych oczywiście nie protestowały, bojąc się o własne życie, nawet jeśli zawsze pozostawiano ich bez środków do życia. W ten sposób kościelne skarbce puchły, nie pękały w szwach.

Wiek XV to czas narodzin najbardziej osławionej ze swych zbrodni instytucji w dziejach świata. Mowa tu o inkwizycji hiszpańskiej, którą powołał do życia w roku 1478, Ferdynand Katolicki za inicjatywą papieża Sykstusa IV. Choć dziewiętnastoletnią Joannę d'Arc torturowano i spalono na stosie za kacerstwo i czarną magię w roku 1431, to jednak hiszpańska inkwizycja specjalizowała się właśnie w takich sprawach. Właściwie wcielono ją w życie z zadaniem ścigania nawróconych na katolicyzm Żydów i Maurów, w których doszukiwano się uprawniania potajemnie dawnych religii. O rozmachu, z jakim zabijała w imię Boga ta organizacja, może świadczyć to, że tylko jeden z inkwizytorów Tomas de Torquemada, dominikanin zresztą, wysłał na śmierć po zmyślnych torturach ponad 9 tys. niewiernych! Żydom hiszpańskim postawiono ultimatum – albo wiara katolicka, albo burta z Hiszpanii. Niezdecydowani oczywiście trafiali na stos. Logicznie myślący ludzie, widząc, że szatańska inkwizycja katolicka katuje do nieprzytomności nawet dzieci, kobiety w ciąży i starców, postanowili masowo opuścić kraj. A tych, którzy uciekli, było ponad 400 tys. zamożnych i przedsiębiorczych Żydów hiszpańskich. Nie trudno się domyślić, że gospodarka Hiszpanii musiała upadać, oczywiście dzięki Kościołowi. A jak wielki wpływ wywarła do dziś hiszpańska inkwizycja? Wynik oczywisty – 94% Hiszpanów deklaruje wiarę katolicką. Brawo! Tylko ilu z nich dziś wie, dlaczego są właśnie katolikami?

Pełny sukces w walce z heretykami na Płw. Iberyjskim zachęcił wodzów katolickich do wprowadzenia inkwizycji hiszpańskiej na tereny niemal całej Europu. Kościół rósł jeszcze bardziej w siłę na coraz większym obszarze. Dla tych, co nie chcieli przyjąć wiary katolickiej, mieli argumenty nie do obalenia: hiszpańskie buty, po których założeniu niewierny widział mesjasza nawet w zwykłym klerze, lub hiszpańska pokuta, czyli pewien rodzaj dyb dla podejrzanych o herezję i czary. Z wykrywalnością kacerzów kościół nie miał wielkich problemów, jeśli mężczyźnie zarzucani, że jest kobietą, to oczywiście nią był, ba nawet przyznał się, że jako czarownica latał na miotle. Cóż więc było dla niego zmienić wiarę?

Kościół, inkwizycja, groza i głupota rozprzestrzeniały się, idąc razem w parze. Istnieje dziś nawet dokument o pewnym nietypowym zdarzeniu z XV w., kiedy to w szwajcarskiej Bazylei został spalony na stosie kogut. W czym zawinił niewinny kogucik Kościołowi? Oskarżony został o czary, gdyż śmiał znieść jajko. Dziś wiemy, że to nie był kogut a kura, która na skutek zaburzeń hormonalnych podczas pierzenia się, wyglądała jak kogut.

W roku 1485 dwóch inkwizytorów dominikańskich Jakub Sprenger i Heinrich Kramer, opublikowało dzieło pt.: „Malleus Maleficarum”, czyli słynny Młot na Czarownice. Kobiety oskarżone o czary torturowano i zabijano już od wieku XIII na polecenie ojca świętego Grzegorza IX. Prawdziwa jednak rzeź kobiet inteligentniejszych od ówczesnych księży, rozpoczęła się właśnie od wydania tego literackiego paszkwilu. Autorzy pouczają w nim, w jaki sposób czarownice pożerają dzieci, rzucają uroki, niszczą plony, rozsiewają epidemie chorób, a także, w jaki sposób panują nad pogodą i kontrolują żywioły. Opisują także jak rozpoznać czarownice i tu rzeczy bardzo ciekawe, albowiem dowiadujemy się, że czarownice potrafią spacerować po pionowych ścianach, siadać na najcieńszych gałęziach drzew lub biegać po bardzo stromych dachach klasztorów. Ponadto dowiadujemy się, iż czarownica ma na swym ciele punk absolutnie odporny na ból, który można dotykać rozgrzanym prętem do białości, a czarownica nawet nie jęknie. Zwykle w taki właśnie sposób sprawdzono kobietę podejrzaną o czary, milimetr po milimetrze przypalano jej nagie ciało lub nakłuwano ostrym gwoździem. Na ciele domniemanej czarownicy poszukiwano też dodatkowego sutka, którym miałaby rzekomo karmić szatańskie dziecko i demony. Według autorów dzieła, anatomia czarownicy w ogóle jest bardzo ciekawa, brzuch bowiem miała mieć na plecach, górne partie ciała miały stawać się dolnymi a głos miały tak przerażający, że można było ogłuchnąć. Co do głosu można się zgodzić – o ile nie kneblowano ich podczas skomplikowanych tortur jak wyrywanie paznokci lub rozciąganie i łamanie ciała na specjalnych kołach i wieszakach.

Można pomyśleć, że znalezienie kobiet o takich cechach jest niemożliwe, ale pamiętajmy, że dla Kościoła nie ma rzeczy niemożliwych. Gorliwy inkwizytor, Cumanus w ciągu zaledwie roku wysłał na stos aż 41 kobiet, znajdując w nich cechy czarownic z opisu w dziele kościelnym. Inny wymusił na ponad stu kobietach przyznanie się do utrzymywania bliskich stosunków z demonami i po piekielnych katuszach zamienił je w popiół. Rekord chyba pobił inkwizytor Pierre de Lancre, który w samych tylko Pirenejach rozpoznał trzy tysiące czarownic. Wszystkie rzecz jasna spłonęły na stosie.

Od czasu opublikowania anty dzieła Malleus Maleficarum, na stosach spłonęły setki tysięcy niewinnych kobiet, uznanych przez Kościół za paktujące i obcujące z szatanem. W tym kościelnym paszkwilu można także przeczytać, iż szatan czerpie siłę nie z cierpiących, a z tych, którzy cierpienia zadają. Powstaje zatem pytanie, gdzie szukać szatana? Czy nie miałby wygodniej ukrywać się pod latarnią, gdzie najciemniej? Zdaje się, że Kościół jest najlepszym w takim układzie jego miejscem. Odpowiedzi na to pytanie z Watykanu nie ma.

Włoski filozof, Giordano Bruno miał pecha od urodzenia, gdyż przyszedł na świat w czasach, gdy Kościół nienawidził mądrzejszych od siebie, zresztą do dziś to się nie zmieniło. Rok 1548 nie był dla niego najlepszym czasem do narodzin. A może i czasem i miejscem, gdyż przyszło mu żyć w samym centrum piekielnej inkwizycji. Giordano Bruno od najmłodszych lat odróżniał się dociekliwością świata, mądrością i ponadprzeciętną inteligencją. Głosił dość odważnie humanistyczny kult człowieczeństwa i jeszcze odważniej krytykował ślepą wiarę oraz, na swoją zgubę, ogłosił, iż Ziemia nie jest pępkiem Wszechświata. Kościół wiedział, że Bruno ma rację, zatem oskarżył go o herezję i po siedmiu latach więzienia, gdy nie chciał odwołać odkrytych prawd przyrodniczych, w roku 1600 został spalony na stosie.

Inny włoski filozof, fizyk, astrolog, matematyk i astronom, Galilei Galileo znany nam jako Galileusz (1564 - 1642), również nie miał szczęścia, żyjąc tuż obok szatańskiej inkwizycji. Za głoszenie teorii heliocentrycznej oraz za swe dzieło pt.: „Dialog o dwóch najważniejszych układach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym”, groziła mu kara śmierci na stosie. Gdy dowiedział się, że Giordano Bruno spłonął na stosie, postanowił słusznie ratować życie, pozornie odwołując swoje teorie. Wolności jednak nie odzyskał nigdy i do końca życia miał świadomość, że wyrok śmierci może zapaść w każdej chwili.

We Włoszech inkwizycja mordowała najdłużej, bo aż do 1859 roku. Zresztą do dziś też na Płw. Apenińskim znajduje się sztab główny Kościoła katolickiego. 83% Włochów wyznaje obecnie katolicyzm. Ilu z nich wie dlaczego?

Ale cóż. Jak powiedział Galileo Galilei - „eppur muove” (a jednak się kręci).

Bracia polscy, zwani tez arianami, rozwijali się wspaniale w całej Polsce od XVI w. jako odrębny odłam Kościoła, wyodrębniony z polskich kalwinów. Założenie Akademii Rakowskiej i drukarni było właśnie ich dziełem, a trzeba podkreślić, że były one słynne w całej ówczesnej Europie. W tym czasie Polska wydawała wybitne dzieła wychodzące spod pióra wybitnych polskich pisarzy, myślicieli, naukowców i poetów. Szkoły w Rakowie, Nowym Sączu, Pińczowie i całej Małopolsce osiągnęły dzięki nim wysoki poziom gimnazjów akademickich.

Do czasu.
  
Katolicka inkwizycja pojawiła się w Polsce właśnie po to, aby właśnie ich przekręcić na wiarę katolicką, gdyż Bracia polscy aż nadto, według Kościoła, rośli w siłę. Słowo przekręcić należy tu czytać raczej jak wytępić, albowiem katolicka inkwizycja nigdy nie zmieniła swoich metod – zastraszenie, wyodrębnienie heretyków poprzez tortury, wyrok i stos lub wyrzeczenie się wiary na rzecz Kościoła katolickiego. Katolicyzm za wszelką cenę, więc wydano odpowiednie dekrety zakazujące czytania i posiadania dzieł ariańskich, a za złamanie zakazu groziła konfiskata mienia, a nawet stos.

Nawet polska szlachta, której nie wolno było torturować, dostrzegała w metodach klerów brutalne i sadystyczne łamanie praw człowieka, pozwalała na rozpowszechnianie po małych miasteczkach i wsiach pism zakazanych przez Kościół, aby temu przeciwstawić się. Kościół jednak był silniejszy, szczególnie że w Polsce wraz z nim zawiało siarką i grozą. W roku 1556, w Seceminie spalono jedną z największych bibliotek należącą do rodziny Szafrańców. Dzieła znajdujące się wówczas w tej bibliotece zostały utracone bezpowrotnie, a było tam wiele dzieł wagi historycznej.

O szczęściu w nieszczęściu mógł mówić Jan Brocjus, gdyż za dzieło „Gratis plebański” został jedynie wychłostany do kości drukarz drukujący to dzieło. Nie miał tyle szczęścia Marcin Kurowski, jeden z wielkich myślicieli, a dziś prawie zapomniany. Biskup Zebrzydowski wtrącił go do więzienia za jego śmiałe na tamte czasy dzieła. Gdy głodzony z dnia na dzień padał z sił, jako posiłek dano mu do jedzenia jego własne dzieła. Po ich zjedzeniu nie dano mu już nic więcej. Zmarł śmiercią głodową, zagłodzony przez Kościół katolicki. Biskup oczywiście działał w imieniu Boga miłosiernego.

Gwoździem do trumny była uchwała sejmu z roku 1658, nakazująca wszystkim obywatelom polskim przejście na katolicyzm. Jeśli ktoś nie dostosował się do uchwały w ciągu trzech miesięcy, musiał opuścić kraj. Jeśli ktoś nie chciał zmienić wiary na katolicyzm i nie wyjechał z Polski, karą była śmierć. Ludzie zamożni, inteligencja, mędrcy, czyli tworzący rozwój i polską kulturę, podobnie jak to było w Hiszpanii, musieli uciekać z Polski. Na skutek tego, dzięki Kościołowi Polska z roku na rok słabła i pomału upadała.

Wyniki?

Na wyniki nie trzeba było długo czekać. Nędza, analfabetyzm, trzy rozbiory Polski, niekończące się reformy, ale za to naród prawie w całości katolicki. Dziś aż 95% Polaków deklaruje swą wiarę katolicką! Wspaniale! Brawo! Lepszy wynik niż we Włoszech. Kto by pomyślał?!

Tylko dla porównania, aby było uczciwie. Tam, gdzie nie dotarła sadystyczna ręka Kościoła katolickiego lub dotarła jedyne w niewielkim stopniu: Szwecja – 87% luteranów, Finlandia – 89% luteranów, Norwegia – 75% luteranów, Wielka Brytania – 56% anglikanów i 16% bezwyznaniowców czy Islandia – 75% luteranów. W krajach tych oczywiście żyją praktykujący katolicy także, jednak są zdecydowaną mniejszością i nie jest to wymuszone wyborem katolicyzm albo śmierć. W końcu katolicy też podróżują, osiedlając się w innych krajach, ale wpojonej z dziada pradziada religii już nie rezygnują.

Dane te nie kłamią, a o czymś świadczą.

Cóż Kościół robi dziś dla pokoju na świecie, wiedząc że świat wie o śmiercionośnej roli Kościoła w historii świata?


Nic!

Jan Paweł II znany był z tego, że jako pierwszy z papieży zaczął odbywać pielgrzymki, hmmm... powiedzmy, niech będzie... pokojowe. Odwiedzał nawet kraje antychrześcijańskie. Z pełnym szacunkiem dla Karola Wojtyły, ale w związku z tym właśnie, dlaczego nie zapobiegł okrutnej wojnie w czasie, gdy miał ku temu okazję? Oczywiście mowa o wielkim skoku koalicji Busha na iracką ropę z 2003 roku. Wszyscy znamy kulisy drugiej wojny w Zatoce Perskiej. Będzie mowa o tym później, teraz skupmy się na temacie, gdyż była możliwość niedopuszczenia do tego, trwającego do dziś krwawego konfliktu. Przypomnę jedynie, że papież Jan Paweł II, a jakże i oczywiście potępiał tę wojnę jeszcze przed jej rozpoczęciem. Potępiał, i tyle, nic więcej. A jeśli faktycznie nie chciał do niej dopuścić, to dlaczego jako podróżnik pokoju, nie pojechał do Bagdadu w przededniu ataku, gdy ćwierć miliona uzbrojonych po zęby żołnierzy i najemników czekało na rozkaz? Któż by wówczas śmiał zaatakować, biorąc pod uwagę, że katolicyzm jest największą religią na świecie? Tak, był wówczas w swoim wieku, ktoś powie na usprawiedliwienie. W porządku, ale... od czego miał w końcu swoich darmozjadów kardynałów śmiących nazywać samych siebie misjonarzami pokoju? Ich pobyt w Bagdadzie do czasu wycofania wojsk zmusiłby koalicję do zaniechania zamiaru bombardowań. Nikt nie ośmieliłby się odpalić nawet jednej rakiety. Media nagłośniłyby to, gdyż była to pierwsza wojna medialna z reklamą nowego uzbrojenia armii USA. W Stanach Zjednoczonych żyje 60 mln katolików, a to głosy wyborców. Reakcja musiałaby nastąpić a Bush, choć z zamiarem kontynuowania polityki wielkich imperialistów, jednak musi liczyć się z wyborcami. O tym szerzej w notce Geneza terroryzmu. Ważniejsze co zrobił papież? 

Stanął w oknie swojego „biurowca” w Watykanie i... potępił zamiar ataku na Irak.

Dzięki Ci Panie, za papieża walczącego o pokój na świecie za pomocą potępienia!

Potępianie wojny to mało, aby wprowadzić pokój na świecie. Potępianie głodu to za mało, aby wykarmić głodujących. Papieża chyba stać (materialnie też) na coś więcej, niż wszystko w koło potępiać. Jeśli nie, to niech wreszcie potępi sam siebie, bo już niedługo nie będzie miał czego potępiać, będąc samemu potępionym, i niech idzie w diabły, skąd się wywodzi.

Matka Teresa nie potępiała głodu, ale jego przyczynę, czyli politykę i rządy państw, przez które właśnie do głodu doprowadzają, a dla oka zwołują co jakiś czas kłamliwe szczyty, rzekomo mające na celu walkę z głodem, do którego same doprowadziły. Te szczyty powinny raczej nazywać się szczytami obłudy. Tak czy inaczej, Matka Teresa otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla i choć sama żyła skromnie, w całości przeznaczyła ją na wykarmienie głodujących dzieci. Może powinna zostać papieżem? Na pewno wykarmiłaby miliony głodujących, albowiem skarbce kościelne to studnia bez dna.

Obecnie wciąż tysiące ludzi ginie w imię źle pojmowanej religii. Kolejne ofiary pochłaniają epidemie nowych chorób, a głód staje się plagą nawet już w Polsce. Co robi z tym Kościół? Nic! Rozpasane od tłustych golonek klery polskie stawiają świątynię opatrzności bożej za sumę (przeszło 200 mln zł), dzięki której można by wyżywić tysiące głodujących. Bogactwa Lichenia chyba nikt nie odważyłby się przeliczyć, bo sam zapewne by się przeliczył.

Kult trwa.

Życie jest proste. Wystarczy tylko przestrzegać jednej nauki Jezusa: „Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”, ale żeby to skomplikować, potrzebni są kościelni kapłani.

„Żyjecie w zbytku na ziemi i oddajecie się rozkoszy zmysłowej. Tuczycie swe serca w dniu rzezi. Potępiacie, mordujecie prawego. Czy on się wam nie przeciwstawia?”. - Księga Jakuba 5. 5-6.

„A widząc Pan, że wszelka była złość ludzka na ziemi, a wszystko zmyślanie myśli serca ich tylko złe było po wszystkie dni;
Żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi, i bolał w sercu swym”.
1. Mojżeszowa 5. 5-6

20.11.2017

Demokracja orwellowska

Na wstępie wyjaśniam, iż poniższa notka nie jest pisana z punktu widzenia żadnego ugrupowania politycznego i nie ma na celu popierania lub krytykowania ani Prawicy, i ani Lewicy. Walka polityczna mnie nie interesuje i zawsze staram się patrzeć wzrokiem obiektywnym. Jeśli miałbym w komentarzach wyjaśniać jakiekolwiek zarzuty wobec poglądów, to wyjaśniam na wstępie, iż ta notka pisana jest w obronie ludzi najmniej zarabiających w Polsce, o których żadna partia już nie pamięta i każda partia grupę tę ignoruje.





Demokracja

1. «ustrój polityczny, w którym władzę sprawuje społeczeństwo poprzez swych
przedstawicieli; też: państwo o takim ustroju»

2. «forma organizacji życia społecznego, w której wszyscy uczestniczą w podejmowaniu
decyzji i szanują prawa i wolność innych ludzi»


Słownik Języka Polskiego PWN


Powieśc Goerga Orwella "Rok 1984"
G. Orwell "Rok 1984"

Czy Polska jest krajem demokratycznym?

 
System czy ustrój, jaki występuje w naszym kraju, jest raczej niemożliwy do jednoznacznego określenia. Socjalizm już mieliśmy. W prawdziwym kapitalizmie przynajmniej istnieją związki zawodowe chroniące nieco praw pracowników. Wiem, że padną słowa sprzeciwu, bo niby w Polsce są... ale gdzie? Tylko w dużych spółkach akcyjnych i jeszcze firmach państwowych (czy takie jeszcze istnieją? Uznajmy, że istnieją). Ogromna większość firm prywatnych nie pozwoli sobie założyć w swych zakładach takich związków, pomimo prawnej zgody. Jeśli natomiast większa prywatna firma przyjmie na swe barki układ ze związkami, będzie to układ – właściciel firmy płaci pracownikom i związkom, a ci siedzą cicho i robią coś dla oka,  nagłaśniając swoją udawaną działalność. Tańczą zatem, jak właściciel zagra i siedzą cicho. Inaczej też stracą dobrze płatną posadkę, jedynie za siedzenie w milczeniu. Każda próba stworzenia prawdziwych związków zawodowych w polskich firmach skończy się zwolnieniami pomysłodawców i prowokatorów.

Łudzili się ludzie i łudzą nadal, że takimi związkami jest "Solidarność". Po zdobyciu przez nich stołów robotnicy znowu zostali olani i sami. Pod przykrywką kłamliwej walki z umowami śmieciowymi, okazało się, że Solidarność sama zatrudniała pracowników na umowy śmieciowe. Choćby przykład pływalni "Morska Odyseja" w Kołobrzegu, w której dziewięciu ratowników miało nie mieć umów o pracę. Czy Solidarność rzekomo walcząca o likwidację umów śmieciowych nadal zatrudnia na śmieciówkach? Nie wiadomo, ale wiadomo, że do dziś udają tę walkę. W Polsce obecnie pracowników zatrudnionych na umowy śmieciowe (w tym cywilnoprawne omijające Kodeks Pracy) jest więcej, niż kiedykolwiek w dziejach Polski. Pamiętajmy, że podstawą tych umów jest najniższa krajowa, a raczej głodowa krajowa. Związki Zawodowe niby są po to, by walczyć o prawa i godne zarobki pracowników, a więc i o jak największą najniższą krajową. I walczyły o podwyższenie najniższej stawki godzinowej do 12 zł brutto od 2017 r. I od 2017 r., najniższa stawka godzinowa wzrosła faktycznie, ale nie na 12 zł brutto, jak żądały związki zawodowe z przewodniczącym Solidarności, Piotrem Dudą na czele, ale na 13 zł brutto, w wyniku podpisania przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę nowelizacji prawa. Jak polski pracownik z trzeciej klasy społecznej, najliczniejszej i najmniej zarabiającej powinien to odczytywać? Cieszyć się, pomimo że ta podwyżka i tak mało co zmienią? W jakimś sensie z pewnością tak, ale tylko i wyłącznie z decyzji Prezydenta Polski. Chociaż o faktycznej radości tu mówić nie można, gdyż na takich stawkach są zatrudniani pracownicy z długoletnim stażem pracy na zasadzie, „nie podoba się, przyjdzie inny”. I w takich umowach tkwią aż do głodowej, wynikającej z długich lat zatrudnienia na najniższych krajowych, emerytur.

A co ze związkami zawodowymi na czele z Piotrem Dudą? Odpowiedź tkwi raczej w honorze Piotra Dudy, albowiem co oznacza decyzja rządu i Prezydenta RP o wyższej kwocie minimalnej niż żądana przez związki zawodowe? Oznacza w podtekście, żeby Piotr Duda sam spróbował przeżyć choć miesiąc, z pensji, o jaką walczył dla milionów Polaków tkwiących w trzeciej, orwellowskiej klasie społecznej. Każdy człowiek mający honor, po takim policzku powinien podać się do dymisji. Piotr Duda jednak nadal udaje obrońcę praw pracowników. Ale nie tych z trzeciej klasy społecznej. Pracowników w krawatach podobnych sobie w barwach kłamliwych związków zawodowych.

Piotr Duda nadal udaje przedstawiciela związków zawodowych (udaje, gdyż związki zawodowe nie spełniają swego powołania, a od pewnego czasu stały się mini partią przy partii rządzącej), walcząc o wolne niedziele dla pracowników handlu. Ciekawe bardzo, gdyż tu nie chodzi o pracowników pracujących w niedzielę ogólnie, ale tylko i wyłącznie o pracowników pracujących w handlu w marketach. Zatem pracownik pracujący przy stacji benzynowej, kelnerka w restauracji, pracownicy pracujący w kinach, zoo czy sprzedawczyni w budce z hot dogami mają w niedziele pracować, a dziwnym trafem na szczególną łaskę ze strony związków zawodowych zasługują jedynie pracownice marketów. Coś tu zatem nie gra, a związki zawodowe na pewno mijają się z powołaniem. Zwłaszcza że zamiast walczyć o godziwe zarobki za te niedziele plus dni wolne, znów udają walkę na... ominę wpis na czyją korzyść. Nie omieszkam jednak zaznaczyć, iż "Solidarność" nie ma już żadnych praw nazywania się związkami zawodowymi, zwłaszcza że dziwnym trafem od dnia 25 października 2015 roku, pracownicy wykorzystywani przez wiele lat otrzymując od pracodawcy jałmużnę, dla "Solidarności" nie istnieją.

Jak wcześniej wspomniałem, w Polsce pracownik z wieloletnim stażem pracy w prywatnej firmie zarabia najczęściej najniższą krajową. W obcych hiper, mega, supermarketach jeszcze mniej licząc czas spędzany w pracy proporcjonalnie do czasu pracy godzinowo w miesiącu. Pamiętajmy, że jest to niewiele więcej od zasiłku dla bezrobotnych, który tak przy okazji jest chyba jedynie po to, aby formalnie coś „dać” bezrobotnym. Najniższa, głodowa krajowa oczywiście nie starcza na opłaty za czynsz, gaz, prąd itd. pozbawiając takiego pracownika środków do życia, który jest zmuszony brać kredyt na to życie. Gdy czas ten wydłuża się, nie płaci czynszu lub omyka ratę kredytu a pieniędzy wciąż potrzeba więcej. Dochodzą odsetki za spóźnione raty, więc bierze kredyt, ale już w parabanku celowo do tego stworzonym. Ostatnia deska ratunku i zabójcza. W niedługim czasie nie stać go już na czynsz, raty w banku, raty w parabanku lichwiarskim i oczywiście nie ma pieniędzy na życie. Traci mieszkanie, a co z tym się wiąże i pracę. Jeśli pracownik (były już) ma jeszcze zdrowie, siły do życia i przede wszystkim chęć, co najmniej nie jest już patriotą. Nikt mu nie wyperswaduje, że to ojczyzna doprowadziła do stanu, w którym się znalazł. Wszak przekonany jest, iż całe życie pracował uczciwie, ale miał tę jedyną wadę, że nawet będąc fachowcem w swej dziedzinie, nie potrafił walczyć o swoje. A takich ludzi jest mnóstwo i nie można im mieć tego za złe.

Już jakbym słyszał „to nonsens, budżet rośnie, portfele puchną, a Polacy coraz więcej zarabiają”. Oczywiście to prawda. Rząd po dwóch latach rządów podwyższył nawet dwa razy, ale... posłom, czyli samym sobie i kolegom z tych samych piaskownic, w których razem bawili się w dzieciństwie, o 2 tys. zł. Razem coś ponad 4 tys. zł. Rząd zrealizował program 500+ na dzieci. Tak, ale na wszystkie dzieci niezależnie czy to dzieci prezesów banków, polityków, komorników, biznesmenów czy komornikom zabierającym ostatni grosz najbiedniejszym tkwiącym całe życie na pensjach z najniższą krajową, którzy pomimo swej biedy nie otrzymują żadnej pomocy socjalnej. Nie otrzymują także 500+ na dzieci, gdyż ich nie mają. Mają jedynie biedę i długi w parabankach a komornik otrzymujący socjal odbiera im ostatni grosz. Nikt nawet nie zastanowi się, że to właśnie ten biedny nieotrzymujący żadnej pomocy od państwa, płaci z podatków na dzieci prezesów banków i parabanków, w których jest zadłużony oraz na dzieci komornika, który zabiera mu ostatni grosz.

Jeśli zatem ktoś stwierdzi, że program 500+ dla dzieci jest programem, który wyeliminował biedę, jak to często słyszę, to zauważam, iż to dokładnie to samo co twierdzić, że bogaci mają pieniądze, wille, najdroższe samochody, ale przy tym ich własne dzieci żyją na pograniczu nędzy. A to sprawia, że program 500+ walczy z biedą w dokładnie równym stopniu, co zamiast dzieciom, dawać 500 zł każdemu blondynowi lub szatynowi. Wszak wśród blondynów lub szatynów są ludzie i bogaci i biedni, a eliminacja biedy jest w dokładnie takim samym stopniu losowa.

Nie ma co się oszukiwać. Podobny scenariusz dotyczy tysięcy Polaków. Liczba ludzi bezdomnych stale rośnie (około 400 tys. na 2016 r.). Głodujących także. Szacuje się, że na 2017 rok, co dwudziesty Polak żyje w skrajnej nędzy. Media na ten temat milczą lub poświęcają zbyt mało uwagi, udając, że problemu nie ma. Kościół całkiem milczy i umywa ręce niczym Poncjusz Piłat po wydaniu Chrystusa na śmierć. Posłowie w Sejmie i w portalach społecznościowych wywołują sztuczne wojny mające na celu stworzenia sztucznej mgły, w której tle zajmują się nieoficjalnie napełnianiem prywatnych kont bankowych na koszt podatnika i kamuflowaniem kolejnych afer.

Pracownik żyjący z najniższej krajowej przez długie lata, nie ma ani czasu, ani chęci walczyć głośno o swoje. Taki człowiek nie wypowie się o swym życiu publicznie ani na ulicy, ani w portalach społecznościowych, gdzie pracownicy polityczni mają masę lewych kont tylko po to, by krytykować i zagłuszać głosy biednych ludzi. W innych przypadkach tacy ludzie nawet nie mają sprzętów do tego celu, a jeśli, to nie potrafią walczyć nawet poprzez Internet.


Czy żyjemy w wolnym demokratycznym i suwerennym państwie?


Nie dla każdego Polska jest krajem wolnym, gdyż wolność to coś więcej niż dorabianie kilkuset komunistycznych kapitalistów po zmianie nazw i frontów, przez 38-milionowy naród.


Prawdą jest, że jeszcze nigdy nie stworzono systemu idealnego, który zadowoliłby każdego. Ten system jednak, który stworzono po okrągłym stole i podzieleniu się w Magdalence stołkami poprzedniej i dzisiejszej władzy – jest po prostu fatalny. Ten system trwa do dziś. System orwellowski.

Dla trzeciej klasy społecznej, z pewnością to demokracja orwellowska.

Nawiązując do powieści George'a Orwella "1984", w Polsce mamy zawsze trzy klasy społeczne:

Klasa górna – spełniająca obecną władzę i napychająca własne konta bankowe ile tylko można, bo wie, że władza kiedyś się skończy a tym samym i dostęp do "koryta".

Klasa średnia – ta, która sprawowała władzę, ale nie ma zamiaru odpuścić. Wszelkimi siłami dąży do przejęcia władzy i "koryta". Wie jednak, że sama tego osiągnąć nie może, więc zawsze sięga po pomoc do klasy najniższej, dolnej, gdyż ta jest najliczniejsza, zdesperowana i podatna na wszelkie sugestie klasy średniej. Tumani więc klasę najniższą obietnicami o drugiej Japonii, gdy tylko stanie się klasą górną. Obiecuje gruszki na wierzbie, wiedząc, że najniższa zawsze jest naiwna i podatna na wszelkie obietnice.

Klasa górna i średnia często zamieniają się rolami i zawsze przy pomocy klasy dolnej najniższej.

Klasa dolna, najniższa – robotnicy, urzędnicy, bezrobotni, najbiedniejsi itp., zawsze jest klasą najniższą i najliczniejszą. Jest jednak niezbędna dla klasy średniej, by ta obaliła klasę górną, a klasie górnej jest niezbędna do napełniania "koryta". Klasa zawsze oszukiwana przez dwie powyższe. Najliczniejsza i najnaiwniejsza. O czym wiedzą wykorzystując to dwie klasy wyższe.

Dwa lata nowego rządu dla klasy trzeciej, najniższej nie zmieniły kompletnie nic. Czy mogą mieć nadzieję!?!

Pytanie to raczej należy zaliczyć do retorycznych. Propaganda sukcesu puchnących portfeli Polaków trwa w najlepsze. A obecny rząd na tę propagandę własnego wątpliwego sukcesu dwóch lat rządów, wydaję 50 tys. zł, na krótki spot nadawany jedynie w sieci społecznościowej. Być może ktoś powie, że 50 tys. zł to dla budżetu grosze. Fakt, grosze, ale ten rząd ustalił właśnie to, by zarobić te 50 tys. zł, Polak powinien pracować przeszło 2 lata. Proszę powiedzieć bezdomnemu, który tej zimy być może zamarznie na dworze, że rząd wydał jedyne 50 tys. zł na to, by skłamać Polakom, iż biedy już nie ma.

Koszt spotu, który trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund w cenie blisko 50 tys. zł.
Dokument kosztu krótkiego spotu w cenie blisko aż 50 tys. zł.

Kosztem spotu zainteresował się poseł Kukiz'15, wicemarszałek Sejmu VIII kadencji, Stanisław Tyszka, który informację tę opublikował w serwisie społecznościowym Twitter. A ten jeden spot to promil w skali bezsensownie wydawanych pieniędzy, które kumulują się w miliony, a nawet miliardy.

Oczywiście ktoś też powie, że to nic w porównaniu z kosztem spotu za 7 mln zł "Hej Jude".  Oczywiście, ale jak napisałem wyżej proszę to mówić tym, którzy tej zimy zamarzną na mrozie i tym, którzy przez 2 lata pracują za 50 tys. zł. Proszę im wmawiać, że astronomiczne sumy nagród po ujawnieniu Afery nagrodowej PiS, politykom i członkom partii PiS się należały.

Dla szarych ludzi z trzeciej klasy społecznej, zmiany po wygraniu wyborów przez partię Prawo i Sprawiedliwość, nie ma żadnej.


18.11.2017

Unia Europejsko - Muzułmańska



Stop
Stop UE-M
1 maja 2004 roku, Polska wraz z dziewięcioma krajami wstąpiła do Wspólnoty Europejskiej. Było to największe rozszerzenie Unii Europejskiej w historii jej powstania formalnego, tj. od 1 listopada 1993 roku. Aby dołączyć do Unii Europejskiej, każde państwo musi spełnić określone warunki gospodarcze i polityczne, tak zwane kryteria kopenhaskie:


Kryteria polityczne:
  • istnienie gospodarki rynkowej gotowej sprostać konkurencji i wolnemu rynkowi;
  • zdolność do przyjęcia acquis communautaire;
  • zdolność sprostania unii politycznej, gospodarczej i walutowej 
Kryteria ekonomiczne:
  • istnienie instytucji gwarantujących stabilną demokrację;
  • rządy prawa;
  • poszanowanie praw człowieka;
  • poszanowanie praw mniejszości
Aby kraj mógł przystąpić do Unii Europejskiej, muszą zgodzić się jego mieszkańcy w ogólnokrajowym referendum. Referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej i ratyfikacji traktatu ateńskiego, tzw. referendum europejskie bądź akcesyjne. Wymóg obowiązkowy w prawdziwie demokratycznej Europie, by demokracja nie była demokracją jedynie z nazwy, i by powiedzenie "widziały gały co brały" miało sens w każdym późniejszym okresie.
Nie bez znaczenia podkreśliłem wyżej Traktat Ateński.

Traktat ateński – traktat podpisany 16 kwietnia 2003 r. w Atenach będący prawną podstawą przystąpienia (akcesji) 10 krajów Europy Środkowej i Południowej (Cypru, Czech, Estonii, Litwy, Łotwy, Malty, Polski, Słowacji, Słowenii i Węgier) do Unii Europejskiej.

Nie bez znaczenia podkreśliłem tu Cypr, albowiem jeśli chodzi o ten kraj, to chodzi tu jedynie o południową część wyspy, która jest w 72% chrześcijańską. Cypr Północny, a właściwie Turecka Republika Cypru Północnego (99% Islam) oficjalnie rozmowy zerwał.

Jeszcze bardziej chcę tu podkreślić, iż podawanie w procentach dominującej religii ma znaczenie jedynie odnośnie do tytułu i tematu. Osobiście szanuję każdą religię, o ile praktykowana jest w kraju, gdzie przeważa oraz w innych krajach, jeśli jest zdecydowaną mniejszością i nie rości sobie praw do dominacji. Religia ma tu najmniejsze znaczenie, a przynajmniej powinna mieć najmniejsze, albowiem kraje nie wchodzą w układy religijne, ale gospodarcze. Tak być powinno oficjalnie i oficjalnie jest, ale jak to zawsze bywa, jakieś ale być musi, gdyż religia niesie za sobą tradycje i określony kulturowo tryb życia. To już ma znaczenie ogromne, gdyż styl życia, bycia, tradycje kultury o innej religii, z czasem zaczynają przybierać wyższy wymiar, gdy zwolenników innej kultury zaczyna przybywać. Wówczas wyznawcy jednej religii zaczynają czuć zagrożenie własnej kultury, tradycji i stylu życia, a zwiększająca się liczba zwolenników odmiennej kultury, zaczyna walczyć o dominację własnych obyczajów oraz praw. Tu zaczyna się konflikt nie tyle religijny, ile kulturowy, i to konflikt niesłychanie groźny.

Dominacja jednej kultury. I tu tkwi problem, albowiem gdzie dwie mieszane kultury są na tyle wyrównane, musi dojść do walki o dominację jednej z nich.

Wróćmy do tematu referendum, które w Polsce odbyło się w dniach 7 i 8 czerwca 2003 roku. Pytanie brzmiało:

Czy wyraża Pani / Pan zgodę na przystąpienie Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej? 

Choć kampania reklamująca Unię Europejską nie była do końca uczciwa, to nie było jednak mowy o przymusach, układach i obowiązkach co do krajów spoza Unii i innych kultur. Unia Europejska na pomoc humanitarną zawsze przeznaczała odpowiednie kwoty, pomagając w krajach spoza granic UE w razie wojen lub katastrof. To było jasne. I Polacy zagłosowali na TAK.

Co się zmieniło? Oficjalnie nic, co można przeczytać na stronie europa.eu.
Informacje te są dostępne dla każdego, choć wielu polemizuje o wyimaginowanych prawach, które jedni wykorzystują dla własnej wygody, inni dla własnych interesów, a inni dla własnej racji. Co nie zmienia faktu, że każdy ma prawo zapoznać się z ogólnie dostępnymi zapisami, naginanymi i naciąganymi przez wielu, dla wielu czynników.

Oficjalnie zatem nic się nie zmieniło, ale nieoficjalnie jednak ta, wedle powyższych zdań. Bogatsze kraje zaczęły narzucać obowiązek relokacji napływających uchodźców/imigrantów do wszystkich krajów Unii, jeszcze Europejskiej. W wyżej podanej stronie informacyjnej nie ma ani jednego zapisu o takim obowiązku.

Pamiętajmy, że w bogatszych krajach starej Unii ludzie innej kultury są od dawna. I jedno i drugie jest wynikiem kolonialnej działalność tych państw. Pamiętajmy, że uciekający uchodźcy często uciekają z krajów ogarniętych wojną, w której bierze udział zapraszający ich rząd danego kraju. Pamiętajmy, że na stu uchodźców trafi się choć trzech, którzy zamiast ucieczki planują zwykłą zemstę, czego czasami kraje UE doświadczają, zwłaszcza właśnie te kolonialne, co powinno i jest oczywiste.

Ciężko oprzeć się wrażeniu, że rządy bogatszych państw Unii Europejskiej nie zdają sobie sprawy, że sami zapraszają imigrantów w jakimś sobie znanym celu. Muszą mieć świadomość, że dwie zmieszane kultury z czasem muszą zacząć walczyć o dominację. Tak było setki lat temu i jest dziś. Nie można też oprzeć się wrażeniu, że bogatsze kraje UE chcą na siłę "zaminować" całą UE obcą kulturą. Nic jednak na siłę osiągnąć nie mogą, albowiem żadnego takiego zapisu nie ma. Ale jednak nie rezygnują.

Niemiecki minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere oświadczył, że zasiłki i świadczenia socjalne dla imigrantów, powinny być takie same we wszystkich krajach UE. Przypomnę, że UE nie może ingerować w wewnętrzne sprawy finansowe innych krajów. A jeśli tak, to dlaczego Unia Europejska nie zainteresowała się nigdy najbiedniejszymi mieszkańcami UE? Dlaczego nikt nie zaproponował najniższej pensji europejskiej dla wszystkich krajów? Jak wiadomo nie tylko w Polsce ludzie wciąż chodzą po śmietnikach, by przeżyć. Odczepmy się od Polski na chwilę, żeby nie było. Ale... czy byliście w biednej dzielnicy Portugalii? Portugalczycy przymierają tam głodem. Nie trzeba szukać w Portugalii, jako że to kraj najbiedniejszy starej UE. Szacuje się, że obecnie w centrum Rzymu, w skrajnej biedzie żyje około 16 tys. mieszkańców. O tym się nie mówi, a tam też ludzie przymierają głodem.

Coraz częściej mam wrażenie, że mieszanie obcych kultur w Europie ma wyższy cel, o którym narody nie mają pojęcia.

Coraz częściej też widzę, że Unia Europejska małymi krokami przeobraża się w Unię Europejsko-Muzułmańską. A wiele już nie trzeba. Mniejszość w krótkim czasie może stać się większością, nawet w parlamentach. Wówczas wojna o dominację zapewne będzie bardzo krwawa.

I niech nas nie uspokajają zapewnienia polskiego rządu, że Polska nie przyjmuje imigrantów, co prowadzi do mieszania kulturowego w Polsce. Zapewnienia te są tyle warte, ile obietnice przedwyborcze, które po wygranych wyborach, zostają zazwyczaj mrożone na cztery lata. Gdyby zaproszeni przez polski rząd imigranci ze Wschodu mieli inny kolor skóry niż Polacy, Polska wyglądałaby równie kolorowo, jak Francja lub Niemcy. Mieszana jest cała ludność Europy, a konsekwencje odczujemy wtedy, gdy obca kultura poczuje się tak silna, że uzna za stosowne powalczyć o dominację również w Polsce.

16.11.2017

Geneza terroryzmu



„Nie pożądaj ziemi sąsiada i nie naruszaj
jej granic, bo chciwiec, który tak czyni,
nie bywa szczęśliwy”

Nauki faraona Amenemope




Indiański wódz Seattle
Seattle (wódz) Fot. Wikimedia
„Każda część naszej Ziemi jest święta dla moich ludzi. Każde zbocze górskie, każda dolina, każda równina i każdy gaj są święte dzięki jakiemuś smutnemu wydarzeniu z czasów dawno minionych. Nawet skały, które wydają się martwe i głuche, kiedy wygrzewają się na słońcu wzdłuż cichego brzegu morza, wzdrygają się na wspomnienie wstrząsających wydarzeń związanych z życiem mojego ludu”.

Powyższe słowa wypowiedział indiański wódz Seattle, od którego nazwane zostało miasto na wybrzeżu Pacyfiku. Wypowiadając te słowa w roku 1858, miał w pamięci żywe wspomnienia tragedii swojego ludu oraz świętej ziemi, która należała do Indian. Należała i nadal należy, choć wszyscy się łudzą, iż tak nie jest. Indianie, którzy zawsze żyli w zgodzie z przyrodą, wierzą, że ich ziemia będzie znów im przywrócona, a biali terroryści grabiący ich tereny i mordujący ich rodziny znikną na zawsze z ich świętej ojczyzny. Według indiańskich legend przyjdzie dzień, w którym Duchy Przyrody zjednoczą się przeciwko białemu człowiekowi, gdyż zbezcześcił on świętą ziemię krwią, czyniąc ją tym samym przeklętą dla białego plemienia.

Terroryzm według rdzennych mieszkańców Ameryki


Wojny na świecie toczyły się od zawsze i przeważnie o byle co, ale terroryzm nie jest zwyczajną wojną. Konflikt dwóch stron, które mają między sobą równe siły, umówione zasady i poczucie honoru niepozwalające im na złamanie tych zasad oraz ściśle określony czas i miejsce rozpoczęcia działań wojennych – możemy nazwać wojną. Oczywiście każda wojna świadczy o ludzkim niedorozwoju umysłowym i nie ma czegoś takiego jak wojna sprawiedliwa czy religijna, albowiem każda wojna zawsze toczy się o coś, zazwyczaj o władzę lub pieniądze, a w tym bogactwa naturalne lub zagarnięcie ziemi przeciwnika. Jednakże, gdy w jakimś konflikcie nie są spełnione wyżej wymienione czynniki i warunki, śmiało można nazwać, zbrodnią przeciw ludzkości, zwyczajnym złodziejstwem i jak najbardziej terroryzmem. Terroryzm jest może nowym słowem, ale cała jego idea jest wypaczana na własną korzyść jednej ze stron, a przy tym wszystkim każdy zapomina, iż przechodził on celowo niezauważany od dawna. Wyżej cytowany indiański wódz Si'hl (Seattle), doskonale wiedział, jak i gdzie narodził się terroryzm. Może warto przypomnieć warunki i historię jego powstania oraz rozprzestrzeniania się na ogromną, globalną skalę, który pojęciowo ewoluuje do nazw pozytywnych.

Indianie żyli spokojnie na swoim naturalnym i własnym kontynencie amerykańskim aż do czasu fatalnej dla nich pomyłki Krzysztofa Kolumba, który chcąc dopłynąć do Indii, przypadkowo odkrył nowy kontynent w 1492 roku. Tak na marginesie to nie Kolumb odkrył Amerykę, ale Leif Eriksson na początku XI wieku, a sam Kolumb myślał, iż dotarł do wysp japońskich, a później, że do Indii. Tak czy siak zamotał się zupełnie, a tubylców poza wyspami na stałym lądzie nazwał Indianami i tak zostało do dziś. Kolumb opisał swoich Indian, czyli prawdziwych i prawowitych mieszkańców kontynentu amerykańskiego, jako ludzi przyjaznych wszystkim, pogodnych, uprzejmych i wolnych od zakłamania.

Wraz z odkrywcami przybyli ludzie żądni bogactwa, taniej siły roboczej oraz całych nowych terenów, a w Ameryce tego nie brakowało. Hiszpanie, którzy jako pierwsi zdołali krwawo podporządkować sobie ludność indiańską, stworzyli w Ameryce własne imperium kolonialne. Sami siebie uczynili panami a Indian swoimi niewolnikami. Hiszpania domagała się od konkwistadorów wciąż nowych dostaw towarów, bogactw naturalny a przede wszystkim złota i srebra. Zniewolonych Indian wykorzystywano zatem do prac kopalnianych a choroby, niedożywienie i złe traktowanie Indian stało się przyczyną zgonów tysięcy rdzennych mieszkańców Ameryki.

W dalszej kolejności na podbój indiańskiej ziemi przybywali Portugalczycy, Holendrzy, Francuzi, a przede wszystkim Anglicy. Mordując Indian, którzy bronili swojej ziemi i swoje rodziny, zdobywali swoje kolonie, bogacili macierzyste ojczyzny, a w Ameryce umacniali swoje pozycje i władzę mając Indian za nic. Hiszpańskie władze w Ameryce Północnej zakończyły się dopiero około roku 1821.

Francja była pierwszym krajem po Hiszpanii, który rozpoczął kolonizację Ameryki Północnej, jednakże trzeba przyznać, że Francuzi wykazywali się cywilizowanymi cechami w odróżnieniu od swych hiszpańskich konkurentów. W stosunkach z Indianami osiągnęli największe sukcesy dyplomatyczne ze wszystkich państw europejskich. Kiedy bowiem Hiszpanie zdobywając tereny indiańskie za wszelką cenę i przede wszystkim siłą starali się im sobie podporządkować, to Francuzi tylko w ostateczności używali przemocy wobec tubylców. Dlatego Indianie znienawidzili sadystycznych Hiszpanów, a z Francuzami utrzymywali w miarę dobre stosunki. Nie ma tajemnicy w tym, że między koloniami różnych państw trwały rywalizacje w tworzeniu imperium kolonialnego na kontynencie amerykańskim. Wszystkie kraje mające swoje podbite tereny, zbroiły poszczególne plemiona Indian i buntowały je przeciw swym kolonialnym konkurentom oraz plemionom indiańskim „zaprzyjaźnionym” z nimi. Było to początkiem wybuchu wówczas licznych powstań, buntów a na koniec rzezi samych indiańskich wojowników. Oczywiście korzyści z tego czerpali sami Europejczycy.

Holandia posiadała swoje kolonie w Ameryce Północnej w latach 1609 – 1665 na terenach większej części obecnego stanu New York. Wówczas nazywały się one Nowe Niderlandy. Holendrzy sąsiadowali z Francuzami w tamtejszej Kanadzie, a z Anglikami w Wirginii i Nowej Anglii. Między tymi trzema koloniami trwały przeważnie nieprzyjazne stosunki, głównie stanowiąc między sobą konkurencję w handlu futrzanym. Cierpieli na tym głównie indiańskie plemiona Mohawk i Abnaki, które stały po przeciwnych stronach, i które zmuszane były do walk między sobą i kolejnych rzezi Indian. Konflikt holendersko-francuski nie trwał zbyt długo i do tej pory jeszcze, nie ma mowy o narodzinach terroryzmu. Terroryzm bowiem dopiero zaczynał powstawać za przyczyną osadnictwa anglosaskiego.

Anglicy wywarli największe piętno na los ludności indiańskiej w Ameryce Północnej, doprowadzając do systematycznego wypierania Indian z ich własnej ziemi plemiennej i do zamykania ich w rezerwatach. Coś na wzór, a raczej pierwowzór żydowskiego getta w okupowanej przez Niemców Warszawie podczas II Wojny Światowej. Anglicy tępili Indian bezlitośnie, dziesiątkując tubylczą ludność. Od samego początku swego pobytu w Ameryce, czyli od 1607 roku, jako jedyni kolonizatorzy europejscy, nie mieli wcale zamiaru wycofać się kiedykolwiek z okupowanej ziemi. Od samego początku również zjawiali się tam z całymi rodzinami, zasiedlając się komfortowo na nowej skradzionej ziemi. Indianie bardzo szybko zrozumieli, że oprawcy wcale nie mają zamiaru opuścić ich terenów. Stało się jasne dla nich, że Anglicy przybyli aby nie tylko okraść ich tereny, ale głównie zagrabić całą ziemię na stałe zwłaszcza, iż wciąż byli świadkami pojawiania się nowych całych angielskich rodzin. Rzecz naturalna Indianom taka perspektywa jakoś nie pasowała i nie ma co im się dziwić, że swej ziemi oddać dobrowolnie nie chcieli. Musiało to doprowadzić do starcia dwóch ras – białej i czerwonej, agresorów i obrońców czy może jeszcze inaczej; okupantów i partyzantów. Kto był kim? Pytanie oczywiście retoryczne, a tu już jesteśmy bliscy sensu słowa terroryzm. Anglicy odnieśli ogromny „sukces” mordując ponad tysiąc Indian z plemienia Powhatan. Tak na początek, bo po wojnie zakończonej w 1646 roku, konfederacja Indian Powhatan praktycznie przestała istnieć. Zachęceni tym niechlubnym zwycięstwem Brytyjczycy, zajmowali coraz większe tereny i umacniali swoją władzę na zagrabionych terenach.

Kolejne wyprawy na plemiona indiańskie miały na celu zniszczenie morale wojowników o swoją wolność i ziemię Indian oraz pojmanie ich do niewoli i niewolniczej pracy. Ktoś musiał wyżywić tyranów, a Anglicy do pracy zawsze mieli dwie lewe ręce. Pojmanymi Indianami także handlowano pomiędzy różnymi koloniami, byli traktowani na swej ziemi jak towar handlowy i maszyny do pracy. Później dopiero zaczęto sprowadzać niewolników z Afryki, którzy byli dwukrotnie drożsi. Jakby nie było, Brytyjczycy do biznesu nadawali się idealnie.

W 1761 roku armia brytyjska ruszyła na podbój ziemi Indian Cherokee, mordując wszystko, co miało inną karnację skóry niż Brytyjczycy. Palono wioski, osady i niszczono pola kukurydzy, aby indiańskie niedobitki powymierali z głodu. Akcje tego typu systematycznie powtarzano. W tym samym czasie Francuzi stracili Kanadę na skutek wzmożonych sił armii brytyjskiej przybyłej ze starego kontynentu, a Hiszpanie stracili Florydę. Od 1763 roku Anglia staje się najsilniejszym kolonizatorem Ameryki Północnej. Aby pozbyć się Indian, którzy stawiali największy opór w obronie swej ojczyzny, generał Jeffrey Amherst, użył specjalnie tresowanych psów do zabijania Indian. Wojownicy z plemienia Delaware skutecznie jednak odpierali nietypowe i nieuczciwe ataki agresora i wiele Anglikom nie dało tresowanie wściekłych psów. Zwycięstwo było dla Amhersta najważniejsze i ponad wszystko. Zdolny był użyć wszystkiego, by pokonać, już niemal wydawałoby się, wroga nie do pokonania. Aby uratować honor w iście niehonorowy sposób, zapisał się w kartach historii jako pierwszy człowiek, który użył broni masowego rażenia i to w najwredniejszy w świecie sposób. Pod pretekstem pokoju podarował Indianom Delaware setki koców, ale nie byle jakich. Koce bowiem wcześniej kazał skazić wirusem wietrznej ospy! Epidemia wybuchła niemal natychmiast, kładąc trupem tysiące Indian, a śmiertelny wirus nie selekcjonował ofiary. W cierpieniach umierali dzieci, kobiety, starcy i oczywiście silni wojownicy. W tym samym czasie doszło do bezkarnego wymordowania całej wioski Susquehanna przez pułkownika Paxtona. Wymordowano również wszystkich Indian przebywających w więzieniu kolonialnym. Celem angielskich dyktatorów było przejęcie całej Ameryki Północnej na własność.

Brytyjscy osadnicy zakorzenili się w Ameryce Północnej już na dobre, a to nie uśmiechało się zbytnio władzom w Londynie. Koloniści uznali swoje podbite tereny jako ich nowy kraj, nazywając się oczywiście patriotami. To akurat znamy dobrze. Władze brytyjskie wysłały zatem wojska, aby przywołać do porządku osadników, z których już Anglia nie czerpała korzyści. Wybuchła nowa wojna między kolonistami a armią brytyjską. W roku 1776 koloniści ogłosili Deklarację Niepodległości i utworzyli własne państwo grabiąc ziemię naturalnym właścicielom i zdradzając ojczystą Anglię. Niektóre plemiona Indiańskie były zmuszone pomóc im w walce z Brytyjczykami, gdyż tylko w taki sposób widzieli swoje wyzwolenie na i tak już przegranej pozycji. Oczywiście koloniści słowa nie dotrzymali, a w 1811 roku pod Tippecanoe, Amerykanie dokonali kolejnej masakry Indian.

Już oficjalne z nazwą używaną do dziś Amerykanie, w 1846 roku zaatakowali Meksyk, który już wcześniej ogłosił swoją niepodległość i miał bardzo szersze tereny niż dziś. Po dwóch latach walk Meksykanie zostali pokonani i zmuszeni do wycofania się ze swoich wcześniejszych terenów. W ten sposób w roku 1848 Stany Zjednoczone zajmują, a raczej zagrabiają Teksas, Nowy Meksyk, Kalifornię, Arizonę, Nevadę, Utah oraz część Kolorado i Wyoming.

Kolejna masakra Indian datowana jest na rok 1864. Amerykańska armia dosłownie wyrżnęła w Sand Creek plemię Indian Cheyenne, krwawo dziesiątkując szczep. W tym samym roku plemię Nawaho zapędzono z ich własnej ziemi do wydzielonych rezerwatów w Bosque Rodendo. Do kolejnej i nie ostatniej wielkiej masakry dochodzi w 1890 roku w Wounded Knee. Stosunkowo to całkiem niedawno.

Nikt jeszcze nie doliczył się ofiar indiańskich wojowników broniących własnej ziemi, ich rodzin w tym oczywiście kobiet, dzieci i starców na skutek – teraz możemy już śmiało to nazwać, amerykańskiego terroryzmu. Nikt też tego nigdy nie policzy. Rejestrowano jedynie większe masakry, a trzeba liczyć się z tym, iż wtedy dezinformacja również odgrywała dużą rolę w imperialistycznej polityce Stanów Zjednoczonych.

Amerykański rząd zawsze działał pod przykrywką podstępu i dlatego niemal zawsze z taką łatwością przychodziło mu zdobywanie nowych terenów. W 1898 roku armia Stanów Zjednoczonych podjęła zbrojne działania w Kubie i na Filipinach pod pretekstem udzielenia pomocy mieszkańcom tych państw w walce z Hiszpanią. Prawdziwym jednak celem było wykorzystanie broniących się bojowników o niepodległość, aby przejąć tereny kolonialne Hiszpanów. W ten sposób Stany Zjednoczone opanowały Puerto Rico, Filipiny, Guam oraz uzyskały protektorat nad Kubą. W takich warunkach fałszu i krwi niewinnych obrońców swych ziem i rodzin powstała słynna Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych, która każdy może przeczytać i porównać z rzeczywistą historią, tą prawdziwa w rzeczy samej. W taki również sposób powstała amerykańska demokracja, kapitalizm i niewolnictwo, dzięki którym w wielu miejscach świata powstały tak zwane kraje Trzeciego Świata, gdzie głód, nędza i choroby są znakiem rozpoznawczym. W takich warunkach też powstał prawdziwy terroryzm, albowiem wiadomo, iż to, co rządy państw imperialistycznych po podbiciu zagrabionych ziem i wymordowaniu ich mieszkańców uznają w papierkach za własne, wcale nie oznacza, że tak jest w rzeczywistości. Koniec wojny uznany przez agresora, wcale nie oznacza końca wojny dla ofiary.

Od czasu uzyskania niepodległości tj. od 1776 roku, Stany Zjednoczone przeprowadziły około 400 wielkich akcji zbrojnych w ponad stu krajach. Do tego można doliczyć około 6 tys. akcji zakamuflowanych, które dopiero od niedawna wychodzą na światło dzienne. Chcąc zdać pełną relację z wszystkich tego typu agresji na całym świecie, należałoby napisać oddzielną książkę, nie przesadzając nawet, coś w rodzaju encyklopedii zalegalizowanych zbrodni Stanów Zjednoczonych. Z pewnością byłaby to fascynująca, choć upiorna lektura.

Swoją potęgę i głupotę albo w połączeniu potężną głupotę, Stany Zjednoczone udowodniły już podczas II Wojny Światowej, zrzucając na Japonię bombę atomową, i to zrzucając ją w rejon najbardziej zaludniony ludnością cywilną. Dlaczego? Bo chciano szybko zakończyć wojnę, pokazując swoją potęgę? Oficjalnie każdy powie, że tak. Nikt nie bierze jednak pod uwagę, że Hiroszima nie była przypadkowym celem. Przy okazji albo głównie przeprowadzono szereg badań eksperymentalnych na żywych organizmach ludzkich. Do tej pory testowano broń jądrową jedynie na martwych polach pustyni ze sztucznymi miasteczkami i atrapami ludzi. Ludność cywilna Japonii posłużyła amerykanom jako króliki doświadczalne. Broń jądrowa okazała swą potęgę w realiach i wystarczyłaby w zupełności do zakończenia wojny. Świat zobaczył, a Japonia poczuła na własnej skórze niszczycielską siłę. Ludzka tragedia w Hiroszimie już przypieczętowała losy wojny. Ale... jak się okazuje... Nie! Amerykanom nie starczyła tragedia Hiroszimy. Eksperyment trzeba było powtórzyć, aby potwierdzić amerykańską matematykę śmierci. Jeśli nie Hiroszima, to już kolejna bomba nawet silniejsza na Nagasaki, była tragicznym aktem terrorystycznym, mającym jedynie potwierdzić obliczenia cierpień i upodlić ludność cywilną.

Japońscy naukowcy pod dowództwem gen. Shiro Ishii, tworzyli w czasie II Wojny Światowej zespół pod nazwą Odział 731, który prowadził badania nad bronią chemiczną i biologiczną. Jako króliki doświadczalne służyli im jeńcy wojenni. Dwa lata po wojnie amerykański wywiad dowiedział się o całej sprawie i rozpoczął negocjacje z dowództwem „Oddziału 731”. Straszliwe opowieści jeńców wojennych zostały utajnione a gen. Shiro Ishii i jego naukowcom zapewniono całkowitą nietykalność oraz wypłacono sumę 250 tys. dolarów w zamian za wyniki ich pracy. W ten sposób rząd amerykański wszedł w posiadanie szczegółowych informacji o zgubnym wpływie japońskiej broni chemicznej i biologicznej na ludzkie organizmy i oczywiście wykorzystywał je w swoich prywatnych wojnach. Najpierw jednak należało przeprowadzić szereg testów w celu ustalenia najbardziej efektywnych metod rozprzestrzeniania chorób. I choć japońscy naukowcy swoje badania przeprowadzali na jeńcach wojennych, to ludzie z Pentagonu wykazali się dużo większą perfidią działania, albowiem swoimi testami objęli amerykańską ludność cywilną.

W latach 50. na zamieszkane tereny w Savannah w stanie Georgia oraz w Avon Park na Florydzie zrzucono z myśliwców roje komarów celowo zainfekowanych żółtą febrą. Ludzie ukąszeni przez komary zapadali na dziwne choroby, z którymi medycyna cywilna nie mogła sobie poradzić. Ofiary nieświadome uczestnictwa w eksperymencie wojskowym trafiały w ręce naukowców z Pentagonu, którzy wykonywali wszystkie niezbędne i zaplanowane testy, zdobywając doświadczenie, jak gdyby miało to miejsce na poligonie. Doświadczenia takie powtarzano dość często, a obszary testów obejmowały niemal całe tereny Stanów Zjednoczonych, Kanady, Meksyku i Wielkiej Brytania, która również prowadziła swoje badania nad bronią biologiczną. Rządy USA i Wielkiej Brytanii oczywiście dość długo temu zaprzeczały. Nie ma jednak takiej tajemnicy, która nie miałaby wyjść na jaw.

Armia USA pierwszy raz swoje doświadczenia z bronią biologiczną wykorzystała podczas wojny z Koreą. Nocą z 4 na 5 kwietnia 1952 roku, amerykański myśliwiec F-82 w okolicach miasteczka Min-Chung, oficjalnie odbywał lot patrolowy. Jak się okazało, z jego pokładu rozpylone zostały na tereny cywilne bakterie dżumy, który powaliły wszystkie ptaki na terenach zrzutu oraz zaraziły masowo ludność cywilną. Sprawa okazała się na tyle poważna, że w celu jej wyjaśnienia zwołano specjalną komisję międzynarodową. Finalnie udowodniono użycie broni biologicznej, ale... kto wierzy w ukaranie rządów mocarstw, ten nie wie, na jakim świecie żyje.

Broni biologicznej i chemicznej Pentagon używał także w wojnie wietnamskiej. Rozpylanie różnego rodzaju środków chemicznych nad gęstymi dżunglami, oficjalnie tłumaczono, że jest to konieczne w celu pozbycia się gęstej roślinności, w której ukrywać się mieli partyzanci wroga. Faktyczny jednak celowo niszczono uprawy zbóż, co prowadziło do masowej klęski głodowej ludności cywilnej. Ale nie tylko, albowiem z amerykańskich helikopterów zrzucano dużo groźniejsze środki ludobójcze. Defoliant 245-T z mieszaniną kilku zabójczych dioksyn nazywano potocznie pomarańczowym proszkiem. Rzekomo miał on służyć do wyniszczania lasów, jednak amerykańscy weterani wojny wietnamskiej doskonale wiedzą co oznacza bezpośredni kontakt z proszkiem. Wiedzą, a bardziej wiedzieli, gdyż umierali w krótkim okresie czasu po powrocie do domu, o czym sprawa była dość głośna z licznymi głośnymi procesami, po których rząd USA musiał wypłacać weteranom wojennym i ich rodzinom spore odszkodowania. Zatuszować wszystkiego się nie da, a nikt nie liczył zgonów w cierpieniach ludności cywilnej Wietnamu, na skutek użycia zakazanej broni. Im odszkodowań nikt nigdy nie wypłacił i nie wypłaci. Wietnamskie kobiety do dzisiaj rodzą zmutowane i zdeformowane dzieci, a liczba martwych płodów zwiększyła się dwukrotnie.

W roku 1968 rozpylono substancje chemiczne na obszarze 528 tys. Hektarów, a w samym styczniu 1969 r. "obsiano" teren 323 tys. Hektarów, co zniszczyło całą roślinność na tych terenach i spowodowało śmierć tysięcy cywili. Bombowce B-52 przez niemal całą wojnę zrzucały systematycznie do 2 ton bomb dziennie. Odziały zielonych beretów na terenie Wietnamu, dopuszczały się licznych zbrodni na ludności cywilnej. Z najgłośniejszych można wyliczyć choćby tę, ze stycznia 1969 r. Na płw. Ba Lang An, 11 tys. mieszkańców zapędzono do obozu niszcząc mienie osobiste, a następnie pod pretekstem przeniesienia do innego obozu, kilkaset osób wywieziono na pełne morze i utopiono. 26 lutego 1969 r., zniszczono kompletnie wieś Thai Hiep, zabijając prawie wszystkich jej mieszkańców. W wiosce tej nie znaleziono ani jednego partyzanta i żołnierza wietnamskiego. W październiku i listopadzie tego samego roku, podczas przeczesywania kilkunastu wsi w powiatach Thanh Binh i Duy Yuyen, zabito około tysiąca osób cywilnych. Podobne akcje w prowincji Quang Nam pociągnęły za sobą ponad 5 tys. ofiar głównie wśród kobiet, dzieci i starców. Największym echem odbiła się masakra dokonana w dniu 16 marca 1969 r. w wiosce My Lai. W dniu tym jedna z kompanii amerykańskiej przeprowadzając tak zwaną pacyfikację, wymordowała prawie całą bezbronną ludność cywilną wioski, w tym kobiety, dzieci i starców. Według różnych źródeł zabito wtedy od 350 do 560 osób. Z całej kompanii jedynie jedna osoba, porucznik Calley, po naciskach komisji międzynarodowej stanął przed sądem. Zresztą nie ma w tym nic zaskakującego, gdyż ówczesna amerykańska zasada brzmiała: „Tylko wioska, w której nie ma żywego człowieka, jest w pełni spacyfikowana”.

Tak na marginesie warto tu zaznaczyć, że rząd USA nigdy oficjalnie nie wypowiedział wojny Wietnamowi. Agresja na ten kraj była zwykłym na wielką skalę atakiem terrorystycznym. W wyniku tego aktu zginęło ponad 2 miliony Wietnamczyków, z czego połowa to ludność cywilna.

Art. 51 Konwencji Genewskiej mówi jednoznacznie, że ludność cywilna i pojedynczy cywile nie mogą być nigdy celem zamierzonych ataków i zabrania ataków, jeżeli przewiduje się, iż w ich wyniku mogą zginąć cywile.

Art. 52 natomiast stwierdza, że w przypadku wątpliwości co do natury celu należy przyjąć, iż jest on cywilny.


Warto to zapamiętać, gdyż Stany Zjednoczone to kraj, który świadomie łamał, łamie i będzie łamał wszelkie międzynarodowe ustawy Konwencji genewskiej. Bezkarność USA jest tu oczywista – będąc imperium militarnym żadne komisje międzynarodowe i instytucje tego typu im nie podskoczą. Trzeba powiedzieć jasno, nikt nigdy nie rozliczy ze zbrodni kraju, który jest potęgą militarną i nigdy żaden przywódca takiego kraju nie zostanie ukarany.

Nikt jeszcze tu nie dostrzeże zapewne terroryzmu takiego, jakiego dziś znamy. Ale wszystko w swoim czasie...

Od wczesnych lat 60. oprócz Wietnamu, „chrześcijańskie” Stany Zjednoczone terroryzowały również Laos i Kambodżę, bombardując te kraje niedozwolonymi środkami masowego rażenia takimi jak: bomby kulkowe, napalm, środki chemiczne i biologiczne. Bronie te (o ile można nazwać je broniami) dziesiątkowały głównie ludność cywilną.

W tamtym czasie w Stanach Zjednoczonych, na łamach czasopisma „Newsweek”, ukazał się artykuł o degradacji chrześcijaństwa, potępiając zarazem terrorystyczną politykę rządu amerykańskiego. Artykuł zawierał rysunek przedstawiający diabła wywołującego trzęsienie ziemi, które nawiedziło wówczas Amerykę Południową. Na skutek kataklizmu zginęło wiele tysięcy ludzi. Rysunek i artykuł przypisywał to diabłu, ale tuż obok diabła stał Richard Nixon, podający się za zwolennika Chrystusa, i bombardujący południowo-wschodnią Azję, na skutek czego zginęło kilkakrotnie więcej niewinnych ludzi niż w katastrofie naturalnej. Na rysunku diabeł zwraca się do Nixona, mówiąc:

  „Dotrzymanie kroku chrześcijanom, to piekło”


W roku 1969 rząd amerykański przyznał armii kilkadziesiąt milionów dolarów z przeznaczeniem na rozwój ośrodka, który miał przeprowadzać badania prowadzące do stworzenia środka biologicznego, atakującego układ odpornościowy człowieka. Dziwnym zbiegiem okoliczności kilka lat później w Afryce, odnotowano pierwszy przypadek AIDS, kiedy to zarażona małpa pogryzła człowieka. Nie czas i miejsce, by się rozwodzić nad tym, czy małpy mają skłonności do homoseksualizmu i nad tym, czy lubią dawać sobie w żyłę. Pewne jest natomiast, iż Henry Kissinger, jako doradca Amerykańskiego Biura Bezpieczeństwa, sporządził dokument wyrażający zaniepokojenie wielkością populacji w krajach Trzeciego Świata. Dokument ten pochodzący z lat 70. został odtajniony po niemal dwudziestu latach, a słowa Kissingera w nim zawarte stwierdzają jednoznacznie: „Redukcja liczby ludności krajów Trzeciego Świata jest sprawą istotną dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych”. Nie trzeba tego specjalnie komentować. AIDS najlepiej oczyszcza te kraje ze „zbędnej” dla USA ludności. Wielu zresztą uznanych naukowców jest zdania, że AIDS jest wynikiem długoletnich badań w dziedzinie bakteriologii. W roku 1986, profesor biologi Jakob Segal, opublikował książkę pt. „AIDS – zaraza amerykańskiej produkcji”, w której wykazał, że AIDS nie mógł w żaden sposób narodzić się naturalnie. Utrzymuje on, iż w tajnym laboratorium w Ford Detrick w latach 70., naukowcy będący na liście płac Pentagonu, połączyli wirusy VISNY, śmiertelne dla niektórych zwierząt, z wirusem białaczki T o nazwie HTLV – 1. Efektem tego połączenia było powstanie nowej śmiertelnej na ogromną skalę broni biologicznej. Wirus HIV nie był ani naturalny i ani przypadkowy. Skutecznie oczyszcza, zdaniem Kissingera, szumowiny krajów Trzeciego Świata tak bardzo niebezpieczne dla USA. Pentagon i rząd USA oczywiście temu zaprzeczają i mają tę przewagę, iż wszelkie dowody są niszczone i nieosiągalne dla światowych mediów. A nawet jeśli ktoś je zdobędzie, winni i tak nie zostaną ukarani.


Gdy w roku 1980 prezydentem USA zostaje Ronald Reagan, ten z miejsca rozpoczyna politykę anty libijską, mając na celu podporządkowanie sobie Kadafiego i całej Libii jako nielegalnej kolonii. Oczywiście to jeden z powodów, ale ograniczmy się do niego. Kilka miesięcy później amerykańskie myśliwce zestrzeliły dwa samoloty libijskie, podając powód, iż te były bronią terrorystów. Napięcie, nie bez powodu, ciągle rosło, aż w końcu amerykanie zbombardowali Trypolis. Stany Zjednoczone posunęły się tak daleko, że nawet oficjalnie zagroziły Libii zniszczeniem bronią nuklearną.

A tak na marginesie, za brak towarów w polskich sklepach w latach 80.odpowiedzialny jest głównie R. Reagan, gdyż nałożył wówczas na Polskę ogromne sankcje, które doprowadziły do zablokowania polskiego handlu międzynarodowego, czego efektem była napięta sytuacja wewnątrz kraju. Dodajmy do tego towary okradane nam przez ZSRR a wszystko się wyjaśnia. Ale to zbyt długa i inna, choć ciekawa historia.

W latach 80. tuż po Libii wrogiem numer jeden dla USA był Iran. Wrogo nastawiony w tym czasie do Iranu, nie przez przypadek, był także Irak. Faktu tego oczywiście rząd USA nie mógł nie wykorzystać, co doprowadziło do układów między rządem USA z Saddamem Husajnem. Mając wspólnego wroga, Stany Zjednoczone rozpoczęły zbrojenie Iraku z planami, by ten wykorzystał tę broń przeciw Iranowi. W ramach testów nowej broni Irak zagazował około 5 tys. Kurdów, co nic nie przejęło rządu USA. Wszak Saddam kota w worku nie będzie kupował. Wśród broni dostarczanej przez USA do Iraku znajdowały się m.in. bakterie wąglika, bakterie E coli, gaz paraliżujący VX, półfabrykaty chemicznych środków bojowych, ekwipunek do produkcji rakiet i ich systemów, ekwipunek do napełniania bojowym materiałem chemicznym oraz (ciężko tę informację jednoznacznie potwierdzić) materiały do produkcji broni nuklearnej. S. Husajn byłby z pewnością nadal przyjacielem USA, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że przywódca Iraku lubił od czasu do czasu przesłać kilka rakiet na tereny kontrolowane przez Izrael, naruszając tym wielką przyjaźń amerykańsko-żydowską. Było to nie do przyjęcia przez amerykańskich Żydów zakamuflowanych w Waszyngtonie. Druga, która ostatecznie dopełniła akt rozwodu Husajna z USA, to najazd Iraku na amerykańską żyłę ropy, czyli Kuwejt. Wobec powyższych incydentów Stany Zjednoczone musiały, łagodnie mówiąc, rozbroić Husajna z broni, w którą sami zaopatrzyli Irak i ratować finanse z własnej ropy w Kuwejcie, oszukując przy tym świat, że Irak posiada broń masowego rażenia i jest zagrożeniem dla reszty świata.

W roku 1985 w Nikaragui wybuchła epidemia Dengi. Jest to ostra wirusowa choroba, nigdy wcześniej nienotowana w tym kraju. Dodać należy, iż epidemia wybuchła tuż po serii amerykańskich lotów zwiadowczych nad Nikaraguą. Przypadek? W tego rodzaju przypadki nie wierzę, zwłaszcza że Reagan zapowiedział okres zbrojeniowy od 5 do 7 lat, który miał kosztować około 2 biliony dolarów. Trochę zbyt wygórowana suma, jeśli chodzi o wydatki na obronę. Chyba że Reagan przygotowywał obronę przed resztą świata lub inną galaktyką.

W roku 1991 George Bush senior, rozpoczął bombardowanie Iraku. Jak podają źródła w Iraku dokonano 112 tys. najazdów lotniczych, zrzucono ponad 141 tys. ton bomb i materiałów wybuchowych, wystrzelono 940 tys. pocisków uranowych zwykłych oraz 14 tys. pocisków uranowych dużego kalibru. Od czasu agresji Stanów Zjednoczonych na Irak, w kraju tym radioaktywność wzrosła stokrotnie. Zachorowalność na białaczkę wśród dzieci w tym kraju wzrosła o 60%, a na nowotwory złośliwe o 120%. Amerykańskie bomby miały taką siłę rażenia, że jedynie dwie z nich zrzucone na Al - Ameria Shelter zabiły, a raczej zwęgliły ponad 400 osób cywilnych. Agresorzy nawet tego zbytnio nie ukrywali, albowiem materiał z tej zbiorowej zbrodni pokazała stacja CNN. Po wycofaniu wojsk lądowych i wbrew pozorom zakończeniu wojny, lotnictwo amerykańskie i brytyjskie bombardowało Irak nadal, aż do roku 2003. Nie zapominajmy o oficjalnej kontynuacji inwazji na Irak dokonanej przez G.W. Busha juniora, syna poprzedniej. Niech nas więc nie dziwi, że niemal pół milionowa armia łącznie ze sługusami Busha (w tym Polska) tak szybko zdobyła Irak już niemal kompletnie rozbrojony.

Niech nas nie zdziwi jeszcze jeden, być może ważniejszy fakt. Ogromna nienawiść ludności Bliskiego Wschodu do USA oraz innych narodów, które przy boku USA brały udział w inwazjach na ich kraje, mordując miliony niewinnych osób cywilnych. A nie ma chyba człowieka, który dobrze życzy komuś, kto zbombardował jego kraj i zabił mu rodzinę i przyjaciół.

W roku 1998 armia USA dała o sobie znowu znać w Afryce. Wszak ropa naftowa i nie tylko, na tym kontynencie również występuje obficie. Rząd amerykański już od roku 1983 finansował i zbroił sudańskich partyzantów, aby ci przejęli władzę w Sudanie w zamian, nieoficjalnie oczywiście, za kontrolę nad złożami ropy naftowej. W tamtym czasie tylko w jednej dekadzie, za amerykańskie pieniądze i w imię ropy naftowej, zginęło 1,5 miliona ludzi. Przy czym należy dodać, udzielając pomocy partyzantom z powietrza, amerykanie zbombardowali większe miasto w Sudanie, Chartum. Nie tylko Bliski Wschód ma powody do nienawiści kraju, który winien jest śmierć i zniszczeń w ich kraju. Powody mają mieszkańcy na wszystkich kontynentach, gdzie występują bogactwa naturalne oraz ci, którzy mieszkają na terenach ściśle strategicznych, a sprawowanie kontroli nad tymi ziemiami jest bardzo istotna politycznie.

Pominę kilkaset innych agresji terrorystycznych, bo śmiało już można tak to nazwać, Pentagonu na terenie całego świata. Zbyt mało tu miejsca, by je wszystkie opisać. Masakrowanie państw małych i biednych jak Gwatemala, Grenada, Afganistan i wiele innych, budzi nienawiść do USA w każdym zakątku świata. Do USA, ale należy zauważyć, iż nie tylko, bowiem kraje europejskie jak Anglia, Francja, Holandia, Niemcy czy Hiszpania, tylko nieznacznie odbiegają od polityki Stanów Zjednoczonych. Wszystkie te kraje do niedawna żyły z podbojów kolonialnych krajów Trzeciego Świata. W mieszkańcach podbitych państw, którzy całe życie żyli życiem niewolniczym, musiała kwitnąć ogromna nienawiść i chęć zemsty. Byłoby nienormalne, gdyby było inaczej.

Podczas II Wojny Światowej, w okupowanej Polsce działało podziemie i partyzantka, która przy każdej okazji organizowała zamachy na hitlerowców i niszczyła ich ważne obiekty. Nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwie te zamachy aktami terrorystycznymi ani nie nazwie polskich partyzantów terrorystami. Nikt, oprócz samych Niemców oczywiście. Dziś sprawa z pojmowaniem słowa terroryzm, wygląda podobnie.

Po upadku ZSRR równowaga militarna na świecie została zachwiana, ale wyścig zbrojeń nie zakończył się, jak niektórzy sądzą. Armia USA na cele wojenne przeznacza rocznie blisko 400 miliardów dolarów. Dla porównania Rosja jedyne, choć dla nas ogromne, około 60 miliardów. Trzeba śmiało nazwać rzeczy po imieniu, te pieniądze nie są przeznaczane na obronę, ale na kolejne ciche wojny i bombardowanie kolejnych krajów, gdzie znajdują się bogate złoża ropy, gazu i innych cennych towarów. Za sumę 400 miliardów dolarów, można z powodzeniem wymordować wszystkich mieszkańców, tak groźnych dla USA zdaniem Kissingera, krajów Trzeciego Świata i przygotować się na podboje innych krajów. Inne kraje, bogatsze i muzułmańskie już to dostrzegły.

Bush, szukając pretekstu i przekonania opinii publicznej do słuszności ataku na Irak, wymyśla historię o posiadaniu przez Husajna broni masowego rażenia, którą zamierza użyć na inne kraje i podbić co najmniej Bliski Wschód z Izraelem włącznie. Jako dowód pokazuję zdjęcia z satelity, których jakość jest gorsza od zdjęć sprzed I Wojny Światowej. Wspaniale, tyle że świat nie zwraca uwagi, iż w tym okresie w Iraku, przebywający tam inspektorzy rozbrojeniowi ONZ, niczego nie znajdują oprócz broni typowo przeznaczonej do samoobrony. Inspektorzy znajdują także inną broń jak pociski Al Samud-2, do których Husajn nie przyznaje się i są one oficjalnie niszczone. Rada Bezpieczeństwa ONZ ogłasza ostatecznie, że Irak nie posiada broni masowego rażenia, o czym Bush wiedział doskonale. W tym czasie w parlamencie brytyjskim, co do ataku na Irak, zdania są bardzo podzielone, a Harold Pinter oświadczył: „Bush i jego klika, szykują się do tego, aby kontrolować cały świat i jego bogactwa naturalne mając gdzieś, ilu ludzi trzeba będzie zamordować, by ten cel osiągnąć”. Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, jednak trzymał z Bushem, bowiem agresję na Irak poparł.

Agresja Busha juniora na Irak, w świetle prawa międzynarodowego, również była całkowicie bezprawna. Można z czystym sumieniem nazwać ją zmasowanych atakiem terrorystycznym. Przypomnę, że również wzięliśmy w niej udział. Kilka lat wcześniej Stany Zjednoczone nałożyły na Irak sankcje, które doprowadziły do śmierci głodowej około milina Irakijczyków. Bush, a co za tym idzie i media przychylne Bushowi, na świat ogłaszał, iż za biedę w Iraku odpowiedzialny jest S. Husajn. Oczywiście część prawdy w tym jest, ale o winie USA nikt nigdy i nigdzie nie wspomniał w tamtym czasie. Zwłaszcza że przed tym okresem nikt w Iraku nie narzekał na aż tak wielką biedę. Potwierdzi to każdy Polak, który przed tym okresem był w Iraku na kontrakcie. Pomijając jednak to, wróćmy do argumentów agresji Busha, oprócz tej z września 2001.

Tuż przed samym atakiem koalicji Busha na Irak, rada Bezpieczeństwa ONZ jeszcze raz wypowiedziała się jednoznacznie – NIE. Żeby świat nie miał złudzeń co do stanowiska ONZ, sekretarz generalny ONZ ostatecznie i oficjalnie powiedział: „Irak nie posiada żadnej broni masowego rażenia, która zagraża światowemu bezpieczeństwu. Nie widzę żadnych powodów do akcji militarnych teraz”. Bush jednak nie pozwolił dokończyć pracy inspektorom rozbrojeniowym, bojąc się, że ci znajdą jedynie broń amerykańską, którą Stany Zjednoczone nielegalnie dostarczały Husajnowi, z przeznaczeniem użycia na Iran. Otumania przywódców takich państw jak Francja, Kanada, Anglia, Niemcy i, a jakże Polska, i napada na Irak w 2003 roku, zapowiadając krótką wojnę mającą na celu jedynie obalenia rządów S. Husajna. Jak wszyscy wiemy, ta wojna trwa do dziś i pochłonęła miliony niewinnych osób, głównie cywilnych. Można się domyślić, że ci, którzy przeżyli do dziś, a którzy stracili w wieloletniej wojnie bliskich, żyją nieposkromioną żądzą zemsty na ludności krajów, którzy na nich napadli.

Oczywiście nie pochwalam aktów terroru czy zemsty na niewinnych ludziach, a wręcz przeciwnie. Moim celem jest tu jedynie i aż dowieść, iż akcja wywołuje reakcję, i że nic nie dzieje się przez przypadek. Z jednej i drugiej strony zawsze giną ludzie niewinni, a odpowiedzialność za ofiary zawsze ponoszą rządy. Rządy jednak są nietykalne i tak będzie zawsze, gdyż narody poszkodowane są tak manipulowane, by tego nie dostrzegały, a giną niewinni.

W lipcu 2016 roku doszło we Francji w Nicei do zamachu, który wszyscy pamiętamy. Tragedia niewinnych ludzi różnych narodowości ogromna, a sami Francuzi pytali „dlaczego”? Odpowiedzi udzielił sam prezydent Francji Francois Hollande, zapowiadając zwiększenie bombardowania Syrii i działań wojennych w Iraku. To bardzo ważne, ale Francuzi i inne narody tego nie dostrzegają. Przypomnę, że działania wojenne w Iraku z udziałem francuskiej armii trwają od roku 1991, a w Syrii od 2011. Zatem Hollande przyznał tym, iż Francja jest w stanie wojny z tymi krajami. Nie przyznał jednak, że wojna ma dwa fronty i że za zamachy we Francji nie odpowiadają sami zamachowcy, ale on sam jako prezydent kraju, który zabija niewinnych ludzi na ich własnym terenie.

Tylko idiota nie weźmie pod uwagę faktu, że zapraszając uchodźców z krajów, w których zabija się niewinnych cywili, nie "przecisną" się bojownicy walczący o własny kraj lub zwykli cywile, ale jedynie z ogromną żądzą zemsty. Oczywiście to jedno z wyjaśnień współczesnych ataków terrorystycznych na terenie krajów Unii Europejskiej, albowiem tu sprawa jest bardziej skomplikowana na tyle, iż nie można oprzeć się wrażeniu, celowego sprowadzania emigrantów, a wśród nich zamachowców. Pominę tu kwestię kulturowe i religijne, choć to też ważny element, albowiem każda kultura i religia od zawsze chciała dominować bez względu na liczbę ofiar kultury i religii przeciwnej. Tu trzeba być obiektywnym i przyznać, że nie ma usprawiedliwienia dla Kościoła katolickiego, Islamu czy Judaizmu. Każda z tych religii jest zbrukana krwią religią pozostałych. Trzeba jednak jasno powiedzieć, iż wyrównanie liczebności ludzi tych religii, prowadzić będzie do walki o dominację jednej z nich. I to jest pewniejsze nawet niż śmierć i podatki. Po wpuszczeniu/zaproszeniu odpowiedniej liczby ludzi odmiennej kultury wystarczy organizować systematycznie na różnych terenach zamachy, podkreślając ich religijny aspekt (Allah Akbar), by po jakimś czasie konflikt przerodził się w prawdziwą wewnętrzną wojnę dwóch kultur. Tak, dwóch. A co z trzecią? Czy ta trzecia siedzi cicho i nie wtrąca się? Odpowiedź brzmi NIE. Trzecia ma swoich przedstawicieli w rządach krajów, które masowo zapraszają emigrantów na tereny odmiennej kultury, wiedząc, że do konfliktu dojść musi. I co najważniejsze, ma swoich przedstawicieli w samym centrum dowodzenia Unią Europejską, Brukseli. Oczywiście nic nie stawiam za pewnik, to już każdy sam musi ocenić, patrząc na wydarzenia obiektywnie i z różnych perspektyw. Chcę jedynie tu zaznaczyć, iż to, co obecnie obserwujemy, a niektórzy z nas są ofiarami zamachów, to jedynie podkład pod coś większego, groźniejszego i bardzo tragicznego. I to nie my za to odpowiadamy, ale rządy, które wiedzą doskonale, do czego to prowadzi, a być może nawet robią to celowo.

Warto w tym miejscu wrócić i wspomnieć polski udział w wojnie o amerykańską ropę i wpływy na Bliskim Wschodzie. Śmiało można powiedzieć, iż polscy żołnierze walczyli w Iraku nie do końca legalnie. Skoro w Polsce mamy demokrację, to mówi ona wyraźnie, iż większość społeczeństwa ma rację i należy się liczyć z głosem narodu. W dniu, w którym prezydent Kwaśniewski i premier Miller wysłali polskie wojsko do Iraku, 78% społeczeństwa było przeciw wojnie i przeciw wysłaniu polskich żołnierzy. Jest to zdecydowana większość, zwłaszcza że Polska nie była w stanie wojny z Irakiem, a wręcz przeciwnie. Po drugie, Art. 26 Konstytucji RP mówi wyraźnie: „Siły zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”. Może coś przeoczyłem, ale z tego, co mi wiadomo, Husajn nie zamierzał napadać na Polskę i naruszać naszych granic, a układy z Irakiem, Polska miała zawsze raczej przyjazne z dużą ilością kontraktów pracowniczych. Art. 136 natomiast, mówi, że siły zbrojne RP mogą być użyte jedynie do obrony kraju. Fakt, Polska należy do NATO, z tym tylko, że NATO nie brało udziału w agresji na Irak, więc i tu nie mieliśmy prawa się wtrącać. Jeśli mało, to proszę Art. 116: „Sejm może podjąć uchwałę o stanie wojny jedynie w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub gdy z umów międzynarodowych wynika zobowiązanie do wspólnej obrony przeciwko agresji”. Wszystko, więc wyklucza legalny udział Polski w tej wojnie, gdyż wzięliśmy udział w napaści, a nie obronie. Usprawiedliwić można jedynie pojedyncze konkretne akcje i nic więcej. 

W Polsce na szczęście i oby tak zostało, do tej pory nie doszło do zamachów. Trudno powiedzieć co będzie w bliskim czasie, a to uzależnione jest głównie od tego, czy narody Europy Zachodniej zrozumieją istotę zamachów i plany działania własnych rządów. Jeśli narody te nie przeciwstawią się legalnemu zapraszaniu ludzi, którzy ich zabijają, Europa już dziś jest stracona. Wtedy nikogo już nie będzie obchodziło, czym jest i kto finansuje tak zwane ISIS, która istnieje jedynie po to, by zmanipulować Europejczyków i przyznać się do zamachów, które organizowane są całkiem gdzie indziej. A jak wiadomo najciemniej zawsze pod latarnią.

Prawdziwi terroryści chodzą w białych, czystych koszulach i krawatach, niezabrudzonych krwią z zewnątrz. Wszyscy ich znamy widząc na co dzień, klepiących się z uśmiechem po ramionach, nie zdając sobie sprawy, kim tak naprawdę są. Nigdy, póki sami tego nie zrozumiemy.