4.11.2018

Dinozaury sprzed tysiącleci


Panowanie dinozaurów na Ziemi zakończyło się około 65 mln lat temu. Do dziś trwają spekulację co do głównej przyczyny wyginięcia ogromnych gadów. Faktem jest, że dinozaury nagle znikły z Ziemi wiele milionów lat temu i nikt nie ma prawa temu zaprzeczyć. Co jednak, jeśli okaże się, że dinozaury żyły jeszcze tysiące, a nie miliony lat temu?


Szkielet Akrokantozaura
Akrokantozaur Fot/Famille Wielosz-Caron
Herezja. Co nauka przypieczętowała, nikomu pieczęci nie wolno zrywać. Choćby nawet znalazły się dowody, należy je zniszczyć, a jeśli się nie da, wyśmiać lub zniszczyć heretyka.

Światowej sławy profesor paleontologii Edgar Dacqué u szczytu swej świetlanej kariery, opublikował książkę Urwelt, Sage und Menschheit (Pierwotny świat, legenda i ludzkość), w której opisał możliwość współistnienia ludzi i dinozaurów. Praca budziła kontrowersje i oburzała świat nauki. Ogólnie twierdzenie, że ludzie i dinozaury żyli w tym samym okresie, było nie do przyjęcia. Choć Dacqué był także cenionym filozofem to do tematu współistnienia ludzi i dinozaurów podchodził z czysto naukowego punktu widzenia, a swoją teorię podtrzymywał i umacniał. Skutkiem tej herezji w świecie nauki stracił katedrę i został zmuszony do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Co nauka zapieczętowała, tego zrywać nikomu nie wolno.

Ale czy są dowody na to, że człowiek nie mógł współistnieć razem z dinozaurami? Czy są dowody na to, że dinozaury całkowicie wyginęły 65 000 000 lat temu?

Akrokantozaur (Acrocanthosaurus) żył na obecnych terenach Ameryki Północnej w połowie okresu kredowego, około 125–100 milionów lat temu. Był jednym z największych teropodów, osiągając do 12 metrów długości przy masie dochodzącej do 6 ton. Odnalezione szczątki Akrokantozaura przy rzece Paluxy w Teksasie, zostały poddane skrupulatnym badaniom przez amerykańskich naukowców pod kierownictwem H.R. Millera. Te same szczątki badały dwie niezależne ekipy naukowców, ale o tym, dlaczego, będzie mowa poniżej. Jako że badano szczątki prehistorycznego jaszczura, rzecz jasna uczeni musieli przyłożyć wielką wagę do ustalenia wieku pochodzenia skamieniałych kości. Ekipa H.R. Millera posłużyła się metodą węgla 14C (datowanie izotopowe) oraz przeprowadziła pomiary spektroskopem masowym. Wyniki wprawiły ekipę naukowców w szok. Wiek skamieniałych kości oszacowano na 36 000 - 32 000 lat. Wiek próbki obliczony na podstawie rozkładu izotopu promieniotwórczego nie jest dokładny, dlatego że zawartość atmosferycznego 14C nie była stała, lecz zmieniała się w wyniku zmian aktywności słonecznej. Jednakże według oficjalnej wersji Akrokantozaur żył na Ziemi około 125 - 100 milionów lat temu i takich mniej więcej wyników się spodziewano, a metoda 14C nie jest aż na tyle niedokładna, chociaż ogólnie wiadomo, że im starszy badany obiekt, tym pomiar może być mniej dokładny. Badania wykonane spektrometrią mas, techniką analityczną zaliczaną do metod spektroskopowych, której podstawą jest pomiar stosunku masy do ładunku elektrycznego danego jonu, potwierdziła przedział 36 000 - 32 000 lat. Powstaje dylemat wielkiego kalibru. Co przyjąć za fakt? Czy możliwe, aby dinozaur żył jeszcze 30 000 lat temu? Wszakże powinien zniknąć z powierzchni ziemi 100 milionów lat temu.

Pomiary powtórzyła druga niezależna ekipa naukowców, mając pewność, że poprzednie pomiary były błędne. Nic z tego. Ostatecznie ustalono, że kości liczą 23 700 - 25 750 lat. Dwie ekipy naukowców, dwie serie pomiarów i jeden wielki szok naukowców. Akurat ten konkretny Akrokantozaur, do którego należały badane kości, musiał żyć stosunkowo całkiem niedawno. Sprawa została opisana w Factum 2/1993, gdzie naukowcy biorący udział w badaniach szczątków wypowiadali się dość znacznie, ale darmo szukać rozgłosu tej sprawie. Wszak to naukowa herezja, a co nauka zapieczętowała, nikomu pieczęci zrywać nie wolno. Nie mówiąc już o tym, że gdyby niedawny żywot dinozaura przyjąć za fakt, zagrożona jest nietykalna teoria ewolucji, a historię trzeba by pisać na nowo. Noble rozdane i nikomu nie wolno nic zmieniać, nawet kosztem prawdy.

Ale czy wszystko da się zatuszować?

Padlina wyłowiona przez japoński kuter
Fot/paleo.cc
W 1977 r. załoga japońskiego kutra Zuyio-maru wyłowiła w okolicach Christchurch (Nowa Zelandia) tajemniczą padlinę, która żywo przypominała plezjozaura. Stwór posiadał długą szyję, wielkie płetwy i masywny ogon. Z powodu nieprzyjemnych skutków rozkładu ciała kapitan kutra nie zdecydował się zabrać go do kraju. Zabrano próbki ciała i odcięte płetwy. W Japonii przebadali je prof. Shikama z Krajowego Uniwersytetu w Jokohamie oraz dr Yasuda z Tokijskiego Uniwersytetu Morskiego, którzy orzekli, że należałą one do nieznanego nauce stworzenia, być może plezjozaura.






Padlina wyrzucona na brzeg w Nowej Zelandii w 2013 r.
Fot/YouTube
W 2013 r. na plaży wybrzeża Nowej Zelandii odnaleziono wyrzucone przez morze ciało stwora nieznanego gatunku. Drapieżnik miał około 9 metrów długości, a ze szczęki wystawały wielkie i ostre kły. Celem uspokojenia opinii publicznej, biolodzy morscy podali do wiadomości, że ciało należy do... orki. Pieczęci zrywać nie wolno.

Doniesień o niezidentyfikowanych, nieznanych nauce ciałach wyrzucanych przez morze jest mnóstwo. Nie wszystko da się zatuszować, a uczeni niechętnie przyznają, że niewiele wiedzą o życiu w oceanach. Niezbadane jest życie na lądzie w miejscach trudno dostępnych dla człowieka, jak lasy równikowe czy wysokogórskie rejony Himalajów, a nawet na Syberii, a co mówić o niedostępnych głębinach morskich. Od czasu do czasu dowiadujemy się o dziwnych stworach nieznanych nauce. Skąd one się biorą i dlaczego tak mało o nich wiemy? Być może to zmutowane stwory pradawnych cywilizacji, które były tak rozwinięte, że zabawy genetyczne nie były im obce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz