Śmierć... a co po niej? Kto się narodził, musi kiedyś umrzeć. Ale czy istnieje życie po śmierci? To pytanie zadajemy sobie najczęściej, kiedy wiemy, że życie dobiega końca lub wtedy, gdy umiera ktoś nam bliski, a nas trapi dylemat, czy osoba ta jest szczęśliwa. Chcemy wierzyć, że tak, ale to tylko wiara. Zbyt mało. Potrzebujemy dowodów. Czy wiadomości z zaświatów mogą być takim dowodem?
Foto. YouTube |
Czasem w domowych gronie, wśród najbliższych przyjaciół lub podczas luźnego wieczoru pojawia się temat śmierci. Zazwyczaj traktujemy wątek z przymrużeniem oka, bowiem nikt z nas o śmierci nie mówi na poważnie. Co innego samotne przemyślenia, a co innego wśród ludzi, kiedy chcemy odgrywać rolę duszy towarzystwa, która w takich sytuacjach jest ważniejsza od duszy wewnątrz ciała. Jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, każdy określi to swoim terminem zgodnie z własną osobowością. Istotne jest, że temat się pojawia i wówczas dusza towarzystwa twierdzi z ironicznym uśmiechem, że jeśli umrze, to da znać pozostałym. Scenariusz jest zmienny, ale na pewno każdy potwierdzi, że w takich rozmowach uczestniczył. Co, jednak jeśli są ludzie twierdzący, iż otrzymywali wiadomości od zmarłych?
Karl Uphoff miał 18 lat, kiedy umarła jego babka, z którą przez całe dzieciństwo łączyła go szczególna więź. Nic nadzwyczajnego, bowiem taka więź wnuka z babcią zdarza się bardzo często. Kiedy Karl był nastolatkiem, jego babka zaczęła miewać problemy ze słuchem, a wiek młodzieńczy rządzi się swoimi prawami. Toteż Karl coraz częściej spędzał wieczory poza domem, a troskliwa babka martwiła się o wnuka. Miała wówczas zwyczaj wydzwaniania do znajomych Karla, wybierając numery z notatnika przy aparacie telefonicznym. Zazwyczaj nie czekając na odpowiedź, mówiła do słuchawki: powiedzcie Karlowi, żeby wracał szybko do domu. Nie czekała na odpowiedź, bo zapewne i tak by jej nie usłyszano. Powtarzało się to tak często, że wśród przyjaciół Karla odbierane to było z przymrużeniem oka. Kilka dni po śmierci babki Karl odwiedził swojego przyjaciela w New Jersey, który mieszkał z rodzicami. Obaj siedzieli w pokoju Petera, przyjaciela Karla, kiedy na piętrze zadzwonił telefon. Chwilę później matka przyjaciela Karla zawołała:
- Karl! Dzwoni jakaś starsza kobieta. Mówi, że jest twoją babką i chce z tobą rozmawiać. Porozmawiaj z nią, bo ja nie mogę się z nią dogadać. W ogóle nie reaguje na to, co mówię, tylko kółko powtarza, że jest twoją babką i powinieneś już wracać. Wejdź na górę, jak możesz!
Karl pustym wzrokiem spojrzał na Petera. Obaj chwilę patrzyli na siebie w niepewności, kto ma przerwać tę emocjonującą chwilę.
- Mówiłeś, że...
- Tak, Peter. Dwa dni temu był jej pogrzeb.
Przepełniony mieszanymi emocjami Karl szybko wbiegł po schodach. Kiedy wziął do ręki słuchawkę, połączenie zostało przerwane. Dopiero wtedy wytłumaczył matce kolegi, dlaczego jest taki roztrzęsiony. Peter nic nie mówił w domu o śmierci babki przyjaciela. Kiedy Karl wrócił do domu, wieczorem powtórzył się głuchy telefon, a później cała ich seria. Rodzice tłumaczyli synowi, że głuche telefony zdarzają się często, aczkolwiek sami wiedzieli, iż w dziwny to czas na takie żarty kogoś z zewnątrz. Karl jednak wiedział, że to nie mistyfikacja. Czuł, że babka faktycznie chce się z nim skontaktować, ale czemu w takiej formie?
Znana jest sprawa młodej kobiety, która nie mogła pogodzić się ze śmiercią ojca i bardzo często wysłała mu wiadomości SMS. Kobieta po latach otrzymała odpowiedź, ale... okazało się, że jej wiadomości czytał człowiek, któremu przypadkowo przyznano wolny numer telefonu, którego wcześniej używał jej tata. Ze względu na to, iż sprawa ta była już nagłaśniana przez media, a SMS-y nie pochodziły z zaświatów nie będziemy jej tu bliżej omawiać, ale warto o incydencie wspomnieć z uwagi, iż trzeba szukać racjonalnych wyjaśnień do końca. A jeśli takie znajdziemy, bezwzględnie należy o tym informować.
Nie da się racjonalnie wyjaśnić incydentu z 1977 roku, kiedy to do Mary Meredith z Oklahomy zadzwoniła z Kentucky jej kuzynka Shirley. Niby nic nadzwyczajnego, gdyż kuzynki często rozmawiały przez telefon i niekiedy nawet dość długo. Mary jednak zastygła ze strachu, kiedy tuż po pożegnaniu się z kuzynką podczas luźnej rozmowy telefonicznej, otworzyła jeszcze nieczytaną korespondencję. List z Kentucky był wiadomością opisującą nagłą i niespodziewaną śmierć Shirley. Tej samej Shirley, z którą przed chwilą rozmawiała przez telefon.
Opisane historie nie są wyselekcjonowane pod względem podsycenia atmosfery z dreszczykiem. Takich relacji jest mnóstwo, a ludzie najczęściej przemilczają własne doświadczenia w obawie przed niepewną reakcją znajomych. Nie ma co się dziwić. Być może jeszcze nie dorośliśmy do wiedzy o tym, co się dzieje tuż za ścianą. Nie mam natomiast powodu, by nie wierzyć komuś, komu ufam, że odebrał wiadomość od kogoś bliskiego, który całkiem niedawno przekroczył tajemną granicę życia i śmierci. Sam dotknąłem niewyjaśnionego łącznie z wiadomościami ze świata tuż obok, a zarazem tak odległego, ale o szczegółach tego kiedy indziej. Mało tego, mam bowiem pewność, że wielu z Czytelników doświadczyło choć raz w życiu impulsu ze świata niezbadanego. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że istnieje świat, o którym nic nie wiemy, gdyż jest to tak samo bezsensowne, jak bezskuteczna próba udowodnienia, że coś nie istnieje. Nauka leniwie podchodzi do wyjaśnienia czegoś niewyjaśnionego, bojąc się tematu, jakby był trędowaty. Nie zmienia to jednak faktu, iż śmierć nie jest końcem życia.
Jak najbardziej - śmierć to tylko zamknięcie jednego z wielu aktów, jednej z wielu ról w jakie się wcielamy na drodze rozwoju duchowego. Kontakty, te są możliwe. Jednakże zaraz po śmierci, gdyż niedługo potem ogromna część zmarłych traci zainteresowanie doczesnością. Polecam lekturę trylogii Roberta Monroe - wyprzedza znacznie swoje czasy, i -jak myślę- odsłania prawdę.
OdpowiedzUsuńLubię porównywać życie tu teraz do scenariusza gry komputerowej, ale tylko z punktu widzenia aktualnej postaci oraz aktualnego poziomu. Widzimy tylko to, co przed nami i nie mamy pojęcia co jest za zakrętem. Liczy się tylko tu i teraz. Pamięć poprzednich poziomów (wcieleń) nie jest nam potrzebna, jak również nie jest nam aktualnie potrzebna wizja kolejnego poziomu (wcielenia). Tylko aktualna sceneria i aktualna pamięć ma znaczenie, by ukończyć poziom, uzyskując przejście na kolejny level (o którym notabene nic nie wiemy).
UsuńTrylogia Roberta Monroe w mojej skromnej biblioteczce zajmuje honorowe miejsce od wielu lat. To lektura wręcz obowiązkowa, i traktuję relacje autora opisującego własne doświadczenia bardzo poważnie. Czasami jest tak, że u wielu z nas nieświadomie uchyla się okienko do innego wymiaru, ale tylko na krótką chwilę, lub czas ten odbieramy jako chwilę. Zapominamy, ignorujemy i żyjemy dalej. A to błąd. Powinniśmy starać się szerzej odchylić okienko i niekiedy się to udaje. Mam pewność, że tekst między wierszami zostanie właściwie odczytany.
Pozdrawiam gorąco.
Witaj Selianie,
OdpowiedzUsuńbardzo dobre porównanie do gry.
Myślę, że powód dla którego nie pamiętamy wszystkich "leveli", jest dość prozaiczny.
Z naszej perspektywy "tu i teraz" nie bylibyśmy w stanie udźwignąć wszystkich doświadczeń, które częstokroć są traumatyczne. Dopiero z poziomu Naszych Totalnych Jaźni, jesteśmy w stanie dokonać syntezy, która pozwoli nam na progres. W tej grze chodzi bowiem o coś co można by nazwać "kolekcjonowanie emocji", także tych ekstremalnych.
Myślę, że z czasem (choć czas jak zapewne wiesz, jest tylko umownym pojęciem, używanym z naszej perspektywy) wszyscy - jako ludzkość - otrzymamy możliwość szerszego "uchylenia okienka", co zapewne miało miejsce już nieskończoną ilość razy, i tyle samo razy powtórzy się jeszcze. Będzie to następstwo rozwoju kiedy już osiągniemy właściwy ku temu poziom (co poniekąd może być odpowiedzią na paradoks Fermi'ego).
Monroe z jednej strony jest bezlitosny gdyż rozprawia się z "Bogiem naszego dzieciństwa", choć ten oczywiście istnieje na poziomie Egregorów, i dla mocno wierzącej części stanie się realnie doświadczalny, a z drugiej strony daje nadzieję, a w zasadzie pewność, bo nadzieja nie jest tu właściwym określeniem, że nie jesteśmy jedynie powłoką cielesną, i wszyscy, jeśli tylko chcemy, możemy iść dalej, dalej niż poziomy Domu, Parku, do Jedynego Źródła.
Doświadczenie R.Monroe, i wielu innych podróżników, może dać odpowiedź na każde pytanie, które zostało zadane, i zadane będzie. Budzi to jednoznaczne skojarzenie z Kronikami Akashy, choć Kroniki te są jedynie niewielkim wycinkiem tego o czym mówimy, i czego nie zrozumiemy do końca naszym obecnym aparatem poznawczym.
Pozdrawiam Cie serdecznie Selianie, i cieszę się, że są dusze z którymi można rozmawiać o tym ze zrozumieniem.
Witam,
Usuńmyślę, że coś w nas pozostaje z poprzednich "leveli". Pamięć ukryta w podświadomości, która na obecnym poziomie nie jest nam potrzeba, ale czasami się uaktywnia w postaci ukrytych zdolności. Rozpoczynamy nowy level z pozoru z tej samej pozycji, co pozostali gracze. Ale z czasem, kiedy w trakcie rozgrywki napotykamy różne przeszkody, wyzwania itp., okazuje się, że jedni z nas robiąc coś pierwszy raz nagle zaczynają wykonywać tę czynność perfekcyjnie. Czy to będzie ukryty talent artystyczny, czy wizje rzeczy sprzecznych z obecnie panującymi prawami fizyki ale niekoniecznie słusznie, bowiem właśnie ta wizja może okazać się prawdziwa a prawa fizyki wymagają poprawki (odważnie jadę, ale fizyka teoretyczna wymaga wyobraźni i odwagi), czy nawet niezwykle szybka nauka języków obcych (wszystkich lub konkretnego). Ukryta zdolność może odezwać się nagle z pozoru przez przypadek, aczkolwiek w przypadki nie wierzę. Gdzieś ta pamięć w nas jest, ale na pewno nie jest zapisana w fizycznej kości pamięci, bowiem ta zarezerwowana jest dla naszego "tu i teraz". Na kolejny level nie zabieramy zarobionych monet z poprzedniego poziomu, ale zabieramy coś cenniejszego - doświadczenia zapisane w pamięci podświadomej.
Uważam, że kiedyś nauka odkryje inny świat tuż obok naszego, ale do tego potrzeba odwagi i wyobraźni. Einstein sam stwierdził, iż wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy. Wiedzę posiadamy i każdego dnia ją rozszerzamy, ale brakuje nam wyobraźni i odważnych teorii. Kiedyś wszystko było tylko teorią. Fale elektromagnetyczne Maxwell przewidział teoretycznie, a gdyby nie teoria Maxwella być może Hertz nie odkryłby tego, bez czego dziś na naszym poziomie ciężko byłoby żyć. Rozwój fizyki kwantowej może być nam bardzo pomocny. Hipotetyczna ciemna materia jeszcze wczoraj leżała na tej samej półce, co fantastyka. A jednak, pomimo że jej natura jest wciąż nieznana, to nie boimy się za jej pomocą tłumaczyć anomalii w rotacji galaktyk. Bez odważnych teorii, które zazwyczaj rodzą się w wyobraźni nie odkryjemy niczego nowego. To że widzimy tylko scenerię aktualnego levela wcale nie oznacza, że alternatywne nie istnieją. Monroe być może dostrzegł mechanikę wielu leveli, ale całej gry zapewne nie ogarnął. Chwała mu jednak za wskazówkę, która przybliża nas do zrozumienia całości, choć to daleka droga, a temat jest tak obszerny jak sama Kronika Akashy.
Dziękuję za bardzo mądry komentarz i miłe słowa.
Pozdrawiam bardzo gorąco.
Chcialabym żeby skontaktował się że mną mój zmarły syn Gabryś oraz mama z tatą.
OdpowiedzUsuńJeśli Oni nie chcą to widocznie mają ku temu powód. Ktoś mi bliski też odszedł zbyt wcześnie i mam pewność, że gdyby ta osoba mogła lub chciała, to na pewno by to uczyniła. Zwłaszcza że wiele w życiu doświadczyłem niewyjaśnionego (stąd tematyka i zainteresowania tematami przedstawianymi na blogu, gdyż dążę do próby wyjaśnienia choć części tajemnicy) i nawet, jak wspomniałem w notce, miewałem wiadomości z drugiej strony. Nigdy w formie telefonicznej, ale... o tym wolałbym szerzej napisać i wciąż się zastanawiam czy warto i w jakiej formie. Wciąż mnie nurtuje problem, czy nasi najbliżsi są szczęśliwi tam, gdzie są teraz. Wiem tylko jedno i to jest bardzo ważne - jeśli sami nie chcą lub nie mogą skontaktować się z nami, za nic w świecie nie wolno nam samemu podejmować takiej próby. Ewentualnie w formie, którą przedstawił Raymond Moody i Paul Perry w książce "Odwiedziny z zaświatów". To jedyna znana forma bezpieczna i żadnej innej poza nią nie wolno nam stosować.
UsuńRozumiem chęć kontaktu bardziej niż ktokolwiek inny, ale bardzo proszę nie podejmować prób na własną rękę.
Szczerze współczuję stratę najbliższych, ale musimy żyć dalej mając nadzieję, że są Oni szczęśliwi po drugiej stronie.
Pozdrawiam bardzo gorąco.
Większość tych, którzy odeszli, jest szczęśliwa. O ile mają świadomość tego co ich spotkało, fizycznej śmierci, a zazwyczaj tak właśnie jest, to osoby te, a w zasadzie już nie osoby, a coś co mozna nazwać częścią ich duszy, przenosi się w obszary, gdzie regeneruje sie swoje siły, wraca jako element do całości swoje wyższego Ja. Utracone zostaje zupełnie poczucie czasu, i tęsknoty, które czujemy jedynie my, z naszej pozycji, z naszej rzeczywistości. Na pocieszenie dodam, że "nasi bliscy", a w zasadzie to czym są teraz, nie cierpią. Oni nie czują upływu lat, i mimo, że my tęsknimy latami, dekadami- a musimy poznawać te emocje, bo właśnie o to w tym chodzi, - to dla nich nie minie nawet 5 minut, kiedy znów będziemy razem. Cierpimy jedynie my, w tym świecie, ale kiedy dołączyły do nich, pojmiemy, że to wszystko było jedynie "polem testowym", a to czym jesteśmy teraz, okaże się jedynie złudzeniem. Selianie masz rację, to są teorie, których w tym momencie jeszcze badać nie możemy na masową skalę, choć są już jednostki które prowadzą takie badania. Nie ma tym jednak nic z ezoteryki, kiedyś te zagadnienia staną się elementem nowej nauki. Na ten moment pewne założenia są jednak mocno abstrakcyjne, bo ciężko wytłumaczyć komuś, że to co uważa za swoje ja, Jest jedynie małym elementem układanki, eksperymentem, polem testowym. Na koniec chce podkreślić, nie martwcie się o bliskich, oni na Was czekają. Jeśli ktoś chciałby podjąć kontakt, a nie jest w stanie tego zrobić, to znaczy, że jeszcze nie jest to pora, na takie doświadczenia... takie doświadczenia przychodzą same.
UsuńTak... myślę, że można oddzielić śmierć nagłą od śmierci, kiedy świadomość jest nastrojona na rychłe przekroczenie granicy. Myślę nawet, że część zjawisk z półki "poltergeist" jest wynikiem manifestacji energii związanej z nagłą śmiercią. Brak tego świadomego nastrojenia sprawia, że nasze duchowe JA jest w pewnej formie szoku, dezorientacji. Coś w rodzaju nieświadomego opuszczenia ciała, kiedy widzimy znajomych próbując nawiązać kontakt, ale ku naszemu zdumieniu traktowani jesteśmy jak powietrze. "Co tu jest grane"? - Wewnętrzny szok, wizja jakby astralnego tunelu (ciężko nazwać coś, czego nie da się z niczym istniejącym porównać)... odczucie chwilowego pędu duchowego Ja z prędkością światła, który trwa ułamek sekundy i odzyskujemy świadomość znów połączeni z materią. Może za bardzo wybiegam poza temat... ale czuję, że tylko tak można opisać nagłą, nieświadomą śmierć, kiedy brakuje tego powrotu, połączenia ducha z materią. Wówczas wciąż jesteśmy na etapie wewnętrznego pytania "co tu jest grane, że jestem traktowany jak powietrze"?! Wynikiem podobnej sytuacji mogą być pewne elementu ze zbioru zjawisk nazwanych poltergeist, ale tylko pewne elementy i nie na większą skalę. Kiedy intensywnie myślimy o bliskim zmarłym wiadomość od niego może przyjść we śnie, i najczęściej tak bywa. Ale tu też jest dylemat czy właściwie odczytamy przekaz, czy też zignorujemy jako zwykły sen, bo nie możemy przecież uznać, że każdy sen jest jakimś przekazem. Mózg niczym dysk twardy również potrzebuje defragmentacji. A to odbywa się podczas snu. Większość wiadomości z zaświatów w postaci materialnej manifestacji odbywa się jednak od "emigrantów" świadomych swej emigracji. Tak myślę...
UsuńZgadzam się w pełni, że wiadomości ze świata obok nie przychodzą na nasze zawołanie, ale zawsze w chwili, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
Pozdrawiam gorąco.
Dokładnie tak jest, poltergeist, to nic innego jak manifestacje różnego typu bytów, na które bardziej, lub mniej świadomie otwieramy się, przez eksperymenty z medytacja, zmiana częstotliwości fal w mózgu. I o dziwo te zjawiska z czasem przestają niepokoić tak jak na początku, i w większości przypadków zanikają, jeśli nie poświęcony jej dużej róży uwagi. Duchowe ja w momencie nagłej śmierci, często pozbawione jest swiadomosci jaka my teraz mamy. Mimo swiadomosci tego, że jest niewidzialne, nie jest sobie w stanie zdać sprawy, że przeszło fizyczną śmierć, mimo, że może widzieć swoje ciało, unosząc się nad nim, to jednak jego percept będąc w Miedzystanie, nie łączy faktu opuszczenia ciała że śmiercią. Czasami takie dusze trwają w tym stanie setki lat, nie czując upływu czasu. Jednakże najczęściej pojawiają się istoty które są w stanie poprowadzić je dalej. Co do snów, to bardziej zlozona historia, choć wszystko o czym tu piszemy, wymaga pokonania utartych schematów myślowych, dlatego takie miejsca jak Twój blog, to takie nieodkryte perełki sieci. W trakcie snu może dochodzić do kontaktów ze zmarłymi, jednak często manifestuje się tam też inne byty, często w zupełnie niespodziewanych formach, ale w kwestiach snów, polecam zapoznać się z twórczością Pana Jarka Bzomy, to chyba największy autorytet w tej dziedzinie, pozdrawiam serdecznie!
UsuńW twardej akademickiej nauce istnieje wiele dogmatów, które są sztuczną tamą dla naturalnej rzeki prawdy. Czasami te tamy są tak wyraźnie widoczne, że wręcz pomijamy je milczeniem, bojąc się o nich wspominać. Dlaczego tak jest? Dogmat jak sama definicja wskazuje to twierdzenie przyjmowane za pewne i prawdziwe jedynie na mocy autorytetu osoby, która je wygłasza. Dlatego też wielu mądrych ludzi nawet z grona uczonych boi się o tych tamach wspominać, bo to byłby zamach na koronowane głowy autorytetów. Cały czas podkreślam, że dotyczy to czystej, akademickiej nauki. A my rozmawiamy o czymś szerszym, co wymaga nie tylko pokonania utartych schematów myślowych, ale także pokonania wyżej wspomnianych sztucznych tam. Z pozoru jesteśmy na przegranej pozycji, ale... wierzę, że pozory czasem mylą. Jeśli wiem, że doświadczyłem niewyjaśnionego to nie znaczy, że nie mam prawa szukać wyjaśnienia tego i o tym pisać.
UsuńDziękuję za miłe słowo na temat bloga, oraz za namiar na Pana Jarosława Bzomę. Nie znam jego publikacji ale chętnie się z nimi zapoznam.
Pozdrawiam gorąco.