16.07.2018

Zastrzelony neandertalczyk




Specjaliści od balistyki końcowej i lekarze sądowi potwierdzają, że otwór w czaszce człowieka pierwotnego, pomimo iż jest to wbrew logice i znanej nam historii pochodzenia człowieka, mógł powstać wskutek działania pocisku wystrzelonego z dużą prędkością.


Czaszka Człowieka z Kabwe z otworem jak po kuli z broni palnej
Czaszka Człowieka z Kabwe     Fot. Nature
W 1921 roku, podczas prac w kopalni cynku i żelaza w Broken Hill w północnej Rodezji (obecnie Kabwe w Zambii), na głębokości 18 metrów natrafiono na ludzkie szczątki. Odkrycia dokonał szwajcarski górnik Thomas Zwigelaar, a w skład jego znaleziska wchodziła kość piszczelowa i kości udowe, kość krzyżowa, górna szczęka oraz czaszka z tajemniczym, okrągłym otworem wyglądającym jak po kuli wystrzelonej z broni palnej, z lewej strony czaszki. Po przeciwnej stronie czaszki kość jest roztrzaskana od wewnątrz, co jest bardzo charakterystyczne do obrażeń dzisiejszych ofiar morderstw, gdy pocisk przebija czaszkę z jednej strony na wylot, roztrzaskując przeciwną stronę czaszki od środka. W dzisiejszych czasach biegli sądowi badający zwłoki ofiar z takimi charakterystycznymi cechami, nie mają żadnych wątpliwości, że śmierć nastąpiła wskutek postrzału z broni palnej w głowę. Problem w tym, że znaleziona czaszka pochodzi, według najnowszych oficjalnych analiz z okresu między 130 000 a 300 000 lat.

Odkrycie od samego początku budziło wiele kontrowersji oraz wymuszało zadania łańcucha niewygodnych pytań w większości pozostających bez jednoznacznych odpowiedzi. Przede wszystkim wiek czaszki oraz do kogo należała, a że początkowo nie chciano przyznać się do błędnego nazewnictwa, uznano za stosowne dopasować czaszkę do konkretnego gatunku. Wiek kości początkowo oceniano na 1,5 - 2,5 miliona lat, jednak porzucono tę tezę ze względu na zbyt rozrośnięty mózg. Z powodu dużego podobieństwa do neandertalczyka, wskazywały na to cechy czaszki, dość długo niektórzy specjaliści utrzymywali wiek pochodzenia szczątków na minimum 40 000 lat. Początkowo uznawano nawet, że czaszka należała do przodka neandertalczyka z powodu cech wspólnych Homo erectus, chociaż ta ma zbyt spłaszczoną twarzą, a cechy wspólne z Homo sapiens wprawiało naukowców w zakłopotanie. Neandertalczyk? Ale przecież nowoczesne analizy wykazują, że neandertalczyk nie mógł być przodkiem człowieka. Sam neandertalczyk jest do dziś zagadką dla nauki, gdyż rozwinął się niezależnie od dawnego człowieka, opanował Eurazję na niemal 300 000 lat, i... nagle w niewyjaśniony sposób około 30 000 lat temu znikł z powierzchni ziemi. Dlaczego nie przetrwał i nie rozwinął się jak człowiek, pomimo że cechowała go większa objętość mózgu? Nikt nie potrafi na to odpowiedzieć. Człowiek pierwotny? Przodek neandertalczyka? Neandertalczyk? Nic nie pasowało do szczątków znalezionych w dzisiejszym Kabwe. Dla wygody i jednocześnie nie przyznając się do niemocy w identyfikacji skamielin, powstała nazwa Człowiek z Kabwe lub Człowiek z Broken Hill, a wiek szczątków ostatecznie oceniono na 130 000 - 300 000 lat.

Nie powinno nas to zbytnio dziwić, wiedząc, że świat nauki jak każda rzecz ma dwie strony medalu. Przeważnie widzimy tę jasną, promieniującą stronę nauki, gdy ta potrafi odpowiedzieć na każde pytanie. Zapewniam jednak, że druga, ciemna strona jest ukrywana wówczas, kiedy świat domaga się jednoznacznej odpowiedzi, a nauka milczy nie dlatego, że nie zna odpowiedzi, ale dlatego, że odpowiedź może być zaprzeczeniem tego, co już uznano za fakt dokonany. Możemy zatem z odwagą mówić o wielkim szczęściu, że odkrycie szwajcarskiego górnika Thomasa Zwigelaara ujrzało światło dzienne. Zazwyczaj niewygodne dla nauki artefakty, które zaprzeczają ustalonej już chronologii zdarzeń, kończą w zatęchłych piwnicach współczesnych muzeach lub są niszczone. Być może zawdzięczać to powinniśmy czasopismu Nature, w którym 14 listopada 1921 roku, Dr. Arthur Smith Woodward zamieścił artykuł A New Cave Man from Rhodesia, South Africa, opisując odkrycie. Reakcja łańcuchowa informacji o odkryciu obiegła świat, który oczekiwał odpowiedzi na trudne pytania.

Co pewnego wiemy o Człowieku z Kabwe?


Właściwie nic oprócz tego, że żył co najmniej wiele tysięcy lat temu i możemy wrzucić go do akt ludzi pierwotnych. Największa zagadka jednak wciąż tkwi nie w samym życiu owego jaskiniowca, ale jak umarł. Uczeni z dziedziny medycyny nie mają złudzeń co do tego, że Człowiek z Broken Hill nie umarł śmiercią naturalną. Nie z takim obrażeniem czaszki, który jednoznacznie wykazuje cechy przebicia czaszki, kulą wystrzeloną z dużą prędkością. Skoro uczeni uznali, że szczątki pochodzą sprzed tysięcy lat, to jakim cudem czaszka posiada obrażenia znane nam współcześnie po użyciu broni palnej? Najstarsza znana nam broń palna z lufą z brązu pochodzi z Chin, z roku 1288. Ale przecież człowiek pierwotny nie mógł posiadać umiejętności wyrobu czegokolwiek z brązu, zwłaszcza że sam proch wynaleziono w IX wieku, również w Chinach. Jedyna znana nam broń sprzed tysiącleci to maczugi oraz kamienie. Skąd więc takie obrażenia u człowieka jaskiniowego? Badania wykazują, że praczłowiek z gatunku Homo erectus wynalazł oszczep, a także miotacz oszczepów oraz metodę osadzania kamiennych ostrzy w drewnianej rękojeści. Homo heidelbergensis sprzed 400 tys. lat potrafili wytwarzać broń z drewna. Odkrycia archeologiczne koło Hanoweru dowiodły, że drewniana broń jak na tamte czasy była dość zmyślna, a odkopano nawet wyrzutnie drewnianych oszczepów o zasięgu do kilkudziesięciu metrów. To jednak za mało, by osiągnąć efekt jak po pocisku z rewolweru.

Czy wobec takich znalezisk, gdzie wiek nie pasuje do ówczesnej technologii, mamy prawo przypuszczać, że coś jest przed nami ukrywane? Oczywiście odrzucam cokolwiek, co może mieć wspólnego z teoriami spiskowymi. Bardziej pochylić się można ku sugestii, że historia już zapisana, uznana, przypieczętowana, nie ma prawa ulegać zmianie, nawet jeśli jest fałszywa. A co z prehistorycznymi przekazami, gdzie jasno mamy wskazane poszlaki przemawiające za tym, że pradawne cywilizacje miały dużo obszerniejszą wiedzę, niż sądzimy? Wiedzę nawet w tak trudnych i skomplikowanych dziedzinach jak genetyka, co opisałem w notce Genetyka - nauka prehistorycznych bogów i naukowców jutra.

9.07.2018

Klimatyczna wojna



Władze Iranu twierdzą, że ich kraj został zaatakowany przez Izrael bronią klimatyczna.


Projekt badawczy na Alasce HAARP
HAARP Źródło: YouTube

Czy niegdyś uważane za wytwór fantazji wojny klimatyczne, to już celowe działania, by osłabić wrogi kraj gospodarczo?


Dla władz Iranu susza nękająca ich kraj w ostatnim czasie nie jest przypadkowa, a za ingerencję w ich deszczowe chmury oskarżają Izrael. Generał brygady Gholam Reza Jalali, szef irańskiej organizacji obrony cywilnej, powiedział, że zmieniający się klimat w Iranie jest co najmniej "podejrzany", a już na pewno nie ma podłoża naturalnego. Za zmiany klimatyczne, które coraz częściej powodują w Iranie przedłużające się susze, oskarża Izrael, który ma działać wraz z innym, niesprecyzowanym krajem na szkodę irańskiej gospodarki.

"Podejrzewamy, że ingerencja zagraniczna odegrała zasadniczą rolę zmiany klimatu nad terenami Iranu. Izrael i inny kraj w regionie mają wspólne zespoły naukowców, które pracują nad tym, by chmury wchodzące na irańskie niebo były bezdeszczowe. Bez wątpienia stoimy wobec problemu kradzieży chmur i śniegu". - Powiedział Gholam Reza Jalali.

Na poparcie swego oskarżenia, jak podaje DailyMail, generał Gholam Reza Jalali przedstawia szereg danych, z których wynika, iż od pewnego czasu wszystkie obszary górskie pomiędzy Afganistanem a Morzem Śródziemnym pokrywa śnieg, z wyjątkiem Iranu. Generał stwierdza wprost, że nie może to być naturalnym zjawiskiem, który dotyka jedynie teren Iranu, i kieruje sprawę do naukowego wyjaśnienia, co ma być potwierdzeniem jego przypuszczeń, że Izraela używa nowoczesnej broni klimatycznej.

Zarzuty generała o kradzież chmur deszczowych nie były pierwszym przypadkiem, gdy irański urzędnik oskarżył wrogów kraju o kradzież deszczu. Podobne przypuszczenia miał były prezydent Mahmud Ahmadineżad, który w 2011 roku oskarżał kraje europejskie, o używanie broni klimatycznej, co miało wywołać suszę w Iranie.

"Dziś nasz kraj zmierza w kierunku suszy, która jest częściowo wynikiem przemysłu i częściowo celowego działania, w wyniku zniszczenia przez wroga chmur zmierzających w kierunku naszego kraju i jest to wojna, którą Iran zamierza przezwyciężyć" - mówił Mahmud Ahmadineżad.

Irańscy naukowcy dość sceptycznie podchodzą do celowego ataku Izraela na Iran. Nie wykluczają takiej możliwości, ale bardziej biorą pod uwagę naturalne zmiany klimatyczne, które w ostatnich latach dotykają w podobny sposób inne tereny, a samo ocieplenie klimatu też ma znaczenie.

Czy Izrael zaatakował Iran bronią klimatyczną? Na to pytanie odpowiedzi nie ma i być może w ogóle nie będzie. Zawsze jednak podczas tego typu incydentach, powraca temat możliwości zaatakowania wroga cichą bronią klimatyczną, a za wszystko obarczyć można samą Naturę. A jeśli mowa o broni klimatycznej, nie można pominąć najsłynniejszego projektu HAARP.

HAARP, High Frequency Active Auroral Research Program (Wysokoczęstotliwościowe Aktywne Badania Zorzy Polarnej), to kompleks 180 anten radiowych o potędze 3.6 MW, zajmujący teren około 35 akrów. W projekcie tym działają: IRI (Ionospheric Research Instrument - narzędzie dla badania jonosfery), ISR (Incoherent Scatter Radar - wysokoczęstotliwościowy radar) i współczesne badawcze narzędzie geofizyczne ELF.

Słowo HAARP najczęściej słyszymy, gdy na Ziemi dojdzie do potężnej katastrofy naturalnej. Potężne trzęsienie ziemi, potężna siła wiatru czy nawet anomalne zmiany klimatyczne na danym terenie. Dlaczego tak jest? Może dlatego, że to być może jedyny projekt na świecie, który potrafi wywołać potężną katastrofę.

HAARP jest bez wątpienia najpotężniejszym na świecie narzędziem dla oddziaływania na jonosferę. Niektórzy wojskowi uważają, że jest ona bronią geofizyczną albo jonosferyczną. Stacja HAARP rozpoczęła swe działanie w roku 1997. Od tego czasu, może zbieg okoliczności, na całym świecie zaczęto odnotowywać najpotężniejsze katastrofy.

Warto przypomnieć największe klęski żywiołowe po roku 1997


  • Rok 1999. Trzęsienie ziemi w Turcji o magnitudzie 7,6 w skali Richtera doprowadziło do śmierci ponad 20 tysięcy osób.
  • Rok 2001. Trzęsienie ziemi w Indiach o magnitudzie 7,9 w skali Richtera doprowadziło do śmierci ponad 20 tysięcy osób.
  • Rok 2003. Trzęsienie ziemi w Iranie. Szacuje się, że ofiar śmiertelnych było ponad 50 tysięcy, pomimo że oficjalnie podano liczbę 26 tysięcy osób. Siła trzęsienia ziemi w skali Richtera wynosiła 6,6 stopni.
  • Rok 2003. Huragan Isabel uśmiercił 16 osób. Maksymalna prędkość wiatru wyniosła 315 km/h, a najniższe ciśnienie – 915 hPa.
  • Rok 2003. Fala upałów w Europie doprowadziła do śmierci od 30 do 50 tysięcy osób. W tym przypadku ciężko oszacować dokładną liczbę ofiar. Upały najbardziej dotknęły Francję, Włochy i Hiszpanię, ale anomalia odczuwana była w całej Europie. W tym okresie odnotowane zostały rekordowe temperatury w wielu krajach. Dla przykładu we Francji 44 stopnie Celsjusza.
  • Rok 2004. Tsunami na Oceanie Indyjskim. Liczba ofiar ponad 230 tysięcy osób.
  • Rok 2005. Trzęsienie ziemi w Pakistanie osiągnęło siłę 7,6 stopni i pochłonęło życie ponad 80 tysięcy osób.
  • Rok 2008. Cyklon Nargis uderzył w Birmę 2 maja 2008 roku. Wiatr towarzyszący zjawisku miał prędkość 190-240 km/h. Liczba ofiar ponad 146 tysięcy osób.
  • Rok 2008. Trzęsienie ziemi w Syczuanie o magnitudzie 8,0, uśmierciło ponad 69 tysięcy osób.
  • Rok 2010. Kolejna rekordowa fala upałów w Europie, chociaż właściwie należy tu powiedzieć, iż tym razem upały ogarnęły niemal całą północną półkulę. Najbardziej falę gorącego powietrza odczuła Rosja, a ogólną liczbę ofiar szacuje się na ponad 50 tysięcy osób.
  • Rok 2010. Trzęsienie ziemi w Haiti uśmierciło ponad 316 tysięcy osób.
  • Rok 2011. Rekordowe trzęsienie ziemi w Japonii o magnitudzie 9,0, które wywołało potężne tsunami. Ponad 18 tysięcy ofiar.
  • Rok 2018. Aktualnie jesteśmy świadkami kolejnych rekordowych upałów w Europie, którym towarzyszą liczne, ogromne i śmiercionośne pożary. Oszacowano, że na skutek upałów śmierć mogło ponieść około 50 tysięcy osób. 
  • Rok 2018. Trzęsienie ziemi o sile 6 stopni w skali Richtera nawiedziło Iran.
  • Rok 2018. Każdego roku w powodziach spowodowanych deszczami monsunowymi w Indiach ginie kilkadziesiąt osób. Rok 2018 jest rokiem rekordowym pod tym względem. Specjaliści twierdzą, że takich powodzi w Indiach nie było od stu lat. W tym roku od maja w siedmiu stanach zginęło już ponad tysiąc osób.
  • Rok 2018. Tajfun Jebi uderzył w Japonię. Jebi jest najsilniejszym od 25 lat tajfunem, który nawiedził Japonię. 
  • Rok 2018. Trzęsienie ziemi w Japonii (Hokkaido) o sile 6,7 stopni w skali Richtera.
  • Rok 2018. Trzęsienie ziemi w Indonezji o magnitudzie 7,5 wywołało fale tsunami sięgające sześciu metrów. W kataklizmie śmierć poniosło około 1600 osób.


Przypuszcza się nawet, że HAARP to broń, która pozwala zniszczyć wszystkie satelity i międzykontynentalne pociski balistyczne. Sprowadzać na wybrany cel falę promieniowania równie niszczącego jak bomba nuklearna. Zaglądać głęboko pod ziemię. Manipulować pogodą. Oddziaływać na umysły milionów ludzi. Taka broń byłaby w stanie zniszczyć całe narody bez jednego strzału w taki sposób, że nikt nawet nie dostrzegłby ataku. Każda armia na świecie chciałaby posiadać tak potężną broń, zwłaszcza że żyjemy w czasach ogromnego zagrożenia, co dość szczegółowo opisałem w notce Geneza terroryzmu.

Pytanie tylko, czy HAARP jest taką bronią, czy jedynie najsilniejszym na świecie przetwornikiem wysokiej mocy i wysokiej częstotliwości do badania jonosfery? Aby na to pytanie odpowiedzieć, należy bardziej szczegółowo poznać historię powstania projektu, i spróbować wyciągnąć wnioski. Wielu uczonych sprzed niemal wieku uważają, że tak zwana katastrofa tunguska, miała wiele wspólnego z dzisiejszym projektem na Alasce. Oczywiście wówczas HAARP jeszcze nie istniał, ale eksperymentował wtedy Nikola Tesla, który ma wiele wspólnego z dzisiejszym projektem, co opisałem w notce HAARP – Projekt Naukowy czy Wojenny.

5.07.2018

Nawiedzona ogniem Sycylia



Mieszkańcy wioski Canneto w północnej Sycylii, zaniepokojeni są powrotem pożarów, których przyczyn nikomu nie udało się wyjaśnić.


Pożar we włoskiej wiosce na Sycylii, Canneto di Caronia
Pożar w Canneto di Caronia
Ciężko tu nawet mówić o zaniepokojeniu. Mieszkańcy wioski Canneto, są wręcz przerażeni, obawiając się powrotu niewyjaśnionych nigdy pożarów, które już nawiedzały ich domy. Obecne przypadki nagłych samozapłonów władze próbują tłumaczyć naturalnymi przyczynami, a media nie nagłaśniają pojedynczych przypadków spontanicznego pojawiania się ognia, nie chcąc ponownego rozgłosu na cały świat. Być może słusznie władze wpływają na media, by te nie robiły ponownie afery, gdyż tym razem wszystko można wyjaśnić logicznie. Wszak pożary występują w każdej części świata, więc naturalne jest, że i rejon północnej części Sycylii nie jest wolny od naturalnych żywiołów. Mieszkańcy nadmorskiej wioski jednak mają w pamięci zdarzenia z przeszłości, których nigdy nikomu nie udało się wyjaśnić, a oni sami stali się ofiarami samozapłonów jakby znikąd, co przed laty wywołało nie lada zagadkę dla świata nauki, jak również badaczy zjawisk paranormalnych.

Niewyjaśnione pożary w Canneto di Caronia z przeszłości


Dym z okna w Canneto di Caronia
Dym z okna w Canneto
Wszystko zaczęło się dość niewinnie i naturalnie. Przypadek jakich wiele w każdym rejonie świata. Na początku 2014 roku w wiosce Canneto w prowincji Mesyna w północnej Sycylii, w jednym z mieszkań nagle uległ spaleniu telewizor. Zdarzenie w niczym niezwykłe mając na uwadze wady starszych urządzeń. W Polsce wszyscy znamy takie przypadki z jeszcze nie tak odległej przeszłości. Jeśli nie każdy spotkał się z wybuchającymi telewizorami w dawnej Polsce, to na pewno każdy słyszał o takich przypadkach. I choć jeszcze nie można dopatrywać się tu niczego nadzwyczajnego, to sytuacja bardzo szybko staje się nietypowa, gdyż ten jeden telewizor zapoczątkował całą serię niewyjaśnionych samozapłonów innych przedmiotów i urządzeń w całej miejscowości Canneto di Caronia. Już na drugi dzień po pożarze telewizora w domu Nino Pezzino, mieszkańcy nadmorskiej wioski zaczęli donosić o innych niezwykłych zdarzeniach, których byli świadkami. Telefony same dzwoniły i same się wyłączały. Ktoś inny spanikowanym tonem opowiadał sąsiadowi o tym, że tuż przed świtem z balkonu obserwował szybko poruszającą się kulę światła tuż na morską wodą, a rozmowę przerwał sygnał nadjeżdżającego kolejnego wozu strażackiego w kierunku Canneto. Miejscowa straż pożarna całe swe siły w jednym czasie skupiła na jednej nadmorskiej mieścinie, gdzie naoczni świadkowie uparcie twierdzili, że ogień w ich otoczeniu pojawiał się nagle i bez żadnych przyczyn. Firanki w oknach, wnętrza szaf, papiery na biurkach, materace i koce bez żadnej wyraźnej przyczyny nagle zaczynały płonąć. Bez żadnego logicznego wyjaśnienia i bez ostrzeżenia ogień nieregularnie pojawiał się samoczynnie.

Ogień nie przebierał w środkach a jakieś logiczne wyjaśnienie, przyczyna, musi być. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, winny zawsze człowiek i tajemnicze pożary starano się wyjaśnić zwykłymi podpaleniami lub próbowano wmawiać ludności, iż ci nieumiejętnie obchodzili się z ogniem. Szybko jednak porzucono te hipotezy, gdyż zbyt wiele było naocznych świadków upierających się przy zdaniu, że widzieli, jak ogień pojawiał się samoczynnie tam, gdzie właściwie nie powinien. Płonęły lodówki, radia, wspomniane już telewizory, łóżka, a nawet samochody parkowane na parkingach. Jeden z policjantów oświadczył nawet, że gdy patrolował dzielnicę, jego spodnie samoistnie zaczęły płonąć. Sprawy zbagatelizować się nie dało i powzięto wszelkie środki bezpieczeństwa, w tym także odcięto całkowicie prąd, myśląc, iż przyczyną ognia była wada instalacji elektrycznej. Nic to jednak nie dało. Ogień wciąż pojawiał się na oczach świadków, a wraz z samozapłonami, mieszkańcy opowiadali o innych niewyjaśnionych fenomenach. Widzieli szybko poruszające się obiekty nad morzem, jak i nad lądem, niektórzy słyszeli dziwne dźwięki, których źródeł nie udało się ustalić, a także opowiadano i samoistnym przemieszczaniu się różnych przedmiotów. Zbiorowa halucynacja nie mogła wchodzić w grę, albowiem płomienie widział każdy. Nie można też było ignorować innych fenomenów, objawiających się w postaci zwęglonych korzeni roślin oraz licznych odnotowań śmierci mniejszych zwierząt hodowlanych. A skoro padały zwierzęta, pojawiło się zagrożenie życia dla miejscowej ludności.

Dziwne incydenty nie ustawały a do Canneto przybyli licznie dziennikarze szukający sensacji oraz specjaliści od wulkanologii, fizyki, elektryki, elektromagnetyzmu, geofizyki, a nawet sprowadzono znanego egzorcystę, o. Gabriela Amortha mając coraz większe przekonanie, że tu działają siły nieczyste. Egzorcysta nie pomógł, a uczonym nie udało się rozwiązać zagadki spontanicznie wybuchających pożarów.

"Stałem wraz z policjantami, gdy doszli do nas dziennikarze, by zadać pytania na temat pożarów. Na naszych oczach, wszyscy to widzieliśmy, jak przedmioty same zaczynały płonąć. Cóż mogę dodać na temat. Wszyscy to widzieliśmy". - Oświadczył burmistrz Caronii, Calogero Beringheli.

Na jakiś czas musiano ewakuować całą ludność feralnej miejscowości. Uczeni wciąż byli w kropce. Nie potrafili znaleźć naukowego wyjaśnienia. W 2007 roku, jedna z włoskich gazet zamieściła artykuł, w którym za tajemnicze pożary obwiniano (właściwie nie wykluczano), samych kosmitów. Ustalono bowiem, że pożary musiały wywołać silne emisje elektromagnetyczne, które nie zostały wytworzone przez człowieka. Początkowo podejrzewano wojskowe eksperymenty przeprowadzane na terenach morskich, lecz wojsko zaprzeczało, by dokonywano jakichkolwiek prób z użyciem pola elektromagnetycznego. Biorąc pod uwagę, że w Stanach Zjednoczonych przeprowadzano takie eksperymenty już w latach 40., pod nazwą Eksperyment Filadelfijski, należy brać pod uwagę, iż nie jest to wcale wykluczone. Zawsze lepiej podać fantastyczne wyjaśnienie, by ukryć rzeczywistość.

Wszystko powróciło do normy na kilka lat, aż do 2014 roku, gdy to mieszkańcy tej samej miejscowości zaczęli uskarżać się ponownie na tajemnicze pożary niewiadomego pochodzenia. Zagadka sprzed dziesięciu lat powróciła równie nagle, jak zniknęła w 2004 roku. Pojawili się także uczeni z nowocześniejszą aparaturą do różnych pomiarów. Wyniki nieznacznie odbiegały od siebie, a specjaliści z różnych dziedzin potwierdzali wcześniejsze badania, stwierdzając, iż za pożary odpowiedzialne są silne promieniowania, którego źródła nie ustalono. Dopatrywano się "czegoś" nieznanego pod ziemią tuż pod wioską Canneto, co mogła emitować w nieregularnych odstępach czasowych bardzo silne promieniowanie elektromagnetyczne. Żadnego pewnika jednak nie ustalono poza tym, że wieś została dotknięta oddziaływaniem elektromagnetycznym o sztucznym pochodzeniu, które może generować skoncentrowane wiązki energii o bardzo silnym natężeniu. Naukowcy są także zgodni co tego, że źródłem tak intensywnego pola nie może być sama natura.

Powracają zatem pytania będące wciąż bez odpowiedzi. Raport Obrony Cywilnej nie wykluczył ingerencji obcych, ale to jest zbyt naciągane i zbyt, powiedzmy niedorzeczne. A jeśli nie obcy, to kto? Silne pole nie bierze się samo z siebie, a Włoskie Siły Zbrojne nabierają wody w usta, i raczej wolą wyjaśnienia o ingerencji obcych, byle tylko oddalić jak najdalej podejrzenia od siebie. Hipoteza przemawiająca za wojskowymi eksperymentami wcale nie jest bezpodstawna, albowiem w Sigonelli znajduje się baza NATO, a w Niscemi zainstalowany jest amerykański system radiowy MUOS (Mobile User Objective System). Czym jest MUOS? W ubogim skrócie, to system SATCOM o bardzo wysokiej częstotliwości (UHF); (zakres częstotliwości od 300 MHz do 3 GHz), obsługujący przede wszystkim Departament Obrony Stanów Zjednoczonych (DoD).

Czy powinno nas zatem dziwić, że zagadka nie powinna być rozwiązana?

Oficjalnie tajemnica pozostaje niewyjaśniona. Nieoficjalnie komuś bardzo zależy na tym, aby nie została rozwiązana nadal. A najbardziej pokrzywdzonych, którzy obawiają się powrotu silnego pola i tajemniczych pożarów przy każdym, nawet naturalnym pojawieniu się ognia, nikt nie bierze pod uwagę.