10.06.2021

Wojna bogów opisana w Mahabharacie

Wydaje nam się, że stworzyliśmy cywilizację, której nigdy wcześniej świat nie widział. Wiemy, że na Ziemi istniały cywilizacje, które zaginęły, ale ogólnie uznajemy je za prymitywne. Nic bardziej mylnego. Okazuje się bowiem, że to nasza cywilizacja jest prymitywna w porównaniu z zaawansowanym rozwojem cywilizacji minionych.


Bitwa pod Kurkushetrą
Bitwa pod Kurkuszetra Foto: Wikimedia

Wedy to święte księgi hinduizmu – najstarsza grupa religijnych tekstów sanskryckich, które stanowiły całość ówczesnej wiedzy człowieka o świecie ludzi i bogów. Objętością Wedy przewyższają Biblię kilkakrotnie, ale nie sama objętość jest najważniejsza. Jak wiemy z notki Kłamstwa Kościoła, Biblia na potrzeby imperializmu Kościoła modyfikowana była niezliczoną ilość razy do tego stopnia, że dziś zwykłemu śmiertelnikowi trudno dotrzeć do oryginalnego źródła. Wedy pod tym względem są wyjątkowe – na początku przekazywano informacje ustnie z pokolenia na pokolenie, a od czasu, kiedy Wedy zapisano w archaicznej formie sanskrytu, istnieje kategoryczny wręcz zakaz modyfikowania tekstów wedyjskich. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, dlaczego to takie istotne. Wszystkie starożytne pisma z każdego zakątka świata należy traktować nie jako świętość religijną, ale jako zapis wydarzeń rozgrywających się na danym etapie dziejów. Co nam przedstawiają Wedy pod tym względem, wiedząc, że opisywane w nich wydarzenia sięgają tysięcy lat wstecz? Koncentrując się na wydarzeniach opisanych tylko w kilku częściach, nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu...

Nuklearna wojna bogów

Przesada? W rzeczy samej, ale w innym kierunku. Znamy efekty użycia broni jądrowej. Broni używanych przez zwaśnione strony tysiące lat temu są dla nas jeszcze nieosiągalne, gdyż w pismach wedyjskich znajdujemy wzmianki nie tylko o samej broni, lecz także technologii, która pozwalała prowadzić gwiezdne wojny, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

"Drona przywołał Arjunę i rzekł: Przyjmij ode mnie tę niezwyciężoną broń zwaną Brahmasira. Ale musisz przyrzec, że nigdy nie użyjesz jej przeciw człowiekowi, gdyż jeślibyś tak uczynił, mógłbyś zniszczyć świat. Jeśli jakikolwiek wróg, który nie jest człowiekiem zaatakuje cię, możesz użyć tej broni do walki z nim".

Zastanawiający tu jest fakt, kim był wróg, który nie był człowiekiem? Czyżby człowiek był tylko naocznym świadkiem wydarzeń bliżej nieokreślonej wojny międzyplanetarnej? Ogólnie wszystkie religie nadużywają słowa Bóg lub bogowie, ale trzeba tu zaznaczyć wyraźnie, iż każda religia i każdy człowiek tak naprawdę inaczej interpretuje owe słowa. Dla jednych Bóg jest stworzycielem świata, dla innych stworzycielem człowieka. Według eposu o Atra-hasisie rasa ludzka została stworzona po to, aby służyć bogom i uwolnić ich od pracy. Może więc bogowie byli istotami z krwi i kości jak dzieło ich stworzenia – człowiek? Temat równie ciekawy, ale i wymagający oddzielnej notki. 

W Mahabharacie czytamy dalej:

Adwattan dokładnie wycelował, po czym wypuścił lśniący pocisk, buchający ogniem. Grad ognistych strzał spadł na wrogich Pandawów. Zapadł zmrok, a z nieba posypał się deszcz meteorów. Zerwały się ryczące wichry. Chmury spiętrzyły się aż do nieba i zesłały deszcz pyłu i kamieni. Słońce zawirowało na firmamencie, a ziemia zadrżała pod żarem boskiej broni.  Słonie stanęły w płomieniach, woda w rzece zawrzała, zabijając wszelkie żywe istoty. Wiele z nich zamieniało się w popiół. Zwierzęta padały na ziemię w agonii. Niebo miotało ogniste błyskawice. Żołnierzy wroga ogarnęły płomienie. Po obu stronach spadały na ziemię tysiące latających maszyn wojennych. Gurkha wystrzelił ze swojej latającej vimana jeden pocisk o sile wszechświata, niszcząc trzy miasta Wrisznich i Andaków. Wtedy wzbił się ogromny słup dymu i ognia, promieniejąc jak tysiące słońc. Ten jeden posłaniec śmierci spopielił całą rasę Wrisznich i Andaków. Spalone ciała ludzi były nie do poznania. Wypadały im włosy i paznokcie. Zbielałe ptaki spadały z nieba. Wojownicy, którzy zdołali przeżyć, wskakiwali do rzek, aby się obmyć z niewidzialnej trucizny niosącej śmierć.

Czy powyższy opis możemy uznać za fantazję starożytnych mieszkańców Ziemi? Zapewne tak, gdybyśmy treść Mahabharaty rozważali przed rokiem 1945. Wówczas nie znaliśmy skutków użycia broni jądrowej, skażenia radioaktywnego, bólu i cierpienia po użyciu takiej broni, co nas mogło wtedy usprawiedliwiać. Ludzie, którzy przeżyli zniszczenie Hiroszimy i Nagasaki opisywali tamtejszą scenerię identycznie znaczeniowo, lecz z użyciem innego słownictwa. Starożytni nazywali rzeczy po imieniu, ale tak, jak to rozumieli. Wzorem Boga nie gram w kości i nie wierzę w przypadki. Podobieństwa widzi każdy, ale za wszelką cenę bronimy się uznać, że tysiące lat przed nami istniała cywilizacja, która sięgnęła szczytu cywilizacji do tego stopnia, że zgromadzony arsenał wojenny posłużył do samozagłady.

W Indiach, gdzie miała odbywać się opisana w Mahabharacie nuklearna wojna bogów, można znaleźć zgliszcza budowli, które dosłownie uległy stopieniu. Znane jest dziś starożytne miasto Mohendżo Daro (Wzgórze Umarłych), które również w dużej części uległo nie tyle spaleniu, ile stopnieniu. Liczniki Geigera wskazały, że teren wokół Mohendżo Daro jest bardziej napromieniowany, niż Hiroszima. Znajdowane szczątki ludzkie świadczą o tym, że zwłoki nie zostały pochowane w tradycyjny sposób, ale śmierć dosięgła ich nagle. David W. Davenport, współautor książki "Atomowa zagłada 2000 lat p.n.e.", na podstawie stopionej na szkło gliny stwierdził, że większość budynków została spalona w temperaturze powyżej 5 tys. stopni Celsjusza. Czy potrzeba nam więcej dowodów? Być może...

"Indie oczywiście od dawna mają bombę atomową oraz różne środki do jej przenoszenia. Indyjski projekt jest bardziej zaawansowany, niż była swego czasu amerykańska budowy broni nuklearnej, gdyż obejmuje antygrawitację, techniki niewidzialności i inne technologie, przy czym najbardziej zdumiewające jest źródło tej wiedzy. Są nimi bowiem hinduskie poematy religijne i opowieści, takie jak Mahabharata, Ramajana i ogólnie Wedy. Dane zaś są pozyskiwane przez uczonych biegłych w sanskrycie i duchownych hinduistycznych, którzy wspomagają zespół ekspertów wojskowo-technicznych". Dr John Kettler

Może jednak Sodoma również została zniszczona bronią nuklearną? Ślady są, ale udajemy, że ich nie widzimy. J. Robert Oppenheimerojciec bomby atomowej nigdy nie udawał, że inspiracje czerpał z pism wedyjskich. A czego dokonał? Po przeprowadzeniu udanego testu jądrowego Oppenheimer wypowiedział zdanie, zaczerpnięte ze świętej księgi hinduskiej Bhagawadgita:

Jasność tysiąca słońc, rozbłysłych na niebie, oddaje moc Jego potęgi. Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów.


4 komentarze:

  1. Pełna zgoda, ku przestrodze! Myśle, że okreslenie Bóg, zostało dodane póżniej, przez spisujących "legendy" i było odzwierciedleniem póżniejszych okresleń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno jest pewne - bogowie opisywani w starożytnych pismach byli istotami z krwi i kości jak ludzie, ale o wyższej hierarchii. Dzisiaj też mamy społeczeństwa ucywilizowane, które są w posiadaniu wysoko rozwiniętej technologii, a tuż obok prymitywne plemiona rozsiane w wielu zakątkach świata. Mamy dowody na to, że tysiące lat temu ziemię zamieszkiwały istoty wyżej rozwinięty technologicznie, niż współczesny człowiek, ale wolimy je ignorować. Bogowie opisywani w starożytnych przekazach wcale nie musieli pochodzić z innych planet, jak to dziś uznawane jest przez krytyków. Według mnie dzieje mają charakter cykliczny. Każda cywilizacja rozwija się do pewnego stopnia, kiedy ma wybór: rozwijać się nadal mając wspólny cel podboju Kosmosu, lub użyć wyprodukowanej broni w celu samounicestwienia. Jesteśmy u szczytu tego progu i musimy wybrać. Obstawiam, że kolejna wojna będzie na maczugi a za tysiące lat archeolodzy będą w kropce znajdując fragmenty naszych projektów technologicznych. Być może też nazwą nas bogami lub uznają nasze pisma za legendy.
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  2. Ciekawe! Nigdy o tym nie słyszałam, chociaż fakt, starożytne cywilizacje były na niesamowicie wysokim poziomie: w Mohendżo Daro były łazienki i kanalizacja pociągnięta na 2 piętro, w Egipcie robiono protezy zębów i trepanacje czaszki. Nie mówiąc już o budowlach, których nawet dziś nie potrafimy odtworzyć. Smutne są tylko koleje tych cywilizacji: cuda, szczyt i upadek. Historia się powtarza. Może nie kołem, a spiralą - przeżywamy to samo chociaż w innym wymiarze.
    A tak wracając do konkretów statożytnych: znasz wymiary Gilgamesza? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście starożytne pisma traktuję jako cenne źródła historyczne, które dają nam choć cień informacji o dawnych cywilizacjach. Wedy pod tym względem są wyjątkowe z powodu zakazu modyfikowania treści, jak to często bywa z pismami innych kultur. Ludzie na ogół wierzą, że istniały zaginione cywilizacje, ale za nic w świecie nie chcą przyjąć do wiadomości, że były one bardziej rozwinięte od naszej. Świadectwa wskazują na to, że dzieje mają charakter cykliczny. To, co jest dzisiaj było już wcześniej. To, co było wczoraj będzie też jutro. Musimy uczyć się na błędach, byśmy nie podróżowali bez końca w powtarzającym się cyklu, lecz mogli wspinać się po spirali prowadzącej do doskonałości. Ale u szczytu doskonałości zawsze jest pułapka, w którą zawsze wpadaliśmy. Kończy to jedną cywilizację i zaczyna się nowa, która idzie tą samą ścieżką.
      Gilgamesz... bohater najciekawszych dziejów świata, gdyż ma ona ścisłe powiązanie ze stworzeniem człowieka, co też musi być w jakimś stopniu faktem. Mam własne zdanie na ten temat, ale to dłuższy temat. Wiadomo, że Gilgamesz był jednym z gigantów. Temat istnienia gigantów skutecznie fałszuje ortodoksyjna nauka. Ostatnia wzmianka o Gilgameszu pochodzi z Księgi Gigantów, którą znaleziono wśród zwojów z z Qumran. Treść zwojów z Qumran jednakże skutecznie ukrywał Kościół przez ponad 30 lat. Komuś bardzo zależy na tym, aby prawdziwa historia świata i człowieka nie ujrzała światła dziennego. I to jest najbardziej niepojęte, gdyż nawet przyznając, że byliśmy w błędzie, to błędy należy naprawiać, a nie dalej świadomie w nich tkwić. Dokładnych wymiarów Gilgamesza pewnie nie poznamy nigdy ;)
      Pozdrawiam gorąco.

      Usuń