2.06.2018

Czaszki z czystego kwarcu




Oryginalne kryształowe czaszki wciąż stanowią jedną z największych zagadek współczesnej nauki pomimo tego, że powstało mnóstwo podróbek, do których uczeni próbują zaliczyć także te autentyczne, gdyż pochodzenia ich nie potrafią wyjaśnić.


Kryształowa czaszka podczas przeprowadzania testów
Kryształowa czaszka
Dzisiejsza Nauka uznaje temat tajemnicy kryształowych czaszek za sprawę niemal zamkniętą, podając dowody na to, że kryształowe czaszki są dziełem ludzkich rąk i fałszerstwem dla zysku. Badania nad znanymi nam czaszkami dowiodły, iż te posiadają ślady narzędzi jubilerskich i musiały powstać stosunkowo niedawno. Tak to prawda, tyle tylko, że chodzi tu jedynie o te czaszki, które możemy oglądać w Muzeum Brytyjskim oraz inne liczne fałszerstwa. Tymczasem istnieją kryształowe czaszki, które zostały poddane naukowej analizie i wszelkim badaniom, ale Nauka szczelnie zamyka usta przed podaniem oficjalnego stanowiska na ich temat, jakby chciano nam przekazać w podtekście, że tych czaszek być nie powinno. Dla uczonych akademickich ważniejsze jest zachowanie prestiżu wśród zamkniętego grona ludzi wiedzących wszystko, niż ujawnienie całej prawdy o tym, że istnieją rzeczy, przy których nauka musi przyznać się do porażki.

Pradawna legenda o trzynastu czaszkach


Indiańska legenda przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie od tysięcy lat mówi, że na świecie istnieje 13 kryształowych czaszek naturalnej wielkości z ruchomą żuchwą u każdej z nich, które posiadają wiedzę i mądrość całej ludzkości, jak również przyszłych zdarzeń, w tym losów człowieka oraz całej Ziemi. Legenda ta żywa jest do dziś wśród potomków Majów, jak i Azteków, Indian Pueblo i Nawaho, Czirokezów i Seneka oraz wielu innych plemion indiańskich od Ameryki Południowej aż po najwyżej położone tereny dzisiejszej Kanady. Czaszki te rozproszone są po całym świecie i skryte przed ludzkim wzrokiem. Nieliczni indiańscy mędrcy wiedzą, gdzie znajdują się poszczególne czaszki, a wiedza ta trzymana jest w najgłębszej tajemnicy, bowiem oryginalne kryształowe czaszki same w sobie nie przejawiają mocy jako jednostki. Pojedynczo każda z nich jest jedynie trybikiem w całym mechanizmie potęgi, która ma być skumulowana dopiero wtedy, gdy wszystkich 13 oryginalnych kryształowych czaszek zostanie zebranych razem w jednym miejscu. Indiańskie legendy podają także, iż to nie człowiek jest tym, który ma decydować, kiedy i gdzie owych 13 czaszek ma się znaleźć w jednym miejscu. Przynajmniej nie człowiek bezpośrednio, bowiem kryształowe czaszki mają okazać swą mądrość ludzkości tylko wówczas, gdy ludzkość do tego dorośnie moralnie i duchowo, co nie jest sprzeczne z rozwojem technologicznym człowieka. Rozwój cywilizacji musi jednak być jakby zsynchronizowany z wartościami duchowymi, bowiem według Indian to nie ziemia należy do człowieka, ale człowiek do Ziemi. Tu akurat pełna zgodność, o ile kryształowe czaszki mają w sobie tak ogromną potęgę. Doskonale wiemy, że potęga dana w ręce człowieka może służyć w różnych celach. Wystarczy za przykład podać ujarzmienie energii jądrowej, która wykorzystywana jest tak w pozytywnym znaczeniu jako energia życiodajna, oraz jako najpotężniejsza broń masowego ludobójstwa.

Legenda legendą i można traktować ją nieco z przymrużeniem oka jak wszystkie legendy świata. Pamiętajmy jednak o dawnych podaniach, które dziś są rzeczywistością. Jeszcze całkiem niedawno wszyscy uznawali za baśnie otwierające się wrota po wypowiedzianym haśle "sezamie otwórz się". Uważajmy zatem na dawne legendy, by dzisiejsza nauka nie dowiodła nam, że to, co dawniej opowiadano jako ludowe podania, faktycznie miały więcej wspólnego z rzeczywistością niż się nam to wydaje. Dzisiejsi uczeni w wąskim gronie sami przyznają, iż wiele pradawnych hybryd mogły istnieć realnie, ale nie jako narodzone naturalnie, a genetycznie spreparowane mutanty.

Co wiemy dziś o znanych nam kryształowych czaszkach, które dumnie zamieszkują British Museum oraz Smithsonian? Otóż to bardzo ważne, gdyż nauka właśnie na ich podstawie ocenia wszystkie pozostałe. Badania wykazały, iż są one falsyfikatami wykonanymi w naszych czasach i analiza właśnie tych czaszek dowiodła, że są na nich ślady narzędzi jubilerskich. To jest fakt niezaprzeczalny i śmiało można potwierdzić, że kryształowe czaszki dostępne dla każdego w muzeach, są podrobione. Na podstawie badań tych konkretnych czaszek nauka wnioskuje, że wszystkie inne również muszą być podróbkami wykonanymi dla zysku. A to już błędne myślenie, bo rzeczywistość wygląda zgoła inaczej, bowiem te czaszki nie są jedynymi i nie można na ich podstawie wnioskować o wszystkich pozostałych. Czaszki z gablot muzealnych zostawmy zatem w spokoju, skoro już wiemy o nich wszystko, to zajmijmy się tymi czaszkami, od których uczeni umywają ręce.

Legenda współczesna



W latach 20. XX wieku, brytyjski archeolog i poszukiwacz przygód niczym filmowy Indiana Jones, Frederick Albert Mitchell-Hedges, przeczesywał tropikalne lasy Mezoameryki z nadzieją odnalezienia nieodkrytych śladów pradawnej kultury Majów, która właściwie pojawiła się na arenie dziejów nie wiadomo skąd około XXX wieku p.n.e., i co dziwniejsze równie nagle rozpłynęła się w historii jakby jednego dnia. Zagłębiając się w historię kryształowych czaszek, należy przywyknąć do łańcucha wciąż nowych zagadek, które rodzą kolejne zagadki od powstania gigantycznej cywilizacji Majów, aż po jej upadek z dnia na dzień, co jest do dziś jednym z najbardziej tajemniczych wydarzeń w całej historii starohiszpańskiej Ameryki.

Frederick Mitchell-Hedges po licznych trudach odnalazł wreszcie w Lubaantun w Belize (wówczas brytyjski Honduras), ruiny pradawnego miasta Majów i ze swą ekipą rozpoczął tam prace archeologiczne, oczyszczając budowle i tereny z porośniętych, zniszczonych przez czas ruin. W tychże ruinach odnaleziona została najsłynniejsza kryształowa czaszka o naturalnych wymiarach, od której rozpoczęła się trwająca do dziś światowa batalia na temat autentyczności kryształowych czaszek, a rozgłos po jej odnalezieniu sprawił, że od tego wydarzenia zaczęły powstawać masowo czaszki podrabiane dla samego zysku. Paradoksalne w tym wszystkim jest także to, że ta właśnie czaszka dająca początek wojnie naukowo fantastycznej, jest przez samych uczonych odpychana w głąb zapomnienia, a na piedestał zaczynają wypływać czaszki uznane za falsyfikaty. Podkreślić należy, że taki układ jest najwygodniejszy dla świata nauki, który za wszelką cenę chce udowodnić fałszerstwo wszystkich czaszek i skupia się tylko na tych podrabianych. Dla samej prawdy o oryginalnych czaszkach scenariusz taki jest brudnym zatajaniem faktów.

Odkrycie kryształowej czaszki przypisuje się adoptowanej córce Fredericka, Annie Mitchell-Hedges. Jednakże to akurat może być nieco naciągane, choć sama Anna nigdy nie zmieniła zdania, gdyż dziwnym zbiegiem okoliczności miała ją wypatrzeć samotnie, w dniu swoich siedemnastych urodzin. Możliwe zatem, iż Frederick znalazł ją wcześniej i łagodnie mówiąc, niejako nakierował na jej trop. Jak było naprawdę, to już mniej istotne. Faktem jest, że Anna Mitchell-Hedges była w posiadaniu owej czaszki na własność aż do jej śmierci w kwietniu 2007 r., i dzięki niej wiemy dziś to, co będzie opisane niżej, a nauka chce przed nami zatuszować. Anna Mitchell-Hedges bowiem udostępniała czaszkę z Lubaantun do wszelkich badań, gdy ją o to poproszono i nie trzymała jej nigdy w zamknięciu przed światem. Wręcz przeciwnie. Zgodna była co do tego, że jeśli komuś uda się potwierdzić lub zaprzeczyć autentyczność czaszki, przyjmie to za prawdę obojętnie jaka by nie była.

Badania oficjalne i uznane za nieoficjalne


Anna Mitchell-Hedges bez żadnych oporów zgodziła się poddać czaszkę testom, które miały potwierdzić autentyczność lub fałszerstwo. Badania przeprowadzono w firmie Hewlett-Packard w Kalifornii. Firma HP specjalizuje się w produkcji komputerów, serwerów, drukarek, urządzeń poligraficznych oraz posiada działy produkujące elektroniczny sprzęt pomiarowy, podzespoły oraz sprzęt medyczny i naukowy. Zatem jej pracownicy są wysokiej klasy specjalistami nie tylko w dziedzinie elektroniki, ale również krystalografii. A trzeba wiedzieć, że jedno z drugim ma bardzo wiele wspólnego, gdyż w elektronice zadanie swe spełnia tylko i wyłącznie czysty kwarc naturalny wyprodukowany przez samą Naturę przez okres milionów lat. Rzecz jasna dzisiaj stosuje się kwarc syntetyczny, ale jest on nadal kwarcem naturalnym pomimo tego, że uzyskiwany sztucznie w laboratoriach, gdzie po prostu stworzono mu warunki przyspieszające "naturalny" rozwój. Gdyby tego nie uczyniono, rozwój elektroniki byłby daleko w tyle z powodu tego, iż w naturze czysty kwarc występuje niezwykle rzadko w dużych bryłach. A do wykonania czaszki z czystego kryształu górskiego potrzeba ogromnej bryły, licząc straty podczas precyzyjnego szlifowania do kształtów naturalnej wielkości czaszki. Podstawą zatem było stwierdzić, czy kryształowa czaszka Anny Mitchell-Hedges, była wykonana z czystego kryształu górskiego. Podróbki zazwyczaj wykonane są z materiału zabrudzonego, którego w naturze jest bardzo dużo, gdyż podczas naturalnej reakcji wystarczy śladowe zanieczyszczenie aluminium lub żelaza, by kryształ uległ przebarwieniu lub zmatowieniu, co czyni go nadal kryształem, ale już zanieczyszczonym jak na przykład kwarc dymny. Ogólnie kwarc występuje naturalnie bardzo bogato, ale to właśnie zanieczyszczenia czynią go nawet pięknymi kamieniami, lecz całkowicie bez wartości jak małe ziarenka piasku. Duże bryły czystego naturalnego kryształu górskiego bez śladu zanieczyszczenia, to rzadkość. Podstawą zatem było zbadanie, z jakiego materiału wykonano czaszkę Anny Mitchell-Hedges.

Czaszkę zanurzono w alkoholu benzylowym o dokładnie takiej samej gęstości, współczynniku załamania i dodatkowych czynnikach jak czysty kwarc. Czaszka w alkoholu zniknęła całkowicie, co potwierdzało, że wykonana jest z unikalnej czystej bryły kwarcu pochodzenia tylko i wyłącznie naturalnego. Specjaliści z firmy HP nie mieli wątpliwości, że mają do czynienia z unikatem. Wykonano dodatkowe badania, wykorzystując spolaryzowane światło, by wyeliminować sztuczne warunki laboratoryjne podczas tworzenia kwarcu syntetycznego. Nie było wątpliwości, że czaszka wykonana jest z czystego kryształu górskiego, który w naturalnych warunkach potrzebuje milionów lat, aby stał się czystym kryształem górskim. Specjaliści wykazali także, że żuchwa czaszki wykonana była dokładnie z tego samego materiału co czaszka. Oceniono, że twardość tego kryształu ustępuje jedynie diamentowi i tylko i wyłącznie używając diamentowych narzędzi, "można" tak idealnie obrobić ogromną bryłę kryształu górskiego. Można napisane w cudzysłowie oznacza, że to jest wprost niewykonywalne, gdyż zajęłoby to komuś ponad rok pracy, a i tak kryształ uległby pewnemu skruszeniu. Ponadto dodatkowe badania wykazały, że na czaszce nie ma najmniejszych śladów obróbki, ani jednej rysy świadczącej o używaniu mechanicznych narzędzi co sprawia, że czaszka musiała być wykonana jakąś techniką ręczną przez długie lata mozolnej pracy.

Końcowy werdykt specjalistów z firmy Hewlett-Packard brzmiał: "Ta czaszka nie miała prawa powstać".

Testy zostały przeprowadzone także w British Museum, ale już nie tylko na czaszce Anny Mitchell-Hedges. Tej czaszki nieoficjalnie nikt nie brał w wątpliwość, ale oficjalnie też nikt nie chce potwierdzić jej autentyczności. Oczywiście używając słowa nikt, mam tu na myśli oficjalne stanowisko uczonych akademickich zamkniętych w zbiorze ludzi, którzy ustalili z góry wszystko, co miało być do ustalenia i nie przyjmują żadnych poprawek, nawet jeśli znajdą się dowody na potwierdzenie ich błędów. Takie dowody należy niezwłocznie zniszczyć, jak to miało miejsce na początku XX wieku, gdzie cały ładunek niewygodnych wykopalisk został zatopiony na pełnym morzu przez ludzi z Smithsonian Institute. Temat zakłamywania i niszczenia niewygodnych artefaktów, które istnieją, a istnieć nie powinny pomińmy tu, choć wart jest szerszego omówienia, a powróćmy tymczasem do głównego wątku.

Ceri Louis Thomas i Chris Morton, zainspirowani tematem kryształowych czaszek, przemierzyli niemal cały świat, węsząc informacje o czaszkach. Przekonali prywatnych właścicieli kilku czaszek do przekazania ich w celu zbadania autentyczności przez specjalistów z British Museum. Wszyscy zgodzili się chętnie niezależnie od tego, co wykażą badania a uczeni z British Museum zdecydowali o testach w terminie nie wcześniejszym niż pół roku tłumacząc to, iż muszą przygotować i opracować odpowiednie metody a stawka jest ogromna. Gdy nadszedł wyznaczony termin, osiem czaszek znalazło się w rękach specjalistów z British Museum. Testom objęto także czaszki z British Museum oraz Smithsonian, na których wykryto ślady narzędzi jubilerskich. Niechętnie, ale przyznano, że musiały być wykonane stosunkowo niedawno, choć wcale tak nie musi być. Na jednej z prywatnych czaszek wykryto ślady narzędzi, ale tylko w okolicach zębów, co również nie musi oznaczać, iż nie jest oryginalna. Dla innej czaszki określono czas pochodzenia na około XVI wiek. Co już było dla uczonych wielkim bólem, ale jednak uznano, że mimo stara jakieś błędy w datowaniu mogą występować. Problemem okazały się dwie ostatnie czaszki. British Museum odmówiło komentarza do tych czaszek i nie podano wyników testów. Dodać tu należy, iż testy wykonywane były w obecności właścicieli, gdyż ci wiedząc jak drogie są czaszki jeśli okażą się autentyczne, chcieli mieć je na oku przez tyle czasu ile to możliwe. Nie ma co im się dziwić. Podkreślam to, gdyż wyniki końcowe miały być gotowe po dwóch dniach od testów. I nagle, po odmówieniu podania wyników badać, specjaliści z londyńskiego muzeum stwierdzili, że te czaszki nie były nigdy poddawane żadnym testom! Po prostu samym świadkom testów wmówiono, że nigdy nie byli tam, gdzie byli. Specjaliści z British Museum odprawili z kwitkiem dwóch prywatnych właścicieli czaszek, podając im do wiadomości, że zarówno British Museum, jak i Smithsonian, nie chcą mieć nigdy więcej do czynienia z czaszkami z prywatnych kolekcji, nigdy takich nie badali i nigdy badać nie będą!

Czy ktoś widzi tu jakikolwiek sens? Co odkryli uczeni w tych dwóch czaszkach? Dlaczego boją się ujawnić wyniki testów, które odbyły się przy świadkach, twierdząc, że takich testów nigdy nie było? Czy odkryto, że czaszki pochodzą sprzed tysiącleci, a to nie pasuje do ustalonej teorii inteligentnego życia na Ziemi? A może odkryli, że czaszki w ogóle nie pochodzą z Ziemi lub że istnieją, a istnieć nie powinny? Może wiedzą doskonale jak wyglądała pradawna, wysokorozwinięta przeszłość, ale za nic w świecie nie przyznają się do trwania przez długie lata w błędzie? Takich pytań można zadawać wiele, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że eksperci odkryli coś, co nie powinno być podane do publicznej wiadomości.

3 komentarze:

  1. Na twoim blogu jak zawsze najciekawsze rzeczy :) Kurcze nie słyszałam o tych czaszkach. Chciałbym taką zobaczyć. Historia bardzo zastanawiająca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbliżej w Londynie w Muzeum Brytyjskim. Ale akurat ta czaszka może być fałszywką, co wcale nie oznacza, że podróbką jest. Ta oryginalna, którą badano w Hewlett-Packard, znajduje się w Kanadzie. Przynajmniej znajdowała się w Kanadzie aż do śmierci Anny Mitchell-Hedges.
      Dzięki za opinię na temat treści na blogu.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń