18.02.2021

Steven Kubacki – tajemnicze zniknięcie

Jednym z najdziwniejszych przypadków zaginięcia, jakie kiedykolwiek zarejestrowano, jest sprawa Stevena Kubackiego, który niemal dosłownie zniknął na zamarzniętym jeziorze Michigan, by po piętnastu miesiącach pojawić się równie nagle, jak zaginął w odległości 1000 km od miejsca, gdzie urywały się jego ślady na śniegu.


Urwane ślady na śniegu
Fot. YouTube


Historia z pozoru fantastyczna, z tą tylko różnicą, że prawdziwa. W lutym 1978 roku Steven Kubacki, 24-letni wówczas student historii, wyruszył na samotną pieszą wycieczkę przez skute lodem jezioro Michigan. Zbyt długa nieobecność Stevena wywołała niepokój wśród jego bliskich znajomych i przede wszystkim jego najbliższej rodziny, która zgłosiła zaginięcie Stevena. Rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. 20 lutego na brzegu jeziora Michigan znaleziono narty zaginionego wraz z kijkami, a następnie plecak. Stevena jednak nie odnaleziono, a jedynie ślady na śniegu, który pokrywał zamarzniętą powierzchnię jeziora. Ze zdumieniem stwierdzono, że ślady nagle urywają się, jakby Kubacki rozpłynął się w powietrzu. Do ekipy ratunkowej dołączono śmigłowce, by zbadać cały rozległy teren. Bez skutku. Śladu zaginionego na przestrzeni setek kilometrów nie dostrzeżono. Uznano zatem najprostsze rozwiązanie, które nawet u niektórych członków ekipy ratunkowej budziły wątpliwości, iż Steven wpadł do jeziora w miejscu, gdzie kończyły się jego ślady. Tu trzeba wspomnieć, iż Steven Kubacki pomimo młodego wieku nie był amatorem podobnych wypraw. Miał za sobą kilka wypadów wspinaczkowych w Europie i potrafił ocenić stopień ryzyka. Poza tym zastanawiano się, dlaczego na brzegu porzucił plecak. Jedynym wytłumaczeniem było samobójstwo, w co rodzina Stevena absolutnie nie wierzyła. Jego bliscy znajomi również stanowczo odrzucali taki pomysł, twierdząc, iż Steven był pełen życia i miał bogate plany na przyszłość.
"Powiedzieli nam, że pod nogami Stevena załamał się lód i nasz syn utopił się w jeziorze. Absolutnie w to nie wierzyliśmy, a tym bardziej w samobójstwo" – mówił ojciec Stevena, John Kubacki
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Steven Kubacki nie dawał znaku życia. Nie było też odzewu po licznych ogłoszeniach w prasie. Nikt Stevena nie widział od czasu jego zaginięcia, co zmusiło do przyjęcia wersji, iż zaginiony nie żyje. Sprawę uznano za zamkniętą, pomimo że ciała nie odnaleziono.

Ale na tym nie koniec tajemnicy zniknięcia Stevena Kubackiego. Wręcz przeciwnie. Tajemnica dopiero zaczęła nabierać barw, kiedy w maju 1979 roku, 15 miesięcy po zaginięciu, Steven pojawia się równie nagle, jak zniknął, tyle tylko, że w Pittsfield w stanie Massachusetts oddalonym od miejsca zaginięcia o 1000 km. Przy sobie w plecaku miał pisma Konfucjusza, stare mapy, buty do biegania oraz koszulkę z maratonu w Wisconsin. Wiedział, że te rzeczy nie należą do niego, ale do kogo i skąd je miał – nie potrafił powiedzieć. Ubrania, które miał na sobie również nie były jego własnością. Nie potrafił odpowiedzieć na pytania, gdzie był i co robił przez 15 miesięcy. Nikt również nie potwierdził nigdzie jego obecności w okresie tychże miesięcy. Jedyne co Steven pamięta z dnia zaginięcia to przenikliwe zimno oraz coś, co sam nazwał „czarną dziurą”, cokolwiek miałoby to znaczyć.

To, gdzie Kubacki był, kiedy go szukano i co robił przez ponad rok swojej nieobecności, pozostanie tajemnicą na zawsze. Przyjmując nawet, że doznał nagłej utraty pamięci, to przecież musiałby trafić choćby do szpitala, gdzie rozpoznano by jego wizerunek. Jeśli żył nie znając własnej tożsamości, to skądś musiał brać pieniądze na życie. Gdzieś musiałby zostać odnotowany i rozpoznany. Ktoś musiał go w tym czasie widzieć. Nic... kompletna pustka tak w głowie Kubackiego, jak i otoczenia.

Dziś Steven Kubacki niechętnie wraca do tamtych wydarzeń. Nie ma co się dziwić, ale w całej tej tajemniczej sprawie jest jeszcze jeden, równie tajemniczy wątek. Zaginięcie Kubackiego na jeziorze Michigan nie jest odosobnionym przypadkiem. Jezioro Michigan bowiem samo w sobie jest jedną tajemnicą, a pewien obszar jeziora nazywany jest drugim Trójkątem Bermudzkim lub Trójkątem Michigan. Tajemnicze zaginięcia statków i ludzi notowano tam od lat, o czym więcej w notce Trójkąt Jeziora Michigan.

14.02.2021

Rower z Château Gaillard z XII wieku

W maju 2008 roku archeolodzy z Uniwersytetu w Bristolu prowadzący wykopaliska na terenie Château Gaillard (Francja) dokonali sensacyjnego znaleziska. Nikt się bowiem nie spodziewał, że wraz z innymi artefaktami archeolodzy odnajdą... rower z XII w.

Wykopaliska w Château Gaillard


Podczas wykopalisk w Château Gaillard we Francji, na głębokości dwóch i pół metra odkryto kompleks żelaznych przedmiotów, które stanowiły zbroję ochronną wojownika. W pobliżu archeolodzy odkryli drugi pochówek, dobrze zachowany szkielet konia. Prace archeologiczne wydobyły na światło dzienne również monety denier tournois (francuski denier tournois), francuski typ denara wybity przez Filipa II Augusta (1180-1223), a także monety Księstwa Akwitanii z imieniem Richard, co sugeruje, że znaleziona zbroja pochodzi z czasów panowania Ryszarda Lwie Serce (1189-1199).

Nie wszystkie jednak żelazne znaleziska były elementami uzbrojenia. Znaleziono bowiem metalowe części, które ciężko było jednoznacznie sklasyfikować. Jakież było zdumienie archeologów, gdy starannie wydobyte fragmenty zostały oczyszczone z wielowiekowych warstw gleby i zbadane bardziej szczegółowo. Bez wątpienia były to części roweru rycerskiego, który leżał w ziemi przez prawie dziewięć wieków!
To rzeczywiście bardzo niezwykłe znalezisko. Rower z XII wieku, trudno w to uwierzyć, ale podczas wykopalisk nie mieliśmy wątpliwości w jego autentyczność”. – Stwierdził profesor z Uniwersytetu w Bristolu John Williams
Zachodzono w głowę dlaczego metalowe części nie uległy korozji. Otóż analiza spektralna próbek wykazała obecność pozostałości wosku świecowego. Najwyraźniej powierzchnię starożytnego roweru potraktowano stopionym woskiem, który nie pozwolił procesowi korozji zniszczyć metalu. Już w okresie halsztackim w Europie pojawiły się podstawowe umiejętności obróbki plastycznej żelaza, rzadkie próby wykonania stalowych ostrzy poprzez nawęglanie żelaza i jego hartowanie. W kolejnej epoce w pełni opanowano technologię produkcji stali, w tym dość skomplikowane metody uzyskiwania elementów spawanych o wysokiej jakości powierzchni, odpornych na tarcie. Badania metalograficzne części żelaznych oraz metoda badania mikroskopowego cienkich odcinków pozwalają z całą pewnością stwierdzić, że główne elementy konstrukcyjne tego niezwykłego średniowiecznego roweru są wykonane ze stali. Jak widać, przepisy na wytwarzanie wyrobów stalowych z niewielkimi zmianami przeszły przez wszystkie czasy rzymskie i miały pewien wpływ na poziom rzemiosła kowalskiego we wczesnej średniowiecznej Europie.

Stopniowo naukowcom udało się odtworzyć wygląd pojazdu, który musiał być czymś niezwykły w epoce rycerstwa, z pomocą projektantów Steve Berkeley i Andrew Hopkins, którzy przybyli na wykopaliska z Centrum Nauki i Technologii Uniwersytetu Cambridge.
Kiedy zadzwonili do mnie i powiedzieli, że w wykopaliskach, prawdopodobnie z XII wieku, znaleziono konstrukcję podobną do roweru, wykrzyknąłem - niewiarygodne! Gdyby nie lider wyprawy, John Williams, którego bardzo dobrze znam, uznałbym to za primaaprilisowy żart. Jednak faktem jest, że najrzadszy przodek współczesnego roweru rzeczywiście został znaleziony w Château Gaillard. Pomagając archeologom wyodrębniać fragment po fragmencie, Andrew i ja próbowaliśmy na miejscu na rysunkach i diagramach wyobrazić sobie wygląd i ogólny projekt zespołów rowerowych, jak to wszystko mogłoby się obracać i działać. Szczerze mówiąc, stopniowo nasycaliśmy się podziwem i szacunkiem dla średniowiecznego wynalazcy, który wymyślił i zrealizował wówczas tak złożony projekt techniczny". - mówił Steve Berkeley
Interesujące było również zrozumienie technologii produkcji każdego każdego elementu znaleziska.

Rama jest maksymalnie lekka i ma strukturę cloisonné, jak skrzydło samolotu: stalowe pręty biegnące wzdłuż ramy są przymocowane do poprzecznych płyt w kształcie podkowy. Na zewnątrz rama obszywana jest elementami zbroi rycerskiej, w szczególności używa się naramienników (Karwasz) i naramienników (Naramiennik) spiętych za pomocą okrągłych nitów. Przedni widelec i tył ramy są jednoczęściowe kute i wyłożone na zewnątrz nagolennikami. Trzon i sama kierownica są wykonane z rękojeści miecza. Części ostrzy mieczy (najwyraźniej zużytych na polu bitwy) zostały użyte jako sztywne profile, aby zwiększyć wytrzymałość konstrukcji. Siodło zostało zabezpieczone ośmioma kutymi metalowymi łukami, które podczas jazdy służyły jako rodzaj amortyzatorów. Do dekoracji siodła użyto skóry i tkaniny, której pozostałości odnaleziono podczas wykopalisk. Róg z metalową pokrywą został przymocowany do ramy jako pojemnik na wodę.

Na szczególną uwagę zasługują koła tego wspaniałego roweru. Aby zmniejszyć drgania podczas ruchu, włosie końskie nawijano na metalowe felgi, następnie owijano w kółko wstążkami z szorstkiej skóry, a dopiero potem w koło zamontowano masywne żelazne szprychy z wygrawerowanym wzorem, a na zewnątrz felgę osłonięto metalowymi płytkami, które mogą poruszać się względem siebie podczas toczenia. Koła były niezawodnie chronione przez „osłony skrzydeł” wykonane z części pancerzy i rękawic płytowych.

W jaki sposób wprawiano rower w ruch?
"W miejscu wykopalisk znaleziono dwa metalowe dyski ze spiczastymi zębami wzdłuż krawędzi. Jeden dysk wykopano w obszarze tylnego koła. Drugi dysk został znaleziony w okolicy dolnej części ramy, z przymocowaną do niego rękojeścią miecza (najwyraźniej starożytnym prototypem korbowodu) wraz z metalowymi częściami przypominającymi pedał. Pomiędzy dyskami znaleziono resztki łańcuszka z ozdobnymi nakładkami. Można przypuszczać, że mamy do czynienia z pierwszym przykładem przekładni, mechanizmu napędu łańcuchowego, stosowanego w średniowiecznej Europie. Chociaż transmisja łańcuchowa znana jest ludziom od dawna, nawet Heron wykorzystał pierwsze takie mechanizmy do poruszania scenerii w ateńskim teatrze. To wciąż niesamowite, jak średniowieczni rzemieślnicy mogli w XII wieku uosabiać taki mechanizm w metalu". – Stwierdził Andrew Hopkins
Wydaje nam się, że historia jest dokładnie zbadana i spisana, ale niestety tylko się nam tak wydaje. Wiele artefaktów, które ujrzały światło dzienne po tysiącach lat, wskazują na to, jak niewiele wiemy o przeszłości. Wystarczy, chociażby podać za przykład tajemniczy mechanizm z  Antykithiry, datowany na lata 150–100 p.n.e. Może wreszcie nadszedł czas, by zacząć pisać historię od nowa?!