Oficjalnie wszyscy znamy historię krajów Ameryki Łacińskiej przed ich zniewoleniem przez Hiszpanię i Portugalię. Imperium Inków słynie z doskonałej znajomości chirurgii, rolnictwa, astronomii czy architektury, ale jednocześnie uznaje się, że Inkowie nie znali pisma i koła. Czy taka kolizja nie tworzy swoistego paradoksu?
Technologia prekolumbijska |
Skoro zaczęliśmy od prymitywnych Inków oficjalnie nadal uznawanych za analfabetów, sprawdźmy dokonania kultury, która rzekomo nie znała jeszcze koła. Nadmienić tu jednak należy, iż Inkowie byli przedstawicielami najmłodszej kultury Ameryki Łacińskiej, co jest jednoznaczne, z tym że w świetle naukowego stereotypu, powinni być najmądrzejszą kulturą tuż sprzed europejskiej gorączki rabunku złota na masową skalę. Rozwój wszak idzie w parze z czasem, a skoro Inkowie byli analfabetami, to ich przodkowie, lub poprzednicy, bo jedno z drugim nie musi się wiązać, musieli wykazywać się iście niewyobrażalną prymitywnością. Jak na ironię losu nas najbardziej będzie interesowała technologia tych najprymitywniejszych. Oczywiście nie grzeszę ironią, ale moimi atrybutami obronnymi są fakty, prawda i trzeźwe myślenie.
Odkrycie Machu Picchu przypisywane jest amerykańskiemu uczonemu, profesorowi Uniwersytetu Yale’a, Hiramowi Binghamowi, który trafił tam wraz ze swym przewodnikiem Melchorem Arteaga dopiero w 1911 r. Kłamstwo po raz pierwszy, bowiem niemiecki przedsiębiorca Augusto Berns, eksplorował Machu Picchu już w 1867 r., a miasto jest zaznaczone na mapach już od roku 1874. Istnieją też dokumenty świadczące o tym, że Augustin Lizarrag zwiedzał Machu Picchu w roku 1902. Dlaczego zatem przypisano kłamliwie miano odkrywcy Binghamowi? Odpowiedź jest prosta – wyprawę Binghama finansował Uniwersytet Yale i National Geographic z nastawieniem na rozgłos, sukces, zysk i... potrzebę napisania historii nie jaka zaistniała, ale jaką chciano napisać i rozpowszechniać. Świat przepełniony jest tego typu ewenementami, jak chociażby odkrycie Ameryki przez Europejczyków pomijając fakt, że wikingowie dotarli tam wieki wcześniej, patenty Edisona, który faktycznie był tylko cwanym biznesmenem kradnącym pomysły swoich pracowników, selekcjonowanie i niekiedy fałszowanie starych tekstów dla wygody i na korzyść Kościoła itd. Ale to już inny temat.
Cuzco |
Oficjalnie uznaje się, że Machu Picchu wybudowano w 1450 r., co jest na tyle wątpliwe, że można taką informację wrzucić na półkę z kłamstwem odkrycia miasta przez Binghama. Dlaczego? Dlatego, że badania metodą radiowęglową wykazały, iż niektóre elementy miasta są starsze nawet o tysiące lat. Jakby tego było mało hiszpański prawnik i kronikarz Fernando Montesinos, który podróżując po Peru w XVII w., zbierał opowieści Inków z epoki przed barbarzyńskim najazdem Hiszpanów, podaje, że początki cywilizacji Inków sięgają około 950 roku p.n.e. Mamy zatem stare kroniki, w których Montesinos podaje szczegóły z chronologią władców podparte najnowszymi badaniami archeologicznymi, i... stanowczy głos ortodoksyjnej nauki mówiący, że imperium Inków trwało niespełna 200 lat. Machu Picchu o tyle jest ważnym w tym przypadku miejscem, gdyż Hiszpanie nigdy nie odnaleźli tego miasta, więc niczego nie mogli tam zniszczyć. A co mieli do zniszczenia? Może dowody wysoko rozwiniętej cywilizacji?
Głównym budulcem Machu Picchu jest twardy granit (7 w skali Mohsa), który jest niezwykle trudny w obróbce nawet przy dzisiejszej technologii. Warto tu przypomnieć, że Inkowie mieli nie znać koła i pisma. A jednak nie przeszkodziło im to w wycinaniu twardego granitu w doskonale równe linie i składaniu nawet 50 tonowych bloków w taki sposób, że nawet dzisiaj po burzy czasu nie da się w szczeliny wsunąć żyletki. Ponadto z nieznanych powodów zazwyczaj nie wycinali granitowych brył w równe bloki, ale dopasowywali je do siebie, stosując wieloramienne bryły. Jak tego mogli dokonać bez obliczeń, projektów, nie bojąc się nawet powiedzieć rysunków technicznych? Nie mogli, bo nie znali pisma i nawet koła. Tymczasem w Machu Picchu znajdujemy schody idealnie wycięte z jednej ogromnej bryły granitu. I wcale nie małe schody, bo o ponad stu stopniach. Co na to konserwatywna nauka? Skały zostały prawdopodobnie wycięte za pomocą tak zwanej techniki drewnianego klina: wywiercono w skałach otwory i wkładano do nich mokre drewniane kliny. Następnie konstruktorzy czekali, aż mokre drewniane kliny zamarzną. Lód o większej objętości niż woda wymusza na skale tworzenie się szczelin. Uwielbiam Latający Cyrk Monty Pythona, ale niestety wysiada on przy latającym cyrku konserwatywnej nauki. A jak wytłumaczyć uzyskanie idealnie gładkich powierzchni taką metodą oraz wieloramiennych brył, które musiały być dopasowane perfekcyjnie do sąsiadujących? Odpowiedzi brak.
Brama Słońca |
Odwiert, ale czym? |
Zagadkowo przedstawia się także sprawa z tajemniczym Puma Punku w Boliwii, który znajduje się na wysokości około 3800 m n.p.m. Położenie obiektu jest bardzo istotne, bowiem w centralnym miejscu Puma Punku wznosiła się Brama Słońca, stojąca na ważącej 131 ton płycie z czerwonego piaskowca o wymiarach 7,81 × 5,17 × 1,07 m. Cała konstrukcja, ważąca około 450 ton składała się z wielu ściśle spasowanych monolitów o skomplikowanym kształcie, wymagającym stosowania wiedzy z zakresu geometrii wykreślnej. Boliwijski archeolog, naukowiec i historyk Arthur Posnanksy na podstawie orientacji astronomicznej przy uwzględnieniu zjawiska precesji obliczył, że budowla mogła powstać nawet 15 tysięcy lat temu. Grupa konserwatywnych naukowców trzymających władzę twierdzi jednak, iż nie jest to możliwe, podając wiek VI n. e., jako ostateczna granica narodzin budowli, a budowniczy mieli być równie prymitywni co w przypadku Machu Picchu. W porządku, ale w takim układzie powstaje pewna technologiczna kolizja. Nikt nie jest w stanie powtórzyć cudów budowlanych Puma Punku bez użycia dzisiejszych, nowoczesnych narzędzi, zwłaszcza że pewne elementy z charakterystycznymi wcięciami i otworami nie mogły powstać dla ozdoby, ale miały swoje przeznaczenie. Tu już nie tylko nie można się obyć bez wysoko rozwiniętej technologii, ale również nie jest możliwe, by powstało coś takiego bez perfekcyjnej wiedzy inżynierskiej. Wracając do masy elementów budowlanych o astronomicznej wadze. W tym przypadku jest pełna zgoda, iż budowniczowie dostarczali go z terenów w pobliżu jeziora Titicaca, odległego o 15 km od zabytku. Kto i w jaki sposób transportował tak masywne głazy? Kto zaprojektował tak skomplikowane elementy? Jaką technologią tak precyzyjnie obrabiano budulec? Labirynt pytań, a drogi do odpowiedzi brak.
Brak też odpowiedzi, w jaki sposób prymitywni mieszkańcy Ameryki Łacińskiej wykonali tak precyzyjne przedmioty, jak kryształowe czaszki lub figurki samolotów ze złota. O gigantycznych rysunkach na płaskowyżu Nazca, które widziane są jedynie z lotu ptaka, ewentualnie samolotu, już nawet nie wspominam. Cóż... mamy dwa wyjścia: oficjalnie uznajemy, że wpajana nam historia jest kłamstwem i piszemy ją od nowa, albo... dalej udajemy, że wszystko jest w porządku.