7.12.2018

Tajemniczy obiekt w Bałtyku


Czym jest UFO, wie każdy z nas, a większość ludzi błędnie kojarzy zjawisko UFO z istotami pozaziemskimi. UFO to po prostu niezidentyfikowany obiekt latający. A skoro niezidentyfikowany, to nie możemy wiedzieć, czym jest i skąd pochodzi. Mniejszą sławą jednak cieszy się zjawisko USO, czyli niezidentyfikowany obiekt pływający. Jeszcze większa liczba ludzi zapewne nie wie, że nasze Morze Bałtyckie kryje na swym dnie jedną z największych tajemnic USO.


Obiekt w kształcie dysku odkryty na dnia Morza Bałtyckiego
Niezidentyfikowany obiekt na dnie Bałtyku  Foto/YouTube
Teorie spiskowe, niezwykłe opowieści, tysiące oszustw i bujna wyobraźnia sprawiły, że wokół zjawiska UFO (Unidentified Flying Object) narosła pewna forma szablonowego kojarzenia UFO z Obcymi istotami z kosmosu. Jak wcześniej była mowa szablon ten jest jak najbardziej błędnym wskaźnikiem, chociaż z pewną dozą prawdopodobieństwa. Z powodu szerokiego pola widzenia nad naszymi głowami zjawisko UFO możemy dostrzec niemal każdego dnia. Widząc nienaturalnie wyglądający obiekt na niebie, zastanawiamy się, czym on może być, gdy nagle usłyszymy słowa innego obserwatora, który z podnieceniem stwierdza, że jest to UFO. W tym przypadku obserwator ma absolutną rację, gdyż każdy z obecnych nie potrafi zidentyfikować obiektu. Może to być zwykły balon zakamuflowany warunkami pogodowymi lub szybko lecąca satelita na nocnym niebie. Póki nie upewnimy się, czym obiekt jest faktycznie, dla obserwatorów jest to niezidentyfikowany obiekt latający, czyli w skrócie UFO.

Głębiny mórz i oceanów nie są naszym naturalnym środowiskiem życia. Siłą rzeczy zatem nie możemy na co dzień obserwować niezidentyfikowanych obiektów pływających, czy nawet stacjonarnie osiadłych na dnie morza, czyli wodnej alternatywy dla latających UFO, nazywanej skrótem USO (Unidentified Submerged Object). Głębiny mórz i oceanów jednak kryją w sobie tajemnice tym bardziej ciekawe, że namierzone na dnie USO możemy zbadać i dotknąć, co nie oznacza, że możemy je zidentyfikować. Nie każdy zapewne wie, że jedną z takich morskich tajemnic kryje w sobie nasze Morze Bałtyckie.

UFO na dnie Bałtyku?


W tym przypadku nie UFO, ale USO, choć to, że znalezisko pochodzi z dna Morza Bałtyckiego, nie oznacza, że nie mogło wcześniej być niezidentyfikowanym obiektem latającym.

W czerwcu 2011 r. szwedzka ekipa płetwonurków pod nazwą „Ocean X Team”, przemierzała Morze Bałtyckie w poszukiwaniu starych wraków statków, które dawno temu zatonęły, a przewoziły na swych pokładach cenne towary. Ekipa poszukiwaczy starych wraków przy okazji dorabiała ze sprzedaży starych trunków, artefaktów, cennych starych narzędzi oraz wszystkiego, co zostało znalezione i uznane za cenne. Mając namiar na pewien obiecujący wrak, który miał zatonąć na wodach między Szwecją a Finlandią, 19 czerwca 2011 r., łowcy morskich skarbów skupili się na przeczesywaniu wyznaczonego dna z nadzieję na cenne znaleziska. Niestety wraku nie znaleziono, ale płetwonurkowie natknęli się na pewien obiekt, którego absolutnie nie potrafili zidentyfikować w mrocznych głębinach Bałtyku. Nie wiedzieli, co znaleźli, ale od razu nabrali pewności, iż obiekt nie jest naturalnego pochodzenia. Obraz sonarowy wykazał, iż obiekt ma kształt dysku o wymiarach 60 metrów średnicy i 3 - 4 metry grubości. Obiekt miał znajdować się na końcu długiego śladu wgłębiania, jakby wyżłobionego dna po lądowaniu dysku, jak sugerowali poszukiwacze skarbów, o długości około 300 metrów. Analiza pobranych próbek z obiektu wykazała, że większość z nich to granity, gnejsy i piaskowce, co miało przemawiać za naturalnym pochodzeniu dziwnej formacji. Atmosferę podgrzał obszerny artykuł, który ukazał się w Daily Mail w czerwcu 2012 r. na temat tajemniczego pochodzenia obiektu. W publikacji pojawiło się wiele oryginalnych ilustracji przypominających podwodne zdjęcia lub skany wysokiej rozdzielczości, a także sugestie, że obiekt ten może być statkiem UFO (w znaczeniu z kosmosu), który w nieokreślonej przeszłości na skutek awarii zmuszony był do lądowania w wodach Morza Bałtyckiego. Coś na wzór incydentu, który wydarzył się w Roswell w lipcu 1947 r.

Publikacja informacji o znalezisku sprawiła, że świat dowiedział się o całej sprawie, co zapoczątkowało burzę sporów na temat istoty odkrycia. Ortodoksyjny świat nauki skutecznie odpierał teorie o dysku z kosmosu, podpierając się teoriami o naturalnym pochodzeniu obiektu, chociaż do złudzenia przypominającego dysk Sokół Millennium Hana Solo z serii filmów Gwiezdne wojny. Problemem było jedynie to, że statek Hana Solo to fantastyczna fikcja, a dysk na dnie Morza Bałtyckiego jest realny. Odkąd sprawa nabrała rozgłosu, odkrywcy obiektu odczuli zmasowany atak ze świata nauki z personalną, ostrą krytyką włącznie. Płetwonurkom zarzucano głównie amatorszczyznę pod każdym względem oraz wprowadzanie opinii publicznej w błąd. Każda kolejna wyprawa ekipy Ocean X Team w rejony, gdzie znajdował się dysk, była nadzorowana, ale nie zabroniona. Z czasem jednak i to uległo zmianie. Jak można było się spodziewać, ortodoksyjna nauka wydała werdykt, twierdzący, że racja leży po stronie ortodoksyjnych uczonych, a kolejną koleją rzeczy musiało być uśpienie całej sprawy snem nienaturalnie wywołanym.

Czym obiekt jest faktycznie? Prawdą jest, że jakieś 90% doniesień o UFO to zwykłe fałszerstwa, mające na celu wywołanie taniej sensacji, rozgłosu, czasem dla nieuczciwego zysku i z wielu innych powodów. Ale co z pozostałymi dziesięcioma procentami, gdzie jawnie dostrzec można ślady tuszowania lub niszczenia dowodów przez świat ortodoksyjnej nauki? Wszak znamy już udowodnione przypadki niszczenia odkrytych szczątków ludzi Gigantów przez pseudonaukowców ze Smithsonian Institute, o czym więcej informacji można znaleźć w notce Giganci istnieli naprawdę. Czy zatem, aby na pewno obiekt drzemiący na dnie Morza Bałtyckiego jest naturalnego pochodzenia? Odpowiedź może nie być taka prosta, jak to się wydaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz