Zatonięcie RMS Titanica jest jedną z najsłynniejszych katastrof XX wieku, w której śmierć poniosło ponad 1500 osób, a przeżyło około 730. Czy do tragedii musiało dojść? Dziś to jedynie spekulacje, a czasu nie cofniemy. Najgłośniejsza katastrofa nowożytnej historii kryje jednak w sobie mroczne tajemnice, które nigdy nie były badane oficjalnie, a tkwiące za publiczną kurtyną, noszą znamiona przeznaczenia, a być może nawet klątwy.
Titanic Foto: Flickr |
W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, na Oceanie Atlantyckim zatonął trzeci pod względem wielkości brytyjski transatlantyk RMS Titanic. Na temat przyczyn zatonięcia statku powstało wiele teorii. Oficjalnie przyjmuje się, że 14 kwietnia o godzinie 23:40 otarł prawą burtą o górę lodową, którą właściwie dostrzeżono, ale zignorowano. Od meldunku o zauważonej śmiertelnej przeszkodzie do podjęcia działań minęła niecała minuta, a to bardzo długi okres w takich przypadkach, gdzie reagować należy natychmiast. Kolizja była nieunikniona. Zaznaczyć należy w tym miejscu, że to nie pierwszy i niejedyny dość dziwny incydent w całym tragicznym rejsie, jak również, o czym będzie mowa dalej, wiele lat już po samej katastrofie.
Tragicznej niedzieli 14 kwietnia o godzinie 13:45 statek SS „America” przesłał „Titanicowi” depeszę, z której wynikało, że parowiec mknie prosto ku polu lodowemu. Z nieznanych przyczyn ta wiadomość nigdy nie trafiła na mostek kapitański. Jak później ustalono, najprawdopodobniej radiooperatorzy zajęci byli wysyłaniem wiadomości i życzeń od pasażerów, a nie ostrzeżeniami o polach lodowych. O godzinie 23:40 Titanic otarł się o górę lodową prawą burtą, co spowodowało uszkodzenie statku doprowadzające do późniejszego zatonięcia. Otarcie było na tyle słabe, że pasażerowie nawet nie wyczuli kolizji, a uderzenie wyczuli jedynie pasażerowie trzeciej klasy z przedniej części statku. Nie zdawano sobie sprawy z powagi sytuacji. Dziś przyjmuje się, że o kolizji i konsekwencjach wiedziało jedynie kilkanaście osób. Na oględziny statku niezwłocznie wybrał się kapitan Smith wraz z cieślą okrętowym i konstruktorem statku – Thomasem Andrewsem, który stwierdził, iż kolizja spowodowała uszkodzenia na tyle poważne, że Titanic zatonie w ciągu półtorej godziny oraz że należy jak najszybciej rozpocząć ewakuację pasażerów i załogi podkreślając przy tym wagę każdej minuty. Kolejną tajemnicą jest zatem opieszałość kapitana po usłyszeniu wyroku konstruktora Titanica. Nawoływanie o pomoc sygnałem CQD/SOS rozpoczęto dopiero po przeszło trzydziestu minutach od uderzenia w górę lodową. Dopiero czterdzieści pięć minut od zderzenia rozkazano przygotować szalupy i umieszczać w nich kobiety i dzieci. 15 minut później została wystrzelona pierwsza biała rakieta, która powinna być koloru czerwonego, co być może miało konsekwencje, iż przepływający w pobliżu statek Californian nie przybył na pomoc tonącemu Titanicowi. 15 kwietnia o godzinie około 2:20 Titanic zniknął w wodach Atlantyku, zabierając ze sobą około 730 istnień ludzkich. Katastrofę przeżyło około 1500 osób, ale nie dla wszystkich ocalałych przeżycie katastrofy oznaczał koniec tragedii.
Fatum ciążące na uczestnikach rejsu Titanica.
Kapitan Edward Smith nie przeżył katastrofy i wraz z dowodzonym przez siebie statkiem spoczął na dnie Atlantyku. Jego jedyna córka Helen, miała wówczas czternaście lat. Wychowywana przez matkę, wdowie po kapitanie Titanica po kilku latach wyszła za mąż i urodziła syna Simon oraz córkę Priscillę. Niestety Simon zginął w Drugiej Wojnie Światowej, a Priscilla zmarła na polio. Wdowa po kapitanie zaś została śmiertelnie potrącona przez taksówkę w 1931 roku. Dalsze losy samej córki Edwarda nie są znane. Domyślić się tylko można, że szereg splotów nieszczęść dotykających jej rodzinę, musiał odbić się negatywnie w każdej dziedzinie jej życia.
Jednym z kwatermistrzów na pokładzie Titanica był Richard Hichens. Doświadczony marynarz, który swą przygodę z wodami mórz i oceanów zaczynał, mając dopiero czternaście lat, a służąc na transatlantyku, był u szczytu swej kariery. Katastrofę przeżył, ale zdania na jego temat były podzielone, a nawet stawiano mu zarzuty, iż między innymi przez niego Titanic zatonął. Wkrótce po katastrofie jego małżeństwo rozpadło się, a sam Richard Hichens rozpił się, nie dając sobie rady z zarzutami, rozpadem małżeństwa i wspomnieniami. Próbując żyć w miarę normalnie, otworzył mały biznes. Podczas sporu o pieniądze postrzelił Harry'ego Henleya, za co trafił do więzienia na cztery lata. Odsiadując wyrok, próbował kilkakrotnie popełnić samobójstwo. Wkrótce po wyjściu z więzienia zmarł na statku towarowym jako trzeci oficer.
Obserwatorem, który pierwszy zauważył górę lodową, był Fred Fleet. Od dzieciństwa nie miał łatwego życia. Porzucony przez ojca i matkę spędził długie lata w rodzinach zastępczych. Kariera na wodach mórz i oceanów dawała mu nadzieję i rekompensatę ciężkiej przeszłości. Fleet katastrofę przeżył dzięki temu, iż powierzono mu odpowiedzialność za jedną z łodzi ratunkowych. Po śmierci żony, Fred... powiesił się.
Konstruktor Titanica Thomas Andrews niestety katastrofy nie przeżył, chociaż są relacje, iż proponowano mu miejsce w łodzi ratunkowej. Osierocił dwuletnią córkę Elizabeth Law-Barbour Andrews. Elizabeth nigdy nie wyszła za mąż. Jako pierwsza kobieta w Irlandii Północnej uzyskała licencję pilota. Niestety długo się nią nie nacieszyła. Zginęła na miejscu w wypadku samochodowych.
Jedenastomiesięczny Hudson Trevor przeżył katastrofę wyniesiony przez swoją nianię na pokład łodzi ratunkowej. Wkrótce po ukończeniu osiemnastego roku życia, zmarł z powodu zatrucia pokarmowego.
Katastrofę przeżył przywiązany do przewróconej łodzi ratunkowej, płk Archibald Gracie IV. Osiem miesięcy później zmarł od powikłań cukrzycy, a jego dwunastoletnia córka została zmiażdżona w paryskiej windzie w Hotelu de la Trémoille.
Jak wcześniej wspominałem, nigdy oficjalnie nie przeprowadzono badań dotyczących losów pasażerów, załogi oraz ich rodzin i bliskich pod względem nieszczęśliwych wypadków. Tych kilka przypadków to jedynie okruch naszej wiedzy, gdyż byli ludźmi bardziej znanymi lub członkami załogi. Nigdy nikt nie badał pod tym względem losów pasażerów trzeciej klasy i zapewne nikt nigdy już tego nie dokona. Co można sądzić na podstawie tych kilku epizodów? Przypadek? Klątwa? Może klątwa jest zbyt pochopnym określeniem, ale jednak coś w tym jest. Warto również byłoby zbadać, choć po tak długim okresie to już niemożliwe, czy ktokolwiek z pasażerów miał przed rejsem jakieś złe przeczucie, które chciało go uchronić od przeznaczenia, co szerzej zostało omówione w notce Przeczucia i Przeznaczenie.
Ten statek musiał zatonąć, żeby powstał film! ;P
OdpowiedzUsuńEwentualnie, by treść powieści "Futility" autorstwa Morgana Robertsona, miała odzwierciedlenie w rzeczywistości. Powieść wydana została w 1898 r., i opowiada o potężnym statku pasażerskim zbudowanym w Anglii, nazwanym Titan, który uważany jest za niezatapialny i nie ma na nim wystarczającej liczby łodzi ratunkowych. W czasie jego podróży, w kwietniu, uderza w górę lodową i tonie na północnym Atlantyku. Podobieństwo do Titanica jest zadziwiające.
Usuń