29.06.2019

Asteroida Apophis pędzi ku Ziemi

Asteroida (99942) Apophis należąca do grupy Atena wchodzi w skład ciał niebieskich, które należą do grupy Potencjalnie Niebezpiecznych Asteroid. Nie oznacza to, że każda planetoida z tej grupy uderzy w Ziemię, ale... dziś wiemy, że wykryta w 2004 r. asteroida Apophis o średnicy ponad 300 m, przeciera kosmiczne szlaki, pędząc ku Ziemi z prędkością ponad 30 km/s.


Artystyczna wizja uderzenia planetoidy w Ziemię wg Donalda Davisa
Fot: Don Davis
Potencjalnie Niebezpieczne Asteroidy (ang.: Potentially Hazardous Asteroid, w skrócie: PHA) – to planetoidy poruszające się wokół Słońca po orbitach przecinających orbitę Ziemi lub znajdujących się w jej pobliżu. Na dzień dzisiejszy znanych jest nam 1949 obiektów, które wchodzą w skład grupy PHA, co nie oznacza, że każda z nich stanowi realne zagrożenie dla Ziemi, ale z drugiej strony zagrożenie stanowić może w każdej chwili.

Jedna z najmocniejszych teorii na temat przyczyn wyginięcia dinozaurów mówi, że ok. 65 mln lat temu w Ziemię uderzyła ogromna asteroida, co poskutkowało globalnym kataklizmem. Krater Vredefort w RPA, mający wielopierścieniową strukturę o średnicy 160 kilometrów, jest największym potwierdzonym kraterem na Ziemi. Do największych, potwierdzonych kraterów na ziemskim globie należą: krater Chicxulub w Meksyku, krater Sudbury koło miasta Sudbury w Kanadzie, Popigaj w Rosji, Acraman w Australii, Manicouagan w Kanadzie, Morokweng w Republice Południowej Afryki, Kara w Rosji, Beaverhead w USA, Tookoonooka w Australii, czy krater w Arizonie. Do tej pory wykryto 184 kratery uderzeniowe na Ziemi. Warto tu podkreślić, że właściwie nic nie wiemy o ciałach niebieskich, które uderzyły w oceany, a jak wiemy, morza i oceany stanowią ponad 70% powierzchni naszej planety. Do dziś nie mamy pewności, co było przyczyną Katastrofy Tunguskiej z 1908 r. (jedna z teorii zakłada, że za katastrofę odpowiedzialny jest Nikola Tesla), albowiem w tym przypadku nie odnaleziono krateru uderzeniowego, ale nikt nie wyklucza intruza spoza Ziemi.

Jedno wiemy na pewno – uogólnione powyższe dane potwierdzają, że w przeszłości Ziemia doświadczyła setek kataklizmów płynących wprost z kosmosu, i możemy mieć pewność, iż w przyszłości na Ziemię spadną ciała niebieskie, które zdolne są doprowadzić do globalnej katastrofy. Gdzie spadną i kiedy, tego nie wie nikt, albowiem pomimo zaawansowanej technologii, nie jesteśmy w stanie wykryć każdego potencjalnie niebezpiecznego obiektu.

Co wiemy o planetoidzie (99942) Apophis?

Apophis odkryta została w 2004 r. przez Roya Tuckera, Davida Tholena i Fabrizio Bernardiego. Początkowo nadano jej nazwę 2004 MN4, a dopiero później, jak na ironię zresztą, ochrzczono ją imieniem demona destrukcji i symbolu ciemności w mitologii egipskiej – Apophisa. Ponad 300 metrów średnicy asteroidy sprawia, że w razie kolizji z Ziemią skutki mogą być tragiczne na obszarze wielu tysięcy kilometrów kwadratowych. Wyklucza się jednak możliwość długotrwałych zmian w skali globalnej, chociaż w pewnym stopniu uderzenie Apophisa odczujemy wszyscy. Według naukowców jednak nie mamy się czego obawiać, gdyż Apophis minie Ziemię 13 kwietnia 2029 r. w odległości zaledwie 38 000 km. W skali kosmicznej 38 tys. km to niemal jak otarcie się o Ziemię biorąc pod uwagę, że Księżyc oddalony jest od Ziemi o średnio 380 000 km. Naukowcy uważają, że obiekt wielkości Apophisa mija naszą planetę w podobnej odległości średnio raz na 1500 lat.

Zakładając, że Apophis minie Ziemię bez kolizji, warto wtrącić – co by było, gdyby się zdarzyło.

Uderzenie Apophisa w Ziemię wyzwoliłoby energię równoważną 1200 megaton trotylu. Zapewne wielu osobom niewiele to mówi, zatem porównajmy dla przykładu. Największa eksplozja wywołana przez człowieka, bombą termojądrowa zwaną bombą Chruszczowa, zrzucona próbnie w 1961 roku przez Związek Radziecki na Nową Ziemię, wyzwoliła energię około 57 megaton trotylu. Erupcja wulkanu Krakatau w roku 1883 wyzwoliła energię równoważną 200 megatonom trotylu, ale to już siła naturalna, a nie stworzona przez człowieka. Inna naturalna katastrofa wymieniana wcześniej – Katastrofa Tunguska, wyzwoliła energię 5-20 megaton trotylu. Bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę wyzwoliła energię zaledwie 0,013 megatony trotylu. Zaufajmy zatem uczonym, że Apophis nie draśnie Ziemi, bo 1200 megaton trotylu na klatę zdarza się przyjąć tylko raz na 1500 lat.

23.06.2019

Tajemnica grobów w Barbados

Mówi się, że co kraj to obyczaj, a każdy skrawek lądu kryje w sobie jakąś tajemnicę. Wyspa Wielkanocna słynie z tajemniczych posągów, Egipt z ogromnych piramid, Tybet z Yeti, a wyspa Barbados... z grobowców, w których manifestuje się zagadkowa siła demolująca trumny.


Parafia Christ Church z cmentarzem, gdzie znajduje się grobowiec rodziny Chase
Parafia Christ Church w Barbados Fot: Postdlf
Zjawisko przemeblowań wnętrz grobowców na wyspie Barbados nie jest takie proste do wyjaśnienia, jak się wydaje. Sceptycy najczęściej znajdują pochopnie wyjaśnienie w działalności intruzów. Takie rozwiązanie zagadki jednak całkowicie odpada, albowiem sprawa swego czasu stała się na tyle głośna, że zdecydowano się podjąć liczne śledztwa oraz zadbano, by dotknięte demolką grobowce zostały szczelnie zamknięte i zaplombowane. Zdecydowano się także wystawić przed grobowcami strażników, którzy dodatkowo mieli pilnować grobowców dzień i noc. Na próżno. Do grobowców nikt nie wchodził, nie było w nich ukrytych wejść, a mimo to w ich wnętrzach nadal dochodziło do zjawisk, których zdrowy rozsądek z trudem akceptuje.

Paranormalne zjawiska w grobowcach w Barbados


Na południowym wybrzeżu wyspy Barbados znajduje się cmentarz Christ Church, gdzie zbudowany jest z wielkich scementowanych bloków rafy koralowej grobowiec rodziny Chase. Zadbano, by grobowiec był solidnie wykonany. Miał w końcu być ostatnim miejscem spoczynku sporej rodziny, a jak wiadomo, jakość przekłada się na długowieczność. Grobowiec zatem wybudowano z ogromną starannością, kładąc nacisk na wytrzymałość, a jego zamknięcie stanowiła ważąca tonę marmurowa płyta, by potencjalny, cmentarny intruz nie miał łatwego zadania.

Pierwsza trumna w grobowcu pojawiła się 31 lipca 1807 r., w której spoczywały zwłoki pani Thomasiny Goddard. Z nieboszczką pożegnano się z żalem w oczach, ale i bez paranormalnych niespodzianek. 22 lutego 1808 r. do grobowca trafiła druga trumna, w której spoczywała wnuczka pani Goddard. Trumna ta była o wiele mniejsza, gdyż Mary Anny Marii Chase zmarła, będąc jeszcze dzieckiem. Po otwarciu krypty, by umieścić w niej trumnę z dzieckiem, nie zaobserwowano niczego szczególnego. Pochówek tradycyjnie smutny, ale i bez nadprzyrodzonych incydentów. Cztery lata później zmarła starsza siostra Mary Anny, Dorcas Chase, co sprawiło, że 6 lipca 1812 r. otworzono kolejny raz rodzinny grobowiec, ale tym razem grabarzom i rodzinie ukazał się po raz pierwszy widok, który sprawił, iż wszyscy zamarli niczym sparaliżowani. Mniejsza trumna wnuczki pani Goddard leżała w jednym kącie, a trumna Thomasiny oparta była o ścianę w pozycji pionowej. Nie w takim stanie cztery lata wcześniej pieczętowano kryptę, o czym wiedzieli wszyscy świadkowie. Dodać tu należy, że trumny obite były ołowianą blachą, co sprawiało, że potencjalny intruz, o ile był to człowiek, wykazywać się musiał ponadprzeciętną siłą. Nie brano jednak pod uwagę, że mógł to być nawet któryś z niewolników, ani nawet żaden człowiek, gdyż w grobowcu nie znaleziono potajemnego wejścia, a płyta zabezpieczająca kryptę nie nosiła śladów włamania.

Szukając logicznego wytłumaczenia zjawiska, na pierwszy ogień oskarżenia poszli niewolnicy, którym próbowano przypiąć motyw zemsty, gdyż Thomas Chase traktował murzyńskich niewolników gorzej niż bydło. Był dla nich tyranem, sadystą i katem. Dla rodziny zresztą też, ale nikt rodziny nie oskarżał, bowiem najłatwiej winą obarczyć niewolników. Rzecz jasna mało kto wierzył w prawdziwość oskarżenia, lecz nie umiejąc znaleźć logicznego wyjaśnienia, należało wymyślić coś na siłę a o sprawie szybko zapomnieć, by wieść, nie rozeszła się na okolicę. Wiek XIX to inny świat niż XXI, plotki miały ogromną siłę. Ułożono zatem trzy trumny na swoich miejscach, kryptę zamknięto i próbowano zapomnieć o incydencie.

Miesiąc po śmierci Dorcas Chase zmarł tyran, sam Thomas Chase. W grobowcu jednak nie zaobserwowano żadnych zmian, choć obawa była. Wszystko było na swoim miejscu, a plotki o zjawisku sprzed miesiąca topniały, ale do czasu.

25 września 1816 r. miał odbyć się pogrzeb dziecka Samuela Brewstera Amesa. Krypta została otworzona kolejny raz i kolejny raz świadków sparaliżowało. Ani jedna trumna nie spoczywała na swoim miejscu, a wnętrze grobowca wyglądało, jakby jakaś siła targała ciężkimi trumnami na wszystkie strony. Niestety po raz kolejny przyjęto najprostsze wyjaśnienie, obarczając winą Murzynów. Nie brano nawet pod uwagę, pomimo że doskonale o tym wszyscy wiedzieli, że Murzyni mają specyficzne podejście do zmarłych. Nawet nie wchodzi tu w grę sam szacunek, ale zabobonny strach przed profanacją zwłok. Nie miejsce tu, by szczegółowo opisywać wierzenia rdzennych mieszkańców czarnego lądu. Pewne jest jednak, że niewolnicy nie mieli z tym nic wspólnego.

Wydarzenia z września 1816 r. rozbudziły zainteresowanie tematem nie tylko w najbliższej okolicy. Snuto różne scenariusze. Od tamtej pory rodzina Chase zdecydowała się wystawić straże przy grobie, by uniknąć kolejnych profanacji oraz, by zejść z języków już nie tylko znajomych. Świat jednak jest bezlitosny, gdy gdzieś wydarzy się coś, co przeczy zdrowej logice. Toteż nikogo nie zdziwiło, że gdy w dwa miesiące później zmarł Samuel Brewster senior, nie mylić z dzieckiem z 25 września, na pogrzebie zjawił się cały tłum ludzi, którzy przybywali nawet z odległych rejonów. 17 listopada, tuż przed otwarciem grobowca przyjmowano nawet zakłady, czy w środku było czysto, czy też tajemna siła znów zamanifestowała swą obecność. Niestety, kto postawił na wyższość zjawisk niewyjaśnionych, ten wygrał sporą sumę pieniędzy. Pomimo całodobowej warty przy grobowcu, zaplombowania marmurowej płyty, wnętrze krypty przedstawiało straszny widok. Jakby nieznana siła zakpiła z rodziny Chase, tych żyjących, jak i już nie. Trumna pani Goddard rozbita była na kawałki, a pozostałe trumny porozrzucane były po kątach, jakby ktoś nimi rzucał. Sensacja poszła w świat, a po tym incydencie z listopada 1816 r., zdecydowano się przeprowadzić wnikliwe śledztwo, ale zakończone niepowodzeniem. Uznano, że nie jest możliwe, by do krypty dostał się człowiek. Jak więc siła panowała w środku? Nie wyjaśniono.

17 lipca 1819 r. miał odbyć się pochówek Thomasiny Clarke. Wieść o pogrzebie i ponownym otwarciu grobowca wzbudził już międzynarodowe zainteresowanie. Przy otwarciu krypty obecni byli tak politycy, jak i pismaki z najróżniejszych brukowców szukających sensacji. Nie zawiedli się. Żadna z trumien nie leżała na swoim miejscu. Obecność polityków odbiła się tym razem pozytywnym echem. Powołano nowych śledczych, a śledztwo wznowiono. Werdykt jednak wciąż pozostawał bez zmian – niewyjaśnione.

W końcu przyznając się do porażki, postanowiono przenieść wszystkie trumny do innego grobowca, w którym do dnia dzisiaj trumny spoczywają w nienaruszonym stanie.

Powyższa historia dotyczy tylko jednego grobowca na wyspie, co nie oznacza, że to jedyny tajemniczy przypadek grobowych tornad wewnątrz krypt w Barbados. Próba wyjaśnienia tych zjawisk to jak walka z wiatrakami lub jak próba wyjaśnienia tajemniczych holograficznych cieni, zwiastujących nadchodzącą śmierć (?), które widywane są na całym świecie. Możemy tylko stwierdzić, że o otaczającym nas świecie wiemy tyle, co ryba wie o wodzie, w której pływa. A co możemy powiedzieć o sprawach pozagrobowych? Możemy tylko milczeć.

17.06.2019

Niewidzialni sadyści

Rzeczywistość bywa czasem bardziej fantastyczna, niż nam się wydaje. Doniesienia o incydentach, które nie mają prawa się wydarzyć, okazują się rzeczywistością. Jednym z najtragiczniejszych są relacje osób, które doświadczyły sadystycznych agresji ze strony niewidzialnych istot.


Plakat z filmu "The Entity"
Fot: YouTube
W 1982 roku miała miejsce premiera filmu pt. „The Entity” (w Polsce znanym jako Istota/Byt). Spokojnie, nie będzie to recenzja filmu, ale na wstępie nawiązać do niego wskazane.

Pewnej nocy Carlę Moran budzi bolesne odczucie uderzenia. Ku jej zaskoczeniu w pokoju oprócz niej samej nikogo nie ma. Zaskoczenie przeradza się w przerażenie, gdy na całym ciele odczuwa dalsze bolesne uderzenia. Tej nocy Carla zostaje dotkliwie pobita i zgwałcona przez niewidzialną istotę. Najgorsze jednak było przed główną bohaterką, bowiem od tego dramatycznego incydentu, sadystyczne agresje i gwałty ze strony niewidzialnej siły dopiero się zaczynały. Zrozpaczona Carla szuka pomocy u psychiatry, który oczywiście nie wierzy bohaterce w opowieści o niewidzialnym sadyście gwałcicielu, co zmusiło ją do szukania pomocy u specjalistów od parapsychologii.

Scenariusz niczym z horroru klasy B, ale... problem w tym, że film powstał na podstawie prawdziwych wydarzeń. Czy jest to odosobniony przypadek? Absolutnie nie. Podobnych incydentów odnotowano wiele w każdym zakątku świata.

O serii dziwnych zdarzeń w Afryce Południowej informowała Agencja Routera z White River w 1960 r. Pewnego dnia na farmę, gdzie pracował dwudziestoletni Jimmy de Bruin, wezwano szefa policji Johna Wessela, by bliżej przyjrzał się tajemniczym incydentom. Dziwnie brzmiące wezwanie sprawiło, że Wessel przybył na miejsce z trzema innymi funkcjonariuszami. Zaledwie policjanci przybyli na miejsce, z półki nagle spadła szklana waza, roztrzaskując się na kawałki. Policjanci nie mieli pojęcia, że to był dopiero początek całej serii dziwnych zdarzeń. Byli świadkami nie tylko samoistnie poruszających się przedmiotów, bo najtragiczniejsze wydarzenia miały dopiero się rozegrać. W pewnym momencie usłyszeli dochodzące z drugiego pomieszczenia krzyki, gdzie czym prędzej pognali sprawdzić, co się dzieje. Ujrzeli Jimmy'ego wijącego się z bólu. Jak zeznawali później, na ich oczach na ciele młodego farmera samoistnie pojawiały się głębokie rany cięte. Bruina poddano całodobowej obserwacji, która na niewiele się zdała, gdyż nazajutrz na piersi Jimmy'ego pojawiła się głęboka rana cięta, a tajemnicy dodawał fakt, że młody Bruin miał wówczas na sobie białą koszulę, która pozostała nienaruszona. Rany zadane młodemu człowiekowi przez niewidzialnego napastnika miały charakterystyczne cechy cięć wykonanych bardzo ostrym narzędziem. Samookaleczenie wykluczono, bowiem Jimmy obserwowany był dzień i noc.

16 kwietnia 1922 r. do londyńskiego szpitala Charing Cross przywieziono człowieka z raną ciętą karku. Pytany co się wydarzyło, oświadczył, iż w pobliżu nikogo nie było, a gdy w chwilę potem skręcał w przecznicę Coventry Street, poczuł nagły ból karku. Nie potrafił tego wyjaśnić inaczej, jak napaść przez niewidzialną istotę. Oczywiście personel szpitala odebrał zeznanie dwuznacznie, ale... Kilka godzin później do tego samego szpitala przywieziono innego człowieka z identyczną raną na karku. Co oświadczył? Niewidzialna istota zadała mu ranę dokładnie wtedy, gdy skręcał w przecznicę Covetry Street. Na domiar złego znalazła się trzecia ofiara z identyczną raną na karku, która zadana została w okolicach wspomnianej wyżej przecznicy. Incydentów nigdy nie wyjaśniono, a świat o tych wydarzeniach dowiedział się dzięki publikacji w „The People” z 23 kwietnia 1922 r.

Pięć kobiet zbierających chrust wracało razem do wioski Ventimiglia we Włoszech. Nagle jedna z nich idąca jako ostatnia, nagle upadła na ziemię z przeraźliwym krzykiem. Pozostałe kobiety w sekundy były obok niej, a bardziej trafnie byłoby stwierdzić obok tego, co z niej zostało. Ubranie było porozrywane na strzępy jakby zmielone w maszynie i leżały porozrzucane obok zwłok. Ciało kobiety również było w niewytłumaczalnie tragicznym stanie, mając na uwadze to, że całe zjawisko trwało jedynie krótką chwilę. Miednica była pęknięta, z prawego boku wystawały wnętrzności a narządy poszarpane. Podbrzusze pokrywało wiele głębokich ran ciętych. O tym dramatycznym wydarzeniu wiemy dzięki francuskiej Akademii Nauk. Nie wiemy jednak jaka siła dokonała czegoś tak potwornego w tak krótkim czasie. Kobiety zeznawały, że ofiara podążała tuż za nimi, a w całej okolicy nie było absolutnie nikogo oprócz ich. Całe zdarzenie musiało trwać kilka sekund.

Podobnych udokumentowanych relacji można przytaczać bardzo dużo, myślę jednak, że tyle wystarczy, by naświetlić bardzo tajemnicze, dramatyczne i absolutnie niewyjaśnione zjawisko. Nasuwa się pytanie, czy wiemy wszystko o otaczającym nas świecie? To, że czegoś nie widzimy, nie oznacza, że tego nie ma. Grzechotniki, dusiciele i żółwie błotne (tzw. pit vipers), widzą promieniowanie podczerwone, emitowane przez gorące obiekty. Pszczoły i ptaki widzą w nadfiolecie, dzięki czemu wiedzą, gdzie jest słońce, którym się kierują nawet w pochmurny dzień. Echolokacja to atrybut nietoperzy, które wysyłają ultradźwięki, a człowiek widzi otaczający go świat dzięki zmysłowi wzroku, co wcale nie oznacza, że widzimy wszystko, co istnieje. Dowiedzione jest, że tak naprawdę nie widzimy w czasie rzeczywistym, tylko z lekkim opóźnieniem, co skutkuje tzw. bezwładnością wzroku. Dzięki temu mamy wrażenie ciągłości ruchu wielu nieruchomych obrazów. Uważamy się za szczyt ewolucji, ale tak naprawdę o otaczającym nas świecie wiemy tyle, jak dalece zezwoliła nam Natura, a jak można się przekonać, Natura zezwala jednym stworzeniom dostrzegać coś, czego nie może dostrzec inne stworzenie. W takim układzie analizując naturalny podział zmysłów, każde stworzenie widzi świat takim, w jakim stopniu może go dostrzec. W rzeczywistości o świecie wiemy dokładnie tyle, co ryba pływająca w wodzie, która ma pewność, że nie istnieje inny świat poza jej środowiskiem. Być może ryby również zastanawiają się nad losem znikających nagle innych ryb, które zostały złowione przez wędkarzy podobnie, jak człowiek nie potrafi wyjaśnić zjawisk nagłych zniknięć ludzi, co szerzej opisałem w notce Niewyjaśnione Zniknięcia Ludzi.

Jak jednak wyjaśnić sadystyczną działalność niewidocznych dla nas istot? Czy ma prawo istnieć tuż obok nas równoległy świat? A może te lekkie opóźnienie w dostrzeganiu rzeczywistości wystarcza, by nie dostrzegać zagrożenia? Niczego nie możemy ani potwierdzić, ani też niczemu nie możemy zaprzeczyć. Wiemy jedynie tyle, że rzeczywistość bywa bardziej fantastyczna niż fantazja, a jak się okazuję, także bardziej przerażająca, niż horrory mistrzów grozy.

13.06.2019

Ludzie Cienie – fakty czy fantazja

Z całego świata napływają wieści o widywanych poruszających się ludzkich cieniach. Z pozoru nic niezwykłego, gdyż każde ciało fizyczne rzuca swój cień w słoneczne dni, czy oświetloną noc. Problem w tym, iż ludzie donoszą, że tych ciał fizycznych brak. Widywane są tylko i wyłącznie same cienie.


Cienie wyglądające jak ludzie
Ludzie Cienie. Fot: YouTube
Na wstępie wyjaśnijmy sobie, czym jest cień, o jakich cieniach donoszą świadkowie zjawiska oraz o różnicy między tymi cieniami. Jest to bardzo istotne, gdyż cień naturalny to nie to samo, co widywane cienie na całym świecie. Oczywiście czym jest cień naturalny, wie każdy z nas.
Cień – obszar, do którego nie dociera światło bezpośrednio ze źródła światła na skutek obecności przeszkody ustawionej na drodze promieni świetlnych, nieprzepuszczającej światła. – Jak podaje Wikipedia.
Cienie naturalne widujemy na podłożu i ścianach w formie dwuwymiarowego rzutu, który jest ściśle uwarunkowany kształtem i ruchach przedmiotu zasłaniającego światło. Nie o takich cieniach będzie tu mowa, bowiem większość ludzi opisuje widywane cienie w formie trójwymiarowej postaci. Nie jest to więc rzut na podłoże lub ściany, ale raczej niezależny byt niczym obraz holograficzny. Różnica jest znaczna, a tajemnica jeszcze bardziej się pogłębia w mrokach niewyjaśnionych zjawisk.

Brzmi to, jak scenariusz taniego horroru, a jednak ludzie zaklinają się, że ich relacje są prawdziwe. Są tacy, którzy widują cienie regularnie, ale trzeba brać pod uwagę, że są też tacy, którzy, choć widywali tajemnicze cienie, nigdy nikomu o tym nie opowiedzą z wiadomych powodów. Najmniej bolesny powód to wystawienie się na pośmiewisko, a najbardziej nawet utrata pracy, jeśli taki świadek ma odpowiedzialne stanowisko. Z takich też powodów piloci wolą zachować milczenie, niż zgłosić obserwację dziwnych świateł lub niezidentyfikowanych obiektów latających, czyli UFO. Zjawisko można by zignorować, o ile relacje o widywanych cieniach byłyby sporadyczne. Tak jednak nie jest. Donosy o widywanych cieniach pochodzą z każdego zakątka Ziemi, co sprawia, że do tego tajemniczego zjawiska należy już podchodzić z pełną powagą i podjąć próbę wyjaśnienia fenomenu.

Informacje z pierwszej ręki o tajemniczych cieniach pierwszy raz usłyszałem jakiś rok temu. Osoba ta nikomu nie zwierzała się z tego, co widywała przez pewien okres 2 - 3 razy w tygodniu i tylko wieczorami podczas spaceru z psem. Mając pewność, że z mojej strony ironię jej nie grożą i że zachowam jej anonimowość, postanowiła opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Zastanawiający jest fakt, że pies posiadający szósty zmysł nigdy nie reagował na tajemniczą postać niczym trójwymiarowy cień, ale trzeba też dodać, iż cień nigdy nie zbliżył się do świadka, a jedynie podążał za nim w odległości nie bliższej niż 15 - 20 metrów. Tak czy inaczej, osoba ta zawsze była przerażona tym, co widywała i nie można się temu dziwić. Wszak wszyscy odczuwamy strach przed czymś, co nie jest nam znane. Po tych konfrontacjach świadek zawsze próbował znaleźć innych ludzi i do nich dołączyć. Wówczas cień znikał, jakby miał w planach pokazywać swe oblicze tylko tej jednej osobie. Sam wieczorami dołączałem do tej osoby z nadzieją, że coś dostrzegę i udokumentuję fotografiami. Niestety w mojej obecności nic się nie działo, a gdy jednego dnia nie miałem czasu wyjść wieczorem, cień znowu podążał za świadkiem na dystans.

Zainteresowałem się tematem szerzej i co mnie zaskoczyło? Obszerna ilość podobnych relacji naocznych świadków na całym świecie. Zmieniały się jedynie szczegóły. Jedni widywali cienie dwuwymiarowe na ścianach, ale większość ludzi opisuje cienie w formie trójwymiarowej postaci. Czasem ciemne, ale przezroczyste zarysy, czasem jakby były ubrane w czarne płaszcze z zaciągniętymi kapturami na głowy. Świadkowie najczęściej dostrzegają jeden trójwymiarowy cień, ale są relacje także o całych grupach cieni.

Dużo powstało już teorii na temat pochodzenia i zamiarach cienistych postaci. Najpopularniejsza, oczywiście stworzona przez „nieomylnych” naukowców a konkretnie April Haberyan'a, profesora psychologii na Northwest Missouri State University, to ludzka wyobraźnia i senne marzenia. Mówiąc ironicznie, to zastanawiająca jest ilość lunatyków na świecie, którzy mają dokładnie taki sam sen. A jednak nauka podtrzymuje swoją lunatyczną teorię. Istnieją także teorie mówiące, iż cieniste postaci pochodzą ze świata równoległego. Problem jednak w tym, że o światach równoległych wiemy mniej niż o samych tajemniczych cieniach. Inne teorie mówią o podróżnikach w czasie i chociaż podróży w czasie nie wykluczają żadne prawa fizyki, co opisałem w notce Naturalny Portal Czasu, to jednak tu jest zbyt naciągana. Są też teorie najprostsze – cieniste postaci to po prostu duchy naszych przodków. Czy jednak nasi zmarli przodkowie, chcąc się z nami skontaktować, nie wybraliby bezpośredniej metody? Wszak na miliony relacji o cienistych postaciach nie ma ani jednej, w której cień dążyłby do przekazania jakiejś konkretnej informacji.

A Wy drodzy czytelnicy, co o tym myślicie? Może też byliście świadkami aktywności trójwymiarowych cienistych postaci? W komentarzach można pisać całkowicie anonimowo. A może macie swoje zdanie wyjaśniające fenomen zjawiska. Nie udawajmy, że czegoś nie ma tylko dlatego, że chcemy, by tego nie było.
"Skoro wyeliminujesz rzeczy niemożliwe, to, co pozostanie, chociaż nieprawdopodobne, musi być prawdą". - Sherlock Holmes